# Czy Dugin nosi brodę, czyli o naszym pastwisku.

Czytając wspaniały artykuł Pawła Krawczyka "Geopolityka Aleksandra Dugina 
jako nowa dialektyka historyczna"[1] poczułem w sobie rosnące pytanie: czy 
**Dugin nosi brodę?**

=> 
http://echelon.pl/content/geopolityka-aleksandra-dugina-jako-nowa-dialektyka-his
toryczna 1: 
http://echelon.pl/content/geopolityka-aleksandra-dugina-jako-nowa-dialektyka-his
toryczna

Odpowiedź znalazłem dość szybko, przetrząsając Internet: raczej nosi[2].

=> http://www.pch24.pl/images/min_mid_big/mid_22768.jpg 2: 
http://www.pch24.pl/images/min_mid_big/mid_22768.jpg

A skąd taka refleksja? Mianowicie z pięknego streszczenia odwiecznego 
kompleksu Rosjan wyrażonego przez duginowskie "dwójmyślenie":

*O Imperium wiadomo tyle, że ma być ono zaprzeczeniem 
liberalno-wolnomyślicielskiej cywilizacji Zachodu i oazą rozwoju duchowego w 
oparciu o konserwatywne wartości prawosławia. Dugin bardzo niechętnie odnosi 
się do postępu w jakiejkolwiek postaci. Z drugiej strony Europa Zachodnia 
przyłączając się do Imperium ma dostarczyć mu całego swojego zaplecza 
naukowego, biznesowego i zaawansowanych technologii, które, jak* *przyznaje 
filozof, w Rosji nie są w najlepszym stanie. Prymat prawosławia ma się 
jednak rozciągać nad wszystkimi sferami życia, w tym także i nad nauką, 
która też ma być "konserwatywna", co brzmi raczej jak oksymoron.*

Prawda, że śliczne? Po przeczytaniu czegoś takiego od razu przypominają 
się prześladowania starowierów[3] , które w myśl mojej geopolityki można 
uznać za pierwsze ruchy modernizacyjne w Moskwie, których ukoronowaniem 
miało być panowanie Piotra Wielkiego. Otóż, jeżeli Dugin jest taki 
konserwatywny, niechaj wróci do wiary raskolniczej, bowiem ona tylko jest 
wolna od zgubnych wpływów Zachodu. Nowa cerkiew moskiewska ma oblicze 
ugładzone, dostosowane do opinii krajów, do których Rosja aspirowała i, nie 
wiedzieć czemu, wciąż aspiruje. Zresztą ideologia raskolników odpowiada 
bełkotowi Dugina. Problem polega jednak na tym, że cerkiew starego obrządku 
była autokefaliczna (tj. samodzielnie myśląca), czyli niepodporządkowana 
politycznie caratowi - a o to głównie w tych prześladowaniach chodziło. W 
wypadku ideolo Dugina o żadnym autokefalizmie mowy być nie może. Jest to 
tekst pisany jakby na zamówienie aktualnego reżymu, stanowi wyraz znanych 
kompleksów Rosjan.

=> https://pl.wikipedia.org/wiki/Staroobrzędowcy 3: 
https://pl.wikipedia.org/wiki/Staroobrzędowcy

Tzn. my, Polacy, też mamy kompleksy, ale one są nasze, swojskie i swoiste, i 
nie stanowią przedmiotu niniejszego tekstu.

Innym fragmentem artykułu, który bardzo mi się spodobał, głównie dlatego, 
że jakiś czas temu przemyślałem sobie tę kwestię i wyrobiłem na jej 
temat zdanie, było:

*Jeszcze jednym powodem, dla którego państwa Europy Środkowo-Wschodnieji*  
*Zachodniej miałyby się przyłączyć do Imperium Eurazjatyckiego byłaby*  
*entuzjastyczna ucieczka tychże spod mrocznej władzy Mordoru... czyli USA i 
NATO.* *Lektura "Podstaw geopolityki" wśród rosyjskich "niewyjezdnych", czyli 
głównie*  *funkcjonariuszy służb specjalnych i wojska, którzy nigdy nie 
byli w Europie,*  *musi być przeżyciem które pozostawia traumatyczne 
wspomnienia na całe życie.*  *Europa jest tam przedstawiona jako amerykańska 
kolonia, jęcząca pod okrutnym*  *butem NATO i marząca o przyłączeniu się 
do Rosji, która jako ostatni bastion* *chrześcijaństwa na świecie opiera 
się ateistyczno-liberalnym hordom natowców w*  *bezwzględnym pochodzie 
"ekspansji NATO" na wschód.*

Otóż moim zdaniem **Europa Zachodnia jest amerykańską kolonią**, z tym że 
nie jęczy pod batem, a pasie się na zielonej łączce okolonej świeżo 
pomalowanym na niebiesko płotkiem. Ulegając ideololo demokracji mamy 
skłonność zapominać, że zarówno Państwa Centralne, jak i Ententa 
okropnie się zadłużyły u nowojorskich bankierów, aby móc prowadzić 
działania nazywane dziś Pierwszą Wojną Światową. Dwie dekady później, 
po interludium Wielkiego Kryzysu nastąpiło allegro furioso, w którego 
efekcie Zachód popadł w jeszcze głębszą zależność - już nie tylko 
gospodarczą, ale militarną. Czymże był Plan Marshalla? Przecież nie akcją 
charytatywną, tylko nową (wówczas nową, dziś zupełnie normalną) metodą 
kolonizacji: budową stałej klienteli.

## Dygresja

Popadnę tu w dygresję i użyję porównania:

Gdzieś pośród borów pewien fabrykant wybudował zakład produkujący dobra 
wszelakie, słusznie rozumując, że okoliczna ludność dóbr tych nie 
posiadając, niezwłocznie ich zapragnie. Bogaty fabrykant rozumie, że aby 
jego fabryka mogła produkować, niezbędna jest klientela na produkty tejże 
fabryki. Okoliczne wsie jednakoż zrujnowały się w efekcie walk na sztachety, 
widły i siekiery, których przyczyną była stara vendetta, w oczach 
fabrykanta bezsensowna i dawno przebrzmiała, narodziła się bowiem w czasach, 
gdy jeszcze w okolicy nie było fabryki, a poszło przecież o dobra, których 
teraz ta fabryka dostarczyć może w nadmiarze. Na skutek wszakże vendetty 
mieszkańcy tych wiosek popadli w biedę, niektóre wioski spłonęły, a ich 
byli mieszkańcy osiedlili się na wyrębach z trudem budując podstawy nowego 
bytu. Bieda, choroby, negatywne sprzężenie zwrotne w lokalnej gospodarce tak 
źle naoliwionej, że osie aż piszczą. Dodajmy, że walki wreszcie wygasły w 
efekcie interwencji ochroniarzy fabryki, których prezes posłał, żeby 
wreszcie z tym zrobić porządek.

Co w takiej sytuacji ma zrobić fabrykant, który przytomnie widzi, że ze 
zrujnowanych pogorzelców klienci żadni? Sięga do kieszeni i zaczyna 
udzielać im niskooprocentowanych pożyczek, przy okazji gęsto wspominając, 
że nie muszą odpracowywać wszystkich dóbr, otóż niektóre mogą od ręki 
nabyć w jego sklepie lub bezpośrednio w fabryce. Nowe pieniądze uruchamiają 
dodatnie sprzężenie zwrotne w lokalnej gospodarce, wsie szybko się 
odbudowują, a dzieci niegdysiejszych pogorzelców już nawet nie wiedzą, że 
spora część ich materialnego dobrobytu pochodzi z fabryki, w której sporo 
ich ojców i stryjów pracuje, nawiasem mówiąc. A konkretnie w filiach fabryk 
budowanych w kolejnych wioskach, bowiem popyt na produkty ciągle rośnie.

## Koniec dygresji

I tak dalej. Obrazek ten jest tym bardziej prawdziwy, że oddaje właśnie ową 
istotę ostatniego dobrobytu europejskiego, który zbudowany został za 
amerykańskie pieniądze i służy spłaceniu starych kredytów, zaciągnięciu 
nowych, i tak w kółko. Różnica w tym obrazie pomiędzy wizją Dugina a 
moją zawiera się jednakoż w słowie "dobrobyt": popadając w coraz głębsze 
i bardziej poplątane zadłużenie od amerykańskich systemów bankowych Europa 
coraz bardziej przypomina Raj na Ziemi, że aż prości Amerykanie nam 
zazdroszczą, jak mało pracujemy, a jak przyjemnie spędzamy wolny czas.

Spoglądając tak bardzo geopolitycznie, że aż Dugin by musiał zdjąć 
czapkę, możemy spróbować zdefiniować globalne trendy 
gospodarczo-polityczne, które wytworzyły historię ostatniego stulecia.

Otóż Wielka Wojna (dziś zwana Pierwszą) była skutkiem Rewolucji 
Przemysłowej (jak popularnie nazywa się eksponencjalny wzrost tempa rozwoju 
technologii) skutkującej poważnymi zmianami stylu życia na wszystkich 
poziomach i we wszystkich społecznych warstwach. Zmiany te dotykały 
społeczeństwa proporcjonalnie do ich stopnia uprzemysłowienia oczywiście. 
Na bazie tych przemian gdzieś w okolicy czasowej Wielkiej Wojny Fritz Haber 
rozwiązał definitywnie problem głodu na świecie, wynajdując nawozy 
sztuczne, które niwelują problem nieurodzajów (od tej pory głód w krajach 
uprzemysłowionych pojawić się mógł tylko i wyłącznie na wyraźne 
życzenie władzy, co było do udowodnienia na Ukrainie w latach 1932-33), 
opracowano przemysłowe techniki produkcji lekarstw, zbudowano systemy 
powszechnych szczepień, ustalono prawa pracownicze i dokonano istotnych 
odkryć, które skutkują, że Europa wygląda, jak wygląda. Mianowicie 
odkryto, że pracownik zadowolniony pracuje lepiej niż ten niezadowolniony, 
że ogromne nakłady na jego zadowolenie są mimo wszystko tańsze niż 
nakłady na pokrycie strat wynikających z jego niezadowolenia. W międzyczasie 
powstały skomplikowane teorie ekonomiczne, które aktualnie są w fazie 
eksperymentalnej w różnym stopniu, w różnych krajach, jak np. kryzysowe 
zarządzanie permanentnym zadłużeniem, którego nie da się spłacić, przy 
równoczesnym świadomym unikaniu bankructwa przez stwierdzenie, że nie ma 
czegoś takiego. Podsumowując: Nowy Wspaniały Świat rzeczywiście przypomina 
nieco wizję Huxleya, ale w porównaniu z życiem, jakie zaserwowali komuniści 
i ich potomkowie narodom Imperium Wszechrosji, jest to naprawdę Raj na Ziemi.

Obiło mi się o uszy, że ktoś nawet znalazł metodologię, która pozwala 
wyliczyć w miarę naukowo, że chociaż powodzi się nam coraz lepiej, w 
rzeczywistości powodzi nam się coraz gorzej. Rozumiem to i zgadzam się z 
taką ogólną konkluzją, ale z pewnymi zastrzeżeniami:

1. od wielu lat nie mierzymy już gospodarki i stopy życiowej pytając "czy 
rośnie", tylko pytając "jak szybko rośnie", przekładając to na język 
szkolnej analizy funkcji, nie patrzymy już na wykres samej funkcji, a jej 
pochodnej, która od dłuższego czasu jest stale dodatnia, pytanie tylko, 
jaką ma wartość (czy wysoką, czy niską). Aktualnie dyskutuje się nie o 
samym wzroście, tylko o tempie wzrostu.
2. tempo rozwoju techniki i technologii jest dziś tak wielkie, że samym tym 
niweluje być może rzeczywisty spadek jakości życia prostych ludzi (czyli 
niby mamy więcej, ale mamy mniej) - ergo, bardzo możliwe, że prawdą jest, 
że gdyby z równania usunąć rozwój techniki (stale dodatni!), jakość 
życia od np. 50 lat nam spada. Być może jest prawdą, że jedynym 
czynnikiem, który moje życie, jako prostego człowieczka, polepsza, jest 
właśnie technika i technologia, a na poziomie społecznym i gospodarczym 
ponoszę straty. Możliwe, choć chyba trudne do udowodnienia. Ale **nie da 
się technologii z tego równania usunąć**, gdyż jest ona immanentnym 
składnikiem gospodarki, podobnie jak nie da się z równania transakcji 
handlowej usunąć ani sprzedawcy, ani towaru, ani klienta - bo wtedy po prostu 
nie ma transakcji. To w efekcie postępu nauki i technologii gospodarka 
wygląda, jak wygląda - inaczej wciąż byśmy żyli na trójpolówce i 
modlili się "od głodu, zarazy wybaw nas Panie". Bo od tegoż zostaliśmy już 
faktycznie wybawieni. Na liście zagrożeń wciąż pozostały wojna i nagła 
śmierć. Ale uczeni nie zaprzestają pracy, może i na to znajdzie się rada w 
przyszłości...

Patrząc na powyższe rzeczywiście mogę się zgodzić, że kiedyś życie 
wyglądało inaczej, bo ludzie w większości mniej czasu spędzali na 
zarobkowaniu jako takim (tj. pracy dla uzyskania dóbr luksusowych), a więcej 
na czynnościach służących prostemu przetrwaniu. Stąd może wyniknąć 
powszechny u mieszkańców wielkich miast modlących się do tzw. natury i tzw. 
naturalnego trybu życia błąd myślowy, że kiedyś żyło się lepiej. 
Jednakowoż, jeżeli spojrzymy bardziej trzeźwo, widzimy, że luksusów, jakie 
są dostępne dziś każdemy prostemu Europejczykowi, nie mieli kiedyś 
królowie, że nie wspomnę o jakości obsługi medycznej. W rzeczywistości 
dziś po prostu większość czynności służących przetrwaniu zostało już 
zautomatyzowanych lub outsourcowanych - wodę mamy w kranie, ogień w 
piekarniku, produkty do wytworzenia żarcia w sklepie... Koncentrujemy się 
zatem na pozyskiwaniu dóbr w oczach naszych antenatów ściśle luksusowych 
(by nie rzec "lukullusowych") - do tego stopnia, że większość pozyskiwanych 
drogą zarobkowania środków na bogatym Zachodzie wydaje się właśnie na 
luksusy i rozrywki, a nie na środki przetrwania. Bo aby przetrwać, w Polsce 
roku 2015 potrzeba (zgodnie z oficjalnym, urzędowym ustaleniem) ok. 500,00PLN 
na osobę (to urzędowe ustalenie poziomu tzw. minimum egzystencji, nie mogę 
tu dyskutować, ile rzeczywiście potrzeba do przeżycia, bo najpierw trzeba 
zdefiniować to przeżycie, a potem zdać się też na operatywność i 
pomysłowość danej jednostki). A to oznacza, że kelnerka z Płocka 
zarabiająca 7,00PLN netto za godzinę (na które to pieniądze uchodźca z 
Afganistanu nawet nie chciałby splunąć) zapewnia sobie przetrwanie po max. 
10 dniach pracy (nie licząc napiwków). Pozostałe 15 dni z oficjalnego 
roboczego miesiąca zarabia na luksusy. To prawda, że bez tych luksusów 
większość dziś nie potrafi żyć, niektóre więc zaczynają awansować do 
rangi dóbr koniecznych

* ale to jest szara strefa, trudna do argumentowania.

Na zawsze-politycznie-poprawnym fejsbuku (straciłem rok na codziennym 
lurkowaniu) spotkałem różne takie teorie, że wraże korporacje zamieniają 
nas powoli w niewolników, że GMO nas zatruje, a korporacje farmaceutyczne nie 
produkują leków, tylko środki zaleczające choroby (bo jakby wyleczyły, nie 
potrzeba by było leków), a często wywołujące nowe choroby jako skutki 
uboczne, bzdury feministyczne tutaj pominę, bo nie należą do tematu... Stąd 
niektórzy moi znajomi z fejsbuka promują np. naturalne środki czystości 
domowej produkcji (na bazie octu na przykład) zapominając, że sukces owej 
tzw. chemii na tym właśnie polega, że czyści lepiej, nie śmierdzi octem 
(chyba, że na życzenie klienta), a kosztuje taniej. Oczywiście zgadzam się, 
że owe tanie środki czystości (podążająca za nimi czystość) i sterylna 
żywność stały się przyczyną nowych chorób takich jak powszechne alergie 
i rak. Ale nie w tym sensie, że je wywołały. Raczej chodzi o to, że poprawa 
życia, zdrowia, zażegnały choroby, na które cierpieli nasi przodkowie (kto 
dziś pamięta, czym jest błonica, krup, krztusiec, szkarlatyna?), dając pole 
schorzeniom, na które **nie mieli czasu umrzeć**, bo nie zdążyli - 
załatwiały ich te stare choroby. Ilu znacie ludzi cierpiących na dnę czyli 
artretyzm (kiedyś zwaną podagrą lub lumbago, zależnie od miejsca bólu)? 
Kto ma ubytki w zębach, blizny po ospie, syfilisie, bóle reumatyczne? Skoro 
przetrwaliśmy choroby niemowlęce, dziecięce, schorzenia z powodu ciężkiej 
pracy na tzw. świeżym powietrzu oraz choroby wynikłe z awitaminozy i 
niedożywienia - na coś jednak musimy umrzeć! Dziś umieramy na zawały, 
raka, przy okazji mając Parkinsona i Alzheimera, czyli cierpienia niegdyś 
nobilitujące, bo dostępne tylko naprawdę bogatym i długowiecznym.

Takoż zatem mogę się jeszcze raz zgodzić, że współczesna Rosja to 
"ostatnie podrygi zdychającej ostrygi" - ostatnie drgnienia agonalne starego 
systemu gospodarczego, który próbuje nie dać się uzależnić od rosnącej 
od pół tysiąclecia finansjery o pochodzeniu lichwiarsko-żydowskim (tu nie 
ma żadnej teorii spiskowej, tak po prostu jest, dokumenty są jawne i 
dostępne). Pewnie tak jest. Ale prości ludkowie nie mają takiego wyboru. 
Powinni kierować się swoim interesem, a nie jakichś trudnych do określenia 
grup gospodarczych. A gdzie trawa jest bardziej zielona, gdzie masełko 
tłustsze - to każdy przecież widzi.


📅 wto 24 listopada 2015


=> ./index.gmi ↩ Index (Strona główna)

=> ./category/z-poziomu-podlogi.gmi 📁 Z poziomu podłogi
=> ./tag/zpodlogi.gmi #Zpodlogi
=> ./tag/polityka.gmi #polityka
=> ./tag/eko-nom.gmi #eko-nom