# Weryfikacja przepowiedni, czyli dziennik czasu plagi

Kiedy w zimowe ferie szkolne tradycyjnie gościliśmy się u przyjaciół i 
zapamiętale piłowaliśmy deski, przyszłość nasza rysowała się z grubsza 
jasno i prosto: czekały nas kolejne dekady beznadziejnie niespiesznego, ale 
też beznadziejnie nieuchronnego bogacenia się.

Wyjaśnię pokrótce: otóż kiedy specjaliści prezentują nam mądrze 
wyglądające cyferki opisujące stan i przemiany w gospodarce, ukazują przede 
wszystkim jeden, dość popularny wskaźnik - tak zwane **tempo wzrostu**. Tak, 
wzrostu. Tempo. To znaczy ten wskaźnik mówi nam, jak szybko rośnie. Nie pada 
pytanie o to, czy rośnie, czy maleje (rzadko - wtedy mówią o wzroście 
ujemnym), czy może stoi (też rzadko - wtedy mowa o stagnacji lub wzroście 
zerowym)? **Nie, my się pytamy, jak szybko rośnie.** I dalej prawią, że 
Chiny rosną najszybciej, potem jakieś jeszcze państwa, a gdzieś tam po 
drodze kraj nasz kochany, czyli Polska. I wszystkim rośnie. Znakiem tego 
wszyscy, powolutku, ale nieuchronnie, się bogacimy. Oczywiście, niektórzy, 
co bardziej ryzykownie sobie w biznesie i w życiu poczynają, bogacą się 
znacznie szybciej, niż wskaźnik obrazuje. Ale też czasem bankrutują, czyli 
nagle biednieją. Ale, ponieważ jednak wszystkim w ogólności rośnie, to za 
jakiś czas znowu są bogaci, jeszcze bogatsi niż wprzódy.

A zatem wizja, jaka się nam rysowała przed oczyma, gdy piłowaliśmy, 
frezowaliśmy i cudowaliśmy, wyglądała nudno, ale dość bezpiecznie. 
Kolejne samochody, kolejne pary butów, nowe smartfony, mody i choroby 
cywilizacyjne. I coraz więcej dyskusji o uprawnieniu jakichś tajemniczych 52 
płci społecznych do czegoś tam, ile można mieć mam, a ile tatów, o 
obowiązku przyjmowania imigrantów z krajów, w których ludziom rośnie 
wolniej niż u nas, jakieś komunistyczne brednie o podatku progresywnym, 
zbawieniu ubogich przez urzędnicze rozwiązania i takie tam urastające do 
rangi poważnych tematów, którymi trzeba się zajmować w prajm-tajmie, w 
dziennikach i na pierwszych stronach gazet. Bo już od tego dobrobytu ludziom 
się w głowach zaczęło przewracać. Atmosfera przypominała wiejskie wesele 
tuż przed północą, przed oczepinami: niby już wszyscy nażarci po 
gardłodziurki, niby już i wódy po trosze mają dość, robi się jakby 
sennie i leniwie, ale wszyscy wiedzą, że ktoś w końcu nie wytrzyma i 
zacznie się bić, zaraz dostaje w ryja od sąsiada i zabawa zacznie się na 
nowo. Reszta z okrzykiem radości rzuci się do młócki, baby będą 
piszczeć, że niby ze strachu, zachwycone, że coś się dzieje... Ale po 
chwili energia zostanie rozładowana i wszyscy wrócą do jedzenia, picia i 
spokojnych dyskusji o polityce. W społeczeństwie jednakowoż takie 
rozładowanie energii objawia się i kończy zwykle jakimś poważnym 
wstrząsem, kryzysem politycznym, czasem gospodarczym, zamachem stanu, 
rewolucją...

No cóż, tym razem obeszło się. Przyszedł leśniczy i wygonił z lasu nas i 
Niemców.

## Dziennik czasu plagi

Coś tam przecież mówili, że w Hubei zaraza, ale kto by się tam 
przejmował? W Chinach co i raz coś takiego się zaczyna. W zasadzie co roku 
wybucha tam jakaś zaraza z potencjałem na powalenie całego świata... 
Wreszcie jednak przyszła jakaś i do nas. I powaliła. I nagle, niemal z 
tygodnia na tydzień, cały nasz misterny plan się zawalił. Specjaliści 
(tzn. mieniący się specjalistami) prognozują kryzys, jakiego świat dawno 
już nie widział. Właściwie, dopokąd nie splunąć, czai się pułapka.

### Proste krzywe czyli programowanie rzeczywistości

Chciałbym tutaj wrzucić **>>>LINK<<<[1]** do filmiku popełnionego przez 
anonimowego dla mnie jutubera Abacaba. Pokazuje w nim piękne krzywe przebiegu 
wszystkich większych epidemii, które wybuchły w XXIw. I w ten sposób 
ilustruje problem współczesnych, wykształconych m.in. Europejczyków: są 
chyba niedokształceni. Ich edukacja względem zrozumienia przebiegu funkcji 
zatrzymała się gdzieś w połowie drogi - doskonale rozumieją intuicyjnie, 
co to jest stan i jak się go opisuje. Ale mają problem z mniej intuicyjnym 
procesem. Proces trudniej uchwycić wyobraźnią, bo zawsze to, co obserwujemy, 
należy albo do przeszłości, albo do przyszłości. Czyli jest albo już 
nieaktualne, choć zapamiętane, albo wciąż niepewne, zaledwie wyobrażone.

=> https://www.youtube.com/watch?v=n4no04822NQ 1: 
https://www.youtube.com/watch?v=n4no04822NQ

Jutuber tymczasem umieszcza obok siebie - w krótkich odstępach czasu - dwa 
wykresy liczby zgonów: kumulacyjny (bardziej intuicyjny) oraz dzienny (mniej 
intuicyjny). I widzimy jak wół u karety, na czym polega problem naszych 
rządzących - dlaczego podejmują tak dramatyczne decyzje, dlaczego wolą 
zaryzykować naszą pomyślność gospodarczą, byle nikt im nie zarzucił, 
że nie troszczyli się o życie ludzkie.

Epidemia (w zasadzie już pandemia) koronawirusa dobiega dopiero do 100 dni 
(może już przekroczyła, ale niewiele). Tymczasem pierwsza (na razie) pod 
względem śmiertelności w XXIw. świńska grypa swój szczyt osiągnęła 
dopiero około pięćsetnego dnia. Szczyt na wykresie kumulacyjnym - potem 
krzywa się wypoziomowała, co oznacza, że przestało przybywać zgonów. Co 
daje się potem zauważyć na wykresie dziennym.

=> ../../images/2020-03-30-covid/covid1.jpg YT-krzywa dzienna zgonów [IMG]

Ale obserwując krzywą kumulacyjną dziennych zgonów widzimy, że w przypadku 
aktualnej pandemii przybywa ich o niebo szybciej niż w wypadku jakiejkolwiek 
wcześniejszej epidemii. I wygląda na to, że nie ma tutaj istotnego znaczenia 
(na razie), że wskaźnik śmiertelności (czyli liczba zgonów wobec liczby 
chorych) utrzymuje się na dość niskim poziomie. Bo zgonów bardzo szybko 
przybywa i szybko rośnie dzienna liczba zgonów. Bierze się to oczywiście 
stąd, że przybywa też szybko samych chorych.

=> ../../images/2020-03-30-covid/covid2.jpg YT-krzywa dzienna zgonów dzień 
159 (świńska grypa) [IMG]

Na razie umiera względnie niewielu (w przeliczeniu na milion obywateli, w 
Polsce to wciąż poniżej obywatela dziennie). Ale codziennie umiera ich o 
wiele więcej. Filmik opublikowano z danymi sprzed 20 marca. Dziś już 
jesteśmy po spełnieniu się przepowiedni, że 24 marca osiągniemy dzienną 
liczbę zgonów równą tej z okresu epidemii świńskiej grypy. 
**Ponieważ aktualnie tempo wzrostu *tu: zachorowań* wynosi dziś ok. 17%, w 
przyszłym miesiącu suma zgonów na świecie może przekroczyć milion. Za dwa 
miesiące będzie to 80 milionów. Oznacza to, że za kilka miesięcy, jeżeli 
trend się utrzyma, umrze większość ziemskiej populacji ludzkości (na 
Międzynarodowej Stacji Kosmicznej jeszcze nie stwierdzono przypadków 
koronawirusa)...**

=> ../../images/2020-03-30-covid/covid3.jpg YT-krzywa dzienna zgonów dzień 
539 (świńska grypa) [IMG]

To się nazywa ekstrapolacja! Tylko że to nie ekstrapolacja, a krzywa 
kumulacyjna zgonów na świńską grypę. Trochę po lewo jest grzywa 
kumulacyjna zgonów na Cov-2. Na razie nie dorasta do pięt. Ale zwróćmy 
uwagę na fakt, że wypuszcza dziubek ponad masę innych epidemii znacznie 
wcześniej niż którakolwiek przed nią...

Tak czy owak opisana przeze mnie wyżej ekstrapolacja (czytaj: przepowiednia) 
oczywiście się nie spełni. A dlaczego - będzie trochę niżej.

=> ../../images/2020-03-30-covid/covid4.jpg YT-krzywa dzienna zgonów całość 
zarazy (świńska grypa) [IMG]

Matematycy i statystycy wskazują, a epidemiolodzy im basują, że oczywistą 
oczywistością zatem trend ten się utrzymać nie może. Podchodzimy już do 
szczytu dziennego wzrostu zachorowań i możemy oczekiwać, że za chwilę 
odnotujemy wzrost ujemny (jak ja lubię takie sformułowania!), czyli spadek 
dziennej liczby zgonów.

=> ../../images/2020-03-30-covid/covid5.jpg YT-krzywa dzienna zgonów Covid 
ekstrapolowana [IMG]

W każdym razie najpóźniej w ciągu czterech miesięcy, inaczej prawie 
wszyscy wymrzemy...

#### Typowy problem ekstrapolacji

To jest typowy problem ekstrapolacji. Jest uproszczonym modelem, który 
zakłada, że nie ma innych czynników poza wrzuconymi do wykresu. Znakiem tego 
liczba zgonów rośnie sobie *ad infinitum*, aż zaczyna być ich tak wiele, 
że ludzkość znika z mapy świata. A przecież wiemy dobrze, i te wskaźniki 
ulegają tylko niewielkim poprawkom w miarę gromadzenia coraz więcej danych, 
że 20% zarażonych wymaga pomocy lekarskiej, ok. 15% hospitalizacji, kilka 
procent wymaga wsparcia maszynami na OIOMie i wreszcie nominalnie (przy 
sprawnie działającym systemie ochrony zdrowia) ok. 0,5% musi umrzeć w 
efekcie Cov-2. Czyli liczba zgonów tak czy owak nie może przekroczyć 40 
milionów w skali świata.

Ponieważ jednak widzimy, jak się rzeczy mają we Włoszech i Hiszpanii, 
powiększmy maksymalną liczbę zgonów do 100 milionów w skali świata - 
większość krajów ma systemy ochrony zdrowia mimo wszystko gorzej 
działające niż kraje europejskie. A w takiej sytuacji zgony nawet wywołane 
innymi przyczynami przecież mają swoją przyczynę w fakcie, że nie 
wystarczyło dla kogoś respiratora, bo kierowany aktualną modą na COVID 
system przekierował je dla zarażonych nową chorobą. Czyli może umarłeś 
na zwykłe zapalenie płuc, ale gdyby nie COVID, to byś raczej nie umarł.

W pewnym momencie wirus wyczerpie możliwości zwiększania prędkości 
zabijania, aż to powinno wyhamować do zera. Czyli liczba zgonów powinna się 
ustabilizować, nie rosnąć. I dopiero potem możemy oczekiwać odwrócenia 
trendu, czyli spadku dziennej liczby zgonów.

To jeszcze nie oznacza spadku liczby chorych, a jedynie, że będzie ich 
wolniej przybywać. Ale jeżeli spadek liczby zachorowań i zgonów się 
utrzyma, to wkrótce zacznie się wypłaszczać też wykres kumulacyjny. W 
przypadku świńskiej grypy nastąpiło to po około 500 dniach od stwierdzenia 
(zresztą też ekstrapolacyjnie odliczając wstecz) przypadku numer jeden. 
Przypomnijmy, że na razie minęło ledwo co ponad 100 dni. Stąd w mediach 
możemy znaleźć rozważania, że pandemia będzie nas dotyczyć jeszcze w 
przyszłym roku. Wystarczy wziąć dane ze świńskiej grypy i przystawić do 
obecnej sytuacji.

*Dopisek 31 marca: podobno już daje się zaobserwować spadek wzrostu liczby 
zgonów dziennie. Czyli dobra nasza!*

### Jakie mamy z tego szybkie wnioski?

1. Ludzkość nie zdąży na czas opracować skutecznej szczepionki na 
COVID-19. Musi sobie poradzić zatem metodami mechanicznymi. Znanymi z grubsza 
jeszcze w starożytności. I to właśnie robi. Czyli izoluje.
2. Wskaźnik wzrostu liczby zgonów, choć całość dynamiki tej epidemii 
wciąż niektórym przypomina grypę sezonową, jednak znacznie przekracza 
dotychczasowe doświadczenia - to, że nie uświadamiamy sobie tego, to tylko 
dlatego, że bomby wciąż padają chaotycznie na dużych obszarach, a jeżeli 
bombardowanie się kumuluje (jak w Lombardii, a za jakiś czas zapewne i 
aglomeracji warszawskiej), to zwykle gdzieś daleko od nas.
3. Obserwujemy właśnie, jak mistyczna i mityczna Natura metodą chaotyczną, 
prób i błędów, wyprodukowała cuś (bo podobno to nie jest istotka żywa, 
czyli stworzonko), co okazało się sprytniejsze od ludzkich systemów 
biurokratycznych. A to przecież się nie udaje nawet najinteligentniejszym 
ludziom!

#### Własne obliczenia

Pozwoliłem sobie sprawdzić dane, z których korzysta większość mapek 
publikowanych w Internecie[2]. **Dane dla całego świata, nie dla Polski**.

=> https://www.worldometers.info/coronavirus/coronavirus-death-toll/ 2: 
https://www.worldometers.info/coronavirus/coronavirus-death-toll/

=> ../../images/2020-03-30-covid/covid-zgony.png LO-krzywa kumulacyjna i 
dzienna zgonów [IMG]

Ze sporządzonych przeze mnie (a właściwie LibreOffice[3]) wykresów wynika, 
że odsetka dzienna zmiany liczby zgonów (druga pochodna) utrzymuje się w 
pobliżu wartości 1, czyli czasem nieznacznie rośnie, czasem nieznacznie 
maleje. A jest to dość istotny wskaźnik, bowiem pokazuje, czy rośnie 
prędkość wzrostu dzienniej liczby zgonów. Zanim zacznie nam spadać dzienna 
liczba zgonów, najsampierw musi zacząć spadać wzrost dziennej liczby 
zgonów.

=> https://pl.libreoffice.org/ 3: https://pl.libreoffice.org/

Czyli być może prawdą jest oświadczenie Ministra Zdrowia, że już 
zbliżamy się do szczytu. Może.

#### Adekwatność środków zaradczych ministra Szumowskiego

Minister dość wcześnie zdołał przekonać Naczelnika o konieczności 
wdrożenia tzw. Narodowej Kwarantanny. I z punktu widzenia rozwoju liczby 
zachorowań (o ile metodyki pomiaru w różnych krajach są wystarczająco 
podobne), to się sprawdza.

=> ../../images/2020-03-30-covid/covid4-plot.png krzywa na wykresie w skali 
logarytmicznej [IMG]

Linia dla Polski znajduje się znacznie poniżej krzywych innych krajów. A że 
skala na wykresie jest logarytmiczna, to różnica ta jest większa, niż się 
na pozór wydaje. Czyli z punktu widzenia walki z wirusem znaleźliśmy się we 
właściwym punkcie Wszechświata.

### Giełdowe naczynia połączone

Uczyli, że rynek to taki zespół naczyń połączonych. Kto pamięta lekcje 
fizyki z podstawówki, ten wie, że to oznacza, że jeżeli w jednym naczyniu 
ubywa, to w drugim (nie ma bata!), w trzecim, entym lub jakimś innym, ale musi 
przybywać! A ostatnio solą nam informacje giełdowe, z których jasno wynika, 
że gospodarka to raczej wanna, z której ktoś wyciągnął korek!

Tak prezentują się giełdy, stan na wtorek 24 marca, godz. 9.20:

* Polska minus 25,92%
* USA minus 30,64%
* Niemcy minus 34,28%
* Francja minus 32,42%
* Wielka Brytania minus 38,07%
* ...

Jedni wołają "Tragedia! Polsce ubywa, co robić, ratunku!". Drudzy wołają 
"Nie ma strachu! Nam ubywa wolniej!". Ale jakoś nikt nie pokazuje, komu w tym 
czasie przybywa? Ha? Dokąd wyciekają te niezliczone dolary, o które maleje 
wartość spółek giełdowych na całym świecie?

Bo pamiętajmy, że aby wartość akcji spółki trochę spadła, wystarczy, 
że posiadacze tych akcji zgłoszą chęć ich sprzedaży. Ale kiedy spadną 
już dość, pojawia się ktoś taki jak np. Warren Buffett, który za bezcen 
zaczyna to wszystko skupować - zatrzymuje spadek wartości na niskim poziomie, 
dopóki nie skupi w swoich rękach akcji i w ten sposób władzy. Ale przecież 
aby skupić, musiał wydać pieniądze.

Może też tak być, że żaden bufet się nie pojawi. Co wtedy? Wtedy 
wartość akcji sobie po prostu spada, akcjonariusze rwą włosy z głowy, bo 
wczoraj byli bogaci, a dziś przyjdzie im pójść z torbami. Ale te akcje 
dalej pozostają ich własnością (skoro nikt ich nie chciał kupić), a 
kiedyś tam ich wartość zacznie rosnąć. Chyba, że spółka postanowi się 
rozwiązać i zbankrutować. Ale przecież nie musi.

Wszystko to dlatego, że w rzeczywistości mamy do czynienia z procesami, a nie 
ze stanami. Próbujemy to szatkować na kawałeczki (nazywa się to analizą) i 
oglądać każdy z nich osobno, jakby był jedyną i niezmienną częścią. 
Ale w rzeczywistości pieniądze wciąż płyną, a w tym czasie a to 
nabierają wartości, a to ją tracą.

Czyli zatem być może, owszem, dalej możemy myśleć, że gospodarki i 
giełdy to naczynia połączone - ale system wypełniony jest nie płynem o 
niskiej ściśliwości, tylko gazem? Kiedy podgrzany, gaz się rozpręża i 
wydaje się, że jest go dużo. Ale kiedy strach pada na inwestorów, ruch się 
zmniejsza, a zatem gaz się schładza - i zaczyna się go robić mniej.

Pytaniem wartym Nagrody Nobla wciąż pozostaje: czy jest to układ zamknięty 
(a zatem wystarczy znowu podgrzać i będziemy się cieszyć złudzeniem 
luksusu), czy jednak otwarty? A jeżeli to drugie, to dokąd wycieka ten gaz 
(czyli pieniądze)?

#### Zło to złoto

A jeszcze jedną tajemnicą onego mistycznego rynku pozostaje kwestia kursu 
złota. Uczyli, że jak się robi gorąco, to rośnie cena złota, bo 
inwestorzy tezauryzują środki, aby przeczekać ciężkie czasy. Każdy może 
sobie sam prześledzić[4], jak wyglądała cena tego boskiego kruszcu na 
przestrzeni lat. I zobaczymy, że np. po ataku na WTC inwestorom nie drgnęła 
powieka. Kryzys roku 2008 spowodował wzrost cen złota, ale szczyt 
osiągnęło to około roku 2012, kiedy było po ptokach. Potem nieco spadło, 
ale tak jakby wzniosło się na nowy poziom i tam pozostało. Teraz znowu ceny 
wzrosły - ale na razie nieznacznie. W kursie dolarowym nie dotarło jeszcze do 
poziomu z roku 2012.

=> 
https://www.mennica.com.pl/produkty-inwestycyjne/analiza-rynku-zlota?tab=1&amp;d
ateFrom=30.12.1999&amp;dateTo=24.03.2020 4: 
https://www.mennica.com.pl/produkty-inwestycyjne/analiza-rynku-zlota?tab=1&amp;d
ateFrom=30.12.1999&amp;dateTo=24.03.2020

Dotychczas złoto uważano za dobry wskaźnik nastrojów inwestorów, a zatem 
metodę przepowiadania pogody w gospodarce. Z aktualnego ruchu na rynku nie 
wynika panika, którą raportują z giełd akcyjnych. Może nie będzie aż tak 
strasznie?

Kto to rozumie?

## Czyli z przepowiedni wyszła dupa blada

Bo co tu więcej powiedzieć? Przepowiadałem, że w zasadzie nic się nie 
zmieni, te same sztuczki świat będzie powielał, jak od lat. A tu powiał 
tzw. Wiatr Karmy i nagle wszystkie układy figur na szachownicy przestały 
mieć znaczenie. Cała gospodarka świata znajduje się pod wielkim znakiem 
zapytania. A jak gospodarka się trzęsie, to zaraz ci psychopaci, którym 
pozwalamy sobą rządzić, wymyślają jakieś wojny. A jak już wojna, to 
znowu dorywają się inni psychopaci, którzy normalnie wyżywają się w 
zabawie żołnierzykami na poligonach - ci zaraz odpalą jakąś bombkę, 
atomówkę, a może gazówkę... No, nie wygląda to dobrze.

Tym bardziej, że przecież wciąż mówimy o pianie na fali: generalnie to 
przecież maszyny nie zardzewieją, produkcja tak zupełnie się nie zatrzyma, 
biznes jakoś będzie się kręcił. Po prostu większość z nas znowu 
będzie musiała zapomnieć o wakacjach na Bora-Bora.

O swobodnym zwiedzaniu świata zresztą prawdopodobnie możemy zapomnieć na 
dłużej: dopóki systemy opieki zdrowotnej nie uporają się z tym wirusem, 
rządy będą podtrzymywać blokadę podróży mało koniecznych. Patrz wyżej 
- zajdą pewne przetasowania na rynkach, także z tego powodu.

Ciekawe, co z tymi imigrantami zwanymi przez niektórych uchodźcami. Aktualnie 
nawet oni wycofali się znad greckiej granicy. Albo zostali wycofani przez 
tureckie wojsko. Zobaczymy.

Nie mniej interesujące, jaka przyszłość czeka tych rewolucjonistów od 
genderu, obowiązkowego homoseksualizmu dla wszystkich i innych takich 
pomysłów. Generalnie obniżenie stopy życiowej, spodziewam się, skieruje 
poglądy społeczne w stronę bardziej konserwatywną, więc nie wróżę im 
takiej kariery, jaką cieszyli się jeszcze do niedawna.

Tak czy owak najbardziej będzie nas martwić stan portfela. Jak to powiedział 
pewien mądry człowiek, z którym nie zawsze się zgadzam[5]: **Najgorsze to 
zmarnować dobry kryzys**. Niektórzy zrobią na nim dobry interes i nie 
będzie takich mało. Inni odmienią swoje życie na lepsze, odbiją się od 
denka. Ale będą też tacy, którym się nie powiedzie. Jak to w życiu. 
Niestety, w najlepszej sytuacji znajdować się będą ci, którzy jednakowoż 
coś tam w życiu uciułali, coś mają, nie tylko pieniądze (bo pieniądze w 
życiu to nie wszystko, jak wiemy), ale też nieruchomości, złoto, klejnoty, 
akcje i dzieła sztuki. Oni będą mogli jakoś się do kryzysu dostosować, 
zainwestować swoje środki w nowe kierunki biznesu, spaść na cztery łapy. 
Nam, niezliczonym rzeszom prekariuszy, odliczającym dni do pierwszego, pilnie 
spłacającym kredyt, pozostaje tylko trening Trzeciej Paramity: 
cierpliwości[6]. Bo wichry wydarzeń będą nas porywać i rzucać na fale 
przemian, a nam tylko pozostanie walczyć, aby nie utonąć. Cierpliwie znosić 
dopusty boże i czekać na odmianę losu. Bo jak nic nie masz, to też nic nie 
możesz.

=> https://www.youtube.com/watch?v=wQWfgHOArvM 5: 
https://www.youtube.com/watch?v=wQWfgHOArvM
=> 
https://pl.wikipedia.org/wiki/Paramita#Cierpliwość_w_znoszeniu_nienawiści,_kr
zywd_i_niewdzięczności_innych_istot 6: 
https://pl.wikipedia.org/wiki/Paramita#Cierpliwość_w_znoszeniu_nienawiści,_kr
zywd_i_niewdzięczności_innych_istot

Z rozmów z ludźmi mądrymi wynika, że aby przetrwać najbliższe dwa lata. 
Potem stopa życiowa znowu zacznie się poprawiać, ile by nie spadła 
wcześniej przez ten czas. A jak się zacznie poprawiać, to ludziom te różne 
pucze, zamachy stanu i inne takie z głowy szybko wywietrzeją.

Pytanie tylko wciąż otwarte pozostaje: w jakim świecie obudzimy się za dwa 
lata?


📅 wto 31 marca 2020


=> ./index.gmi ↩ Index (Strona główna)

=> ./category/z-poziomu-podlogi.gmi 📁 Z poziomu podłogi
=> ./tag/zpodlogi.gmi #Zpodlogi
=> ./tag/polityka.gmi #polityka
=> ./tag/eko-nom.gmi #eko-nom
=> ./tag/przydum.gmi #przydum
=> ./tag/obyczaje.gmi #obyczaje