# Sezon 2018 ruszył z kopyta

To, co się dzieje w przyrodzie, to najstarsi pszczelarze nie pamiętają. 
Przypomina mi się tutaj dykteryjka o czterech największych klęskach 
żywiołowych polskiego rolnika: wiosna, lato, jesień, zima. Coś w tym jest. 
Praca z naturą wymaga odporności na ryzyko.

## O przemyśle

Mam coraz więcej zrozumienia i szacunku dla instytutów naukowych, które w 
pocie zamyślonego czoła i krwi wydanych dolarów opracowują coraz to nowe 
metody minimalizacji ryzyka w rolnictwie. Bo tutaj rzeczywiście trudno 
cokolwiek przewidzieć: gospodarujesz w strefie umiarkowanej chłodnej, twój 
sezon trwa nie dłużej niż pół roku, czasem krócej. Musisz w tym czasie 
wypracować zysk, za który utrzymasz rodzinę, co dziś nie oznacza dziurawych 
gumofilców i starej kufajki, tylko Internet, modne ciuchy, auto zdolne 
najdalej w godzinę dojechać do centrum handlowego... A jedno gradobicie, 
jeden przymrozek, może przekreślić cały piękny plan zbiorów, na które 
pracujesz czasem od wiosny do jesieni. Czyli przez pół roku nic tylko 
wydajesz z trudem zarobione pieniądze, potem następuje szybki zbiór, 
marketing, sprzedaż i... Liczysz, ile ci z tego wyszło. Ile trzeba 
reinwestować? Ile zostanie na utrzymanie? Damy radę pojechać na Kanary? A 
może pozostanie tylko na chleb z wodą i długi po horyzont? Dobry sezon, to 
dobry zysk, kiepski sezon to już może być różnie. A im dalej na północ, 
tym sezonów kiepskich jest więcej. Jeżeli gospodarujesz w krainach 
Południa, możesz liczyć na dwa, a czasem i trzy sezony wegetacyjne w roku. I 
co z tego? Za to masz pięć razy więcej amatorów swojej pracy. I wcale nie 
mam tu na myśli bandytów z maczetami, choć i oni mogą się trafić. Myślę 
tu o różnych robaczkach, grzybkach, wirusach i bateriach, które pchają się 
na twoje pole, żeby pożreć, zniszczyć, spopielić... Ech. Zatem kupujesz 
pestycydy i lejesz, ile wlezie.

I tak się rzeczy mają na całym świecie. Fritz Haber (poczytajcie sobie ten 
wpis w Wikipedii)[1] uratował świat od głodu dając mu nawozy sztuczne i 
pierwsze pestycydy. Nic to, że przy okazji wynalazł gazy bojowe. Jego 
wynalazki znacząco zniwelowały ryzyko upraw i pozwoliły na intensywne 
rolnictwo na sypkim piachu (kwestia liczby ton nawozów wsianych w "glebę"). 
Ale od jego epoki minęło już bez mała 100 lat. Technologia nie stała w 
miejscu, nie będę tutaj przytaczał kolejnych wynalazków, bo nie o tym ten 
blog. Ale można sobie wyobrazić, że w niwelowaniu ryzyka w rolnictwie 
zaszliśmy już kawał drogi. W zasadzie jesteśmy w punkcie, w którym nie 
wiemy, jakie są granice wydajności intensywnego rolnictwa. W związku z tym 
płacimy rolnikom, aby nie siali, bo spadek cen żywności może zachwiać 
światową gospodarką i to nie na modę kryzysiku banksterów, a wywołać 
prawdziwą, globalną pożogę.

=> https://pl.wikipedia.org/wiki/Fritz_Haber 1: 
https://pl.wikipedia.org/wiki/Fritz_Haber

Tyle dygresji pozapszczelarskich.

Szukając dla nich konkluzji jakoś bardziej na temat, chcę powiedzieć, że 
mam coraz więcej podziwu dla kolegów, którzy już od lat z uporem prowadzą 
selekcję pszczół pod kątem odporności na choroby i zdolności przetrwania. 
Nad zwiększeniem wydajności miodowej pszczół pracują całe instytuty. Ale 
nad przeżywalnością mało kto.

=> 
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2018-04-30/2018-04-30-Orz-01-Zac
zynamy_wymiane_korpusow.jpg Wymiana korpusów Orzeszyn [IMG]

## Długa majówka

Tymczasem z końcem kwietnia zaczął się początek maja, czyli najdłuższy 
weekend powojennej Europy. Skorzystałem z okazji, wziąłem urlop i 
podreptałem do stolarni, nadrabiać zaległości. Po pierwsze trzeba było 
naprawić dennice poniszczone przez myszy. I zmienić ich technologię. Czyli 
przeprosić się ze stalową siatką oraz drewnianymi deseczkami. Po paru 
dniach łupaniny stałem się posiadaczem kilkudziesięciu odnowionych starych 
dennic, przy czym każda stała się indywidualnością, bo a to siatkę krzywo 
przyciąłem, a to deseczka była za krótka... Ale jakoś to poszło. Praca ta 
szalenie mi się podobała, stanowiła miłą odskocznię po codziennej rutynie 
pracy przy komputerze. Zero klimatyzacji, zero świecących ekranów, tylko 
upał, kurz, trociny i hałasujące urządzenia. I praca własnymi rękami, nad 
czymś materialnym, co powstaje lub zmienia się pod naszym bezpośrednim 
wpływem.

Następnie te przetworzone na nowo dennice wraz z naprawionymi korpusami (tak, 
tak, korpusy też nam nie za bardzo wyszły i borykaliśmy się z tym przez 
ostatnie dwa lata) zawieźć na pasieczyska i zamienić ze zniszczonym przez 
myszy sprzętem. A przezimowane korpusy przywieźć na bazę, poddać 
czyszczeniu, naprawom...

=> 
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2018-04-28/2018-04-28-Y00Robert-
05-Wglad_do_harpagana_01.jpg Wgląd do harpagana, korpus 3 [IMG]

Ruszyły też prace pasieczne. W tym roku jakoś mnie nie przekonuje ta cała 
historia Głównym Przeglądem Wiosennym. Racja, warto wiedzieć, co się kryje 
w ulu. Ale żeby zaraz jechać specjalnie tylko po to, żeby im robotę psuć? 
Toż przy okazji można jeszcze trochę innych spraw załatwić. Na przykład 
poszerzanie, które z okazji tych zadziwiających okoliczności przyrodniczych 
wypadło w podobnym momencie. Dobrze, że kolega pożyczył mi przyczepę. W 
ten sposób przekonałem się, że bez przyczepy zabawa w pasiekę to rodzaj 
wyrafinowanego samoudręczenia. A przy okazji mogłem obsłużyć każde 
pasieczysko zaledwie jednym transportem. Z drugiej strony trochę mnie 
zdziwiło, kiedy ja zdążyłem przywieźć w te miejsca tyle majdanu?

=> 
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2018-04-28/2018-04-28-Y04Dobiesz
-03-Wglad_do_harpagana_02.jpg Wgląd do harpagana na Dobieszy [IMG]

Końcówka kwietnia to nieustające zadziwienie: połowa rodzin, która 
przeżyła traumę zimy, mówiąc językiem graczy, laguje, albo kampuje, czyli 
po prostu pozostaje w małej sile schowana w ulu i walczy z tym, co ją tam 
gdzieś w środku toczy. Druga połowa no to po prostu wybuchła i 
zaprezentowała coś, z czym moje niedoświadczone oczy jeszcze do czynienia 
nie miały. Nabrałem wątpliwości, czy zdołam sobie poradzić z takim 
nadmiarem?

A jak wiadomo, na wątpliwości najlepsza jest ciężka praca (i jedzenie, nie 
zapominajmy o jedzeniu!). Zatem nie mieszkając, bo gdzie tu mieszkać, 
wszędzie wiosna, znowu podreptałem do stolarni, aby piłować, wiercić, 
młotkować...

=> 
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2018-05-06/2018-05-02-Dom-03-Woz
ek_pasieczny_w_akcji.jpg Wózek pasieczny w akcji pod domem [IMG]

Przy okazji wywózki połowy rodzin stojących pod domem na zawnętrzne 
pasieczyska zdążyłem ukończyć malowanie wózka pasiecznego (służącego 
do przewożenia uli) i wypróbować go w akcji na leśnych wertepach.

=> 
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2018-05-06/2018-05-02-Orz-01-Prz
ewozka_z_wozkiem.jpg Przewózka z wózkiem [IMG]

Wózeczek spisał się na medal. Praca z nim oszczędza połowę wysiłku i 
przekierowuje go w stronę wyższej wydajności. Marzenie korposzczurów. 
Kupcie sobie wózeczek.

A tymczasem pszczoły zaczęły rosnąć. Zaczęło ich przybywać. Słowo 
"roić się" odzyskało swoje pierwotne znaczenie... Rozpoczęła się też 
szybka budowa plastrów, na czym mi szczególnie zależy. Przecież pisałem 
wcześniej, że doszedłem do niezbitych wniosków, że nadwyżki miodu 
możliwe są tylko przy nadwyżce plastrów, w których ów miód pszczoły 
mogą złożyć, odparować, przełożyć... I tak parę tysięcy razy.

=> 
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2018-04-28/2018-04-28-Y00Robert-
09-Wglad_do_harpagana_05.jpg Piękne pszczoły [IMG]

A to wszystko niezgodnie z kalendarzem. To znaczy zgodnie, ale za szybko co 
najmniej o dwa tygodnie. Ja tu panie dziejku zaplanowałem sobie pierwszy 
wychów matek zaraz po Zimnych Ogrodnikach (święci Pankracy, Serwacy i 
Bonifacy), zgodnie z nieubłaganą logiką dziejów, że jak już nie grozi nam 
przymrozek, to pora się roić. A tu nastroje rojowe wystąpiły już podczas 
majówki! Zgodnie z filozofią naturalsów, do której czuję szczególną 
słabość (nie aż taką jak do kobiet i wina, ale też daje się odczuć), 
należy przyjąć zatem, że Zimnych Ogrodników nie będzie. To znaczy będą, 
ale nie zimni. Zobaczymy. Wiemy dobrze, że z jednej strony owady to przecież 
bezdennie głupie stworzenia, ale z drugiej strony udaje im się od czasu do 
czasu zakasować mędrców i uczynić numer, który nie śnił się naszym 
filozofom...

Zrealizowałem też kolejny numer mojego planu poznawczo-technicznego. Zimą do 
spółki z mentorem opracowaliśmy prototyp powałkowego poławiacza pyłku. 
Korzystając z wolnego czasu zabrałem się za to - mordęga! Zaledwie kilka 
sztuk w ciągu jednego, długiego dnia roboczego. Resztę poławiaczy 
przekładam na zimę, wtedy jest mniej zawracania głowy z pszczołami, to 
człowiek sam będzie szukał zajęcia.

=> 
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2018-05-06/2018-05-04-Dom_03_Pol
awiacze_postawione.jpg Poławiacze postawione [IMG]

Gdybym tego nie zrobił, to nie miałbym okazji zaobserwować pszczół, które 
przeżyły zaskoczenie. Otóż po założeniu wczesnym przedpołudniem 
powałkowych poławiaczy, zgodnie z instrukcją dokonałem zamknięcia 
głównego wylotka, czyli dennicy. Pszczoła lotna miała kilka godzin na 
zorientowanie się, gdzie są nowe drzwi. I jakoś jej to poszło. Wieczorem 
nie widziałem pszczół na ulach. Ale następnego dnia od rana nie widziałem 
żadnego ruchu! Dobra, powiedziałem sobie, może się namyślają, dajmy im 
czas. Ale to rozmyślanie trwało do końca dnia i jeszcze pół następnego! A 
później pszczoły wyleciały przez nowy, górny wylotek i zajęły się 
swoimi sprawami. Fakt, takie zabiegi uczyniły je moim zdaniem nieco bardziej 
nerwowymi. Ostatecznie postanowiłem zabrać poławiacze i wywieźć je na 
zewnętrzne pasieczysko, muszę tylko znaleźć chwilę dogodną po temu. Po 
dwóch dniach od uruchomienia poławiania (co nie nastąpiło od razu) w 
szufladach poławiaczy zobaczyłem po oszczędnej szczypcie pyłku. Może i 
spodziewałem się tego więcej, ale myślę sobie, że jeżeli w tym tempie 
będą zbierać przez cały sezon, to i tak uskładają parę kilo na ul. A 
jednocześnie nabrałem pewności, że wcale nie rabuję ich z jakiegoś 
dużego odsetku zbieranego pyłku. Większość bez wątpienia przechodzi przez 
moją siatkę i wędruje tam, gdzie jego miejsce, czyli do plastrów z pierzgą.

=> 
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2018-04-30/2018-04-30-Rob-02-Dob
rze_lataja.jpg Pszczółka w pracy [IMG]

I na tym chyba pora kończyć relację z ostrego początku sezonu. Przed nami 
dość krótka, acz intensywna droga do jego szczytu, który tradycyjnie 
nastąpi w okolicach kwitnienia lipy. Starsi pszczelarze narzekają, że 
rodziny pszczele nie zdążą zbudować właściwej siły, bo akacja już 
kwitnie, a lipa zakwitnie zapewne za dwa tygodnie, czyli tak mniej więcej 
miesiąc przed terminem. No, zobaczymy. Na razie pożytków nie brakuje, 
pszczoły rzeczywiście robią, co mogą, ale przecież cudów nie dokażą. 
Mnie zależy na razie głównie na tym, aby zbudowały jak najwięcej 
plastrów, bo bez nich nie będzie miodu. Typuję także swoje rozpłodówki, 
bo lada moment przekładanie larw. I zacznie się Wielkie Dzielenie!

PS. Chcąc ocenić jakość pożytków w pobliżu domu przetransportowałem pod 
wiatę garażową kilka rodzinek z zewnętrznych pasieczysk. Nie śmiejcie 
się, to są te słabsze! ;-)

=> 
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2018-04-30/2018-04-29-Dom-01-Sla
bsze_rodziny_produkcyjne.jpg To są te słabsze [IMG]


📅 sob 12 maja 2018


=> ./index.gmi ↩ Index (Strona główna)

=> ./category/pasieka-zapiski.gmi 📁 Pasieka - Zapiski
=> ./tag/zapiski.gmi #zapiski
=> ./tag/prace.gmi #prace
=> ./tag/plany.gmi #plany