# Opowieść o opowiadaniu

Dobra, piszemy. Coś mnie swędzi. Pewnie Sztuka. Znowu pomyliłem "o" z "i". 
Czyli jak to miało być?

> Kurvaq Matan zakręcił swoją brodą bojową zahaczając mimochodem i tak 
jakby od niechcenia tętnice szyjne trzech opryszków, którzy go opadli w 
ciemnym lesie, kiedy zabierał się właśnie do śniadania w porze kolacji, 
ponieważ cały dzień wędrował przez mroki niczym nie rozjaśnione, że 
chodź, oko wykol. Schował brodę za pas słucki, który niezwłocznie 
zacisnął złotą, wysadzaną diamentami klamrą w kształcie baby jagi 
pożerającej własny nos. Krasnolud sięgnął po toporzysko tkwiące za 
plecami i pasem, i styliskiem rozłupał pozostałe czaszki.

Bez sensu. Czyje czaszki? Jak to, pozostałe? A w ogóle, to znudziły mi się 
krasnoludy...

> Wśród zielonych, świeżo rozkwitłych pąków silmenbyne przechadzała 
się tanecznym krokiem, jedną ręką grając na cytrze, drugą wesoło 
machając do mijanych ptaków, krzaków i bzów. Nagle w gęstwinie coś 
błysnęło. To on!

> Myinrel Cayhil wyłonił się zza pnia niczym pajacyk z pudełka...

Źle. Jaki pajacyk? To elfi bohater, w którym kochają się wszystkie elfki, 
półelfki i dziwożony.

> Myinrel Cayhil wyłonił się zza pnia niczym ekskluzywny powiew wieczornej 
bryzy, odświeżającej gorące powietrze poranka.

> - Cóż porabiasz, piękna - zapytał delikatnym głosem, w którym 
pobrzmiewała nutka cynizmu.

> - At, zbieram krowie kupy, coby było czym palić w kurnej chacie - odparła 
niefrasobliwie gryząc nerwowo swój dziewiczy warkocz upięty w koński ogon.

Nie no! Jak tak dalej pójdzie, nie zdążę na termin! Poprawić romantyczną 
odpowiedź tej, jak jej tam. Kurde, nie wymyśliłem jej imienia. Popatrzmy, na 
lewo lampa, na prawo drukarka... Carisma Luluna? Eidre Hilgaran? O! To brzmi po 
elfiemu!

> - Zowię się Eidre Hilgaran, piękny rycerzu - odparła cokolwiek nie na 
temat płoniąc się niczym płomień - ale jeżeli zapytasz mnie jeszcze raz...

> - Cóż, ah cóż porabiasz, piękna - niezwłocznie powtórzył bohater, a w 
jego głosie pobrzmiewały nutki lekkiego zniecierpliwienia. Niepotrzebnie, 
gdyż w tym właśnie momencie jej czarnowłosa główka z furkotem warkocza 
pomknęła w stronę jego ust, wargi się zetknęły, oddechy wymięszały, 
dłonięta zbłądziły...

Dobre, bo romantyczne!

> Myinrel nie bacząc na świat cały obsypywał pocałunkami jej smukłą, 
omdlałą z rozkoszy kibić...

Heja, prawie porno! Dodajmy jeszcze pieprzu tej historii!

> ... gdy wtem okoliczne krzewy zaszuściły, jakby stratowało je stado turów 
i na polanę wyskoczył ogromny krasnolud ze styliskiem w ręku.

> - Gramag arzum żiguli! - zaklął jak szewc na widok zakochanej pary. 
Upuścił to, co miał w dłoniach, które powędrowały natychmiast ku haftkom 
rozporka.

> - Stój!

> Nim przebrzmiało echo tego okrzyku, na polanę wytoczyły się orki szyjąc 
z łuków na prawo i lewo. Stylisko padło pierwsze, ale Kurvaq Matan 
natychmiast je podniósł i odbezpieczył swoją brodę bojową.

Hmmm... Nie tak to sobie zaplanowałem co prawda, ale szkoda skreślać, skoro 
już napisane. Wytłucze te orki i jedziemy dalej.

> Podczas gdy krasnolud furkotał swoją śmiertelnie niebezpieczną brodą, 
Myinrel strzelał nieprzerwanie w mrowie orków, a Hilgaran podnosiła dzielnie 
upadłe strzały i dyskretnie wkładała mu je do kołczanu.

Kołczana?

> Orkowie padali jak muchy. Zbierające się muchy zwabiły padlinożerców, 
ktorzy rzucili się na jeszcze drgające truchła, ale mrowie orków nie 
topniało, wydawało się, że wciąż więcej i więcej ich wspina się na 
ciągle rosnący wał ciał.

> I wtedy Eidre Hilgaran uznała, że pora jest niewłaściwa na dalsze 
ukrywanie swej tajemnej mocy. Przez zaciśnięte wargi zaklęcie wyskoczyło 
niczym...

Błagam, tylko nie znowu ten durny pajacyk! Już tak mi dobrze idzie, że może 
dobrnę do zakończenia.

> ... niczym kukułcze jajo z gniazda i pomknęło ognistą kulą w stronę 
podłych wrogów.

> - Ayani pala morgu harma Taraaaaan!!!

> Eksplozja ścięła stożki wzrostu krzewom na wiele metrów w około. W 
zapadłej nagle ciszy niczym grom odezwał się szczęk szczęk przerażonego 
krasnoluda.

> - Co to, na bogów, miało być? - wrzasnął pytająco.

> - Nie pytaj mnie - odparła Eidre chowając resztki mocy w dziesiątym 
wymiarze - dziękuj bogom, że cię nieszczęście ominęło.

> - Ominęło? To nazywasz ominęło? A kto mi brodę przysmażył? Gdzie moje 
stylisko?! - wrzeszczał Kurvaq Matan, podczas gdy Myinrel Cayhil odciągał go 
w głąb lasu. Krzyki ucichły w oddali.

> - Nareszcie mamy to za sobą. - rzucił elf w przestrzeń, jakby od 
niechcenia - Czy zostaniesz moją żoną?

> - Ja? Gdzieżbym śmiała! - odparła ze śmiechem dziewczyna i zatoczyła 
się dookoła świętego dębu. Było tak dobrze, tak spokojnie. I żadnych 
orków w promieniu wielu kilometrów.

> Myinrel Cayhil pochylił się do skórzanych pasków przy butach. Miał 
przecież za sobą wiele dni nieustannej podróży, w której wreszcie 
osiągnął cel. Znalazł najcenniejszy skarb, jaki może znaleźć 
mężczyzna. Żonę. Wierną, zawsze czekającą przy rozpalonym płomieniu. 
Teraz utrudzony wędrowiec mógł odpocząć.

> Wreszcie mógł odpiąć narty.

=> %7Battach%7Dhilgaran.jpg Cayhil, Hilgaran i Matan [IMG]


📅 śro 05 lipca 2006


=> ./index.gmi ↩ Index (Strona główna)

=> ./category/opowiadania.gmi 📁 Opowiadania
=> ./tag/opowiadania.gmi #Opowiadania
=> ./tag/fahrenheit.gmi #fahrenheit
=> ./tag/warsztaty.gmi #warsztaty