_______________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| _______________________________________________________________________ Piatek, 18.02.1994 ISSN 1067-4020 nr 97 _______________________________________________________________________ W numerze: Wywiad z Hansenjakobem Stehle - Papiez sie nie cofa, on stoi w miejscu Michal Babilas - Mateuszek Irena Morawska - Towarzysz Szmaciak, (dokonczenie) Wywiad z Markiem Halterem - Poszukiwanie 36 Sprawiedliwych _______________________________________________________________________ [od red. nacz. Prosba do osob czytajacych dotad "Spojrzenia" sporadycznie poza systemem prenumeraty, a obecnie zglaszajacych sie z prosba o wpisanie na liste wysylkowa: Prosimy o podawanie w *tekscie* zgloszenia swojego *sprawdzonego* adresu E-mailowego i w miare mozliwosci rowniez imienia i nazwiska. Nazwisk nie kolekcjonujemy, ale zawsze lepiej sie uklada i uaktualnia liste wedlug nich. Dodamy, ze naszej listy wysylkowej *nikomu* nie udostepniamy. Typowy ostatnio tekst naplywajacych do nas zgloszen jest nastepujacy: sub spojrzenia I tyle, przy czym adres w naglowku listu okazuje sie byc niewazny. Prosimy sie wiec nie dziwic i nie obrazac, ze w takim wypadku nie jestesmy nawet w stanie odpowiedziec, nie mowiac o wciagnieciu chetnego na liste subskrybentow. Dotyczy to szczegolnie, choc nie wylacznie, adresatow z Polski, ktorych dlugie i skomplikowane adresy zwrotne w naglowkach jako regula nie sa rozpoznawane przez mailery i ktorzy odczuwaja przemozna niechec do zdradzenia wlasnego nazwiska. J.K-ek] _______________________________________________________________________ ["Polityka" 3/1994, podala Jola Stouten] "PAPIEZ SIE NIE COFA, ON STOI W MIEJSCU" ======================================== Z Hansemjakobem Stehle, autorem ksiazki "Tajna dyplomacja Watykanu", rozmawia Adam Krzeminski. (K: Adam Krzeminski; S: Hansjakob Stehle) Adam Krzeminski: Chcialbym porozmawiac z panem o przyszlosci i przeszlosci Watykanu, o jego polityce wschodniej, ale takze nieco o "polityce wewnetrznej". W Polsce jest wiecej relacji raczej dworskich niz analitycznych, a pan jest zarowno "watykanologiem" jak i znawca Polski, co pozwolilo panu napisac standardowa prace o polityce wschodniej Watykanu. Pierwsze pytanie: K: Czy istnieje dzis w Watykanie polsko-niemiecki sojusz? S: Nie. K: Jak to? Szef jest Polakiem, a glowny ideolog Niemcem. S: Wielu przecenia role Ratzingera, a jego stosunek do papieza jest skomplikowany. Dam panu symptomatyczny przyklad. Tuz po wizycie Jana Pawla II w krajach baltyckich rozmawialem dlugo w Rzymie z Ratzingerem i zapytalem go, co sadzi o tym, ze papiez w przemowieniu wygloszonym w Estonii dostrzegl w marksizmie jadro prawdy, l'anima di verita nel marxismo. Na to Ratzinger sie zdziwil, rzeczywiscie cos takiego powiedzial? On tego przemowienia nawet nie czytal. A potem sie usmiechnal i mruknal: on zawsze tak uwazal... K: Czy to znaczy, ze to zdanie wcale nie jest takie istotne, skoro glowny ideolog go nie zauwazyl? S: Nie. To tylko przyklad, ze w Watykanie wcale nie wszystko jest zawczasu uzgodnione i przygotowane. K: Jakos tak wynika samo z siebie? S: Nie, ale papiezowi pisane sa tysiace przemowien. A czasem i on sam cos dopisuje. Prawdopodobnie to przemowienie, ktore wyglosil na uniwersytecie w Tallinie, w duzych fragmentach sam napisal. Odezwal sie w nim stary profesor filozofii. K: Uwaza pan, ze po roku 1968 cos w nim z tej profesorskiej duszy zostalo? S: Jan Pawel II jest filozofem, mistycznym filozofem. Przypuszczam, ze filozofia religii interesuje go bardziej od samej teologii. Dla niego religia jest filozofia przezywana w praktyce. K: A dla hierarchow w Watykanie to praca w biurze? S: Po czesci sa tam prawdziwi teolodzy, jak Ratzinger, ktory jest bardzo inteligentny, to zapewne najinteligentniejszy czlowiek w tym gronie. Ale oczywiscie jest tam rowniez wielu dworakow, to w koncu Urzad, najstarszy dwor na swiecie, z wszystkimi jego konsekwencjami. K: Czytalem ciekawy tekst wloskiego watykanologa Sergio Quinzio, ktory twierdzil, ze w Watykanie utrzymuje sie sojusz polsko-niemiecki: z jednej strony optymistycznie myslacy i czujacy papiez, z drugiej zas pesymistyczny intelektualista Ratzinger. S: Papiez jest o wiele bardziej pesymistyczny. Pesymizm kulturowy Ratzingera jest wyintelektualizowany, u Wojtyly jest bardziej uczuciowy. K: Czy jednak nie odnosi pan wrazenia, ze ludzie Kosciola sa pod wplywem pesymistycznych wizji, ze w gruncie rzeczy wszystko zmierza ku kulturowej i cywilizacyjnej katastrofie zwanej Sadnym Dniem... S: Nie totalnej, w koncu zawsze jest gdzies tam chrzescijanska nadzieja, ze Bog jakos to uladzi, jesli panuje tam pesymizm, to w zadnym wypadku totalny. K: Nastroj konca epoki? S: Niekoniecznie, ale jednak swiadome lub podswiadome poczucie, ze nigdy jeszcze nie bylo tak zle. Ci ludzie nie zauwazaja, ze to falszywe wrazenie. W czasie wspomnianej rozmowy z Ratzingerem posluzylem sie pewnym przykladem, ktory chyba przemowil mu do wyobrazni. W pewnym momencie zaczal sie uskarzac: gdyby pan wiedzial, jak straszne rzeczy dzieja sie na swiecie kazdego dnia... Odpowiedzialem na to, ze gdyby ktos na Ksiezycu zbieral informacje o Ziemi jedynie z naszych srodkow przekazu, to pewnie odnioslby wrazenie, ze samolot to takie urzadzenie, ktore zwykle rozbija sie, jesli akurat nie wysiada z niego jakis prominent. K: ... albo jeszcze jest porywane przez terrorystow lub sluzy do bombardowania czegos tam na ziemi. S: I ta banalna uwaga trafila Ratzingerowi do przekonania. Rzeczywiscie, powiedzial, ze nie mozna pisac o kazdym samolocie, ktory normalnie wyladowal. Ten przyklad dobrze pokazuje, jak dalece swiat mediow znieksztalca rzeczywistosc. K: Ten swiat mediow jest czyms nowym w dziejach Kosciola. S: W dziejach w ogole. Prosze sobie pomyslec, kto przed epoka elektroniczna wiedzial jak wyglada papiez, co mowi. Rzym byl daleko... K: W pierwszych latach obecnego pontyfikatu mowiono, ze Wojtyla ma wyczucie mediow. S: To prawda. K: Jako byly aktor, ktory umie sie sprzedac na scenie. S: Ta samoprezentacja, to zadowolenie z bycia papiezem, zniknelo po zamachu... K: Zadowolenie z jednej strony, a z drugiej mowiono, ze papiez czuje sie przygnieciony ciezarem zadan. S: Odzywal sie w czasie podrozy, tam mowil bez kartki. Teraz juz rzadko mowi swobodnie. Widzialem niedawno w Arezzo, jak Karol Wojtyla odczytujac swe przemowienie nagle odlozyl kartke i powiedzial: papier tylko niszczy slowo, przemowie teraz do was bezposrednio. K: Na czym polega jego charyzma? S: Na tym samym, co charyzma kazdego obdarzonego nia czlowieka. Jednak charyzma u Wojtyly zbladla po zamachu. Papiez nie jest tez juz tak zdrowy. Czasami wydaje mi sie, ze to urodzony mnich, ktoremu nie udalo sie zostac mnichem. Najszczesliwszy bylby zapewne, gdyby mogl spacerowac po gorach, kontemplowac, pisac grube ksiegi. On do szesciu godzin dziennie sie modli! Pawel VI bite osiem godzin dziennie siedzial za biurkiem. K: Jak ocenia pan 15 lat tego pontyfikatu? S: Nie mozna go mierzyc miara europejska, a juz na pewno miara niemieckojezycznych czy anglosaskich mediow. K: Ich zlosliwoscia wobec Wojtyly. S: Tymczasem zarowno Polacy jak i Wlosi nie traktuja wiary az tak zawziecie, by nastepnie rozprawiac sie z papiezem, z dogmatami czy bledami Kosciola. Zaden Wloch albo Polak nie wpadlby na idee Lutra, a dzis na tak zajadla krytyke Kosciola jak Niemcy. K: Jak zatem ocenia pan te 15 lat? Gorbaczow twierdzi, ze bez tego papieza nie doszloby do tego wszystkiego, z drugiej strony zarzuca sie Karolowi Wojtyle, ze zatrzymal reformy wewnatrz Kosciola. S: To nie tylko to. Wykorzystujac nowe media - a samolot tez jest medium - podniosl znaczenie papiestwa, objezdzajac caly swiat zademonstrowal swa wszechobecnosc i sprawil, ze znow zaczelo sie mowic o papiestwie. Nawet jego krytycy nie mieliby o czym mowic, gdyby go nie bylo. K: To prawda. S: Tego nie nalezy lekcewazyc. W ponad stu krajach przezylem momenty, w ktorych widzialem ludzi szczesliwych, ze widza papieza, ze on do nich mowi, ze odwiedza ich szpitale i sierocince. Gdyby te momenty doznanego szczescia zliczyc, te chwile, w ktorych zwykli, mali ludzie byli szczesliwi, ze widza papieza, to okazaloby sie, ze to juz bylo wiele. K: sadzi pan, ze to uczucie szczescia bylo trwale? S: A coz z pozytywnych uczuc jest trwale na tym swiecie, co innego uczucia negatywne?... te sa trwalsze, ale pozytywne? Krytycy papieza wytykaja, ze te podroze tak wiele kosztuja, tymczasem zadna z papieskich podrozy nie kosztuje tyle co bombowce, ktore kupuja kraje Trzeciego Swiata. K: No dobrze, ale tez slyszy sie gwaltowna krytyke tego pontyfikatu, za konserwatyzm, za rozmijanie sie z "duchem czasu", encykliki papieza sa mierzone wlasciwie jedna skala: co papiez mowi o seksie, zas jego polityka wewnatrzkoscielna tym, czy dopuszcza wewnetrzna demokracje. S: Reform wewnetrznych Karol Wojtyla nie kontynuowal, to prawda. Lepiej byloby, gdyby byl dostosowal Watykan do swego wlasnego ludzkiego wymiaru. Wlasnie ten papiez, ktory nie celebruje siebie, mogl sobie na to pozwolic. Mogl byl zmienic caly ten dwor, ale go nie ruszyl. Mysle, ze mial przed tym opory. K: Czytal Kafke i wie, ze to beznadziejne. S: Co nieco zmienil, juz zapomniano, ze papiez nie kaze sie obnosic w lektyce, nie zasiada na tronie, ze nie mowi o sobie w liczbie mnogiej, a przeciez jeszcze Jan Pawel I nie przelamal tego. Z drugiej strony Karol Woltyla, jako cudzoziemiec, mial najwyrazniej opory wobec kurii - w tym sa podobni do siebie z Ratzingerem. Watykan, mimo calego umiedzynarodowienia, jest zdominowany przez Wlochow, przez wloskie techniki biurokratyczne. K: To, ze tak powiem, plaszczyzna praktyczna, ale jest jeszcze cala sfera teologiczna, pierwsze homilie i encykliki - Laborem Exercens - przyjmowano bardzo dobrze, dostrzegano, ze nadchodzi cos nowego. S: Kiedy wszystkie encykliki socjalne tego papieza, rowniez Septesimus Annus, to bardzo rozsadne i w porownaniu ze standardami Kosciola bardzo postepowe dokumenty. Jesli pomyslec ze w wieku XIX Syllabus potepial diabelska nature liberalizmu, socjalizmu, demokracji, wolnosci slowa, nauki, to Kosciol wyraznie wycofal sie ze swych bledow. K: Jeszcze troche, a padnie rowniez dogmat o nieomylnosci papieza? S: Ogloszony w 1871 roku dogmat o nieomylnosci papieza dotyczy papieskich oswiadczen w kwestiach wiary, wyraznie oglaszanych ex cathedra, a wiec zwiazanych z pewna forma. Jak dotad, byl tylko jeden przypadek takiego oswiadczenia, mianowicie dogmat o cielesnym Wniebowzieciu Marii, ogloszony przez Piusa XII. Poza tym papieze nigdy nie korzystali z tego prawa. Co innego, ze zawsze pojawiali sie teologowie, ktorzy odpowiednio naginali sobie te dosc niejasna teze o Urzedzie, ktorego czescia ma byc papiez i biskupi. Ale zasada nieomylnosci w sposob formalny nie jest juz stosowana. K: Drugi nurt krytyki, "polityka seksualna" papieza? W powszechnym przekonaniu ten papiez cofnal sie w porownaniu nawet z Pawlem VI, i to w czasie, gdy swiat posuwa sie w przeciwnym kierunku: jeszcze wiecej swobody, jeszcze wiecej luzu, jeszcze mniej zahamowan. S: I w tym caly klucz. Poniewaz swiat rozwija sie w tym wlasnie kierunku, wiec powstaje wrazenie, ze papiez sie cofa. Ale Wojtyla sie nie cofa, on tylko stoi w miejscu, podczas gdy swiat sie od niego oddala. K: To mozna by jeszcze zrozumiec: Kosciol musi byc nieruchomym punktem oparcia wartosci wiecznych, absolutnych. Problem zaczyna sie tam, gdzie te wartosci sa uznawane nie za system duchowych wspolrzednych, orientacyjnych punktow odniesienia, lecz wrecz za kodeks prawny, ktory nie uwzglednia praktycznej zlozonosci problemow spolecznych i ekonomicznych, praktyki "mniejszego zla" oraz wolnej woli czlowieka... S: Gdy jednak przeczyta pan 200 stron ostatniej encykliki papieza, a ja - z trudem ale jednak - przedarlem sie przez ten tekst, to przekona sie pan, ze papiez z tym wlasnie problemem sie zmaga. Gdyz w gruncie rzeczy wolnosc sumienia pozostaje dla Kosciola instancja nadrzedna. Mozna rzec, ze i sumienie moze sie mylic. Wedlug teologii tomistycznej nalezy jednak isc za glosem sumienia nawet wtedy, gdy ono bladzi. Tyle, ze wciaz trzeba dokonywac jego rachunku, do czego zreszta nie musi sie byc katolikiem. A poza tym samo sumienie nie wystarcza. Watpie na przyklad, by Hitler mial wyrzuty sumienia. Uwazal, ze musi uwolnic swiat od Zydow. Mozna bowiem z calym spokojem sumienia robic najgorsze rzeczy. Dlatego tez sumienie i wolna wola nie moga byc absolutna instancja oceny tego co dobre i wlasciwe. I tym wlasnie zajmuje sie ostatnia encyklika: prosze bardzo, my Kosciol, mamy pewne wartosci, wedlug ktorych powinno orientowac sie sumienie wierzacego, ale w ostatecznosci jest on wolny w swych decyzjach. K: Kiedy Kosciol nalega na to, by rowniez swieckie ustawodawstwo uwzglednialo chrzescijanskie zakazy. S: Nalega na to, by te wartosci, ktore Kosciol uwaza za absolutne, byly chronione nie w sposob absolutny, ale jednak prawny, rowniez poza Kosciolem. Jest to problematyczne, gdy Kosciol domaga sie wlaczenia do ustawodawstwa absolutnego zakazu przerywania ciazy. Problematyczny jest tez stosunek do liberalnego panstwa. Jednak w najnowszej encyklice mozna wyczuc, ze jej autorzy, gdyz papiez nie jest tu jedynym autorem, zmagaja sie z tymi problemami. Wiedza, zo to nie jest takie proste - z jednej strony glosic jedyne prawdziwe wartosci, z drugiej nie ograniczac wolnosci sumienia. To dylemat nie do rozwiazania. W koncu juz Tomasz z Akwinu mawial, ze w kazdym bledzie jest krztyna prawdy, a kazde zlo ma w sobie odrobine dobra. To zalazki relatywizmu. K: Niech pan o tym nie mowi naszym fundamentalistom w episkopacie i partiach "chrzescijansko-narodowych". S: Zeswiecczone spoleczenstwo techniczne coraz bardziej ulega materializmowi, konsumpcji, relatywizmowi, a wiec wszystkiemu temu, co krytykuje zarowno papiez, jak i krytyczni niewierzacy. K: Istnieja jednak poszlaki, ktore wskazuja, ze jakby wysycha sila duchowa katolicyzmu. Nie ma dzis w kulturze zadnych nowych pradow, ktore czerpalyby z tych zrodel duchowych i rozwijaly je tworczo w tym swiecie, jaki na naszych oczach powstaje. W filozofii ostatnim zywym nurtem katolickim byl chyba personalizm, w literaturze, filmie, teatrze nie ma nic, co wychodziloby poza religijny komiks... S: Ale sa nowe odruchy pewnej niemal sekciarskiej odnowy religijnosci. Dla mnie jest to dosc odlegle, ale papiez na przyklad przywiazuje do tej odnowy duza wage. Mam tu na mysli Opus Dei... K: O Boze, to pachnie tajnymi zwiazkami i bardzo brzydkimi sojuszami politycznymi. S: Opus Dei to taka konserwatywna "Solidarnosc" w Kosciele. Osobiscie jestem dosc sceptyczny wobec takich zwiazkow, ale jest ich coraz wiecej, we Wloszech na przyklad ruch "communione e liberazione". Te ruchy sa rzeczywiscie dosc podejrzane, rowniez pod wzgledem organizacyjnym. Jak wszystkie ruchy ezoteryczne, maja w sobie cos sekciarskiego, a Opus Dei jest taka wlasnie sekta w Kosciele. Pewien znany dziennikarz, ktory jest czlonkiem Opus Dei, tak mi wyjasnial zalozenia tej organizacji: z Nowego Testamentu wiemy, ze Jezus zyl 33 lata, z tego w Pismie Swietym opisane sa jedynie trzy lata, ale Jezus juz przedtem przez 30 lat prowadzil normalne zycie zawodowe i rodzinne, bedac zarazem - z teologicznego punktu widzenia - Chrystusem, tyle ze nie rozpoznanym; otoz my w Opus Dei orientujemy sie wedlug tego nierozpoznanego Chrystusa pierwszych 30 lat jego zycia. To wyjasnienie bylo dla mnie fascynujace, to nawyrazniejszy przejaw reakcji na uciekajacy swiat. Tyle, ze to nic nowego, to wszystko juz bylo. K: To bylaby jedna reakcja, do wewnatrz, ku Chrystusowi nierozpoznanemu, jak pan mowi , ale jest tez druga - "druga reformacja", Kueng, Drewermann, Metz. Czy to zwykle kruszenie sie skaly na brzegach, ktorego nie trzeba brac serio, bo sie dokonuje od dwoch tysiecy lat, a Kosciol jest wieczny, czy jednak tym razem "reforma" dosiega samej substancji Kosciola? S: Jak zwykle: i jedno, i drugie. Ale i w Watykanie trudno nie dostrzec narastajacej niepewnosci. Ja mysle, ze ksiazeta Kosciola wciaz sie z tym swiatem, ktory na naszych oczach powstaje, nie pogodzili. Powracam do przykladu z Ksiezycem - oni uzywaja telefaksow, telefonow, ale w glebi ducha sa bardzo odlegli od codziennego zycia. Opowiem panu pewna historyjke, ktora slyszalem w czasie jednej z podrozy papieza do Ameryki Poludniowej. Miejscowy biskup w pewnej chwili powiedzial mi, ze zaraz musi jechac w gory do swych Indian, poniewaz wodz jednego z katolickich plemion po raz kolejny sie zeni. Pytam, czy byl wdowcem. Biskup na to: nie, on wlasnie znalazl swoja czwarta zone, a w tym plemieniu od tysiecy lat wodz musi miec wiele zon i wiele dzieci, to czesc jego wodzowskiej godnosci. No dobrze, ale co pan ma do tego jako biskup. Jak to co, ja im daje slub. Za przeproszeniem, jak to jednak pogodzic z prawem kanonicznymm? Nijak, ale niech pan zrozumie, to plemie jest od 300 lat katolickie, to najlepsi katolicy jakich pan sobie moze wyobrazic, kilka tysiecy ludzi zyjacych w odcieciu od swiata zewnetrznego, maja wlasnych duszpasterzy i naleza do mojej decezji. Jakze ja mam zniszczyc ich tysiacletnie zwyczaje? No dobrze, ale wlasnie papiez powiedzial... i w ogole, co na to Rzym. Ach prosze pana, Rzym jest daleko... K: Z Polski to juz troche blizej do Rzymu. S: To prawda. Ale wydaje mi sie, ze ten polski papiez z jednej strony oczywiscie interesuje sie swoja polska ojczyzna, ale z drugiej strony nie chce sprawiac wrazenia, ze wszystko wie lepiej, jak powinno byc w Polsce. Z cala pewnoscia jest dzis bardziej glowa Kosciola niz Polakiem. Polskosc krytycy wytykaja mu wtedy, gdy chca wysmiac jego rzekomy konserwatyzm. K: Zwlaszcza w Niemczech. S: Byc moze, ale nie przecenialbym tego. Ja sadze, ze Karol Wojtyla jest taki, jaki jest, nie dlatego, ze jest Polakiem, ale dlatego, ze jest takim wlasnie czlowiekiem - kontemplacyjnym, w pewien krytyczny sposob oddalonym od swiata. I jest tu jeszcze jedno, czego wielu ludzi nie moze pojac, cala ta koscielna struktura ma po prostu malo wspolnego z religia, a dla tego papieza religia jest na pewno wazniejsza niz Kosciol. K: Zna pan te stare przepowiednie, nie mam na mysli tych, ktore sie spelnily, o slowianskim papiezu itd., ale Nostradamusa, czy te dzieci z Fatimy i wszystkie millenarystyczne zapowiedzi, ze po slowianskim papiezu bedzie jeszcze tylko dwoch - Afrykanin i Piotr II, ktory w dniu Sadu Ostatecznego bedzie uciekal z plonacego Rymu po trupach swych kardynalow. Czy ten magiczny typ myslenia ma jakies znaczenie tam w Urzedzie? S: Byc moze u niektorych podswiadomie, tego nie wykluczam. Co jakis czas tez ktos te przepowiednie przytacza, czasami odzywa sie ten swoisty negatywnie grecki typ katastroficznego myslenia. Ale to jest jak z tym seksem w wypowiedziach papieza, gdyby je policzyc, to pewnie wynioslyby okolo 0.6 proc. tego co mowi. To samo jest z nastrojem konca swiata, ktoremu podswiadomie ten czy ow moze i ulega. K: Ale jakos nie slychac, by - sladem Franciszka z Asyzu i Lutra - namawiano nas do sadzenia drzew nawet jesli za tydzien ma nastapic koniec swiata. Czyzby pesymistyczny obraz swiata juz tak dalece sparalizowal hierarchie, moze z wyjatkiem panskiego biskupa z Ameryki Poludniowej... S: I tak i nie. Ten pesymizm nie jest paralizujacy, poniewaz istnieje wymiar transcendentny. Na tym polega przewaga nad marksistami. Ksiazeta Kosciola nie musza glosic raju na ziemi, poniewaz raj jest w zaswiatach i nawet nie musza dowodzic, ze byl tu kiedykolwiek. W tym sensie ten swiat jest rzeczywiscie jakoscia negatywna... K: "padolem placzu"? S: ...ale zarazem jest tylko droga do celu, ktory nie jest na tym swiecie. K: Prosze pana, zna pan dobrze Polske i polski Kosciol. Zna pan tutejsze walki Kosciola z wladza, jego zwyciestwa; porazki, ale tez i cynizmy. W swej "Tajnej dyplomacji Watykanu" wydanej przez Realpress opisuje to pan, jak dzis - patrzac z oddalenia - widzi pan miejsce Kosciola w Polsce? S: Teraz oczywiscie rola Kosciola jest nieporownanie mniejsza. Nie tylko w Polsce. Kosciol w Europie Wschodniej odgrywa jeszcze pewna role polityczna tam gdzie mobilizuje religijnie przystrojone nacjonalizmy, ale w Polsce ta rola wyraznie zmalala. K: W swej ksiazce opisuje pan miedzy innymi swoisty pojedynek polsko-watykanski o polityke wschodnia, to znaczy wobec Rosji radzieckiej, Jak pan widzi przyszlosc katolicyzmu w tej czesci Europy? "Tajna dyplomacja Watykanu" sie skonczyla, bo jeden z partnerow zszedl ze sceny. S: Rowniez Rzym dostrzegl, ze szalenie wazna kwestia jest teraz ekumenizm, i to nie jako kwestia teoretyczna, lecz praktyczna. Nie jest to latwe, gdyz wielu katolikow nadal ulega misjonarskim zapedom. K: A wielu prawoslawnych obawia sie, ze Rzym chce ich wziac pod swa kuratele. S: Akurat te obawy Rzym stara sie rozwiac. Z drugiej strony prawoslawni maja kompleksy zakorzenione w czasach komunistycznych, kiedy to Koscioly prawoslawne szly na daleko posuniete kompromisy. Katolicy mieli swego zwierzchnika za granica, a prawoslawni w kraju, i byl on o wiele bardziej zalezny od wladz. Wydaje mi sie jednak, ze obecny papiez ozywil dialog z prawoslawiem i zblizenie jest mozliwe. Obecne konflikty i nieporozumienia sa raczej reakcja na to, ze dialog sie toczy. Gdyby na przyklad administratorem apostolskim Moskwy zostal Polak, czy Litwin lub Bialorusin polskiego pochodzenia, to natychmiast budza sie podejrzenia, a gdy jeszcze ten Polak popelni jakas niezrecznosc, to odzywaja dawne kompleksy. Ale nie nalezy tego przeceniac. K: I co bedzie dalej? S: Karol Wojtyla postawil sobie to pytanie na poczatku swego pontyfikatu i sam sobie odpowiedzial: "Bog to wie". ---- [Pytanie skladacza dyzurnego: jak to jest z tym jedynym przypadkiem zastosowania nieomylnosci papieskiej? Czy to chodzilo o Wniebowziecie, czy o Niepokalane Poczecie? J.K_uk] _______________________________________________________________________ Michal Babilas MATEUSZEK ========= Opowiem Wam dzisiaj, mili moi, o Mateuszku. Mateuszek to jest (najmlodszy?) syn panstwa K., naszych dalszych sasiadow. Panstwo K. co do liczby dzieci cokolwiek przypominaja mi obecnego prezydenta RP ("Myc te, czy robic nastepne?" - jak mawial anegdotyczny Cygan do zony na widok gromadki umorusanych dzieciakow), w kazdym badz razie dokladna cyfra nie jest szerzej znana, a wsrod sasiedztwa kraza rozne, czesto sprzeczne, na ten temat opinie. Mateuszek zyskal slawe w naszym zascianku kilka lat temu, i to w dosc dramatycznych okolicznosciach. Ktoregos bowiem wieczora (poznego wieczora - powiedzmy 10.30 pm) pani P., nasza blizsza sasiadka, zauwazyla Mateuszka chodzacego sobie samopas po poboczu (chodnikow ci u nas nie ma) i to dosc daleko od wlasnych pieleszy domowych. "Chlopcze, a coz ty tu robisz o tej porze?" - zainteresowala sie zyczliwie pani P. "A co cie to obchodzi, ty stara kurwo" - przytomnie odparl zaindagowany. Coz, powyzszy cytat miesci sie calkiem swobodnie w standardach wspolczesnej polszczyzny i nic by tu nie bylo godnego uwagi, gdyby nie to, ze jego autorem byl czlowiek naonczas trzy, a najdalej czteroletni. Pania P., podowczas wlascicielke straganu na Rynku Jezyckim (czyli, jak by mozna wnosic, osobe w swiecie bywala i osluchana) raczej zatkalo, ale gdy po paru dniach trauma minela, cala scene rzetelnie sasiedztwu zrelacjonowala. I w ten sposob Mateuszka opromienila molojecka slawa. Caly zascianek zachodzil w glowe: co z niego wyrosnie, swoja droga tak mocne entree zdawalo sie nie pozostawiac wiele w tym wzgledzie watpliwosci. Minelo lat kilka, Mateuszek rozpoczal realizacje obowiazkow szkolnych i okazalo sie, ze co do poziomu penerstwa (dla nie-Poznaniakow: pener = chuligan [a Poznaniacy niech mi wybacza aproksymacje albo dadza lepsza definicje]) nie odbiega wiele od sredniej osiedlowej, to znaczy przystanek autobusowy demoluje zgola nie codziennie, a tylko wtedy, gdy ma na to ochote, a petarde do monopolowego to wrzucil raz tylko i zreszta nie ku czczej swawoli, a z zemsty, bo mu personel odmowil obslugi. Calkiem zas ostatnio podwiozlem Mateuszka do szkoly. Nie bylo mi po drodze, ale chcialem miec wlasny poglad na zagadnienie, a i temat do konwersacji z pania P. Apparently, Mateuszek deeply appreciated having been lifted. Dowod? Prosze bardzo. Pare dni potem spotkalismy sie w samie. Mateuszek zaopatrywal sie w wino marki "Wino" (verba docent, exempla trahunt: teraz juz mu profilaktycznie wszyscy wszystko sprzedaja). Pozdrowil mnie kordialnie i donosnie: "Aaaaa, uszanowanie panu prezesowi, uszanowanie... Ma prezes ochote na cos mocniejszego?" Jeden z moich przyjaciol wyrazil kiedys opinie, ze warto ze soba nosic saperke - czasami czlowiek by sie ze wstydu chetnie pod ziemie zapadl, a tu podloga utwardzona. Oj, swiete slowa... A Mateuszka, to sie, mili moi, strzezcie. On jeszcze wyplynie na szerokie wody. Miec 11 lat, a juz byc autorem dwoch bon motow opisanych w "Spojrzeniach" to przeciez nie w kij dmuchal. Michal Babilas _______________________________________________________________________ [Gazeta Wyborcza, 9-10.10.1993, przepisal Zbyszek Pasek] Irena Morawska TOWARZYSZ SZMACIAK (dokonczenie) ================== Opozycyjne pieknoduchy ---------------------- Janusz Szpotanski w koszuli w kratke i szarym sweterku, w ktorym jeden guzik zastepuje agrafka, siedzi na podarowanym zydelku stojacym na dywanie ("zaplacilem za niego grube pieniadze"). Wczesniej mial dywan, po ktorym stapal tow. Tomasz, czyli Bierut, i jego goscie. Ale sie wytarl. Pod oknem stoi biurko, na nim malutki telewizor. Czasem Szpot patrzy w ekran i sie denerwuje. - To, ze ta cala rewolucja "solidarnosciowa" zatoczyla kolo i zakonczyla sie zwyciestwem czerwonego, to jest po prostu groteska. To zasluga "solidarnosciowych" rzadow. Bo te opozycyjne pieknoduchy zaczely bredzic o sprawach drugorzednych: o aborcji, o ksztalcie i kolorze korony, i pazurow orla bialego. Za oknem szumi uliczny zgielk. Lepsze to niz samoloty, ktorych nie mogl zniesc na Ursynowie (dokad z "hotelu" pomogl mu sie przeprowadzic m.in. Aleksander Hall. Hall wspomina: - Nagrodzil nas za to, bez zadnej prosby odspiewal "Opere".) W przedpokoju milczy zakurzony telefon. Z kuchni dobiega natretne plusk, plusk - czas wymienic uszczelki w kranach. Ale Janusz Szpotanski nie ma do tego glowy. Przyrzadow tez nie ma. - Szpot nigdy nie mial nic wlasnego - mowi Jan Litynski, przyjaciel od 30 lat. - Poza ksiazkami i plytami. Po rodzicach, oprocz ksiazek, odziedziczyl szafe i komode. Na szafie postawil lampke z gola zarowka. Ksiazki poukladal na komodzie i trzech polkach zbitych ot tak. Na Dostojewskim, Goethem i Aleksandrze Wacie oparl okladke plyty z podobizna Kisiela. Na komodzie obok ksiazek stoi adapter i stary szpulowy grundig. Szpot jest melomanem. Teraz, wraz z Antonim Libera, pisze libretta do oper Pendereckiego. Tlumaczy z greckiego i niemieckiego. - Zajecie w sam raz dla starca - ironizuje. Ale to nie libretta i tlumaczenia, choc zbieraja doskonale recenzje, przyniosly mu rozglos. Nie one wzywaly Szpota na salony i nie one podnosily opozycje ducha. - Jego odwaga, formulowanie sadow, trafnosc analizy politycznej - wylicza Aleksander Hall. - Mysmy nie tylko sie z tego nasmiewali, ale to nam dodawalo sil - ten stosunek do rzeczywistosci z przymruzeniem oka. - Jan Litynski dodaje: - Szpot nauczyl mnie myslenia z dystansem. Politycy zaluja, ze brakuje im czasu dla swego mistrza. Bo do Szpota przyjaciele zwracaja sie "mistrzu", "profesorze" albo po prostu - Szpocie. Pawel Miklasz, stary przyjaciel Szpota, jedyny, ktory mowi o nim w czasie terazniejszym, podkresla, ze monologi Szpotanskiego nie tylko bawia i rozsmieszaja: - To sa zywe wyklady filozoficzno- literacko-muzyczne. Wdzieczy sie Caryca ------------------- O sobie Janusz Szpotanski niechetnie opowiada, o swej tworczosci mowi per "ta cala opera", "ten caly Gnom" itd. Tak jakby to nie on napisal albo jakby sie tego krepowal? W koncu - podkresla - zaczal ukladac satyry dla zabawy, a staly sie one trescia jego zycia. - Z ta cala "Caryca" nosilem sie troche. Az wstep sam mi sie ulozyl w glowie. Przed lustrem wdzieczy sie Caryca, wlasna uroda ja zachwyca. To gestych brwi unosi chaszcze, to swych podbrodkow szesc poglaszcze... Potem poszlo jak z platka. Narodzila sie w dwa dni. "Ktoz lepiej i celniej opowiedzial fenomen detente i polityki Brezniewa niz wlasnie Szpotanski w swoim slawnym poemacie `Caryca i zwierciadlo'?" - napisal Adam Michnik. Bo nic nie wzrusza tak Zachodu, jak szum frazesow o wolnosci. Mozesz pol swiata zakuc w dyby, strzelac w tyl glowy, lamac kosci, ale bredz przy tym o ludzkosci, O Lepszym Jutrze, Wielkim Swicie, a wyjdziesz na tym znakomicie... Jak choinkowa bombka -------------------- Przez dlugie lata Szpot byl instytucja, autorytetem i wyrocznia. W domach opozycji mowiono jego sformulowaniami. "Mowienie Szpotem" pozostalo do dzis. O Szpota dbali wszyscy. Ze Szpotem sie cackano jak z najpiekniesza choinkowa bombka. Wystawne przyjecia, najlepszy bimber albo przednia wodka. - Gdy przed polnoca pojawil sie przy drzwiach, to znaczy, ze byl glodny - wspomina Wojciech Cesarski, dziennikarz, ktory z szacunku tytuluje Szpota doktorem. - Ale podejmowanie doktora kanapkami to nie honor. Wybaczano mu wszystko: ze wysadzil piekarnik w powietrze, ze ublizal, ze po wodce stawal sie awanturny. Bo taki jest Szpot. Czasem dostawal lanie. Dzwonil nastepnego dnia i pytal: - Coz to sie takiego w nocy wydarzylo, bo mam krew na koszuli? - Niestety, Szpocie, musialem ci dolozyc. - O jakie to szczescie! Przywrociles mi zycie - zakrzyknal Szpot. - Przestraszylem sie, ze kogos zabilem. Wigilijny gosc -------------- "Ktorejs zasniezonej Wigilii, za pazucha Szpotanskiego przywedrowala do nas Fisia" - wspomnial Jacek Kuron w "Gwiezdnym czasie". Szpot, osoba samotnie wiodaca zycie, byl czlonkiem wielu rodzin. Z dziesiec wigilii spedzil u Anny Dodziuk i Jana Litynskiego. - Przychodzil odswietny - wspomina Anna Dodziuk, psychoterapeutka - w garniturze i bialej koszuli. Ludzie pytali: "Jak mozecie go tolerowac?", a mysmy nie wiedzieli, co powiedziec. Nam nie dokuczal. Byl naszym domownikiem. Wybaczalo sie mu jak komus z rodziny. Ja musialam mu wszystko wybaczyc, bo to jest po prostu geniusz. U Litynskich czul sie bezpiecznie. Gdy sie rozwiedli, zapytal kogos: - Jak moze byc bez domu krasnoludkow? Meteor na etacie ---------------- Kto mogl, zalatwial Szpotowi prace. Ale Szpot nie nadawal sie na etat. We wstepie "Zebranych utworow poetyckich opowiada": - Nie myslalem o sobie w kategoriach zawodowych. W ogole takie myslenie, zeby siebie czy kogokolwiek okreslac, szeregowac, klasyfikowac wedlug jego profesji, wyksztalcenia czy stanowiska jest mi obce. (...) Odpowiadal mi typ czlowieka renesansowego, a nie tego mutanta stworzonego w XX wieku, a doprowadzonego do skrajnej, zwyrodnialej postaci wlasnie w socu, czyli typa, ktory po prostu jest chory, dopoki nie zostanie spolecznie zaszufladkowany..." O pracach etatowych Szpota, krotkich jak meteor, kraza, tak jak o nim samym, rozne opowiesci. Najdluzej wytrzymal w przedsiebiorstwie "Ruch". - Pare lat przekladalem papiery z jednej kupki na druga. Temperament Szpota klocil sie ze stanowiskiem urzednika pocztowego, zrezygnowal szybko. Odpowiadal mu fach instruktora szachowego w Wojsku. Ale do czasu. Pewnego razu jakis mundurowy zagail: - A jak tam, towarzyszu, szachy w Zwiazku Radzieckim? Szpot - jak wspomina jeden z jego przyjaciol - wyglosil przesmiewczy referat na temat Stalina, jak wytrawnym byl szachista. W nocy obudzilo go kolatanie do drzwi. Zona pulkownika szepnela Szpotowi, ze rano maja go aresztowac. Skryl sie pod Warszawa. Narodziny Szmaciaka ------------------- Szpot - jak mowia jego przyjaciele - ma na koncie kilka prac magisterskich i doktoratow. W ten sposob zarabial. Ale to bylo dorywcze zajecie. - Z Towarzystwa Wiedzy Powszechnej jezdzilem na odczyty w Polske powiatowa - wspomina Janusz Szpotanski. - To bylo oplacalne. Spedzalem w terenie poltora dnia, poznawalem miejscowe elity. Tam, w terenie, poznal bohatera swych utworow, towarzysza Szmaciaka, ktory dzis swieci swoj triumf. - Towarzysz Szmaciak powrocil - mowi Szpot. - Nie w gaciach, nie w garniturze w prazki czy w mundurze, tylko we fraku. Towarzysz Szmaciak narodzil sie na Powislu po wydarzeniach radomskich w 1976 r. - Ktos mi powiedzial, ze pierwszy sekretarz uciekal w gaciach z Komitetu - wspomina Janusz Szpotanski. - Nie wiem, czy to byla prawda, ale wystarczylo. Pierwszy fragment Szmaciaka powstal po dwoch tygodniach: Straszny mial dzien towarzysz Szmaciak. Ach, wprost odchodzil od rozumu, kiedy uciekac musial w gaciach scigany wyzwiskami tlumu... 13 grudnia 1981 wbil sie w mundur. Tam w piekny mundur sie przebierzesz, bys w wojnie tej wystapil z szykiem! Pukanie do ZLP -------------- Aleksander Hall: - Po wysluchaniu "Szmaciaka" Kisielewski powiedzial: "To jest genialne. Chcialbym byc tak utalentowany jak Szpot". Zanim towarzysz Szmaciak przywdzial mundur, aby dolozyc "chamstwu", Janusz Szpotanski przebywal na strajku w Stoczni Gdanskiej i na zjezdzie "Solidarnosci". Po wysluchaniu czterech kandydatow na szefa zwiazku, zakrzyknal: - Zostala nam tylko Najswietsza Panienka. Modlmy sie, bo jestesmy w rekach idiotow! Gdy powstala "Solidarnosc", Szpot namawiany przez Kisiela i innych przyjaciol zglosil sie do "pewnego opozycjonisty" w Zwiazku Literatow Polskich. - Kazal mi zgromadzic recenzje i te moje wierszydla - wspomina Szpotanski. - Mowil, ze "Opera", owszem, ale "Szmaciak" to mu sie "strrrasznie nie podoba". I za kazdym razem podkreslal, ze "Szmaciak" to mu sie "strrrasznie nie podoba". Wiec ja za ktoryms razem mu przerwalem i powiedzialem: Wiem, "Szmaciak" sie panu strrrasznie nie podoba, nie jestem gluchy, gdybym byl gluchy, to bym skomponowal Dziewiata Symfonie. I tym akordem skonczyl sie zwiazek Szpota z organizacja literatow. O polnocy sie zjawili --------------------- 13 grudnia zakolatalo w nocy do drzwi Szpota. Ktos powiedzial, ze telegram. - Jeden wygladal na zlodziejaszka, a drugiego balbym sie w ciemnym kacie spotkac - wspomina Szpot zaloge, ktora go internowala. Helikopterem przewieziono go do Jaworza. Umieszczono w tzw. celi szydercow, m.in. z Jackiem Bieriezinem i Stefanem Niesiolowskim. - Szpot sypial w ubraniu, w butach i bez poscieli - wspomina Niesiolowski. Do tego wybitny umysl. Stefan Niesiolowski ubolewa nad tym, ze inteligencja Szpota jest "bezproduktywna". - Zeby zrobic z niej uzytek - trzeba by bylo biegac za nim z magnetofonem i rejestrowac te polityczne analizy - mowi. - Dzieki Szpotowi interna to byl najciekawszy okres w moim zyciu. W Jaworzu Szpot napisal wiersz pt. "Pan Karol i Kostus" o Modzelewskim i przyjacielu z celi - Niesiolowskim - i jemu go zadedykowal. Stefan Niesiolowski upomina sie o wspolautorstwo. - Wymyslilem ze trzy zwrotki tego wiersza - mowi - i powinienem byc wspolautorem, ale niech mu bedzie. Strajk glodowy w Jaworzu Szpot uznal za bzdure. Przylaczyl sie tylko z lojalnosci wobec glodnych. Najciezej znosil glodowke Stefan Niesiolowski. - Mam wrzody zoladka - wyznaje. Po kilku dniach zaczalem sie zle czuc. Szpot biegal po osrodku i krzyczal: "Dajcie cos dla Kostusia, bo cierpi". Ten Szpot - ten z pozoru szyderca i szorstki cynik... Polityka ostatnich lat poroznila Szpota z wieloma przyjaciolmi. Szpot nigdy nie glaskal swych bliskich: ani w satyrach, ani w zyciu. Nie uznaje swietosci. Gdy cos mu sie nie podoba, wyzywa od idiotow, kretynow i innych oslow. Gegacze i przesmiewcy rozbiegli sie po swiecie. Szpot przestal pisac swoje kuplety. Szkoda. _______________________________________________________________________ [Zycie Warszawy, 20.01.1994. Wpisal i nieco skrocil Zbyszek Pasek] POSZUKIWANIE 36 SPRAWIEDLIWYCH ============================== Z Markiem Halterem rozmawiaja Katarzyna Nazarewicz i Grzegorz Sieczkowski. - Pisarz, dokumentalista, dziennikarz, filmowiec, jeszcze wczesniej malarz, zydowskie dziecko uratowane z Holocaustu, syjonista, francuski patriota, filozof, uff... - kim jest dzisiaj Marek Halter? - Na pewno nie mysle o sobie jako o swiadku Holocaustu - mialem piec lat, kiedy wyszlismy z warszawskiego getta. Kiedy zastanawiam sie, kim jest Marek Halter, to odpowiadam bez wahania: "swiadkiem umarlej cywilizacji". Wiem, w jaki sposob ona zginela, chociaz tego nie widzialem. Cywilizacja jidysz, swiat mojej rodziny i przodkow, odeszla wraz z ostatnim mlodym chlopakiem, ktory w tym jezyku mowil swojej ukochanej "Kocham cie". - Kreci pan nowy film, ktorego bohaterow znalazl pan w niemal wszystkich krajach europejskich. Film ma byc rodzajem anty-Shoah Lanzmanna, paradokumentalnym zapisem losow tych, ktorzy niesli Zydom pomoc w czasie Holocaustu. Nazwal go pan "Cedek", co w jezyku hebrajskim ma dwa znaczenia: milosierdzie oraz sprawiedliwosc. Czy pan, swiadek umierajacej cywilizacji, wierzy w milosierna sprawiedliwosc? - Wierze w to, ze - jak zapisano w Talmudzie - aby istnial swiat, musi w nim zyc conajmniej 36 sprawiedliwych. Dzisiaj, ponad 50 lat po moim wyjsciu z getta, znalazlem ich wiecej niz 36. O nich jest moj film, bo uzasadniaja istnienie calego mojego swiata. Kiedy uciekalismy z rodzina przed Niemcami i nikt nie chcial nam pomoc, to uporczywie trzymalem sie mysli: - Skoro jeszcze wszystko istnieje, to znaczy, ze gdzies ci sprawiedliwi musza byc, prawda? - Dla kogo robi pan film? - Dla wszystkich, ktorzy przezyli i dla tych, ktorzy nie rozumieja, jak moglo dojsc do Holocaustu. Dla Zydow dramatem jest fakt, ze nagle, w ciagu kilku lat wymordowano 6 milionow ich braci i siostr. Mozemy miec pewnosc, ze nigdy o tym nie zapomna. Ale rola swiadkow takich jak my jest uczynienie wszystkiego, by o tamtych czasach pamietali rowniez nie- Zydzi. Dlatego zawsze, ilekroc biore udzial w jakims niemieckim programie telewizyjnym - mowie w jidysz. Niemcy nie traktuja tego jako mojego dziwactwa. Wiedza, ze chce im przypomniec o narodzie, ktory zginal z niemieckiej reki. Ale odpowiedzialnoscia za zaglade nie obciazam wylacznie Niemcow. W tych wszystkich krajach, gdzie nazisci realizowali "program ostatecznego rozwiazania kwestii zydowskiej" byli ludzie ktorzy pomagali im swoim dzialaniem lub biernym przyzwoleniem. Znam statystyke: na Litwie 98 procent Zydow zabito z pomoca samych Litwinow; w Holandii - 72%, a we Francji pomagalo w tym 23 na 100 Francuzow. Dla mnie oznacza to, ze musieli byc takze i ci, ktorzy Zydow ratowali. I wlasnie to trzeba przypominac. Ale jak to zrobic, zeby o nich pisali, krecili filmy nie-Zydzi? Nie wiem. Jestem gleboko przekonany, ze jesli jakis narod znowu zaczalby zabijac Zydow, to ludzie patrzyliby na to obojetnie. I tylko nieliczni zachowaliby sie, jak jedna z bohaterek mojego filmu, stara Bosniaczka, ktora w czasie ostatniej wojny uratowala wielu Zydow. Zapytalem ja, dlaczego to robila, odpowiedziala bez wahania: - Co to znaczy, dlaczego? Dlaczego ratowalam?! (...) - Wielu sprawiedliwych, ktorzy mogliby sie znalezc w pana filmie juz nie zyje. O wielu nigdy sie w ogole nie dowiemy. Jak dlugo szukal pan swoich bohaterow? - Nad filmem pracujemy juz dwa lata. Chce pokazac go jeszcze w tym roku na festiwalu w Cannes. Mialem klopoty ze znalezieniem sprawiedliwych - to, o czym opowiadaja dzialo sie piecdziesiat lat temu. Niestety, wielu, z ktorymi chcialem porozmawiac, juz nie zyje. Moi aktorzy sa dzisiaj w wieku 75 do 100 lat. Robili nadzwyczajne rzeczy, ale nie potrafia o tym mowic i dla potrzeb filmu musze im pomagac w wyrazeniu tamtych przezyc. To nie jest filmowa interpretacja wymyslonej powiesci, to sa prawdziwe ludzkie historie. Dokumentacja byla dluga i mozolna. Najpierw zrobilem liste ludzi, z ktorymi widzialem potrzebe porozmawiania, pozniej pojechalem do nich z mala kamera, zeby sprawdzic, czy beda mogli uniesc wlasne zyciorysy. Wybralismy tych najciekawszych i dopiero wtedy zaczalem szukac pieniedzy na film. W tej chwili moja ekipa liczy tylko dziesiec osob. - Ilu bohaterow utrwali pana kamera? - W filmie wystepuje 60 osob z czternastu krajow, nawet z Turcji. W czasie wojny wielu konsulow tureckich pomagalo Zydom. Zarejestrowalem takze rozmowe z pewnym Japonczykiem, ktory w latach czterdziestych byl japonskim konsulem w Wilnie. (...) - Zapowiada pan, ze film nie bedzie jedynie zapisem losu kilkudziesieciu sprawiedliwych, ale ze w niespotykany dotad sposob przekaze inny wymiar Holocaustu w Europie. - Dzieki moim bohaterom przedstawiam historie krajow, w ktorych zyli, losow ich wlasnych rodzin, losow Zydow w tym kraju czy wreszcie przebieg calej okupacji. W kazdym kraju wygladala ona inaczej. Inaczej traktowano Zydow tam, gdzie rzadzili faszysci, a nie nazisci. We Wloszech rzad Mussoliniego dosc konsekwentnie oddalal termin wysylania wloskich Zydow do komor gazowych. Pojechali oni do Oswiecimia dopiero w koncu 1943 roku, kiedy Niemcy zajeli ten kraj. Oznacza to, ze byl tam skuteczny opor wloskich elit, intelektualistow, Kosciola i nawet samych wloskich faszystow. Mowili: "Jestesmy faszystami, ale nie zabijamy naszych Zydow. Sa Wlochami, takimi jak my". Bardzo wazne, by dostrzec te roznice w zydowskich doswiadczeniach. - W jaki sposob chce pan sfabularyzowac czysto dokumentalna narracje? - Skonstruowalem scenariusz jako opowiesc o czlowieku, ktory urodzil sie w Warszawie, uciekl z warszawskiego getta, i ktoremu zawsze mowiono, ze dookola wszyscy byli straszni, bo zabijali Zydow. - Czyli - swiat wedlug Marka Haltera. - Z ta roznica, ze Marek Halter, tak jak Diogenes 2400 lat temu poszedl szukac prawdziwych ludzi i udalo mu sie ich znalezc. Moja najblizsza rodzina wyszla z getta bardzo wczesnie, na wiele miesiecy przed jego likwidacja, w koncu marca 1941 roku, jeszcze przed niemiecka wojna z ZSRR. Niemcy zalozyli warszawskie getto we wrzesniu 1940 roku, tak wiec zylismy za jego murami niecale pol roku. Ojciec byl drukarzem, tak jak wszystkie pokolenia Halterow od czasow Gutenberga. Mial wielu przyjaciol wsrod polskich katolikow, pomogli nam w wyjsciu z getta. Wszyscy chcielismy przedostac sie do Londynu, by tam w polskim wojsku walczyc z Niemcami. W czasie ucieczki zgubilismy sie, poniewaz czesc grupy stanowili Zydzi, nie moglismy poruszac sie w ciagu dnia. Nasza grupa, o ile dobrze pamietam skladala sie z 9 osob. Poza mna, moimi rodzicami i ciotka, reszte stanowili polscy katolicy. Pamietam, ze moja matka byla wtedy w ciazy. Siostra, ktora pozniej urodzila sie w Zwiazku Radzieckim, zmarla z glodu. Po miesiacu takiego marszu znalazla nas grupa zolnierzy. Ojciec zastanawial sie, co to jest za armia. Okazalo sie, ze znalezlismy sie na polskich ziemiach okupowanych przez Armie Czerwona. Nie chcieli uwierzyc, ze idziemy z Warszawy. Zabrano nas do Moskwy, stamtad trafilismy do Uzbekistanu. Po wojnie wrocilismy do Polski. Potem wyjechalismy juz z niej na zawsze. Moj film przypomina swoja konstrukcja powiesc kryminalna. Z ta roznica, ze rezyser, zydowski Hercules Poirot, nie szuka mordercy, lecz dobrych ludzi. W czasie moich poszukiwan, na Litwie, dowiedzialem sie, ze ojciec owczesnego prezydenta, Vytautasa Landsbergisa uratowal dwoje Zydow; jedna z tych osob zyje w Izraelu. Gdy odwiedzilem ojca Landsbergisa - mial sto lat. Powiedzial mi wowczas, ze jestem drugim pisarzem, ktory go odszukal. Przede mna byl u niego Czeslaw Milosz. Mowilem mu, ze jeszcze nie krece filmu, ze robie dopiero probne zdjecia kamera osmiomilimetrowa. Gdy przyjechalem po roku - juz nie zyl. "Cedek" nie bedzie jednak zbiorem ciekawostek. Przedstawie w nim mechanizm dzialania okupacyjnej administracji, policji, Kosciolow katolickich, protestanckich lub muzulmanskich. Zrobie wszystko, by w czasie czterogodzinnej projekcji widzowie nie zasneli. - Nie boi sie pan, ze ten film zirytuje czesc srodowisk w Izraelu, dosc konsekwentnie prezentujacych historie eksterminacji Zydow na polskich ziemiach w kontekscie obwiniania Polakow? - Z pewnoscia wywola on dyskusje i szereg polemik. Moj kolega Lanzmann jest przeciw temu filmowi, co zreszta zrozumiale. Pewnie dlatego, ze uwaza, ze po "Shoah" nie ma juz miejsca na nic innego. Zydzi sa rozzaleni i jeszcze przez wiele lat nie zmienia swojego przekonania o winie wszystkich, ktorzy pozwolili na Holocaust, nawet jesli byli w takiej sytuacji, jak Polacy, ryzykowali zyciem. Wsrod moich widzow i krytykow beda tez tacy, ktorzy nadal uwazaja, ze ciagle najwazniejsze jest szukanie tych, ktorzy Zydom nie pomagali. Ale mnie jest ciezko atakowac. Nie jestem - jak to sie mowi - jakims tam "gojem", ktory chce pokazac dobrych nie-Zydow. Zreszta mam bardzo mocne argumenty. W Izraelu mowilem, ze zlo nie moze istniec, jesli nie ma tez dobra. Dobro uzasadnia istnienie zla. Jezeli wszystko jest zlem, to go nie ma. Jesli sa ludzie, ktorzy zrobili cos dobrego, to nalezy ich przypomniec. W ich tle, jak cien i tak beda stali ci, ktorzy czynili zlo. Nalezy pokazywac ludzi, ktorzy ratowali Zydow, gdyz wtedy mozna ich dostrzec, ze dla tych ktorzy tego robili nie ma wytlumaczenia. Przeciez nikt nie musi byc bohaterem, nie musial walczyc w partyzantce, ale pomoc drugiemu czlowiekowi mogl kazdy. Wierze, ze pamiec jest wazna czescia edukacji. Pisal o tym juz nasz stary Monteskiusz. Jesli tylko Zydzi beda pamietac o Holocauscie to wowczas ta pamiec nie przetrwa dla reszty swiata. A przeciez kazdy powinien sie czegos nauczyc z zydowskich losow, wyciagnac wnioski z naszego dramatu. Jesli nie, to po co w ogole uczyc sie historii w szkole? Nie sluzy ona temu, zeby wiedziec kim byli panowie Dabrowski i Bonaparte. Mozna bez tej wiedzy zyc. Ale jesli z jakiegos fragmentu dziejow ludzkosci mozna sie czegos nauczyc i dzieki temu uniknac niebezpiecznych powtorek z historii, oznacza to, ze warto jej sie uczyc. I dlatego nie tylko Zydzi powinni pamietac o Holocauscie. Nie mozna zadac od ludzi, do ktorych sie mowi "wszyscy byliscie nazistami" - a nie wszyscy nimi byli - zeby pamietali wlasnie o tej czesci historii. Nalezy pokazywac, ze miedzy Polakami, Niemcami, Francuzami byli ludzie, ktorzy pomagali ofiarom Holocaustu. To sklonilo mnie do zrobienia tego filmu. (...) Marek Halter urodzil sie w Warszawie w 1936 roku w rodzinie zydowskiej. Po ucieczce z getta razem z matka mieszkal w ZSRR. Do Polski wrocil w 1946 roku. Pozniej osiadl we Francji, gdzie zaczal malowac. Malarstwo porzucil dla literatury. Opublikowal kilka powiesci. Najwiekszy rozglos przyniosly mu "Pamiec Abrahama" (wyd. pol. 1992) oraz "Synowie Abrahama" (wyd. Pol. 1993). Od 1967 roku zaangazowany w dzialalnosc na rzecz pokoju na Bliskim Wschodzie. Uczestnik negocjacji izraelsko-arabskich. -------- [Jeszcze trzy grosze z oficyny introligatora dyzurnego. Tytul wywiadu pochodzi od redakcji "Spojrzen". Tytul oryginalny brzmial: "Rozmawiac - by nie strzelac" i byl skojarzeniem z czescia wywiadu poswiecona dzialalnosci i pogladom Haltera na temat spraw Bliskiego Wschodu. Zbyszek Pasek skrocil tekst i wyeliminowal te polityczne fragmenty. Tytul przestal byc adekwatny, zmienilismy go. Marek Halter jest we Francji osoba powszechnie znana i mediatyczna. Jego ksiazki natomiast nie ciesza sie specjalna popularnoscia, jest to literatura srednia, ginaca w tloku, dostepna czasami w ksiegarniach przecenionych ksiazek... Taki los. Czesciowo winien temu jest sam Halter, ktory dosc czesto wystepuje w telewizji, ale nigdy wlasciwie nie broni swojej pozycji jako literata. Przedstawia sie jako czlowiek czynu. Prowadzil strajk z jakas mlodzieza pod jakas ambasada. Podrozuje po Bliskim Wschodzie. Teraz kreci film. A wyglada jak Mojzesz, z gesta, szpakowata broda i mowi po francusku z polskim akcentem. Francuzi go uwielbiaja, (podejrzewam, ze Francuzki tez), choc nie zawsze powaznie traktuja. Francuzi pochodzenia zydowskiego bardzo roznie. Sa tacy jak Lanzmann, ktorzy go po prostu nienawidza i uwazaja, ze zdradzil sprawe, gdyz nie ma jednoznacznie negatywnego stanowiska wobec Polakow. Mam szczera nadzieje, ze w koncu w odczuciu spolecznym to on wygra, a nie Lanzmann, ale to moze zalezec od nas wszystkich. J.K_uk] _______________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen": spojrz@k-vector.chem.washington.edu Adresy redaktorow: krzystek@u.washington.edu (Jurek Krzystek) zbigniew@engin.umich.edu (Zbigniew J. Pasek) karczma@univ-caen.fr (Jurek Karczmarczuk) bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz) Copyright (C) by Jurek Karczmarczuk 1994. Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Numery archiwalne dostepne przez anonymous FTP i gopher, adres: (128.32.191.30), directory: /pub/polish/publications/Spojrzenia. ____________________________koniec numeru 97___________________________