______________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| _______________________________________________________________________ Piatek, 26.11.1993 ISSN 1067-4020 nr 91 _______________________________________________________________________ W numerze: Ryszard Legutko - Tolerancja Andrzej Swidlicki - Luzne mysli i pytania pod adresem Erywania Aleksander J. Matejko - Dlaczego trudno wszczepic lepsza organizacje? Georges Buis, - Jedynie biernosc jest nikczemna Henri Guirchoun (wywiad z gen. Philippe Morillon) Tomek Sendyka - List do Redakcji _______________________________________________________________________ [Od red. dyz. Dla pobudzenia dyskusji, sporow, sprzeczek i przemyslen zamieszczamy na wstepie kontrowersyjny wedlug nas material krakowskiego filozofa, Ryszarda Legutki. W dalszym ciagu sprawy polskie widziane zza dalekiej amerykanskiej granicy. I na zakonczenie tragiczne problemy Bosni w ocenie naocznego swiadka, gen. Philippe'a Morillona. M.B-cz] _______________________________________________________________________ [W "Tygodniku Powszechnym" ukazal sie kolejny artykul Legutki. Legutko goscil juz na naszych lamach wiecej niz raz; co wiecej, z listow wiemy, ze jego artykuly staly sie pewnego rodzaju fermentem, na ktorym nam zawsze zalezy. Dlatego tez prezentujemy go i dzis. Z powodu dlugosci, tekst ponizszy jest skrotem artykulu, od redakcji pochodza rowniez laczniki pomiedzy poszczegolnymi fragmentami. Mamy nadzieje, ze nie zmasakrowalismy tym zasadniczego przeslania artykulu. J.K-ek] "Tygodnik Powszechny" 14/1993 Ryszard Legutko TOLERANCJA ========== Uslyszalem na jednej konferencji referat na temat tolerancji. Referent dowodzil, jak straszna rzecza jest nietolerancja: to ona tkwila u zrodel krwawych wojen religijnych niszczacych przez dlugi czas Europe, ona animowala dzialania swietej inkwizycji, ona rodzila nienawisc jednych narodow wobec innych, rasizm, dyskryminacje, antysemityzm. "Majac to wszystko na uwadze - mowil referent - powinnismy ze wszelkich sil krzewic tolerancje, wpajac ja dzieciom, uczyc jej w szkolach, propagowac w srodkach masowego przekazu i wlaczac ja do programow politycznych. Ten podstawowy odruch otwartosci i sympatii wobec tego, co obce, inne, niezrozumiale stanowi w istocie fundament dobrego porzadku spolecznego i miare dojrzalosci czlowieka." MAGICZNE SLOWO Poglady takie naleza dzisiaj do kanonu moralnego czlowieka nowoczesnego. Pojecie tolerancji stanowi prawdopodobnie slowo-klucz naszych czasow. Nie ma w tym nic dziwnego, bo kazda epoka, a nawet kazde pokolenie dysponuje jakims zasadniczym zestawem pojec. "Narod", "dobor naturalny", "postep", "wyzysk", "sprawiedliwosc", "powszechne prawo wyborcze" - kazde z tych slow mialo kiedys swoj okres swietosci. Ale czeste pojawianie sie slowa to sygnal, ze nalezy sie miec na bacznosci; najprawdopodobniej oderwalo sie ono w sposob niezauwazalny od swojego pierwotnego znaczenia, a z pewnoscia zaniknela kontrolujaca je refleksja. Z czyms takim mamy do czynienia obecnie w przypadku tolerancji. Jak inaczej wytlumaczyc fakt, ze laczy sie ekscesy wobec AIDSowcow z obozami smierci, apartheidem, nacjonalizmem, wyprawami krzyzowymi, itd.? Jak to sie dzieje, ze podobna moralistyka przyjmowana jest bez zastrzezen, jezeli tylko opatrzona jest okresleniem "tolerancja"? KLOPOTY Z AFIRMACJA Od pewnego czasu mamy do czynienia z blednym i dziwacznym - jak sadze - rozumieniem pojecia tolerancji. Definicja znanego angielskiego filozofa liberalnego R. M. Hare'a bedzie tu reprezentatywna. "Tolerancja - pisze on - to gotowosc szanowania pogladow innych w rownym stopniu jak wlasnych". Podana definicja nie brzmi egzotycznie w naszym kraju; pokrywa sie ona na przyklad z uzywanym chetnie okresleniem "zyczliwa otwartosc". Takie zrozumienie tolerancji - co latwo dowiesc - jest nie do przyjecia, i to z nieblahych powodow, dla przedstawicieli wielu orientacji. Na pewno nie przyjalby jej klasyczny liberal, mowiac ze "to, co szanuje, i to, czemu jestem niezyczliwy, to moja prywatna sprawa i nikomu nic do tego". Rownie niezadowolony bylby konserwatysta, ktory by argumentowal tak: "W wyniku doswiadczenia przeszlosci ustalone zostaly pewne kryteria oceny, wartosciujace poglady. Kto uwaza, ze wszystkie poglady zasluguja na taki sam szacunek, zaprzecza tym kryteriom, a wiec neguje wartosc przeszlego doswiadczenia". Wreszcie daleki od takiej definicji tolerancji bylby chrzescijanin, ktory tak by rozumowal: "Przykazania boskie i etyka nakazuja mi milowac kazdego czlowieka, ale nie nakazuja mi automatycznie szanowac i przyjmowac jego pogladow. Uczynienie tego, o ile poglady te bylyby sprzeczne z kanonami wiary, byloby grzechem". Nietrudno zauwazyc, iz w tej niecheci do tak pojetej tolerancji kryje sie jeden zasadniczy zarzut: jej zwolennicy zamiast tolerancji postuluja *afirmacje*. Nie chodzi im wiec o to, aby tolerowac obecnosc jakiejs grupy osob, ale zeby je akceptowac i by zyczliwie odnosic sie do gloszonych przez nie przekonan. Co wiecej, nie chca oni takiej zyczliwosci ograniczyc do takich pogladow nieortodoksyjnych, ktore przeszly juz probe czasu i mialyby szanse wzbogacic nasze widzenie rzeczywistosci. Przeciwnie, ludzie ci zadaja przyjecia jako zasady, iz poglady odszczepiencze juz na wstepie - zanim jeszcze ich wartosc zostanie oceniona - wymagaja sympatii, ochrony i szacunku. Klopot z praktyka stopnia tolerancji wobec grup, zachowan i pogladow nieortodoksyjnych, jest taki, iz liczba ich wydaje sie z pokolenia na pokolenie rosnac. Najpierw byla ekscentrycznosc obyczajowa, nastepnie rozmaite praktyki seksualne. Psychologowie zwrocili uwage na potrzebe tolerancji dla osob o nietypowych normach zachowania. Antropologowie postawili problem peryferyjnych kultur, ktore nietolerancja spychala na margines. Pojawila sie przy okazji kwestia subkultur, ktore tez marginalizowano. W kategoriach tolerancji i nietolerancji zaczeto traktowac sprawe narkomanow i dostepnosci niektorych narkotykow, podobnie interpretuje sie kwestie prostytucji, aborcji i eutanazji. Ich dopuszczalnosc uznaje sie za wskazniki tolerancji, zas formy zakazu za objaw nietolerancji. Jest w tej koncepcji tolerancji wielka *pasja ulepszania swiata*. Jest w niej jednak rowniez spora doza sentymentalizmu: ktos zlosliwy powiedzialby zapewne, iz mamy tu polaczenie marzen pierwszych chrzescijan o powszechnym braterstwie, z marksowska wizja swiata bez alienacji oraz ze swiatopogladem Ani z Zielonego Wzgorza. KLASYCY PRZECIW SKRAJNOSCIOM Pominmy jednak wartosc takiej szlachetnej w intencjach wizji ladu spolecznego. Mysle, ze dla zrozumienia slabosci tej koncepcji tolerancji najlepiej bedzie porownac ja z koncepcja klasyczna, ktora zrodzila sie w okresie wielkich wojen religijnych i tworzenia nowozytnych struktur liberalnych. Tolerancja w znaczeniu klasycznym dotyczyla dosc waskiego problemu: stosunku miedzy ostatecznymi rozstrzygnieciami filozoficznymi czy religijnymi a zyciem politycznym. Jej zwolennicy stwierdzali, ze co do ostatecznych miar nie jestesmy w stanie sie porozumiec, a wiec nie nalezy ich narzucac sila. Wiele z nich pozostaje w sferze wiary, albo przekracza mozliwosci rozumu ludzkiego, albo napotyka na opor stawiany przez przyrodzona naszemu rodzajowi glupote; dlatego, niezaleznie od przyczyny owej slabosci czlowieka, powinna nas cechowac pokora wobec Prawdy, a to z kolei wymaga tolerowania roznicy zdan. Tolerancja w ujeciu wspolczesnym mowi rowniez o niemozliwosci rozstrzygniecia roznic w pogladach, ale slowo "poglady" traktuje nieslychanie szeroko. Trudno, na przyklad, zgodzic sie, iz domaganie sie otwartego dostepu do narkotykow to poglad jak inne, zaslugujacy na "zyczliwa otwartosc" w takim samym stopniu, jak rozne interpretacje dogmatu o Trojcy Swietej. Blad jaki sie tu popelnia jest zasadniczy. Pominmy nawet fakt, ze tolerancyjnosc nie powinna promowac rozwiazan skrajnych, ale raczej sluzyc promowaniu rozwiazan kompromisowych, wyrazajacych umiar i rozsadek. Rzecz w tym, ze tolerancja nie moze sluzyc rozstrzyganiu zadnego sporu, na przyklad czy aborcja lub eutanazja maja byc dopuszczalne. Nie ma w jej pojeciu niczego takiego, co uprawnialoby do wyciagania wniosku na temat tego, co jest dobre, co zle, co sprawiedliwe, a co niesprawiedliwe. Jej funkcja jest pomocnicza i zaklada juz uprzednie istnienie zarowno norm, jak i procedur dochodzenia do nich. Tolerancja moze lagodzic te normy i te procedury, ale nie moze ich tworzyc; dlatego naduzyciem jest kazdy argument wywodzacy z tolerancji konkretne nakazy i ustalenia. Byc moze zgoda na eutanazje jest bardziej tolerancyjna niz jej zakaz, ale to w zaden sposob nie stanowi dla niej uzasadnienia. LAGODZIC OBYCZAJE Koncepcja klasyczna byla minimalistyczna. Jej zwolennik mowil tak: "Nie musisz kochac innych pogladow, ani szanowac ich, ani powstrzymywac sie od ich krytyki, wystarczy, ze bedziesz tolerowal, to jest znosil obecnosc ludzi, ktorzy je glosza". Zalecenie takie opieralo sie na pragmatyzmie, odwolywalo sie do poczucia wlasnej korzysci, politycznej racjonalnosci, hipokryzji jako nieodlacznego skladnika zycia w spolecznosci. Taka tolerancja miala wiec charakter przede wszystkim praktyczny. Jej zwolennicy zdawali sie nawet czasami apelowac do swoistej pychy, jaka towarzyszy przekonaniu o istnieniu prawdy bezwzglednej. Argumentowali w ten sposob: "Znos obecnosc inaczej myslacych, bo przeciez skoro prawda jest po twojej stronie, to i tak ona zwyciezy". Argumentacja taka stanowi niemal dokladne przeciwienstwo "zyczliwej otwartosci". Tolerancja wspolczesna jest maksymalistyczna: hasla zyczliwej otwartosci oraz szacunku dla wszystkich pogladow - nawet tych, ktorych jeszcze nie znamy - sa nierealistyczne i niemozliwe do spelnienia. Tego typu ideologia znajduje ujscie w rozmaitych manifestach o lepszym swiecie, w protestach przeciw ciemnym silom, w akcjach na rzecz, w zbiorowych oraz indywidualnych gestach solidarnosci czy potepienia. Powstac moze podejrzenia, ze zwolennikom *nowej tolerancji* chodzi nie tyle o zmiane zachowania ludzi, ale o jakies radykalne przeksztalcenie oraz oczyszczenie ludzkiej swiadomosci. Ta bowiem - jak sie zdaja sugerowac - nie jest zdolna sprostac wymogom moralnym. W kazdym razie otwarcie walcza z tradycyjnymi odruchami i przesadami. Nie wierza ani tradycji ani obyczajom. W wersjach filozoficznych pojawia sie poglad, ze skoro glowna przyczyna nietolerancji jest przekonanie o posiadaniu wylacznej racji, to te przyczyne nalezy po prostu usunac, a zrobic to mozna *obalajac kategorie prawdy*. Gdy zniknie ona z naszego myslenia, raz na zawsze bedziemy juz wolni od tej pychy, ktora kaze nam traktowac z pogarda inaczej myslacych. A poniewaz kategoria prawdy wynika z klasycznej metafizyki i epistemologii, wiec to wlasnie one sa prazrodlem nietolerancji i powinny zostac odrzucone. Przyznac nalezy, ze nie wszyscy ida tak daleko, ale mimo to powyzsze rozumowanie osiagnelo posrednio powazny skutek. Jest nim szczegolnie czeste poslugiwanie sie zarzutem nietolerancji. Do chwytu tego uciekaja sie coraz czesciej rowniez ludzie spoza ideologii "zyczliwej otwartosci". Nie tylko wiec liberalowie oskarzaja katolikow o nietolerancyjny integryzm, ale i katolicy zarzucaja liberalom nietolerancje swiatopogladowa. Tego typu oskarzenia pojawiaja sie w najroznorodzniejszych kontekstach: w sporze o programy szkolne, o ocene przeszlosci, o interpretacje spraw biezacych. W wielu wypadkach wydawaloby sie, ze pojecie tolerancji jest calkowicie nieadekwatne do przedmiotu sporu, a jednak pojawia sie ono zastanawiajaco czesto. Odniesc mozna wrazenie, iz gdzies gleboko w swiadomosci dyskutantow tkwi przekonanie, ze jest to najbezpieczniejsza forma zarzutu, ze wola nie ryzykowac mowienia, na przyklad, o prawdzie, pieknie i normach, bo natychmiast zostana obsmiani jako ci, ktorzy roszcza sobie pretensje do "pogladu jedynie slusznego". Mysle, ze Polsce, w ktorej wprowadzonoby (eksperymentalnie) calkowity zakaz uzywania slow zwiazanych z tolerancyjnoscia, wyraznie obnizylby sie poziom halasu w srodkach masowego przekazu, a to z powodu ze wielu dyskutantow nie potrafiloby wyrazic swoich stanowisk przy pomocy innego jezyka. NOWY FARYZEIZM? Na koniec wypada uprzedzic pewien kontrargument, z ktorym juz sie zetknalem. Brzmi on tak: "W Polsce cierpimy na brak, a nie na nadmiar tolerancji. Dlatego zastanawianie sie nad jej deformacjami nie wydaje sie byc dzisiaj zajeciem najpilniejszym. Moze ono poczekac, az Polska osiagnie chocby w przyblizeniu ten stopien otwartosci, jaki obecnie cechuje spoleczenstwa zachodnie". Kontrargument ten o tyle nie trafia celu, ze nadmiar tolerancji wcale nie jest moim zmartwieniem. Niechec, jaka odczuwam do koncepcji wspolczesnej tolerancji bierze sie stad, ze nie sluzy ona rozsadnym celom, ktorym sluzyla koncepcja klasyczna, czyli ulatwianiu wspolzycia ludzi o roznych swiatopogladach. Jest w niej element *faryzeizmu*, a przynajmniej sklonnosc do fasadowosci. Nie popelnie specjalnego naduzycia jesli powiem, iz typowy czlowiek tolerancyjny na swoj sposob wspolczesny charakteryzuje sie tym, ze - ani przez moment nie watpiac w swa tolerancyjnosc - pozostaje sklocony z wiekszoscia ludzi inaczej myslacych, ze z irytacja ich pietnuje, nierzadko wyszydza, a niekiedy i obraza z powodu ich "braku otwartosci". * * * Kariera nowej tolerancji swiadczy rowniez o zubozeniu naszego swiata i spoleczenstwa. Kategoria ta nie tylko zapoznala pozytywna role ludzkich wad, przesadow i stereotypow w tworzeniu spolecznej stabilizacji, ale takze skrzywila nam widzenie ludzkich cnot. Wchlonela ona i zlikwidowala cale mnostwo pojec i zjawisk, ktore umielismy identyfikowac i rozrozniac: poblazliwosc, wspanialomyslnosc, milosierdzie, litosc, takt, oglada, roztropnosc, umiarkowanie. Bez owego szczegolnego zmieszania wielu wad i zalet, przesadow, cnot i zdolnosci kalkulacji, tolerancja stala sie pojeciem pustym, latwym w uzyciu, chwytliwym ideologicznie, lecz nie przynoszacym dostrzegalnych skutkow praktycznych. Dlatego sadze, ze jesli swiat istotnie staje sie coraz bardziej *tolerancyjny*, to dzieje sie przy minimalnym wplywie ideologow "zyczliwej otwartosci". ________________________________________________________________________ ["Tydzien Polski", 9.10.1993, przepisal Zbyszek Pasek] Andrzej Swidlicki LUZNE MYSLI I PYTANIA POD ADRESEM ERYWANIA ========================================== 1) Czy Polska pod rzadami postkomunistow dojrzeje do kwitnacej gospodarki rynkowej? 2) Czy mozna zbudowac panstwo prawa w kraju, w ktorym za sfalszowanie dokumentu odprawy celnej celnik domaga sie az 3 butelek wodki? 3) Europa Wschodnia do niedawna skladala sie z krajow realnego socjalizmu. Teraz sklada sie krajow realnej demokracji. Kiedy bedzie skladala sie z krajow prawdziwej gospodarki? Demokracja, jak twierdzi szef wieziennictwa Pawel Moczydlowski, praktykowana jest w Polsce jako narzedzie rozdzialu wladzy. Wladza jest lupem, ktory dzieli sie miedzy licznymi politykami. Ci wzajemnie nie dowierzaja sobie i przy cwiartowaniu lupu patrza komu przypadaja jakie kaski. Dzieki temu nie istnieje niebezpieczenstwo zmonopolizowania wladzy, lecz grozba jej rozproszkowania. Na tym proszku politycy zostawiaja odciski palcow, ktorym pozniej z zapalem godnym kryminologow przygladac sie beda zastepy wyborcow. Poniewaz w stosunku do politykow nie stosuje sie zasady domniemania niewinnosci, dlatego nawet gdyby chcieli, nie moga rzadzic niewinnie. Politycy w Polsce nigdy nie przegrywaja, a juz w zadnym wypadku nie przegrywaja dlatego, ze nie maja racji. Co najwyzej padaja ofiarami sprzysiezen i spiskow. Tym bardziej wowczas musza pozostac politykami, by nieczyste intencje spiskowcow zdemaskowac. O tym jak nieznosna tortura bylo sprawowanie wladzy dowiadujemy sie od polityka z reguly wtedy, gdy juz przestal ja sprawowac. W bajce Andersena "Nagi krol", po zdemaskowaniu falszywych szat krola, caly wstyd pada na dworakow, ktorzy w swej sluzalczosci posuwaja sie do klamstwa. Chlopiec, ktory odkryl nagosc, zostaje nagrodzony, a krol wprawdzie poniewczasie, ale nie mniej jednak poznaje prawde. W krajach Europy srodkowo-wschodniej dworacy nie dopuszczaja do tego, by krol znajdowal sie w zasiegu zdumionego chlopca. Gdyby jednak mimo wszystko chlopiec zapragnal wykrzyczec swoje "patrzcie! krol jest nagi!" odpowiedzieliby mu "zamknij sie gamoniu! Co ty mozesz wiedziec o wspanialych szatach krola". Krol, gdyby nawet uslyszal okrzyk chlopca, przyznalby zapewne racje swoim dworakom. Uznalby bowiem, ze lepiej zostac okrzyczanym klamca, niz glupcem. Lech Walesa o prezesce Banku Polskiego - "moja pani na bankach". I jak tu nie przyznac racji redaktorowi Giedroyciowi, ktory lubi porownywac Polske do folwarku, lub nawet do kilku folwarkow naraz. Francuscy intelektualisci wychowani na elitarnym modelu XIX-wiecznej kultury, tlumaczyli sobie jej umasowienie w wieku XX - wtargnieciem niewyksztalconych mas w sfere produkcji kulturalnej. Ciekawe jak wytlumaczyliby zwyciestwo bazaru nad gospodarka wolnorynkowa w postkomunizmie? Myla sie ci, ktorzy sadza, za bazarowy handel jest dopustem postkomunistycznej gospodarki, zywiolem, ktory kiedys musi sie przewalic. Przeciwnie, bazar ma swoja wewnetrzna strukture, reguly gry, stopnie wtajemniczenia, nawet honorowy kodeks. Bazar jest odtrutka na swiat uporzadkowany, kontrolowany i reglamentowany. Bazar jest nie tylko sposobem na zarobkowanie, ale i na zycie. Pozornie daje szanse wzbogacenia sie kazdemu, zrownuje sprzedawcow i nabywcow bez wzgledu na wyksztalcenie, pochodzenie spoleczne, przeszlosc i przekonania. To ucielesnienie postkomunistycznego marzenia o szybkiej fortunie. Fortuna kolem sie toczy, ale kolo bywa takze narzedziem tortur. Bazar pozostanie stalym elementem gospodarki - nie jako przejsciowy etap w drodze od komunistycznej gospodarki niedoboru do Silicon Valley, lecz jak stan wyjatkowy, ktory politycy wprowadzaja latwo, a znosza zle. Zawarcie wielu transakcji handlowych planuje sie w Polsce ze skrupulatnoscia orientalnych zwiazkow malzenskich aranzowanych z pomoca posrednikow. Nie chodzi bowiem o to, by wzbogacic sie ot tak sobie w ogole, lecz o to, by przy okazji potwierdzic jakis uklad - stary nomenklaturowy, mafijny, srodowiskowo-towarzyski, partyjny, itd. Najlepiej interesy udaja sie temu, kto zasiada w kilku ukladach jednoczesnie, np. handlowym, bankowym i politycznym. Jest to nowa, wlasciwa dla gospodarki postkomunistycznej forma minimalizowania ryzyka. Polska sklada sie z dwoch pograniczy - zachodniego, ktore siega pod granice wschodnia i wschodniego, ktore siega granicy zachodniej. Na obu pograniczach dominuja handlarze ze Wschodu i waluta z Zachodu. Istnieje tam takze trzecie, trudniej widoczne, choc owocujace aferami pogranicze - polityki i biznesu. Za przedsiebiorczosc uchodzi takze brak skrupulow w omijaniu, a nawet lamaniu prawa. W poludniowo-wschodniej Polsce chetnie oglada sie telewizje wloska, w Polsce centralnej - rosyjska. A w Polsce zachodniej? Tam najchetniej oglada sie... samochody z bialymi tabliczkami rejestracyjnymi z Niemiec. Po upadku komunizmu rozpoczal sie w Polsce drugi awans gombrowiczowskiego parobka. Najpierw po wojnie przeniosl sie ze wsi do bloku w miescie, tworzac nowa warstwe spoleczna, przez jednego z rosyjskich socjologow trafnie nazwana - "miejskim chlopstwem". Kiedys w wannie trzymal jablka przywiezione PKS-em od szwagra ze wsi. Teraz na wies nie jezdzi juz PKS-em lecz wlasnym fiatem i rzadziej niz kiedys - z okazji jakiegos wesela czy chrzcin, kiedy to zwykle krewni bija swiniaka. Dorobil sie obowiazkowego telewizora, mebli na wysoki polysk i czesto samochodu. Teraz kmiec o szerokiej, dobrodusznej twarzy przeniosl sie do sklepikow z wejsciem od podworka, szaszlykarni, fryciarni, straganu na bazarze. Ich aspiracje siegaja anteny satelitarnej i hurtowni. Walka o morgi dotyczyla kiedys ziemi pod zasiew, potem kilku ekstra metrow powierzchni mieszkalnej, teraz powierzchni handlowej. Ginie tak powszechny w starym systemie typ fizjonomii naznaczonej wodczano-maczasto-kartoflana twarza, w ktorej plywaly male, chytre oczka. Moze zeszly do szarej strefy gospodarki, wolnorynkowego podziemia, albo zyja juz tylko noca? A przeciez kiedys byly wszedzie - w urzedach, telewizji, na uniwersytetach, tlumaczyly obiektywne trudnosci na drodze do realizacji slusznego celu. Te naznaczone brzemieniem spolecznego awansu twarze, to kawal naszej historii. Czy jeszcze uslyszymy ich chichot? Inteligencja jako klasa spoleczna wyszla z rewolucji obolala duchowo i przegrana materialnie. Spora liczbe inteligentow pozarl lewiatan polityki, by jednak po pewnym czasie wypluc ich jak wieloryb Pinokia z powrotem na lad upadajacych uniwersyteckich katedr. Inni ze zmiennym skutkiem dosiedli nowej kobyly historii, probujac szczescia w biznesie. Jeszcze inni spauperyzowali sie, zasilajac pamiatkami rodzinnymi sklepy Desy, lombardy, antykwariaty. Tak ukochane przez nich imponderabilia przestaly sie liczyc. Intelektualizm zostal zepchniety w cien przez kult przedsiebiorczosci, a odbylo sie to tak szybko, ze nie mozna bylo nadazyc z refleksja. Kiedys inteligent byl zniewolony, ale pracujacy, teraz jest czesto wolny, ale bezrobotny. W szufladach inteligentow odrzucony przez wydawce rekopis na temat roznic pomiedzy Kubusiem Fatalista a Kubusiem Puchatkiem, a w ustach wielu inteligentow - gorzki smak urzedowego optymizmu. Wielu z nich z wygladu coraz bardziej upodabnia sie do Ludwika Warynskiego z banknotu stuzlotowego. Szerzy sie choroba oczoplasu. W wielu domach telewizor wlaczony jest na okraglo, a jego widzowie patrza na swiat oczami Dallasow, Izaury i Dynastii. Posiedli umiejetnosc ogladania telewizji, nawet przez sciane z sasiedniego pokoju, nawet podczas rozmowy towarzyskiej i sprzeczki rodzinnej. Dzieci sadza sie przed telewizorem dla spacyfikowania, goscie zasiadaja do telewizora jak do rodzinnego obiadu. Zapamietale narkotyzuja sie nie konczacym sie miganiem obrazow. Pochodna kultu telewizyjnego serialu jest kult fallusa, bo jak inaczej nazwac grzyby anten satelitarnych rozkraczone na wielu dachach i balkonach, ktorych wlasciciele przedkladaja ten obiekt nad inne artykuly pierwszej potrzeby. Andrzejowi Lepperowi, liderowi "Samoobrony", skradziono BMW. Zlodzieje zwrocili jednak samochod, gdyz nie chcieli sie mieszac do polityki. Poszkodowani, nie zwiazani ze swiatem polityki, moga w pewnych sytuacjach zejsc w mroki polswiatka i przez posrednikow wykupic swoj wlasny samochod od zlodziei. Uzyskuja wowczas od nich gwarancje, ze ten sam samochod nie zostanie juz wiecej okradziony. Za odpowiednio wyzsza stawke moga tez uzyskac gwarancje, ze nie zostanie on ponownie ukradziony takze i w innym rewirze. Nie dziwi wiec, ze oficjalny sektor ubezpieczen nie wytrzymuje konkurencji. Granica miedzy Europa wschodnia a zachodnia - to granica penetracji holenderskiego ogorka. Ogorki te zapakowane w celofanowa folie, dlugie jak Zeppelin i wyrosle w cieplarnianych warunkach nie lubia sie kisic z koprem. Nie nadaja sie tez na zakaske. Zachodni ogorek w porownaniu z jego wschodnioeuropejskim malosolnym kuzynem jest ubozszy w mozliwosci. Jest taki nijaki, ze latwo pomylic go z kartoflem. Polskie ogorki malosolne rosna blisko ziemi, z ktorej oddechu czerpia zolte podbrzusze. Smakuja solo, albo w duecie z chlebem, zas w salatce nieznosnie sie szarogesia. Nie daja sie zestandardyzowac normom EWG, a po katach salaterki bez pardonu rozstawiaja inne jarzyny. Holenderskie ogorki sa tak ulizane i zniewiesciale, ze moglyby zostac zaprogramowane przez komputer, albo wyhodowane w jakiejs sterylnej klinice. Co jednak z tego, ze sa tak dobrze wychowane, skoro nie mozna z nich ugotowac zupy, ani zakasic nimi? Polski ogorek zna cene swoich zlych manier. Jest indywidualista. Europa wschodnia to bardziej stan ducha, anizeli poczucie historii, wspolnota jezyka, czy miejsce na mapie. Mozna sie o tym przekonac w barze "Bejrut" przy Bramie Florianskiej w Krakowie, gdzie Arabowie rozmawiaja z Latynosami po polsku na temat ceny falafela. Moze to z powodu ceny falafela trebacz z Wiezy Mariackiej trabi na trwoge? ________________________________________________________________________ Aleksander J. MatejkoDLACZEGO TRUDNO WSZCZEPIC LEPSZA ORGANIZACJE? ============================================= (artykul ukazal sie uprzednio na Poland-L) W nowoczesnej gospodarce sprawna organizacja gra pierwszorzedna role i to laczy sie w sporym stopniu z pokaznym kosztem podstawowych czynnikow produkcji i uslug. Jesli kazda stracona godzina bardzo duzo kosztuje, gdyz przeciez wszelkie opoznienie lub zaniedbanie zmniejsza rentownosc danego przedsiewziecia, nie mozna sobie pozwolic na niska kulture organizacyjna. Chroniczne spoznianie sie, nieodpowiadanie na listy i propozycje, opoznianie wszelkich dostaw, wyzywanie sie w zalatwianiu innych na "nie", traktowanie wladzy kierowniczej jako przede wszystkim przywileju (na przyklad odmowne zalatwianie petentow jako okazja do wywyzszania sie), ostry podzial na "swoich" i "obcych", niska lojalnosc w stosunku do instytucji, natomiast wysoki stopien kumoterstwa, wszystko to oczywiscie wszedzie wystepuje, ale mozna i trzeba robic wysilek, aby te przywary powaznie ograniczyc wlasnie dzieki sprawnej organizacji, uzawodowionemu kierownictwu, uzaleznieniu zarobkow od faktycznej wydajnosci, rzeczowemu ale i zyczliwemu traktowaniu personelu, dobremu przykladowi idacemu z gory, atmosferze autentycznej wspolpracy, wzajemmnemu zaufaniu miedzy przelozonymi i podwladnymi. Od wielu lat ucze organizacji glownie w oparciu o podreczniki amerykanskie. Po przerwie nieobecnosci w Polsce w latach 1968-89 mam co pewien czas okazje uczyc tez i w kraju rodzinnym, gdy pojawi sie zapotrzebowanie na moje uslugi. Ostatnio uczylem i konsultowalem przez piec miesiecy w Zachodniopomorskiej Szkole Biznesu w Szczecinie oraz w Polsko-Amerykanskiej Szkole Biznesu w Nowym Saczu. Jako glowna trudnosc widze opor wynikajacy z braku dostatecznej zaradnosci zbiorowej, bo jesli idzie o zaradnosc indywidualna to ona jest wsrod Polakow, ale niestety bywa nieraz skrajnie egoistyczna. Panuje niedostatek instytucji zdolnych i sklonnych stworzyc lad zachecajacy do wzajemnego zaufania i pomocy. Prawda, ze nauka organizacji i kierownictwa ma w Polsce dosc dawne tradycje, ale za malo jest praktycznosci w tym wzgledzie. O ile na przyklad podreczniki amerykanskie (organisational behavior) pelne sa przykladow z praktyki przedsiebiorstw, to w Polsce ciagle jeszcze kultywuje sie styl wysoce akademicki. Studenci sa przywykli streszczac cudze mysli (same bedace zreszta zapozyczeniami), natomiast nie dosc czesto stac ich na samodzielne myslenie, analize rzeczywistosci wokol nich, formulowanie konkretnych propozycji zaradczych. Dobra organizacja polega nie tyle na pamieciowym opanowaniu i stosowaniu okreslonych regul, ale przede wszystkim na systematycznej analizie zmieniajacej sie rzeczywistosci, formulowaniu wnikliwych diagnoz, pobudzaniu inicjatyw, smialosci innowacji, gotowosci krzewienia dobrej atmosfery, obdarzaniu ludzi wokol osobistym zaufaniem (ale bez naiwnosci). To wszystko zas jest w gruncie rzeczy przeciwne temu, co faktycznie dzieje sie bodajze w wiekszosci spoleczenstwa nastawionej nieufnie do zmian, chcacej roznego rodzaju zabezpieczen, gotowej cos uszczknac (zwlaszcza gdy idzie o dobro publiczne), ale samemu nic nie dac, liczacej przede wszystkim na znajomosci, pochlonietej nie jutrem ale dniem dzisiejszym, chcacej miec zachodni standard zycia, ale bez zachodniej obowiazkowosci, zaradnosci i cierpliwosci. Brakuje w kraju zrozumienia dla kultury organizacyjnej jako jednego z niezbednych warunkow osiagania narodowego dobrobytu. Nawet szereg specjalistow wydaje sie naiwnie sadzic, ze wystarczy zapozyczyc od Zachodu roznego rodzaju modne nowinki, aby zmodernizowac polska gospodarke. Stad ciagle spotyka sie w Polsce paradoksy: kupy gnijacych smieci i przechodzacych obok ludzi ubranych po zachodniemu, biedne samorzady miejskie przy beplatnym parkowaniu samochodow, wyklady szacownych gosci akademickich z zagranicy przy bardzo slabym oczytaniu zarowno studentow jak i nauczycieli w fachowej literaturze obcej, wielka chec odwiedzania Zachodu, ale jednoczesnie naiwno-powierzchowny stosunek do rzeczywistosci zachodniej, wybujale aspiracje ideowo-polityczne przy braku elementarnych dobrych manier we wzajemnych stosunkach miedzy ludzmi. Powierzchownosc podejscia do wielu istotnych spraw, na przyklad deklaratywna religijnosc chrzescijanska sprzeczna z wzajemna nieufnoscia i nawet wrecz niezyczliwoscia, odbija sie na stosunku do pracy i wspoldzialania. Zdecydowana wiekszosc przelozonych roznych szczebli, z najwyzszym wlacznie, to ludzie nie majacy autentycznego przygotowania organizacyjnego, jakie na przyklad jest juz dzis wrecz powszechne nie tylko w Ameryce Polnocnej, ale takze w Europie Zachodniej. Jak wiadomo, nie wystarczy byc wyksztalconym technikiem, prawnikiem, ekonomista lub nawet biurokrata, aby nadawac sie na kierownika. W Polsce ciagle jeszcze pozycja zwierzchnicza to swoisty przywilej upowazniajacy do traktowania zarzadzanej przez siebie instytucji jako folwarku eksploatowanego dla siebie i dla swych kumpli. Nawet prywatni dorobkiewicze wzbogaceni nieraz psim swedem mniej lub bardziej przypadkowo patrza na podwladnych nie jako na przydatnych i mniej lub bardziej cennych pomocnikow, ale jako na obiekt eksploatacji. Rodzimy kapitalizm wcale nie wydaje sie dorastac do poziomu swiadomosci zachodniej sklaniajacej wielu wielkich lub nawet i malych przedsiebiorcow do traktowania personelu jako partnerow. Polska dzieli dzis z krajami zachodnimi szereg uciazliwych problemow, miedzy innymi chroniczne bezrobocie, zwlaszcza wsrod ludzi mlodych. Trzeba ogromnej pomyslowosci i organizacyjnej zaradnosci, aby jako tako uporac sie z rosnacymi trudnosciami, ktore w Polsce miedzy innymi sklonily wielu wyborcow do glosowania na lewice (ale z pustego nawet Salomon nie naleje!). Postep organizacyjny powinien podniesc stopien wzajemnego zaufania miedzy Polakami, stworzyc platforme harmonijnej wspolpracy, dac klimat sprzyjajacy zbiorowemu rozwiazywaniu problemow, przelamac nawyk do formulowania gornolotnych deklaracji bez widokow na jakakolwiek praktyczna realizacje, sklonic do rezygnacji z pokazowych gestow na rzecz czynow, stworzyc atmosfere spoleczna poszanowania autentycznej pracy (gdy w swoim czasie T. Kotarbinski glosil zasady dobrej roboty, wielu przesmiewcow po prostu szydzilo z tego uwazajac, ze likwidacja komunizmu automatycznie uczyni Polakow zaradnymi i pracownitymi). My Polacy osiedli na stale zagranica mozemy byc szczegolnie przydatni w dobrze pojetym nasladowaniu Zachodu (byle nie bezkrytycznie!) ale od naszych rodakow nad Wisla zalezy, czy beda chcieli nas rozumnie i zyczliwie wykorzystac. Aleksander J. Matejko ________________________________________________________________________ ["Le Nouvel Observateur", 11-17.11.1993] JEDYNIE BIERNOSC JEST NIKCZEMNA =============================== (Wywiad z gen. Philippe Morillon) [Gen. Philippe Morillon wydal ostatnio ksiazke: "Croire et oser - Chronique de Sarajevo", wyd. Bernard Grasset. Po jej ukazaniu sie, francuskim zwyczajem, autor udzielil kilku wywiadow prasie i telewizji. Przyp. tlum. JK_uk] * * * Francuski general, ktorego losy w bombardowanej stolicy Bosni i w oblezonej Srebrenicy obserwowano z zapartym tchem, wyjasnia sens swojej sluzby w silach ONZ. Wierzy, ze pojednanie miedzy wojujacymi stronami w Bosni i Hercegowinie jest jeszcze mozliwe. Le Nouvel Obs. Tym razem opowie pan wszystko? Philippe Morillon. Nie, ta ksiazka to nie sa pamietniki, gdyz Historia nie zostala jeszcze zapisana, a ponadto zobowiazany jestem do dyskrecji uniemozliwiajacej mi wyjawienie niektorych tajemnic, do ktorych mialem dostep. Nie jest to takze moj dziennik, gdyz nie moglem sobie pozwolic na prowadzenie takowego, a ponadto nie chcialem sie opierac na rozproszonych notatkach. Jest to kronika, w ktorej zaznaczylem te zdarzenia, ktore mnie osobiscie najbardziej dotknely. A przede wszystkim jest to swiadectwo poswiecone pietnastu tysiacom zolnierzy ONZ, ktorzy sluzyli i cierpieli pod moimi rozkazami. NO. Czy, w rzeczy samej, ta "Kronika z Sarajewa" nie powinna sie zwac "kronika bezsily"? PM. Bezwzglednie nie! Oznaczaloby to, ze wszystkie dotychczasowe wysilki zmierzajace do ustanowienia pokoju tam, gdzie to sie nie udalo, sa prozne. A ja napisalem te ksiazke wlasnie, aby wykazac cos wrecz przeciwnego i stwierdzic zgodnie z moim sumieniem, ze dzialania w Bosni i Hercegowinie winny byc dalej prowadzone, gdyz sa one niezbedne. NO. Tym niemniej kazdy ma w pamieci obrazy konwojow zablokowanych przez kilku podnieconych wojownikow, albo przez demonstracje kobiet i dzieci... PM. W zeszlym roku, na poczatku mojej misji w Sarajewie, caly swiat zgodnie twierdzil, ze nad poltora milionem ludzi wisi grozba nieprzetrzymania zimy. Bylo wiele ofiar, zbyt wiele, ale ta zapowiadana katastrofa nie nastapila. Tak, to prawda, w Srebrenicy i gdzie indziej zdarzaly mi sie niekonczace przekomarzania, aby utorowac sobie droge. Ale co mialem robic? Strzelac w tlum, przejezdzac czolgami po cialach kobiet? NO. Pojechal pan do Sarajewa z misja bardziej humanitarna niz polityczna. Czy byla to z panskiej strony akceptacja ograniczen narzuconych panskiej misji? PM. Wybor lezal w wylacznej kompetencji politykow. Rzecza wojskowego bylo podporzadkowanie sie. Analizujac dyrektywy otrzymane od Narodow Zjednoczonych znalazlem sie wobec slynnego pytania marszalka Focha: "O co tu chodzi?" Stwierdzilem wraz z moimi oficerami, ze tu chodzi przede wszystkim o pomoc ludziom w niebezpieczenstwie, a wiec o misje zasadniczo humanitarna. Nawet, gdy pozniej polecono mi byc terenowym ogniwem negocjacji politycznych w Genewie, nasza misja byla tutaj. Wypelnilismy ja w pelnej zgodzie z ONZ, skad mielismy mandat i dyrektywy. NO. Panskie inicjatywy w terenie nie zawsze jednak uszczesliwialy panskich zwierzchnikow w Nowym Jorku, czy Paryzu. PM. Szczerze mowiac, wydaje mi sie, ze opowiada sie zbyt wiele glupstw na ten temat. W Sarajewie jedynym moim zwierzchnikiem byl sekretarz Generalny ONZ, p. Butros Gali, od ktorego otrzymywalem rozkazy. Jako oficer francuski mialem takze obowiazek informowania mojego przelozonego w hierarchii, admirala Lanxade. Nigdy nie mialem wrazenia, ze kogokolwiek draznie, ani tez, jak niektorzy twierdzili, ze moje dzialania byly rozwlekle, czy tchorzliwe. W zwiazku z powyzszym twierdze, ze w operacji wojskowej jedynie biernosc jest nikczemna. A stosowanie sie zbyt doslowne i drobiazgowe do regulaminow moze byc zacheta do biernosci. Zawsze bylem temu przeciw. I, bez watpienia, wlasnie dlatego zainstalowalem sie w Sarajewie wbrew tym, ktorzy mnie ostrzegali, ze bede oblegany i bezsilny. I pewnie dlatego udalem sie do Srebrenicy, aby oszczedzic tragedii, choc byc moze nie jest zadaniem generala korpusu armii znalezc sie na czele pietnasto- osobowego patrolu na tamtych drogach... NO. Czy chce pan w ten sposob podwazyc sposob funkcjonowania ONZ? PM. Pomiedzy przeglosowaniem jakiejs uchwaly w Radzie Bezpieczenstwa i jej wcieleniem w zycie w terenie uplywa okolo trzech miesiecy. To jest o wiele za dlugo! Niezbednym wydaje mi sie przestudiowanie zasady, ze Narody dysponuja rezerwuarem sil ludzkich i srodkow materialnych, ktore moglyby byc rozlokowane w bardzo krotkim czasie. NO. Niewiele panstw dysponuje takimi srodkami. Czy nie oznaczaloby to, ze jedynie USA stana sie ramieniem zbrojnym ONZ? PM. Nie, gdyz Amerykanie potrzebuja nas. Mozemy sobie wyobrazic pewna specjalizacje wojskowa. To zreszta juz ma miejsce, np. piechota francuska lub brytyjska, pojazdy i logistyka belgijskie, holenderskie itp. Nie jestem pierwszym, ktory porusza ten temat. NO. Czy to jest rzeczywiscie istotne? Czy w Bosni wszystko nie byloby o wiele jasniejsze, gdyby od poczatku okreslono wyraznie agresora i zdecydowano sie na prawdziwa interwencje zbrojna? PM. Niedawna historia, Wietnam i Afganistan ucza nas, ze interwencja wojskowa w trakcie wojny domowej, interwencja po czyjejkolwiek stronie konczy sie niezmiennie katastrofa. Gdy mnie z innymi konsultowano w sprawie przelamania blokady Sarajewa, odparlem, ze w istocie, bylo to technicznie mozliwe w ciagu trzech miesiecy z sila ok. 20000 ludzi odpowiednio uzbrojonych. Mozliwe, ale w jakim politycznym celu? I to jest rzeczywistym problemem, wazniejszym niz ewentualne straty w ludziach. Gdyz powtarzanie, ze taka operacja bylaby nadmiernie ryzykowna, byloby oskarzaniem Blekitnych Helmow o tchorzostwo. Mozna szydzic z mojego niepoprawnego optymizmu, ale ja mam slabosc do opinii, ze nienawisc miedzy narodami nigdy nie jest az taka, zeby nie dalo sie ich pogodzic. Tak wiec, nasza misja bylo zlagodzenie cierpien ludnosci, przerwac polityke czystki etnicznej i stworzyc warunki do rekonstrukcji pewnej harmonii, ktora istniala w tych panstwach przed wojna. A na pewno nie poglebianie przepasci. NO. W Genewie ostatnio dyskutuje sie o podziale Bosni, co nie przystaje jakos do tej harmonii... PM. Podzial jest zgoda, ze na terytorium, na ktorym jakas populacja stanowi wiekszosc, sprawuje ona wladze. Jednak, w Bosni, mimo spustoszen spowodowanych czystkami etnicznymi, rozdzielenie ludnosci nigdy nie stalo sie faktem. Tak wiec, o ile nie przewiduje sie masowych migracji ludnosci, podzial bedzie mozliwy tylko pod warunkiem zagwarantowania praw mniejszosci. Probowac dla odmiany zamknac cala potege demograficzna, np. Muzulmanow w hermetycznych granicach, byloby wzieciem na siebie ryzyka stworzenia calych wykorzenionych pokolen, ktore jak np. w strefie Gazy, nie marza o niczym innym, jak tylko o odbiciu ziemi przodkow. I, miedzy innymi, daloby to fundamentalistom islamskim szanse, ktorej nigdy w tym regionie nie mieli. NO. W tym kontekscie pisze pan, ze prezydent Bosni ponosi takze istotna czesc odpowiedzialnosci za pogorszenie sie warunkow zycia w Sarajewie. Dlaczego? PM. Darze glebokim szacunkiem prezydenta Izetbegovicia. Ale popelnil on gruby blad polityczny opierajac zbyt dlugo cala swoja polityke na idei miedzynarodowej interwencji zbrojnej, gdy powtarzalem mu, ze ona nie nastapi. Podczas gdy Serbowie mieli w swoim czasie interes, aby zamrozic scene i podpisac trwale zawieszenie broni, by skonsolidowac swoje zdobycze, prezydent bosniacki chcial za wszelka cene uniknac status quo. Byc moze pokladal nadmierna nadzieje w swoich bliskich wspolpracownikach, ktorzy studiowali w USA i z Ameryka utrzymuja bliskie stosunki. W ich duszy, skutkiem jakiegokolwiek uspokojenia sie w Sarajewie byloby oddalenie sie perspektywy interwencji. Jak poruszyc miedzynarodowa opinie publiczna, jesli zycie wraca do normy? No, a stad juz blisko do propagandy, ktorej celem jest wzburzenie ludnosci przeciwko Blekitnym Helmom i licznych aktow prowokacji, za ktore Bosniacy tez sa odpowiedzialni. NO. Po panskim wyjezdzie z Sarajewa szef sztabu glownego armii bosniackiej zostal aresztowany, niektore oddzialy zostaly rozwiazane, i mianowano nowego premiera. Czy pan aprobuje te decyzje? PM. Jak najbardziej! Decyzje te oznaczaja, moim zdaniem, chec prezydenta Izetbegovicia, aby zmusic szefow wojskowych do opracowania warunkow pokoju. I skonczyc wreszcie z watazkami, ktorzy zbyt dlugo uchodzili za wielkich obroncow miasta, gdy tymczasem zadowalali sie trzymaniem go na celowniku. Zyczylbym sobie, aby Serbowie i Chorwaci poszli za tym przykladem i zrobili porzadek w swoich szeregach. Inna pilna potrzeba byloby skonczenie z tym ciaglym podwojnym jezykiem, ktory pozwala wiekszosci odpowiedzialnych politykow wykazywac sie umiarkowaniem przy stole negocjacyjnym i skrajnoscia wobec swoich stronnikow. Wlasciwie, aby pokoj stal sie mozliwy, uwazam szczerze, ze Bosnia potrzebuje nowych ludzi, bardziej do przyjecia dla calosci wspolnoty. Zyczmy sobie, aby Muzulmanin Izetbegovic, Serb Karadzic i Chorwat Boban wzieli to sobie wreszcie do sumienia i przekazali wladze. Wywiad prowadzili: Georges Buis i Henri Guirchoun Tlum.: J. Karczmarczuk ------------------------------------------------------------------------ [Slowo tlumacza dyzurnego. Morillon jest jednym z najbardziej znanych ludzi we Francji, przebil swoja popularnoscia wielu "top" politykow. (Oczywiscie, po drugiej stronie Oceanu wiecej sie mowi o amerykanskim pilocie helikoptera zestrzelonego w Somalii, z racji dwuznacznego stanowiska USA wobec miedzynarodowych dzialan Francji: mieszaniny lekcewazacej wyzszosci i kompleksu nizszosci kulturowej). Tak, czy inaczej, Morillon stal sie elementem Historii Europy i trudno bedzie mu to zabrac. Niewiele zdzialal militarnie, to prawda. A kto wiecej? Faktem jest, ze dzieki niemu Francuzi, a takze mieszkancy innych krajow Europy przejeli sie nieco bardziej losem Bosniakow. Nieco, niewiele bardziej, ale zawsze. Moze wazniejsze jest, ze dzieki jego postawie, do paru zakutych zjadaczy Camemberta (bratwurstow, hot-dogow, niepotrzebne skreslic) dotarlo, ze smierc zolnierzy ONZ w Bosni, ze wydatki na pomoc humanitarna itp. tez maja swoj sens, gdyz dotyka to istoty czlowieczenstwa. Ze robic cos trzeba, nawet jesli wynik jest mizerny. W tym sensie - wybaczcie nieco paranoidalne porownanie, ktorego jednak sie nie wypre - Morillona mozna porownac do Matki Teresy z Kalkuty... W kazdym razie biezace pokolenie Francuzow nie zapomni szybko generala, ktoremu demonstracje Bosniakow uniemozliwily wyjazd z Srebrenicy, zostal de facto zakladnikiem, po czym stwierdzil, ze on w takim razie dobrowolnie zostaje i bedzie nadal sterowal konwojami. Po powrocie z bylej Jugoslawii Morillon zostal "uziemiony". Zajmuje sie wylacznie wojskiem, montuje Europejskie Sily Zbrojne i na ten drazliwy temat wypowiada sie niechetnie. Bo, czy chcemy, czy nie, pytanie ktore jest wtedy natychmiast stawiane brzmi: "a przeciw komu te sily, hm?"... Ale jego ambicje sa szersze i postanowil znowu sie przypomniec publicznosci ta ksiazka. Nie mnie oceniac wlasciwa relacje miedzy jego postawa zolnierza, ambicjami dowodcy, "mediatycznoscia" i prawem do przemawiania do naszych sumien. Pragne jednak przypomniec Czytelnikom, ze niedawno pewien duchowy przywodca ludzkosci stwierdzil explicite, ze *nikt nic nie robi*, ze On, wzywajac do pokoju ma wrazenie "wolania na pustyni". Najbardziej rozslawiona w Europie akcja przemawiania do sumien ze strony Stolicy Apostolskiej dotyczyla gwaltow bandziorow serbskich na kobietach muzulmanskich i wzywala te kobiety, aby pozwolily urodzic sie dzieciom gwalcicieli. Tak tez mozna, kwestia filozofii. Jurek Karczmarczuk] _________________________________________________________________________ LIST DO REDAKCJI ================ Szanowna Redakcjo; Pragne serdecznie podziekowac za przetlumaczenie i wydrukowanie calosci wywiadu z Janem Pawlem II. Podkreslam calosci, bo wstyd sie przyznac, ale chyba pierwszy raz w zyciu przeczytalem jakas wypowiedz Papieza wlasnie w calosci, a nie kilka zdan wyrwanych z kontekstu. Wywiad wywarl na mnie bardzo pozytywne wrazenie, jakby zalapalem, ze z Watykanu wciaz jeszcze plynie duzo madrosci. Jakby wziac ten wywiad punkt po punkcie, to mozna by sie przyczepic tu tego, tu owego, ale jako calosc wlasnie jest on dla mnie po prostu *madra* wypowiedzia. I krytykowac nie tyle nie mam zamiaru, bo wlasnie nie mam co i po co. Duzo sie z tego nauczylem, przede wszystkim tego, ze zeby krytykowac Papieza, trzeba najpierw go spokojnie wysluchac, bo moze okazac sie, ze nie ma co krytykowac. Co do kapitalizmu, przy tak rozumianej definicji, jest to wynalazek iscie potworny. Tylko, ze Europa Zachodnia juz nie jest kapitalistyczna, wiec po co w swiecie postkomunistycznym znow od zera mamy zaczynac? Znamy juz przeciez ryzyko :-) Do "Rerum Novarum" kiedys z przyjemnoscia zagladne, do "Kapitalu" tez. Jeszcze raz *wielkie* podziekowania dla redakcji za tlumaczenie! Tomek Sendyka ________________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen": spojrz@k-vector.chem.washington.edu Adresy redaktorow: krzystek@u.washington.edu (Jurek Krzystek) zbigniew@engin.umich.edu (Zbigniew J. Pasek) karczma@univ-caen.fr (Jurek Karczmarczuk) bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz) stale wspolpracuje: cieslak@ddagsi5.bitnet (Maciek Cieslak) Copyright (C) by Mirek Bielewicz 1993. Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Numery archiwalne dostepne przez anonymous FTP i gopher, adres: (128.32.162.54), directory: /pub/polish/publications/Spojrzenia. ____________________________koniec numeru 91___________________________