# Open Source z punktu widzenia pszczelarstwa

Witam w Nowym Roku licznie tutaj zgromadzonych czytelników bloga 
początkującego pszczelarza. Życząc wszystkim, aby pszczoły darzyły się 
zgodnie z naturą i najlepszymi chęciami pszczelarzy, dokładam jeszcze takie 
drobne, maluśkie życzenie, aby te dwa warunki wzajem się nie wykluczały.

W ramach noworocznych zaczątków pszczelarskiego życia intelektualnego 
pozwalam sobie wrzucić krótkie rozważanie, które narodziło się w noc 
sylwestrową, gdy przybliżałem tematy współczesnego pszczelarstwa mojemu 
koledze, wielkiemu specjaliście od komputerów i wszystkiego, co z nim 
związane. Zgodnie z zasadą, że z istotami rozmawia się możliwie w ich 
języku, aby osiągnąć najlepsze porozumienie, odwoływałem się do 
porównań informatycznych, wśród których sam posiadam niejaką orientację 
z racji wykonywanej codziennej pracy zarobkowej.

Postarałem się opisać dążenia Wolnych Pszczół. Jak to przedstawić, 
żeby nie popaść w wielogodzinny wykład o biologii pszczoły miodnej, nie 
przejść na zagadnienia technik pozyskiwania produktów pszczelich i hodowli 
pszczół produkcyjnych? Jak objaśnić, że pszczelarstwo to nie Kubuś 
Puchatek, tylko cała dziedzina przemysłu ludzkiego, fragment życia, gdzie 
występują różne charaktery, a zwierzęta hodowlane znajdują się w 
podobnej sytuacji jak kury i prosięta, i dlaczego akurat w tym przypadku jest 
to głupi pomysł?

*Acha, to jak Open Source!* - zawołał ów.

*No, niedokładnie* - odparłem i zaraz się w język ugryzłem. - *Owszem, 
mamy tu pewne podobieństwo, ale głównie ilościowe: zainteresowanych 
pszczelarstwem naturalnym wśród ogółu pszczelarzy jest podobny odsetek, jak 
zwolenników Linuksa wśród ogółu użytkowników komputerów. A tak w 
ogóle, to wszystko tu jest Open Source.* - tak mu powiedziałem.

=> 
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2016-04-23/20160423_175505.jpg 
Matecznik? [IMG]

A teraz mam wątpliwości, czy poprawnie sprawę opisałem. Bo analogię można 
ułożyć trochę inaczej:

Pszczelarze uprawiający pszczoły wedle "standardowej" metody, jaka dziś w 
Polsce jest przyjęta, stanowią odpowiednik zwykłych użyszkodników 
Windowsów[1]: pomimo nie raz wielu lat praktyki, w rzeczywistości ich 
pojęcie o materii, w której grzebią, jest szczątkowe i ściśle ograniczone 
ich zainteresowaniem. Matki kupują od hodowców, w sprzęt pszczelarski 
zaopatrują się w sklepach. To wszystko rozwijają pobieraniem refundacji. 
Jeżeli pszczoły im padną w więszym procencie - dokupują odkłady, czyli 
nowe rodzinki - od hodowców czyli fabrycznych powielaczy pszczół. Zapodają 
do uli różne legalne i półlegalne świństwa chemiczne w myśl zasady "im 
gorzej tym lepiej". Choć nie ma tutaj żadnych tajemnic (ochrona patentowa to 
fikcja w pszczelarstwie i nigdy na dobrą sprawę nie działała, a wynika to z 
natury rzeczy), każdy może sobie grzebnąć w Internecie, w bibliotece, 
wreszcie zakupić niezbędną wiedzę i ją wypróbować - większość tego 
nie robi. Koncentrują się i dobrze rozumieją jedynie wydajność miodową 
przeliczaną na ul. To ich interesuje i temu poświęcają długie godziny 
spędzane na pogadankach, wykładach i różnych zjazdach. Kwestia zdrowia 
pszczół, jaką im się prezentuje, to stopień porażenia rodziny roztoczem 
*Varroa destructor*, a dla rozrywki proponuje się liczenie na rozliczne 
sposoby osypanych pszczół i osobników tejże Varroa. Następnie reklamuje 
kolejną"terapię", która **wcale nie szkodzi pszczołom, ratuje im życie, a 
warrozę zabija w 100%**. To są zwolennicy Closed Source.

=> https://pl.wikipedia.org/wiki/Microsoft_Windows 1: 
https://pl.wikipedia.org/wiki/Microsoft_Windows

=> 
https://zdnet1.cbsistatic.com/hub/i/r/2014/08/28/02a8c5bf-2e7d-11e4-9e6a-0050568
5119a/resize/1170x878/497f63b7a5a06254bfeb4ffb6ade3ce0/6299020.png Ładnie 
wygląda, ale nie da się tym jeździć? [IMG]

W tej grupie oczywiście znajdują się też profesjonałowie: producenci matek 
pszczelich i odkładów, którzy zapewniają ogół, że "ich pszczoły są 
bardzo łagodne, mało rojliwe i niezwykle wydajne, szczególnie na pożytkach 
wczesnych, średnich i późnych, dobrze trzymają się plastrów i ładnie 
wyglądają". A prawda, jak pokazuje praktyka, jest taka jak z Windowsami.

Z drugiej strony jest grupa zapaleńców, którzy gotowi są odłożyć na bok 
własną wygodę w imię "wyższej sprawy", jaką jest naprawdę zdrowa rodzina 
pszczela. Gotowi są zainwestować swój czas, pracę i pieniądze, aby 
gdzieś, w trudnej do przewidzenia przyszłości, dorobić się pszczół, 
które zdolne są niezależnie od wysiłków pszczelarza przeżyć od 
pierwszego do pierwszego (kwietnia). Ich priorytetem jest **przeżywalność** 
rodziny pszczelej, a zatem jej zdolność do samodzielnego radzenia sobie z 
przeciwnościami natury i okolic. Wydajność miodowa z ula interesuje ich jako 
efekt uboczny naturalnej działalności pszczół. Błonkoskrzydłe mają 
najsampierw zadbać o własne przetrwanie, a dopiero potem o satysfakcję 
pszczelarza. Czyli pszczoły przede wszystkim.

=> 
http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2016-04-23/20160423_175521.jpg 
Ładna rameczka [IMG]

W tej drugiej grupie oczywiście spotkać można całe spektrum postaw - są 
tacy "radykałowie", którzy uważają, że jedyną słuszną drogą jest 
*droga krzyżowa*: pszczoły należy wynieść do możliwie dużego i dzikiego 
lasu, umieścić w czymś w rodzaju dziupli i sprawdzić za rok, czy ciągle 
ktoś tam jest. Jeżeli nie ma, procedurę powtórzyć, i tak do skutku, czyli 
aż pszczoły zaczną sobie radzić. Na drugim końcu skali są *pszczelarze 
luzacy* (zwani też "leniwymi"), którzy chcą tylko, aby rodziny stojące na 
ich pasiece nie wymagały tych wszystkich "leczniczych" zabiegów, ale wszelkie 
poza tym czynności pszczelarskie służące pozyskaniu pszczelich produktów 
uważają za słuszne i uzasadnione. Pomiędzy tymi dwiema postawami znaleźć 
można cały wachlarz do wyboru. Debata nie ustaje, temperatura dyskusji czasem 
rośnie, czasem maleje. Ale, tak uważam, to tutaj jest naprawdę ciekawie. To 
ci pszczelarze są wciąż ciekawi nowej wiedzy i to nie tylko tej, jak 
wycisnąć z ula jeszcze jeden więcej słoiczek wielokwiatu. Kombinują, 
tworzą nowe konstrukcje, mają pomysły, zadają pytania "*jaki ul jest 
najlepszy dla pszczół*", **jak przynieść pszczołom jak najmniejszą 
szkodę** podczas pszczelarskiej zabawy w pasiekę. Jak to w życiu, 
prawdopodobnie większość tych wysiłków nie ma żadnego sensu, ale 
ostatecznie dążą w jakimś kierunku. Przypominają mi wczesne (z mojego 
punktu widzenia) czasy Linuksa, kiedy system ten był naprawdę niewygodny w 
użyciu, ale nie dlatego, że się ciągle wieszał, dawał zawirusować, albo 
bardzo drogo kosztował.

=> https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/5/55/Tux_Enhanced.svg Tux 3D 
[IMG]

Nie, wczesny Linuks[2] był od początku stabilny, ale brakowało mu 
atrakcyjnie wyglądających okienek (trzeba było grzebać w konsoli tekstowej) 
i użytkowego oprogramowania. Nie odpalał na każdym sprzęcie, bo nie było 
sterowników do urządzeń, trzeba było je łatać ręcznie, pobierać ze 
stron forów dyskusyjnych, samemu kompilować i ręcznie wrzucać do wskazanych 
katalogów. Trzeba było umieć podstawy basha, awka, seda, bo bez tego 
najprostsze czynności potrafiły trwać długo, oj długo. Minęły jednak 
lata, rozproszone grupki programistów połączyły się dla stworzenia czegoś 
nowego i działającego (w przeciwieństwie do Windowsów, które nigdy nie 
były nowe, i nigdy naprawdę dobrze nie działały). W efekcie wysiłków tych 
2% ogółu użytkowników komputerów powstał w końcu system, za który w 
życiu bym nie zamienił "komercyjnych" Windowsów. Bo działa on sprawnie na 
moim laptopie, dzięki niemu moja wiedza o komputerach (siłą rzeczy) 
uplasowała mnie w grupie użytkowników zaawansowanych i samodzielnych w 
świecie informatyki, takich, którzy dobrze wiedzą, ile pieniędzy naprawdę 
wart jest dany program, czy system, a który z nich w żadnym wypadku jest 
niewart. Radzę sobie tak samo dobrze z Linuksem i Windowsami, a jak los rzuci 
mnie na MacOS, to nie padnę na ziemię drżąc z bojaźni, bo za jakiś czas 
się nauczę. A w sieci mam za darmo lub półdarmo (czyli za rozsądną cenę) 
ocean oprogramowania użytkowego, które instaluję kilkoma kliknięciami i nie 
muszę błagać korporacji o zgodę na jego używanie. Dałem swoją cegiełkę 
do rozwoju Wolnego Oprogramowania, na miarę swoich umiejętności i 
możliwości (i o to w tym chodzi, żeby każdy dał coś od siebie, wtedy to 
lepiej działa). I tyle. Open Source to przede wszystkim postawa, którą 
można z informatyki przeflancować także na inne dziedziny życia, w tym 
wypadku - pszczelarstwo.

=> https://pl.wikipedia.org/wiki/Linux 2: https://pl.wikipedia.org/wiki/Linux

Tak postrzegam Wolne Pszczoły[3]. Z punktu widzenia "zwykłego pszczelarza" 
nie mają ciągle żadnych osiągnięć, ciągle są w fazie dążenia, tylko 
rozpaczliwy hazardzista postawiłby pieniądze na ich sukces. Ale ich energia, 
zaangażowanie, krzywa uczenia się, otwartość i zdolność współpracy 
**skazują na sukces**. Pytanie zatem brzmi nie "czy osiągną swój cel", a 
"kiedy osiągną swój cel". Bo kiedyś osiągną - co do tego nie mam 
wątpliwości.

=> http://wolnepszczoly.org/ 3: http://wolnepszczoly.org/

I dlatego w tym roku przyłączam się do projektu Fort Knox[4]. Bo chcę 
wspomóc przedsięwzięcie, jakim są zdrowe i (umówmy się) wolne pszczoły. 
Ale ostatecznie sam chcę takie pszczoły mieć. Bo chcę swoim dzieciom dawać 
produkty, w których nie ma pozostałości akarycydów, czy innych świństw. 
Nie mam kontroli nad wszystkim w tym życiu, ale nad czymś tam mogę mieć. 
Dołączam do Wolnych Pszczół.

=> http://wolnepszczoly.org/fort-knox-czyli-nasza-rezerwa-zlota/ 4: 
http://wolnepszczoly.org/fort-knox-czyli-nasza-rezerwa-zlota/


📅 pon 02 stycznia 2017


=> ./index.gmi ↩ Index (Strona główna)

=> ./category/pasieka-zapiski.gmi 📁 Pasieka - Zapiski
=> ./tag/zapiski.gmi #zapiski
=> ./tag/dumania.gmi #dumania