# Pierwsze podsumowanie sezonu 2018

Sezon 2018 mija powoli, powoli. Ale stale i nieuchronnie. Ogarnęła mnie zatem 
melancholia przedjesienna, a umysł odtwarza znane sobie z lat wcześniejszych 
klisze, bo wymaga to mniej myślenia, a zatem i strat energii.

=> 
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2018-07-31/2018-07-24_ROB_Nawloc
_juz_kwitnie.jpg Kwitnąca nawłoć ROB [IMG]

Jedną z nich jest wyświechtane spostrzeżenie, że od czasu, gdy zająłem 
się pszczelarstwem, doznałem przesunięcia fazowego w postrzeganiu cykli 
przyrody. Kiedyś wiosna zaczynała się najwcześniej w połowie kwietnia, jak 
pogoda zaczynała się z deczka poprawiać. Miły sezon trwał do pierwszych 
chłodów, przy czym sierpień postrzegałem jako pełnię lata, a wrzesień 
jako jego schyłek - babie lato. Czasem wydłużało się to do połowy 
października, kto wie, może stanie się tak i w tym roku. Tymczasem pszczoły 
skłoniły mnie do uruchomienia trybu wiosennego już w połowie lutego, 
najpóźniej na początku marca. A sezon kończy się wraz z miodobraniem z 
nawłoci, choć jest to tylko lokalna, nasza, podmetropolitalna osobliwość. 
Tak naprawdę już w połowie lipca tempo prac pasiecznych spada drastycznie. A 
w tym roku dodatkowo wszystko wydarza się wcześniej o dwa tygodnie.

=> 
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2018-07-31/2018-07-29_ROB_Zaczel
y_sie_ulewy-dobrze.jpg Deszcze wzmagają nektarowanie ROB [IMG]

Czyli już od ponad miesiąca uprawiam pszczelarstwo głównie w głowie. Nie 
chce mi się iść do stolarni (jak nazywam garaż z powodu zalegającej na 
podłodze warstwy trocin). Prace pasieczne, choć niosą wiele radości, 
wydarzają się sporadycznie. Wielki kontrast między intensywnym majem i 
czerwcem, a obecnym czasem. Jednak wolę, kiedy presja zmusza mnie do 
codziennego zaangażowania, niż takie ściubienie raz w tygodniu. Łatwiej 
się zmotywować i zrobić coś konkretnego, a nie tylko o tym rozmyślać.

Tak czy owak sądzę, że pora na kolejne ogólniejsze podsumowanie. 
Szczegółowe zrobię, jak już sezon rzeczywiście się skończy, rodzinki 
zostaną kompletnie ustawione do zimy, zakarmione i pozostawione same sobie. 
Wtedy też postaram się je policzyć i finalnie odtworzyć, co gdzie mieszka.

## Urodzajna susza

Sezon ten różnił się od poprzednich znaczną urodzajnością, pomimo suszy 
(jak pisałem wcześniej[1], podczas 3 miesięcy wiosny zaliczaliśmy najwyżej 
1/3 średniej opadów dla tego okresu). Widać to było nie tylko w ulach, ale 
i na roślinach. Po zimnym marcu przyroda wprost wybuchła i do końca maja 
darzyła dość szczodrze nektarem, aby najdalej w połowie czerwca gwałtownie 
go obciąć przy okazji rozpoczęcia sezonu burz. Moje jabłonki ogródkowe, 
choć od dwóch lat nie przycinane, obrodziły ponad spodziewanie (właśnie 
dlatego leniłem się, bo gdybym je przycinał, to owocu byłoby jeszcze 
więcej). Pod domem unosi się zatem mieszanka zapachów z gnijących jabłek, 
których nie nadążamy zbierać (bo i co z nimi robić?), oraz odparowywanego 
nektaru z nawłoci - niektórzy porównują go do aromatu dawno nie pranych 
skarpet, ale mnie się on kojarzy po prostu z miodem. Mój wujek - 
kwalifikowany ogrodnik - twierdzi jednak, że jabłkowy urodzaj ma silny 
związek z faktem, że w tym roku postawiłem pod domem solidną część 
swojej pasieki. W okresie kwitnienia drzewek owocowych w odległości najwyżej 
kilkudziesięciu metrów od nich znajdowało się kilkanaście średniej siły 
rodzin pszczelich. Wujek uważa, że zapylenie drzew poprawiło się o co 
najmniej 30% bezpośrednio dzięki temu. Cóż, akurat ten aspekt pszczelarstwa 
dotychczas interesował mnie tylko marginalnie, ale może pora więcej na ten 
temat się nauczyć?

=> ./2018-07-01_co-za-sezon-2018.gmi 1: {filename}2018-07-01-Co_za_sezon.md

=> 
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2018-08-24/2018-08-12_DOB_Odklad
y_dadanowskie_Swietnie.jpg DOB - Świetne odkłady dadanowskie [IMG]

Lipcowy głód w ulach sprawił, że ostatnie serie odkładów udały mi się 
tylko w znikomym stopniu, gdyż z braku doświadczenia nie zapewniłem im 
stosownego personelu obronnego. W związku z tym pod krzakami suszą się na 
słońcu ramki pełne zamarłego czerwiu, porzuconego przez rabowane pszczoły. 
Ponieważ kalendarz urlopowy nie podlegający negocjacjom nakazał mi wyjazd na 
dwa tygodnie od połowy do końca lipca, oszczędzone mi było obserwowanie 
tego okresu na pszczołach. Jednak ta cezura sprawiła, że wszelkie prace 
pomnożeniowe postanowiłem zakończyć wcześniej, a po powrocie koncentrować 
się już tylko na przygotowaniu rodzin na zbiór nawłoci. Jednocześnie 
podszedłem do sprawy "ekologicznie", czyli nie przeprowadziłem miodobrania po 
zakończeniu nektarowania lipy. Podszedłem do sprawy w taki sposób, że te, 
co sobie nazbierały (tj. rodziny produkcyjne), niech sobie teraz zjedzą, ile 
potrzebują. Czego nie zjedzą do nektarowania nawłoci (pszczoły preferują 
świeżą paszę, podobnie do ludzi), i tak będzie moje. Na razie przynajmniej 
nie czuję mięty do dzielenia miodów na odmianowe.

## Realizacja planów i eksperymentów

### Namnażanie

=> 
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2018-08-24/2018-08-12_DOM_Mercow
ka_P71_zanim_pod_kolpak.jpg Mercówka przed włożeniem pod kołpak - DOM [IMG]

Błędy wynikające z braku obycia i doświadczenia przyniosły taki skutek, 
że plan ilościowy rozwoju pasieki nie został osiągnięty. Zamiarowałem 
posłać do zimy 80 pni o różnej sile. Dobrze będzie, jeżeli zazimuję 60 
jednostek w ramach swojej gałęzi branżowej.

Początki wyglądały obiecująco, pierwsze odkłady to ramki podkradane z 
silnych rodzin, aby je *osłabić* i zapobiec wyrojeniu - dziś, po pewnym 
czasie, tak sobie myślę, że w momencie, kiedy osiągnę już zamierzoną 
liczbę rodzin dla gospodarki (w moim pojęciu) hobbystycznej (czyli około 100 
czynnych pni, pełnowymiarowych oraz przezimowanych nukleusów na wiosnę), w 
następnych latach w zasadzie wystarczyłoby to dla uzupełniania stanu 
pasieki. Pierwsze odkłady sprawiają wrażenie gwałtownego przyrostu 
ilościowego, a i też ładnie rosną i pod koniec sezonu wszystkie prawie (za 
wyjątkiem jakichś pojedynczych pechowców, co im matka nie wróciła z lotu 
godowego) dysponują siłą omalże pełnowymiarowych rodzin. Eksperyment ze 
sztucznym utrzymywaniem takich nukleusów w zmniejszonej przestrzeni ciągle 
trwa, o nim będzie niżej.

=> 
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2018-08-24/2018-08-12_ORZ_Malo_r
uchu.jpg ORZ - Coś jakby mało ruchu? [IMG]

Nieco gorzej sprawy się miały z mnożeniem techniką hodowlaną, czyli 
podbieraniem materiału od słabiaków i zasiewaniem w nim genetyki sztucznie 
rozmnożonej metodą graftowania czyli po prostu wychowu matek w rodzinach 
wychowujących. Sam proces wychowu, jak dziś to widzę, wymaga jeszcze 
dopracowania.

Kolega Szymon zwraca się w stronę ilości, tj. pragnie w przyszłym roku 
wypróbować metody przemysłowe, gdzie w jednej rodzinie można snadnie 
zacząć wychów mateczników, a takie dobrze podlane mleczkiem przekazać do 
miodni w innej silnej rodzinie, gdzie zostaną "wygrzane" - metoda zwana 
*starter-finiszer*, bo wymaga niejako dwóch etapów. Ale za to teoreticznie 
pozwala na wyprodukowanie naprawdę wielkiej liczby mateczników przy 
minimalnym (relatywnie) nakładzie pracy (bo zasobów wymaga i tak adekwatnych 
do skali wychowu). Ja się waham, ale ciągle skłaniam ku metodzie 
websterowsko-palmerowskiej (choć u Pidka w książce[2] też jest opisana, 
więc w naszych stronach nie stanowi żadnej tam halo-nowinki, po prostu my 
kochamy sposoby przemysłowe). I nie palmerowsko-websterowskiej. Ciągle nie 
straciłem mięty do wychowu mateczników w jednej rodzinie od początku do 
końca. Wciąż mnie kręci dopracowanie sztucznego wzmocnienia tej rodziny 
czerwiem pobranym od innych rodzin (zwanych *fabrykami czerwiu*). Jest to 
metoda bez wątpienia mniej wydajna ilościowo, ale chyba daje się łatwiej 
przeliczyć na konieczne zasoby i bardzo na to liczę, że daje większe 
prawdopodobieństwo uzyskania świetnych jakościowo matek. Czyli ma 
zrównoważone podejście ilość versus jakość. Oczywiście, gdybym chciał 
w sezonie wychować do 50 mateczników (w efekcie ze 20-30 matek 
unasiennionych), poszedłbym w stronę sposobów jeszcze bardziej promujących 
jakość nad ilością: metody Alley'a [3]albo Millera[4]. Ale, jak to mawia 
kolega Łukasz[5], są to metody "ciapane". Czyli stosuje się w nich nóż i 
gorąco, wokół kapie wosk i miód, brudzą się ręce... W metodach 
przemysłowych też się brudzą, ale przekładanie larw mogę snadnie robić 
przy stole jadalnym i żona nie zaczyna nerwowo szukać patelni, żeby mi nią 
przydzwonić w garnek.

=> http://lubimyczytac.pl/ksiazka/267130/wychow-matek-pszczelich 2: 
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/267130/wychow-matek-pszczelich
=> http://apis.gromisz.org.pl/w/index.php?title=Metoda_Alleya_wychowu_matek 3: 
http://apis.gromisz.org.pl/w/index.php?title=Metoda_Alleya_wychowu_matek
=> http://apis.gromisz.org.pl/w/index.php?title=Metoda_Millera_wychowu_matek 4: 
http://apis.gromisz.org.pl/w/index.php?title=Metoda_Millera_wychowu_matek
=> http://llapka.blogspot.com/ 5: http://llapka.blogspot.com/

=> 
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2018-08-24/2018-08-15_POD_Nowe_o
dklady_przywiezione_01.jpg POD - nowe odkłady przywiezione [IMG]

Tak czy owak w tym dziale daję sobie co najwyżej trzy na szynach. 
Przełożyłem w 5 seriach łącznie ok. 150 larw, z czego udało się 
pozyskać nie więcej niż 65 mateczników, z czego nie więcej niż 30 dziś 
sobie jajczy w ulach i wysyła pszczoły po pyłek. Zawodowcy uznają łączną 
wydajność 70%. Moja nie przekroczyła 20%.

W momencie, gdy piszę te słowa, mam bez wątpienia 60 czynnych pni, ale 
wciąż nie ma pewności, że wszystkie dotrwają do zimy.

### Wieże czyli *bee-bombs* i zrzut na węzę

Ale niemal rzutem na taśmę udało się zrealizować inny eksperyment, który 
mi chodził po głowie od czasu, gdy przeczytałem o sprytnych Szwedach[6] 
przesypujących pszczoły we wrześniu na węzę[7]. Uznałem, że po 
sprawdzeniu i wyćwiczeniu tej metody może ona okazać się wielką pomocą w 
utrzymaniu pasieki bez leczenia lub z minimalnym leczeniem. W końcu polega ona 
na tym, że w pewnym momencie pozbawia się rodzinę całego nagromadzonego 
czerwiu, a za tym i pochowanego pod zasklepami pasożyta. Wszystkie pszczoły, 
łącznie z matką, przesypuje się na korpus pełen ramek z węzą. Przenosi 
się tylko te osobniki *Varroa destructor*, które w danym momencie siedzą na 
pszczołach. A i tych można wówczas dość łatwo się pozbyć, jeżeli taka 
wola pszczelarza. Jest na to parę dni, zanim nie zbudują nowych komórek do 
zaczerwienia. Taką ogołoconą z plastrów rodzinę trzeba solidnie nakarmić. 
Postanowiłem podać każdej z nich moją znormalizowaną dawkę, czyli 5kg 
cukru w postaci syropu 1:1. Na bazie tej ilości wszystkie 5 rodzinek zdołało 
prawie w całości odbudować korpus węzy Zandera (czyli powierzchnię 
niewiele się różniącą od ramki Wielkopolskiej). Czyli pierwszy sukces.

=> 
http://www.miesiecznik-pszczelarstwo.pl/artykuly/2005_18/artykul_2005_18.html 
6: http://www.miesiecznik-pszczelarstwo.pl/artykuly/2005_18/artykul_2005_18.html
=> http://www.forum.tomekmiodek.pl/viewtopic.php?t=3476 7: 
http://www.forum.tomekmiodek.pl/viewtopic.php?t=3476

=> 
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2018-08-24/2018-08-10_DOM_Przesa
dzone_pracuja.jpg Przesadzone na węzę pracują - DOM [IMG]

Eksperyment ten postarałem się zsynchronizować ze znanym mi miejscowym 
planem pożytków, tj. aby nie likwidować (jak w wypadku kolegów ze 
Skandynawii zapewne ma to miejsce) czerwiu, ale go wykorzystać do kolejnego 
eksperymentu, o którym opowiadał Mike Palmer w swoich wykładach[8] - bee 
bombs[9]. Podobno pomysł pochodzi jeszcze od Brata Kolumbana, który uczył 
pszczelarstwa samego Brata Adama. Rodzina sztucznie wzmocniona czerwiem od 
innych rodzin w odpowiednim czasie wręcz wybucha pszczołą, następnie 
następuje przegrupowanie i pojawia się ogromna siła robocza to zbierania 
miodu z terenu. W wypadku mojej okolicy po zakończeniu kwitnienia lipy 
następuje parę tygodni posuchy nektarowej, kiedy pszczoły niespecjalnie 
mają co robić. Planowałem zatem przesypywanie na węzę uczynić zaraz po 
wystąpieniu głodu (co było dość ryzykowne ze względu na zagrożenie 
rabunkami), aby bezrobotna pszczoła w rodzinkach skierowanych na węzę miała 
co robić (do odbudowy całe gniazdo), a jej czerw zajął sąsiednie, 
wzmocnione nim rodziny (trzeba go w końcu wychować). Niestety (czy może - 
stety) przyspieszone tegoroczne kwitnienie zaburzyło nieco mój plan i 
przesypywanie odbyło się na samym początku sierpnia, kiedy głód polipowy 
już się kończył.

=> https://www.youtube.com/watch?v=lgho_-C544w 8: 
https://www.youtube.com/watch?v=lgho_-C544w
=> 
https://runamukacres.com/the-sustainable-apiary─brood-factories-and-bee-bombs/
 9: 
https://runamukacres.com/the-sustainable-apiary─brood-factories-and-bee-bombs/

=> 
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2018-08-24/2018-08-10_DOM_Nasze_
wieze.jpg Nasze wieże - DOM [IMG]

Przyjechał Konrad - mentor[10] i pomógł w akcji. W godzinkę uwinęliśmy 
się z robotą, tj. przesypaliśmy, odzyskane korpusy podaliśmy do stojących 
obok rodzin tworząc tak zwane **wieże**, przesypańce zakarmiliśmy po 
baniaczku syropu i nastepnego dnia rano wyjechali na żagle. Po powrocie 
szybkie zerknięcie pod podkarmiaczki - i sukces! Korpusy prawie w całości 
odbudowane. Pozostało czekać na wyniki działania pięciu *bee-bombs*, czy 
się sprawdzą, czy to zadziała, czy przyniesie więcej miodu?

=> 
https://www.facebook.com/pages/category/Food---Beverage-Company/Bioapis-98756295
1359055/ 10: 
https://www.facebook.com/pages/category/Food---Beverage-Company/Bioapis-98756295
1359055/

Otóż przyniosło - acz nie aż tak dużo więcej, żeby odtrąbić pełen 
sukces. W końcu pszczelarstwo to proces, a nie stan. Zatem wiele 
wątpliwości, pytań i rozmyślań jeszcze mnie czeka. Na razie obstawiam, po 
samym oglądzie odebranych "wieżom" ramek z miodem, że nadbudowywanie rodziny 
korpusami z suszem, miodem i czerwiem nie powinno się odbywać bezmyślnie. 
Trzeba te ramki jednak nieco przegrupować. Pytanie tylko: jak?

=> 
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2018-08-24/2018-08-10_DOM_Goraco
_oj_goraco.jpg Gorąco wieżom - DOM [IMG]

Plan *bee-bombs* opierał się o kilka obserwacji:

1. Pszczoły po lipie wykazują już tylko śladowe tendencje do rójki, zatem 
ewentualny nadmiar robotnic nie grozi osłabieniem rodziny tuż przed nowym 
pożytkiem.
2. Znana wszystkim z książek obserwacja, że zbiory z ula dwukrotnie 
większego są trzykrotnie wyższe, niż z ula mniejszego. Czyli opłaca się 
posyłać do pracy duże rodziny.
3. W porze kwitnienia nawłoci (w którą celowałem z "wieżami") pszczoły 
mają już tendencję do gromadzenia pokarmu w bezpośrednim sąsiedztwie 
czerwiu, zatem nie da się skutecznie pograć kratą odgrodową. To samo 
zjawisko stwarza obawę u wielu, że pszczoły zaleją nektarem wszystkie puste 
komórki i w momencie, kiedy pora wychowywać pszczoły zimowe, matka nie 
będzie miała gdzie czerwić.
4. Pora kwitnienia nawłoci uważana jest w naszym kraju za ostateczny termin 
szykowania rodzin pszczelich do zimy. Wielu pszczelarzy uważa, że już za 
późno na zbiory miodu, bo nie zdąży się rodzin zakarmić. Jednocześnie 
wydłużona praca na nawłoci stwarza liczne innego rodzaju zagrożenia, jak 
zwiększone porażenie warrozą, bo odwleka się też w czasie moment leczenia.

Generalnie trudna sprawa. Jak przekonać pszczoły, żeby składały zapas w 
możliwie wielkim ulu, kiedy one właśnie chcą zapełniać komórki po 
dopiero co wygryzionych pszczołach? To znaczy - jak się da, to da się, ale 
jak to zrobić, żeby nie musieć co parę dni biegać do uli i znowu w nich 
mieszać?

=> 
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2018-07-31/2018-08-04-DOM-Panora
ma_gotowe_na_nawloc_02.jpg Panorama DOM - gotowe na nawłoć [IMG]

### Nukleusy w zmniejszonej przestrzeni

Eksperyment ten pojawił się spontanicznie niejako na podstawie zeszłorocznej 
obserwacji jednej rodzinki przedwojennej, która przetrwała zimę bez leczenia 
i dziś stoi w przedsionku Fortu Knox. Otóż powstała ona zapewne gdzieś w 
czerwcu, jako odkład typu łokełej. Z powodzeniem, w przeciwieństwie do 
swojej sąsiadki, wychowała nową matkę, która wróciła z lotu godowego. I 
tak rodzinka w przestrzeni na 4 ramki zaczęła pracę nad swoją 
przyszłością. Później bez wątpienia podłapała trochę pszczoły od 
umierającej sąsiadki, wreszcie w drugiej połowie lipca dostała 
półkorpusik z pustymi ramkami na spód.

Co się tam w środku działo - nawet nie próbowałem zgadywać. Rodzinka 
pięknie wszystko zalepiła, podwiesiła mostki do folii powałkowej. Pozostał 
mi prospekt na dziką zabudowę, którą snadnie pociągnęła w półkorpusiku 
postawionym na wierzchu tego wszystkiego, aby mieć w co pakować miseczki do 
podkarmiania.

=> 
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2018-07-31/2018-07-22-POD_Nowe_m
iejsce_odklady_przywiezione_01.jpg Nowe miejsce na Podłęczu [IMG]

I tak sobie postanowiłem tę rodzinkę zostawić bez leczenia. Trochę 
dlatego, że żal mi było tej pięknej zabudowy, którą uczyniły, z drugiej 
strony jakoś tak czułem, że mam do czynienia z perełką. Taką Małą Mi 
pszczelarstwa.

Przedwojenna pięknie przeżyła zimę zachowując całkiem sporo własnego 
zapasu. W porze powiększania przestrzeni, a konkretnie w połowie maja, 
została przewieziona do mnie pod dom i posadzona na dwóch korpusach, które 
dość sprawnie zagospodarowała. W porze kwitnienia lipy dostała kolejny 
korpus, w tak zwany *razrez*, zaopatrzony w ramki z półwęzą. Od tamtej pory 
już do tej rodziny nie zaglądałem. Aktualnie jej ul jest ciężki, pszczoły 
ładnie latają, żadnych z zewnątrz dostrzegalnych objawów problemów.

=> 
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2018-07-31/2018-07-22-PIL_Pozne_
podzialy_02.jpg PIL - późne podziały [IMG]

Obserwacja ta skłoniła mnie do powielenia eksperymentu w tym roku i takich 
ścieśnionych rodzinek zapodałem kilka - specjalnie nie rozszerzanych. Młoda 
matka nie będzie się roić, a pszczoły mają czas zagospodarować 
ograniczoną przestrzeń. Moja hipoteza jest taka, że długofalowo rodzinka 
taka pozostaje jak opóźniony biegacz w blokach startowych: inne już 
zagospodarowały po dwa korpusy, a ona wciąż na np. 6 ramach tkwi. Ale 
osiągnie wystarczającą siłę, aby przeżyć zimę. Wówczas, jeżeli 
dostanie stosowną przestrzeń, zachowa się jak ów zrozpaczony biegacz - 
wystartuje z kopyta i postara się nadrobić dystans, który, jak sądzi, 
dzieli ją od pozostałych. Innym porównaniem mogą być zbyt ciasne slipki... 
Ale nie podążajmy dalej tym tropem... A zatem będzie miała wielki wigor i 
zdolność rozwoju. Jeżeli dostanie dobrze skomponowane siedliszcze - będzie 
to bardzo dobra rodzinka o gwałtownym rozwoju. Zobaczymy, jak to wyjdzie. Ten 
eksperyment wciąż trwa. Skierowałem doń kilka rodzin w specjalnie do tego 
celu zbudowanych niewielkich skrzyneczkach.

### Ręczniki Randy'ego Olivera

Zaciekawiony tekstami komercyjnego pszczelarza z Kalifornii, postanowiłem 
wypróbować to i owo z jego propozycji. Jedną z nich były ręczniki 
nasączone roztworem gliceryny i kwasu szczawiowego, położone na (lub do) 
gniazdo. Pszczoły miały to zgryźć, wynieść, a przy okazji otrząsnąć 
się nieco z łażących po nich roztoczy.

=> 
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2018-08-24/2018-08-15_ROB_Reczni
ki_po_2_tygodniach_01.jpg Ręcznik na słabej rodzinie po 2 tygodniach - ROB 
[IMG]

Kolejny eksperyment, który ocenić muszę na 3 na szynach. A to z powodu, że 
w sumie nie wiem, czy przyniósł sukces. Wyniki są sprzeczne i niejasne.

Co ciekawe, w różnych punktach Polski wielu innych pszczelarzy podjęło 
również próby z tymi ręcznikami, lub ich wariantem - paskami kartonu 
wtykanymi między ramki. Stąd mam też informacje z trzeciej, czwartej i 
piątej ręki, jak to oni tam oceniają. A oceniają w spektrum od 
obojętności (tj. nie zauważyli nic specjalnego) po euforię (warroza się 
sypie jak ulęgałki).

Niską ocenę przyznałem dlatego, że się poleniłem i już nie chciało mi 
się jechać po zastosowaniu ręczników (na wybranej wcześniej metodą 
kubeczkowania części pasieki) i sprawdzać stanu nasycenia roztoczami. Czyli 
ta ocena należy się raczej mnie, a nie metodzie.

=> 
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2018-08-24/2018-08-15_ROB_Reczni
ki_po_2_tygodniach_05.jpg Silne rodziny zgryzają - ROB [IMG]

Za to przy okazji innych zabiegów popatrzyłem sobie na te ręczniki po 2 i 3 
tygodniach w ulach. Otóż silne i bardzo silne rodziny faktycznie spróbowały 
się z nimi mierzyć i w jakiejś części je zgryzyły. Słabsze i średniaki 
zajęły się ich propolisowaniem. Niektóre pokryły całą ich powierzchnię 
brązową warstwą, którą później musiałem zdrapywać dłutem.

## Ostatnie miodobranie

Rodziny zaplanowane mniej więcej w celu wyprodukowania miodu to było zaledwie 
12 pni, zatem nie oczekiwałem cudów, nawet pomimo obserwowalnej zwyżki 
wziątku w stosunku do lat poprzednich. Jeżeli coś mogę tu powiedzieć, to 
wreszcie chyba miałem dość suszu, aby odbierać prawie pełne korpusy. Może 
w następnym roku, jak suszu będzie jeszcze więcej, wreszcie będę to mógł 
robić po amerykańsku, czyli łapać za korpus, a nie omiatać poszczególnych 
ramek. Ale zobaczymy.

=> 
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2018-09-16/2018-09-01_DOM_Ramki_
miodowe_03.jpg Ramka bezwęzowa z różnymi miodami [IMG]

Miodobranie to świetna zabawa, choć także ciężka praca. Znój. Daje jednak 
tę ostatnią nagrodę za miesiące ciężkiej pracy na pasiece i za tysiące 
złotych zainwestowanych w jej utrzymanie i rozwój. To nie jest tanie hobby. 
Zbiory miodu pozwalają choć częściowo zrekompensować wydatki, o ile 
dopiszą jeszcze klienci.

Tak czy owak tegoroczne zbiory miodu przekroczyły znacznie sumę zbiorów za 
poprzednie dwa lata razem wzięte. Zatem - dobry rok i dobry susz. To, czego 
jeszcze będę się musiał nauczyć w tej materii, to wszystkich tych sztuczek 
pszczelarskich służących skuteczniejszemu rabowaniu pszczół. Dotychczas 
traktowałem je nieco po łebkach skoncentrowany bardziej na innych kwestiach, 
ale skoro suszu przybywa, to warto przyjrzeć się i tym trochę zaniedbanym 
obszarom...

=> 
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2018-09-16/2018-09-16_DOB-08-Sam
ozakarmienie.jpg Samozakarmienie - DOB [IMG]

Chcielibyście wiedzieć, ile miodu wzięliśmy? Ha! Dość powiedzieć, że 
więcej niż przez poprzednie dwa lata razem wzięte, przy czym miodobranie 
Jarka w ogóle nie wchodzi do rachunku. Nawet jeżeli wliczę jego tegoroczny 
zbiór do sumy lat poprzednich, to i tak w tym roku wyszło nam więcej. Po raz 
pierwszy mamy zagwozdkę, komu to wszystko sprzedać?

Teraz to się cieszę. Ale prawdziwy powód do radości oczywiście pszczelarz 
ma dopiero na wiosnę, kiedy widzi ruch na wylotkach. W dzisiejszych czasach to 
znacznie ważniejsze od zbiorów miodu...

=> 
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2018-08-24/2018-08-20_DOM_Ostatn
i_lyk_propolisowki.jpg Ostatni łyk zeszłorocznej propolisówki - ZDRÓWKO! 
[IMG]


📅 nie 23 września 2018


=> ./index.gmi ↩ Index (Strona główna)

=> ./category/pasieka-zapiski.gmi 📁 Pasieka - Zapiski
=> ./tag/zapiski.gmi #zapiski
=> ./tag/organizacja.gmi #organizacja
=> ./tag/miodobranie.gmi #miodobranie