# O pszczołach mongolskich

Dyskusje na ten temat ciągle trwają. I nie tylko na polu pszczelarskim. 
Pszczelarze są, po prostu, jak to powiedział Randy Oliver na jednym ze swoich 
wykładów, *deviation from the norm*. Czyli odchyłem od normy. Przejmują 
się sprawami, które reszta świata ma w głębokim poważaniu. Czyli podobnie 
jak filateliści, żeglarze, obrońcy tajemniczych płaskorzeźb z Mount 
Rushmore...

Skoro jednak przedwiośnie się zbliża i trzeba się wreszcie wziąć za 
robotę, to może sobie trochę podywagujemy? Czemu nie?

O co chodzi z tym zazdrośnie przeciąganym pojęciem *pszczelarstwo 
naturalne*? Co w nim jest naturalne?

Przyszła mi na myśl ostatnio nowa analogia. Ale zazębiona ze starą. I wcale 
nie tak ostatnio. Nawet całkiem dawno... Opowiem od początku.

## Koniki mongolskie

Otóż wiadomo niektórym, że w odległej przeszłości stworzonka z rodziny 
*Equidae*[1] zamieszkiwały dość rozległy obszar stepów i lasostepów 
rozciągający się od Morza Czarnego po Zatokę Meksykańską (o ile wówczas 
już była, bo czy o czymkolwiek możemy mówić, że było jeszcze zanim się 
o tym dowiedzieliśmy?). Zanim ludzie zasłużyli na swoją łacińską 
nazwę, osiągnęły już podobno wzrost półtora metra w kłębie. Na samej 
trawie!

=> https://pl.wikipedia.org/wiki/Koniowate 1: 
https://pl.wikipedia.org/wiki/Koniowate

Kiedy ludzkość podjęła swoją wędrówkę na Wschód (pierwszy wariant 
*Drang nach Osten*), skwapliwie żywiła się nimi, nie zwracając uwagi na 
fakt, że wcześniej wypadałoby je udomowić. I tak w Ameryce Północnej te 
sympatyczne zwierzątka wkrótce wyginęły (choć nie twierdzę, że z pomocą 
ludzi), a w Eurazji przetrwały na gigantycznej (choć tylko nieco większej od 
amerykańskiej Wielkiej Prerii) przestrzeni Azji Centralnej. Kilka tysięcy lat 
przed naszą erą plemiona koczujące przez jej przestwór i korzystające jak 
zwykle z mięsa ówczesnej odmiany koniowatych, czyli *Equus*, odkryli, że 
znacznie łatwiej jest pędzić stada trawożerców **przed** sobą, niż 
uganiać się **za** nimi po bezdrożach (niby różnica niewielka, ale 
jednak). Tak doszło do oswojenia, a wreszcie udomowienia koni, które najpierw 
hodowano dla mięsa tworząc z nich ogromne stada (znakomity magazyn 
żywności), osiągające pono nawet kilka tysięcy sztuk. Nomadom oczywiście 
zależało, aby rzeźne konie rosły duże i okrąglutkie, bo im większy koń, 
tym więcej mięsa (a jednocześnie wciąż słabo postrzegano kwestie zasady 
zachowania energii, a zatem i przepływu biomasy z trawy do koni, czyli 
związek między ilością trawy strawionej przez konie, a szybkością 
przyrostu masy tychże). Potem odkryto, że kotlety na kopytach mogą (oprócz 
przybierania na ciele) przecież nosić juki, a co przeszkadza im też czasem 
przetargać na *travois*[2] babcię, skoro już starowinka nie może chodzić? 
Dość już urosły, żeby poradzić sobie z takim zadaniem. Wreszcie 
koczownicy zrozumieli, że jeżeli na grzbiecie konia położy się kulbakę, 
to stadne i w gruncie rzeczy niezbyt bystre zwierzę zamieni się w wehikuł, 
który stępa idzie w tempie kłusa dorosłego mężczyzny, a jego kłus jest 
szybszy od sprintu. Tak narodził się koń współczesny, czyli *Equus 
caballus*.

=> https://en.wikipedia.org/wiki/Travois 2: 
https://en.wikipedia.org/wiki/Travois

=> https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/4/42/Mongolian-horse.jpg 
Konik mongolski - wszechstronna maszyna [IMG]

Ale w międzyczasie wydarzyło się coś, na co chciałbym zwrócić uwagę: 
otóż ludzie przemierzający stepy, nie siejąc i nie orząc, a jedynie 
przejmując władzę w stadach i dzieląc między siebie pastwiska, zdołali 
rozmnożyć konie ponad "przewidzianą przez naturę" miarę. Przejęli od 
zwierząt kwestię wyboru pastwisk, planowanie tras przemarszów, wyszukiwanie 
poideł, a wreszcie zaczęli je chronić przed licznymi amatorami koniny 
(rezerwując sobie wyłączność). Prawdopodobnie doszedł do tego popyt 
zewnętrzny, przecież duże, łagodne, samobieżne źródło mięsa, o bardzo 
małych wymaganiach paszowych (żre dokładnie to, co rośnie przy drodze) to 
świetny towar eksportowy: nie wymaga wozów do transportu, wręcz przeciwnie - 
jeszcze jeden pociągnie (tak zwaną *arbę*[3], dwukółkę towarową, 
pierwowzór rydwanu). Na targu można opylić towar, wóz i konia. Czysty zysk. 
A na drugim koniu wrócić na rodzinne stepy, targając za pazuchą woreczek ze 
złotem i szlachetnymi kamieniami...

=> https://sjp.pl/arba 3: https://sjp.pl/arba

=> 
https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/6/60/%D0%98%D0%BB%D0%BB%D1%8E%D1%
81%D1%82%D1%80%D0%B0%D1%86%D0%B8%D1%8F_%D0%BA_%D1%81%D1%82%D0%B0%D1%82%D1%8C%D0%
B5_%C2%AB%D0%90%D1%80%D0%B1%D0%B0%C2%BB._%D0%92%D0%BE%D0%B5%D0%BD%D0%BD%D0%B0%D1
%8F_%D1%8D%D0%BD%D1%86%D0%B8%D0%BA%D0%BB%D0%BE%D0%BF%D0%B5%D0%B4%D0%B8%D1%8F_%D0
%A1%D1%8B%D1%82%D0%B8%D0%BD%D0%B0_%28%D0%A1%D0%9F%D0%B1.%2C_1911_%D0%B3%D0%BE%D0
%B4%29.jpg Wstyd, że na polskiej Wikipedii nie ma hasła "arba"... [IMG]

Tu warto popaść w dygresję, że nazwa *Arabowie* nie przypadkiem brzmi 
podobnie do słowa *arba* (lub jej wariantów *arawa*, *araba*) - *Arab* to wg 
najstarszych inskrypcji po prostu koczownik. Ale jest jeszcze inne skojarzenie, 
z innej beczki: *arable land* oznacza "ziemia orna" po angielsku. Znakiem tego 
nie tylko my mamy co nieco na odwrót (tzn. angielskie *ara-* to w 
rzeczywistości nasze *ora-*, czyli "orać", ale pęd nadany skojarzeniom nie 
chce się łatwo zatrzymać, więc przychodzi mi na myśl łacińskie *ora et 
lab***ora**, z tym, że łacińskie *ora* ma raczej związek z *hora*, czyli 
naszym *chór*, a może i mongolskim *chuuraal*, po staromongolsku *kurultaj*, 
co dowodzi, że ałtajscy koczownicy musieli kontaktować się z 
indoeuropejczykami już w prehistorycznej przeszłości)...

Ale do rzeczy.

O co mi chodzi w tej analogii?

Otóż przede wszystkim o to, że oto mamy kolejny przykład zwierzęcia, 
które rozprzestrzeniło się na cały świat dzięki temu, że stało się 
niezwykle użyteczne dla ludzi. W tym czasie dało z siebie uczynić wprost 
setki ras, podras i odmian, o różnych cechach i użyteczności.[4] A na 
samych swoich rodzinnych stepach dało się pomnożyć, rozwinąć, 
powiększyć, przekształcić pod potrzeby, nie bardzo daleko, ale jednak, od 
swojego pierwotnego kształtu. Kto nie wierzy, niech popatrzy, czym różni 
się nawet konik mongolski od konika Przewalskiego. Konie przejęły wszelkie 
ciężkie prace od ludzi na długo przed tym, jak do tego celu wynaleziono 
maszyny. Ale nie wcześniej, niż wynalazek niewolnictwa.

=> https://pl.wikipedia.org/wiki/Kategoria:Rasy_koni 4: 
https://pl.wikipedia.org/wiki/Kategoria:Rasy_koni

## Jak to się ma do pszczół?

Znaczy, jak się mają konie do pszczół. Otóż tak się to ma, że 
zastanówmy się nad losem tych pięknych, łagodnych, użytecznych i przecież 
szlachetnych zwierząt (ciągle mam na myśli konie). W jak wielu klimatach 
żyją, jak wiele różnych ziół trawią, jakiego wspomagania od ludzi 
wymagają? Otóż łatwo zauważymy, że w wielu rejonach świata konie żyją 
dość swobodnie - czy to na stepach Mongolii i Kazachstanu, czy na 
brazylijskiej Pampie, tworzą stada, których życiem człowiek zawiaduje w 
dość ograniczonym stopniu - a jednak jakoś sobie radzą.

Tak samo się ma rzecz z pszczołami, też jakoś sobie radzą żyjąc w 
sąsiedztwie człowieka, nie koniecznie na jego pasiekach. Czy raczej radziły, 
dopóki nie nadeszły parazyty o zabójczej sile. Bo teraz to jedni mówią to, 
a drudzy pstro. Pszczoła, zgodnie z dzisiejszym stanem wiedzy, podążała do 
Europy wraz z roślinami owadopylnymi ścigając cofający się lodowiec 
(zważywszy, od ilu eonów istnieje gatunek, z tego ilu milionów lat żywi 
się nektarem z kwiatków, prawdopodobnie nie była to jej pierwsza migracja na 
północ). W tym samym pochodzie wędrowali ludzie wypychani przez innych ludzi 
ze swoich siedzib, szukający nowych siedlisk. I podobnie do pszczół 
zmieniali swoje obyczaje w celu przeżycia w nowym klimacie. Gdy pszczoły 
przystosowały swoje zachowanie wypracowane na okresy bezpożytkowe do 
przetrwania zimy, podobnie ludzie nauczyli się odpoczywać zimą, a 
intensywnie pracować w okresie wegetacji. Kiedy stopniowo rozwinęli obyczaje 
z myślistwa i zbieractwa jeszcze na rolnictwo i pasterstwo, ich związek z 
pszczołami uległ pogłębieniu.

Bez wątpienia dostrzeżono związek między występowaniem pszczół a 
powodzeniem zbiorów niektórych roślin. Wiadomo, że starożytni bardzo 
cenili produkty pszczele i szybko nauczyli się przesadzać pszczoły z ich 
"naturalnych" siedliszcz w sztuczne, zbudowane przez ludzi. Służyło to 
oczywiście ułatwionej eksploatacji, ale gdyby przynosiło szkodę owadom, nie 
dałoby z pewnością długotrwałego rezultatu - a przecież dało. Sądzę, 
że pszczoły korzystały na zwiększonej ilości potencjalnych miejsc do 
zasiedlenia, gdyż potencjał pożytkowy terenu nie był przez nie w pełni 
wykorzystany. Innymi słowy otaczało je więcej żarcia, niż mogły zjeść, 
więc dzięki ludziom, którzy pobudowali dla nich domki,  rozmnażały się do 
nowych granic możliwości. Odwieczna koegzystencja pszczół i ludzi 
przyniosła skutki kulturowe: owady ubóstwiano równocześnie z eksploatacją. 
Rzymianie wozili pasieki statkami w rejony zasobne w pszczele pożytki, ale 
opanowane przez barbarzyńców, lub trudno dostępne dla pszczelarzy. 
Zakładali także pasieki na wyspach, gdzie pszczoły bez ich pomocy by nie 
dotarły. Uważa się, że w rejonie Śródziemnomorza doszło do naturalnej 
selekcji faworyzującej zdolność orientacji, gdyż starożytne pasieki to 
były po prostu sterty glinianych rur lub stosy dzbanów, czasem kute w 
skałach jamy.[5] Robotnice musiały poprawić umiejętności znajdowania domu 
po powrocie z furażu.

=> http://www.megalithic.co.uk/article.php?sid=10426 5: 
http://www.megalithic.co.uk/article.php?sid=10426

### Hipoteza czerwonej pszczoły

Tutaj *ad vocem* (tzn. czy można samemu sobie *ad vocem* coś dodać?) 
pozwolę sobie wtrącić, że kiedyś taki pomysł mi strzelił do głowy: 
otóż mam wrażenie, że tylko pszczoła włoska (*Apis melifera ligustica*) 
przenosiła czerwone odwłoki.  Nie mam 100% pewności, ale myślę, że mam 
rację. Inne rasy były albo ciemne, albo w paski (różniste). Stąd 
pomyślałem sobie, zważywszy fakt, iż pszczelarstwo na terenach 
Śródziemnomorza istnieje od zarania cywilizacji, a nawet dłużej, a rozprawy 
na jego temat pisano jeszcze przed naszą erą, czy to możliwe, że ci 
antyczni hodowcy postanowili nadać pszczole pasiecznej ów specyficzny, łatwy 
do odróżnienia od ciemnej pszczoły dzikiej (i półdzikiej) wygląd? 
Właśnie po to, aby móc łatwo odróżnić, czy w danym ulu (czyli takim 
raczej dzbanie lub rurze) czerwi matka o właściwym pochodzeniu... Myślę, 
że znakowania wówczas nie stosowano.

=> 
http://www.megalithic.co.uk/a558/a312/gallery/malta/Xemxija_Roman_Apiaries_01.jp
g Apiarium w Xemxija na Malcie [IMG]

Mając potencjał w postaci różnych pszczół zaczęli preferować te o 
bardziej czerwonych odwłokach. Dostrzegli, że lepiej się prowadzą koło 
człowieka od ciemnuszek-czarnuszek, więc selekcjonowali na wygląd i w taki 
oto sposób przez wieki utrwalali tę cechę. Możliwe? Niewykluczone?

### Koniec hipotezy - jedziemy na Północ

Tymczasem na ówczesnej najdalszej Północy, czyli na obszarach Środkowej 
Europy, południowej Skandynawii i Brytanii, pszczoły migrowały dalej w 
koegzystencji z bartnikami, którzy dziali dla nich kolejne siedliska. 
Równocześnie zasiedlały też każdą nadającą się dziuplę lub jamę. 
Czasem dany teren zasiedlały samodzielnie, a czasem człowiek pomagał im 
wykonać daleki skok.

Zatem proces migracji tych owadów uległ przyspieszeniu: zablokowane na linii 
Uralu na około 5 wieków, dostały "autostradę" w postaci tras zmierzających 
ku Dalekiemu Wschodowi. Przymusowo i na różne inne sposoby przesiedlani na 
wschód osadnicy ruscy (i okoliczni) zabierali ze sobą za Ural rośliny 
miododajne, a razem z nimi i pszczoły, które na nowym terytorium szybko 
odkryły obfite źródła pożywienia. Dziś Rosjanie nadają im własną 
nazwę: pszczoły dalekowschodnie. Bo wypracowały własny zestaw cech 
zachowania, między innymi większą skłonność do rójki. Miłośnicy z 
Ameryki nazywają je Raszynbiz (*Russian bees*), a u nasz wołają je 
"Primorskie". Czterysta lat później tęgie głowy wpadły na pomysł, jak 
przewieźć pszczoły z Europy przez Ocean Atlantycki. Udało się, kószki 
dopłynęły żywe. Wkrótce potem odnotowano intensywne rojenie się rodzin 
pszczelich, a Indianie nazwali je "muchy białego człowieka", co miało wiele 
warstw znaczeniowych: zapewne jedną z nich było spostrzeżenie, że na 
życzliwym w miarę terytorium błyskawicznie się mnożą, powielają, 
rozprzestrzeniają, a odrębną, że potrafią bronić swojego przy pomocy 
bolesnych użądleń, co bardzo przypominało zachowanie białych osadników. W 
następnych latach pszczelarstwo w Północnej Ameryce często polegało na 
wyprawie do lasu, znalezieniu dziupli, zwaleniu drzewa i wyrabowaniu całego 
zapasu miodu. Bo drzew było, zdawało się, nieskończenie wiele, a wokół 
siedlisk bladych twarzy aż roiło się (nomen omen) od pszczół. Tymczasem 
czarna pszczoła iberyjska w Południowej Ameryce radziła sobie jako tako, ale 
wystarczająco dobrze, żeby kontynuować prace nad jej utrzymaniem. W rejonie 
kolonizacji katolickiej dostawy wosku miały zasadnicze znaczenie dla 
funkcjonowania katedr i pomniejszych kościołów (dla niedomyślnych 
podpowiedź: świece).

=> 
https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/7/79/Die_Bienenz%C3%BCchter_%28Br
uegel%29.jpg Pszczelarze - Petera Breughla Starszego [IMG]

Pod koniec XIX wieku pszczoła europejska znalazła nowe tereny do zasiedlenia 
w Australii i Nowej Zelandii, przewieziona w ładowniach wind-jammerów (a 
może już parowców, któż to wie?). I na tym jej migracja, wydawałoby się, 
mogłaby się zakończyć. Ale tak się nie stało. Toż dopiero w XX wieku 
zaczęto zakładać pasieki w rejonach do niedawna dla pszczół niedostępnych 
- na atolach Oceanu Spokojnego, ale też w zimnych stanach Kanady, a także w 
środkowej i północnej Skandynawii. Dzięki dość wczesnemu opanowaniu 
sztuki zimowania w stebniku pszczelarze zaczęli podążać z pasiekami także 
coraz dalej na północ wielkich równin Rosji i Syberii. Dla ludzkiej frajdy 
pszczoły latają nawet na Islandii, a NAWET na Grenlandii!

Czyli pszczoły, zmienione względnie niewiele, przyjęły los podobny do koni 
- użytecznej pomocy w gospodarce człowieka, choć zajęły miejsce mniej 
eksponowane. Nie dało się po prostu na nich jeździć. A jednak można 
zauważyć pewną istotną różnicę pomiędzy pszczołami zamieszkującymi 
ich pierwotne (wg współczesnych poglądów) środowisko, tj. lasy i sawanny 
środkowej Afryki, a tymi, które przewędrowały na odległą północ: te 
drugie, im dalej od "ojczyzny", tym bardziej zależą od koegzystencji z 
człowiekiem.

Konie, porzucone przez ludzi przetrwały na odległych atlantyckich wysepkach 
(jeno zmniejszyły się do rozmiarów średniego mastiffa), lubo na preriach 
Ameryki, lubo na bagnach biebrzańskich, to przecież przy tej okazji straciły 
cechy z takim trudem i cierpliwością pokoleń nadane im przez pasterzy, 
zyskując za to pewną uniwersalność niezbędną im do przetrwania. Zwykle 
stawały się mniejsze (choć nie tak bardzo jak szetlandy, to w zasadzie 
wyjątek), bardziej kudłate, aby przetrwać zimę, chude, płochliwe, odporne 
i nie tak apatyczne. Jeżeli popatrzymy na koniki mongolskie, to zauważymy, 
że także są nie za duże, bardzo wytrzymałe, żywią się byle czym... 
Tylko nie płoszą się z powodu człowieka. W końcu z nim współżyją.

=> 
https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/0/05/Jan-van-der-Straet_Bauerlich
er-Bienenstand.png Wiejska pasieka - Jan van der Straet [IMG]

Do połowy XX wieku pszczoły wykształciły kilkanaście wyróżnianych przez 
naukę ras, ale wszystkie one mniej więcej były "naturalne", tj. powstały w 
oparciu o selekcję środowiskową bardziej niż wpływy hodowli. Między bajki 
wkładam mity o złośliwości pszczół sprzed epoki warrozy, bo na starych 
obrazach sprzed epoki fotografii, dalej na starych zdjęciach przedwojennych i 
z początku XX wieku, podobnie jak dziś, pszczelarze popisują się pracując 
przy ulu bez żadnej osłony. Wnoszę z tego, że owady żyjące w pasiekach 
dość łatwo rezygnowały z silnej obronności wobec człowieka, byle ten 
człowiek nie zachowywał się jak na powyższej ilustracji...

## Ale o co mi chodzi?

Chodzi mi o to, że... Z okazji pojawienia się roztocza *Varroa destructor* 
(korelacja czasowa z silnym wskazaniem także na przyczynową) sztuka hodowli 
pszczół wzniosła się na przemysłowe wyżyny. Dzięki postępom w sztucznej 
inseminacji hodowcy potrafią uzyskiwać nietrwałe, ale przecież bardzo 
wydajne linie genetyczne, zbierające znacznie więcej miodu niż potrzebują, 
za to z kwietnej pustyni (cud?). Łagodne jak muchy plujki, wydajne jak 
ciągnik Ursus - marzenie pszczelarza.

Ale obszary w Polsce, na którym pszczoły mogą przetrwać bez pomocy, lub ze 
znikomą pomocą człowieka, kurczą się nieustannie. Wycina się drzewa 
miododajne, znikają chaszczowiska, *Roundup* wykończył chwasty... Pozostają 
tereny monokultur, gdzie przemysłowo pozyskane pszczoły jednorazowego użytku 
będą oblatywać pożytek ze skutecznością 80%, co ucieszy zarówno 
pszczelarza, jak i rolnika.

Powoli zatem dojdzie do sytuacji, w której znalazły się konie: na ogromnych 
obszarach bytują tylko odmiany ściśle użytkowe, kompletnie uzależnione od 
człowieka. Zasobniki "dzikich genów" także stopniowo odchodzą do lamusa 
wraz z upowszechnieniem się tanich technologii transportowych w krajach nisko 
uprzemysłowionych. W Polsce na pasiekach już praktycznie nie spotyka się 
kundelków, pszczół urodzonych w wielopokoleniowym genetycznym misz-maszu. 
Każdy poszukuje tylko krów fryzyjskich, bo matka pszczela jest dla amatora 
względnie tania, a zapewnia komfort pracy zgodnie z napisanym specjalnie dla 
niej podręcznikiem. Ma to jednak pewne wady (przynajmniej dla mnie), które 
długofalowo spowodują, że pszczelarstwo jako hobby przestanie się różnić 
istotnie od kolekcjonowania samochodów, kochanek, jachtów, lub dzieł sztuki.

### Uzależnienie od polowania

We wszystkich wyżej wymienionych sztukach zabijania wolnego czasu wszystko 
sprowadza się do realizacji instynktu łowieckiego: patrzcie, jaki fajny 
samochód/kochankę/jacht/obraz/znaczek udało mi się upolować! Zamykamy 
zdobycz w garażu/buduarze/doku/gablocie/klaserze i napawamy szmerem zawiści 
ze strony kolegów. Bo cała sztuka pszczelarstwa ma się sprowadzać do 
zaposiąścia jak najbardziej modnej w mojej okolicy i czasie matki pszczelej. 
Reszta się nie liczy. I tak (podobnie jak u wędkarzy) nikt nie wierzy w nasze 
przechwałki, ile to ton miodu z ula udało nam się zebrać na naszej pustyni. 
To znaczy, te nierojliwe, łagodne matki jednocześnie są supermiodne. Nikt w 
to nie śmie wątpić, w końcu jak się wydaje prawie stówkę za małego 
robaczka, to chyba nie w bezdurno? Tak to w skrócie starają się nam 
przedstawić hodowcy i powielacze matek pszczelich - bo to dla nich czysty 
biznes: pszczelarz, który tylko zakłada i zdejmuje nadstawki miodowe ze 
swoich uli.

### Końska analogia

Zatem czym dla mnie konkretnie jest to opiewane[6] i osławiane[7] 
pszczelarstwo naturalne?

=> https://sjp.pwn.pl/sjp/;2495583 6: https://sjp.pwn.pl/sjp/;2495583
=> https://sjp.pwn.pl/doroszewski/oslawiac;5467776.html 7: 
https://sjp.pwn.pl/doroszewski/oslawiac;5467776.html

Otóż właśnie gospodarką bardzo podobną do tej prowadzonej przez 
mongolskich pasterzy wobec stad koni, bydła, owiec, kóz... Dopuszczanie 
maksymalnej samodzielności i samowystarczalności, jaka jest możliwa w danych 
warunkach. Stawianie jej na pierwszym miejscu, przed wysokością zbiorów 
miodu. Paradygmat, że zdolność pszczół do przetrwania na moich pasiekach 
jest ważniejsza od zysku, który raz do roku mogą mi wypracować. To reguła 
generalna, a nie szczegółowa. Jeżeli coś jest ważniejsze, nie znaczy to, 
że to mniej ważne nie jest też ważne. To już każdy sobie powinien sam 
ustalić właściwą hierarchię (ważności).

Niektórzy mogliby zażądać uściślenia tego poglądu. Otóż zawiodą się 
bardzo: uważam, że nie da się tego zrobić. Bo każdy pszczelarz ma inne 
warunki. Kluczowe jest prawdopodobnie napszczelenie, ale dalej idą dostepne 
pożytki, zarówno w swojej cukrowo-białkowej (oraz innej) masie, jak i 
różnorodności. Gdzieś na tej liście oczywiście znajdą się też 
tendencje, ambicje i potrzeby pszczelarza, ale w pszczelarstwie naturalnym, 
poza samym faktem, że pszczelarz musi (inaczej się udusi) posiadać 
pszczoły, pozostałe spadną gdzieś bliżej końca listy.

Bo nie o konkretnej technice ani technologii prawi pojęcie "pszczelarstwo 
naturalne", a właśnie o postawie, nastawieniu, z którego człowiek uczciwy 
wobec samego siebie wysnuje stosowne dla siebie wnioski. I jak to jego 
pszczelarstwo naturalne będzie wyglądać u niego na pasiece - oczywiście 
jego sprawa. Pszczelarze lubią bardzo krytykować innych. Tutaj miejsca na to 
nie powinno być.

Tak to właśnie widzę dziś.

--------------------------------------------------------------------------------

PS: Dlatego regulamin naszych Wolnych Pszczół uważam za sformułowany dość 
dobrze, choć ostatnie zapisy uczyniły go nieco bardziej restrykcyjnym i 
skierowanym w stronę sentymentalnej para-moralności. Jednak w ogólnym 
brzmieniu dopuszcza on dużą swobodę interpretacji, jak kto ma swoją 
pasiekę prowadzić. W końcu nie po gadaniu, a po efektach ich poznacie[8]. I 
o to właśnie chodzi.

=> https://www.pasiekalapa.pl/ 8: https://www.pasiekalapa.pl/


📅 pią 15 lutego 2019


=> ./index.gmi ↩ Index (Strona główna)

=> ./category/pasieka-krotochwile.gmi 📁 Pasieka - Krotochwile
=> ./tag/krotochwile.gmi #krotochwile
=> ./tag/dumania.gmi #dumania