_________________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| _________________________________________________________________________ Poniedzialek, 28.04.1997 ISSN 1067-4020 nr 147 _________________________________________________________________________ W numerze: Izabella Wroblewska - Stefan Jaracz Tadeusz K. Gierymski - Stefan Jaracz w kinie i w teatrze Izabella Wroblewska - Preisner prywatnie Tadeusz K. Gierymski - Jozef Gawlina Malgorzata Zajac - Dorota Segda Izabella Wroblewska - Nagrody Ministra Kultury za rok 1996 _________________________________________________________________________ [Od red. Przypominamy, ze "Spojrzenia" opieraja sie w wiekszosci na materialach listy dyskusyjnej "Papirus". Informacje o tej ostatniej do uzyskania od jej opiekuna, Tadeusza Gierymskiego - adres: tkgierymski@stthomas.edu>] _________________________________________________________________________ Izabella WroblewskaSTEFAN JARACZ ============= Stefan Jaracz byl przez opatrznosc pozbawiony warunkow zewnetrznych, ktore zwyklo sie uwazac za istotne w zawodzie aktora. Mial 164 cm wzrostu, krepa sylwetke i malo wyraziste rysy twarzy. Mimo tego byl jednym z najwiekszych polskich aktorow teatralnych, ktorego role weszly na stale do historii naszego teatru. Ponadto blisko 30 razy stanal przed kamera filmowa. Urodzil sie 24 grudnia 1883 roku w Zukowicach Starych pod Tarnowem w rodzinie nauczyciela. Jeszcze jako uczen grywal w szkolnych przedstawieniach teatralnych. Mature zdawal w 1903 roku w Bochni. Jego biografowie odnotowali, ze byla to matura z jesienna poprawka zdawana w Krakowie. Przez dwa semestry studiowal w Krakowie na UJ historie sztuki, prawo i polonistyke. Wkrotce jednak zaangazowal sie do Teatru Ludowego w Krakowie. Potem byly kolejne angaze w Poznaniu i Lodzi, a pozniej sluzba w wojsku austriackim. W 1911 roku Jaracz przyjechal do Warszawy, gdzie w maju wystapil pierwszy raz w Teatrze Bagatela w sztuce Nowaczynskiego "Bog wojny" grajac Napoleona. Kilka miesiecy pozniej zagral Napoleona w "Napoleonie i Jozefinie" Hermanna Bahra w Teatrze Malym. Juz wtedy zaliczony zostal do najwybitniejszych przedstawicieli mlodego pokolenia aktorskiego. Byl konsekwentnie wyrozniany przez krytykow. W 1912 roku pierwszy raz stanal przed kamera filmowa w filmie "Oblakany", gdzie byl partnerem swojej zony - Jadwigi Danilowiczowej. Jeszcze przed wybuchem wojny wystapil tez, wspolnie z Aleksandrem Zelwerowiczem, w sensacyjnym melodramacie "Tajemnica pokoju 100". W latach wojny, jako poddany austriacki, zostal internowany w glab Rosji. Wystepowal w Moskwie i w Kijowie. Do Polski wrocil w sierpniu 1918 roku i od samego poczatku wlaczyl sie w organizacje zycia teatralnego. Byl wspolinicjatorem zalozenia Zwiazku Artystow Scen Polskich (ZASP). W latach 20-tych gral miedzy innymi w Warszawie, Poznaniu, Lwowie, Krakowie, Toruniu, Gdansku i Bydgoszczy. Wszedzie mial opinie czlowieka trudnego i konfliktowego. Od lat walczyl z alkoholizmem, cierpial na glebokie depresje i mial za soba probe samobojcza. W okresie kina niemego zagral w dziesieciu filmach. Partnerowali mu Juliusz Osterwa (w melodramacie Aleksandra Reicha "Za winy brata"), Jadwiga Smosarska, Jozef Wegrzyn i Aleksander Zelwerowicz (w "Niewolnikach milosci" Jana Kucharskiego). Wystapil w kilku znaczacych dla polskiej kinematografii adaptacjach utworow literackich: w "Przedwiosniu" Henryka Szaro, "Ponad snieg" Konstantego Meglickiego, "Panu Tadeuszu" Ryszarda Ordynskiego i "Urodzie zycia" Juliusza Gardana. W 1930 roku Jaraczowi udalo sie skompletowac zespol, z ktorym rozpoczal prace na Powislu w Teatrze Ateneum. Wkrotce jednak zaczal sie w jego zyciu okres konfliktow i zatargow ze srodowiskiem, m.in. z Leonem Schillerem. W pewnym okresie zostal nawet skreslony z ZASP-u. Przez caly ten czas cieszyl sie jednak ogromnym powodzeniem wsrod publicznosci, a jego nazwisko bylo magnesem przyciagajacym do sal kinowych. A kino dzwiekowe przynioslo mu kilka znaczacych rol. W "Bialej truciznie" Alfreda Niemirskiego, w "Ksieznej Lowickiej" Janusza Warneckiego, w "Rozy" Jozefa Lejtesa, w "Przebudzeniu" Aleksandra Forda, "Mlodym lesie" Lejtesa i w "Panu Twardowskim" Henryka Szaro. Nalezal do aktorow grajacych czesto i chetnie. Czesto tez udzielal wywiadow, w ktorych dzielil sie swoimi spostrzezeniami na temat aktorstwa filmowego. Wynika z nich, ze nie bardzo lubil prace przed kamera. Draznilo go krecenie "kawalkow". Mowil: "Nie bardzo wiem, co poza mna, a co przede mna, a to jest denerwujace i niepokojace [...]. Gdy ogladam potem siebie na ekranie, odnosze niesamowite, przykre wrazenie. Mam uczucie, jakbym widzial siebie zdeformowanego przez wklesle zwierciadlo". Technika pracy w filmie nie pozwalala mu na "rozegranie sie", "wejscie w role", "rozmach", ktore aktor odnajdywal jedynie w teatrze. Dlatego zapewne zachowane na tasmach filmowych role Jaracza nie rzucaja widza na kolana, nie zapadaja gleboko w pamiec, moze z wyjatkiem jednej. W 1936 roku powstal film "Jego wielka milosc", ktorego scenariusz napisano specjalnie z mysla o aktorze. Intencja autorow scenariusza - Alicji i Anatola Sternow bylo ukazanie fenomenu aktorstwa Jaracza. Mozna to bylo osiagnac wykorzystujac elementy jego ulubionych rol, a taka rola byla na pewno rola Napoleona. Fabula filmu wykorzystywala takze zrecznie elementy melodramatu i sensacji. Kazdy, kto choc raz zobaczyl "Jego wielka milosc", nie moze nie zapamietac kreacji Jaracza, a zwlaszcza sceny przemiany z niepozornego suflera w wodza zwycieskiej armii. Prawde powiedziawszy, z filmowego dorobku aktora pozostaje w pamieci ta jedna rola, rezyserowana przez Stanislawe Perzanowska i Mieczyslaw Krwawicza z mysla o zapisie fenomenu jego aktorstwa. Jaracz przytlacza w filmie wszystkich pozostalych aktorow, a sam film przypomina bardziej sztuke teatralna, niz widowisko filmowe. Gdyby nie ten film - niewielu zyjacych dzis ludzi mialoby wyobrazenie tego, co znaczyly na przyklad zachowane w "Dziennikach" Lechonia slowa: "Jaracz byl w swoim pokoleniu jedynym niemal wielkim aktorem, ktory sie nie zmarnowal i, jesli nie byl pijany w kamien, gral jakby wulkan buchnal". W 1938 roku Stefan Jaracz wystapil w tytulowej roli, w trzyczesciowym sluchowisku radiowym "Obrona Sokratesa", ktora do dnia dzisiejszego uwaza sie za pierwszy wielki sukces aktorski w historii polskiego radia. W czasie okupacji przez pewien czas pracowal w Lublinie, potem wrocil do Warszawy, gdzie wystepowal jako recytator w "Cafe Jaracz". W kwietniu 1941 roku, podejrzewany o zwiazek z zamachem na aktora-renegata Igo Syma, zostal aresztowany przez gestapo. Wywieziony do Auschwitzu, ciezko chory na gruzlice, zostal zwolniony po szesciu tygodniach. We wrzesniu 1944 przyjechal z Otwocka do Lublina, aby wlaczyc sie w zycie teatralne. Rozwijajaca sie gruzlica zmusila go jednak do powrotu. W Otwocku napisal list odczytany na pierwszym po wojnie zjezdzie ZASP, nazwany pozniej "Testamentem Jaracza". Zmarl w Otwocku 11 sierpnia 1945 roku. ____________________________________ Tekst powyzszy oparlam na podstawie pracy Malgorzaty Hendrykowskiej opublikowanej w miesieczniku "Film" w listopadzie 1996 roku. Izabella _________________________________________________________________________ Tadeusz K. Gierymski STEFAN JARACZ W KINIE I W TEATRZE ================================= Strasznie dziwna ta Warszawa Ciagly w niej krzyk, ciagla wrzawa. Jan Kanty Gregorowicz Dorzuce kilka wspomnien i uwag do reportazu Stefan Jaracz p. Izabeli. Zaczne od kina, ktore w miedzywojennym dwudziestoleciu stawalo sie powazna konkurencja dla teatru. Pierwsze nieme kino zaistnialo w Warszawie w roku 1906. Bylo w Warszawie kilka takich iluzjonow, ale dopiero w latach trzydziestych, po powstaniu kina dzwiekowego, rozwinela sie kinematografia i powstawaly w Polsce nie tylko kina, ale i wytwornie i atelier filmowe. Wczesne filmy polskie oparte byly na tematach z naszej literatury, jak np. "Krzyk" Przybyszewskiego, "Na Jasnym Brzegu" oparty byl na nowelce Sienkiewicza, "Uroda zycia" i "Rok 1863" to Zeromski, "Czaty", film z 1920 roku, oparty jest na balladzie Mickiewicza. "Tredowata", film z 1926 r., z Jadwiga Smosarska w roli glownej, oparty byl na romantycznej powiesci Heleny Mniszkowny z roku 1908, o skromnej panience, ktora wchodzi w krag arystokracji, i o fatalnym tego koncu. Wielu krytykow zaliczyloby Mniszkowne do kragu pisarzy drugorzednych, jesli nie kiczowatych i grafomanskich, wspomne wiec, ze Prus wysoko sobie podobno cenil te pisarke, ktora wlasnie w miedzywojennym dwudziestoleciu osiagnela szczyt popularnosci. Studio Sfinks wydalo grube pieniadze na produkcje tego filmu, kreconego we dworach i w domach arystokracji w Warszawie. Dobierano starannie aktorow; meska role glowna gral aktor zadziwiajaco podobny do filmowego bozka, Rudolfa Valentino. Oryginal, wszystkie kopie filmu, i podobno nawet scenariusz, przepadly w czasie wojny, ale zachowaly sie bogato ilustrowane i ze szczegolowa narracja programy tego popularnego filmu. Mamy takze recenzje Antoniego Slonimskiego, w ktorej atakuje on i film, porownujac go do cofajacej sie sztafety, i studio. Pisze, ze nie mozna odmowic p. Hertzowi daru robienia pieniedzy, bo produkujac "Tredowata" odwolywal sie do najnizszych wartosci ludzkich. Sama idea sfilmowania "Tredowatej" jest, wedlug Slonimskiego, klasycznym przykladem zlodziejskiej pomyslowosci. Bohaterka filmu to "bogini kucharek i szwaczek", itd., itp., tnie jezykiem jak brzytwa bezlitosny p. Antoni. Wczesne filmy polskie byly, powiedzmy prawde, raczej slabe. Tak slabe, ze mala grupka polskich rezyserow zorganizowala w 1930 roku "START", Stowarzyszenie Milosnikow Filmu Artystycznego, by szerzyc kulture filmowa, polepszyc sytuacje w polskiej kinematografii. START propagowal dzialalnosc publicystyczna o filmie, organizowal imprezy, odczyty i wieczory dyskusyjne, jak np. "Polski grajdolek filmowy" w 1933 r., pokazy filmow, krotkometrazowki. Tadeusz Wittlin dostal od STARTu zaliczke na adaptacje "Zolnierza Krolowej Madagaskaru" z Mira Ziminska. Te dzialalnosc STARTu kontynuowala pozniej z udzialem jego czlonkow Spoldzielnia Autorow Filmowych. Tuz przed wojna bylo chyba w Warszawie jakies szesciedziesiat, a moze nawet siedemdziesiat piec kin, majacych blisko czterdziesci trzy tysiace miejsc. Wiele z nich bylo na Marszalkowskiej. Pamietam tylko kilka z nich: "Napoleon" na pl. Trzech Krzyzy, ktore podczas okupacji bylo tylko dla Niemcow, "Atlantyk" na Chmielnej, "Palladium" na Zlotej, i, mam nadzieje, ze sie nie myle, "Roma" na Nowogrodzkiej. Byly to takze najbardziej nowoczesne kina warszawskie. Nie pamietam, jak pisalo sie nazwy wielu kin, a mialy one holywoodzki wydzwiek: casino, colosseum, florida, hollywood, mars, riviera, sphinx. A powinienem moze pamietac kilka innych przynajmniej, bo w akcji Malego Sabotazu atakowalismy, nawet fizycznie, kina i uczeszczajaca do nich publike pod haslem "Tylko swinie siedza w kinie". Jeden taki najazd zrobilismy na kino przy ul. Wolskiej, ktorego nazwy nie przypominam sobie. Dymsza, Cwiklinska, Jaracz, Pola Negri - pamietam dobrze te nazwiska, ale oprocz ogolnych wrazen z przedwojennych filmow polskich, i musze sie przyznac, ze negatywnych raczej, slabo pamietam ich fabule. Pamietam natomiast teatralnosc gry aktorow, patetycznosc scen, niedomagania obrazu i dzwieku. Jaracz wystepowal, np., jako ojciec Baryki w "Przedwiosniu" i jako Rozlucki w "Urodzie Zycia"; bez watpienia lepsze wrazenie robil na scenie teatralnej, o czym ponizej. Jaracz w Warszawie gral w teatrach Malym, Polskim, Rozmaitosci i Narodowym. Zespol p. Jaracza wystepowal takze w Teatrze Aktora, gdzie wspoldyrektorem byla p. Mira Ziminska, i w Teatrze Nowa Komedia. Z jego inicjatywy i staraniem Zwiazku Zawodowego Pracownikow Kolejowych powstal w 1926 roku w budynku zwiazkowym przy ul. Czerwonego Krzyza postepowy teatr "Ateneum", dzis chyba Teatr Ateneum im. Stefana Jaracza, przeznaczony dla robotnikow i inteligencji. Jaracz byl, z przerwami, dyrektorem tego teatru od wrzesnia 1930 r. do wrzesnia 1939 r. Przejsciowo dyrektorami byli tam takze Leon Schiller, Adwentowicz i Szpakiewicz, a rezyserowala tam glownie Stanislawa Perzanowska, aktorka, pedagog i rezyser. Warto byloby osobno i wiecej o p. Perzanowskiej napisac, bo reprezentuje ona ciekawy rozdzial w historii teatru polskiego. Byla jedna z kilku kobiet, ktorym swietnie udalo sie polaczenie karier aktorki i rezyserki, o czym nie slyszalo sie wtedy na Zachodzie. Pani Perzanowska ceniona byla za swe interpretacje w sztukach Moliera, Beaumarchais i Aleksandra Fredry i za inscenizacje ich, a takze Zapolskiej. Dla "kasy" Ateneum musialo isc na kompromisy, wystawiajac popularne atrakcje, np. rewie muzyczne. Scena Ateneum byla plytka; zmuszalo to do inowatorskich rozwiazan inscenizacyjnych i dekoratorskich. Jako aktor p. Jaracz gral w okolo 300 rolach, glownie dramatycznych i komediowych, nadajac swym kreacjom akcenty melancholii, nieszczescia i poczucia krzywdy. Odzwierciedlal w pewnych rolach protest spoleczny, a styl jego byl amalgamatem realizmu i ekspesjonizmu. Nie ma watpliwosci co do teatralnego dorobku Stefana Jaracza. Wymieniany jest jako jeden z tworcow teatru tego okresu, wymieniany jest razem z innymi luminarzami, jak Leon Schiller, Ludwik Solski i Arnold Szyfman. Zanim zajme sie glownym tematem tej czesci mego opracowania, czyli przyrzeczonym omowieniem wspolpracy p. Jaracza z Januszem Korczakiem, pozwole sobie na krotka dygresje. Zobaczmy go z wlasnego opisu, ale, ze sie tak wyraze, nie na koturnach. Wspomina Antoni Slonimski: Opowiadal mi nieraz Stefan Jaracz o swoich mlodzienczych wedrowkach po prowincji, gdy Teatr Polski w Warszawie mial juz scene obrotowa, a w Siedlcach gralo sie jeszcze w szopie strazackiej przy swieczkach. Gral tam starego Moora w "Zbojcach" Schillera. Scena miala przedstawiac las. Byla wiec plachta z wymalowanymi drzewami, a na przodzie sceny inspicjent poustawial pare skrzynek drewnianych, ktore imitowac mialy pienki drzew. Byly swiezo malowane na brazowo, wiec gdy Jaracz w majestatycznie bialej szacie siadl na jednym z tych pienkow, utytlal sie dosc brzydko. Gdy padly slowa: "Wyprowadzcie starca w glab lasu", i Jaracz wstal, i odwrocil sie od widowni, ktos krzyknal z galerii: - Juz nie trzeba. I jeszcze ze wspomnien o Jaraczu podaje p. Slonimski: Opowiadal mi rowniez Jaracz, ze we Lwowie, gdy grano "Kosciuszke pod Raclawicami", na statystow brano andrusow z Lyczakowa. Czesc z nich grala zolnierzy moskiewskich, a czesc polskich. Kiedys na scenie wynikla draka na serio i Moskale zaczeli wygrywac. Trzeba bylo spuscic kurtyne, zeby uniknac jeszcze jednej kleski narodowej. Niewielu z nas pamieta, ze Janusz Korczak w roku 1898 - mial wtedy dwadziescia lat i byl studentem medycyny na Uniwersytecie Warszawskim - uslyszawszy o konkursie dla dramaturgow pod patronatem Ignacego Paderewskiego zlozyl nan swa czteroaktowa sztuke "Ktoredy" o czlowieku, ktory z powodu choroby umyslowej zrujnowal swa rodzine. "Ktoredy" otrzymala honorowa wzmianke jury. Podobno wtedy narodzic sie mial 'nom de plume' Henryka Goldszmita. Potrzebowal, mowiono, pseudonimu, przyjal wiec imie i nazwisko z powiesci historycznej Kraszewskiego "Historia o Janaszu Korczaku i pieknej miecznikownie" - "Janasz Korczak" - ale drukarz popelnil literowke i tak juz na zawsze zostalo: Janusz Korczak. Naprawde to jeszcze przez szesc lat pozniej podpisywal sie swym rodzinnym nazwiskiem, a swe naukowe artykuly - zawsze. Poczatek lat trzydziestych byl trudny i dla teatru i dla Korczaka. Dusila swiat Wielka Depresja, sytuacja materialna aktorow, rezyserow i kogokolwiek zwiazanego z teatrem byla bardzo zla, nie bylo dotacji rzadowych i miejskich. Zastrajkowaly w protescie wszystkie teatry warszawskie. A Korczak? Stracil w 1929 r. Izaaka Eliasberga, przyjaciela i niestrudzonego zbieracza funduszow dla sierocinca na Krochmalnej. W 1931 zastrzelil sie Jakub Mortkowicz, takze najblizszy przyjaciel i wydawca ksiazek Korczaka. Wrocil on z Paryza przygnebiony swym zadluzeniem i pogarszajaca sie koniunktura wydawnicza. Sytuacja ekonomiczna Polski byla paskudna, szykanowano Zydow, i w takiej to atmosferze pisal Korczak swa druga i ostatnia sztuke "Senat szalencow", umieszczajac jej akcje w domu dla oblakanych. W "Ktoredy" rozprawial sie z obledem ojca. "Tworki" nowej sztuki to metafora dla spoleczenstwa, dla swiata. Tym domem oblakanych zarzadza dobry i madry lekarz. Lecznica ta ma senat, ktory zbiera sie, by przedyskutowac swiat, terazniejszosc, zycie i ludzkosc i winy ludzkosci. Dobry doktor (Korczak?) stwierdza, ze historie wojen i religii trzeba analizowac z perspektywy szalenstwa. W sztuce zaciera sie granica miedzy swiatem zdrowych i oblakanych, miedzy iluzja, a rzeczywistoscia. Come sta, Signore Pirandello? Kto jest oblakany? Kto zdrowy? Mieszkancy tego szpitala? Swiat zewnetrzny? Kazdy z senatorow powaznie deklaruje sie byc oblakanym, mowi tylko o sobie, a ignoruje, nie slucha innych. Najbardziej przerazajacym pacjentem jest sadystyczny pulkownik mamroczacy bez przerwy "Niszcz i pal!". Chce on ludzi tak wymusztrowac, by nienawidzili humanitarnosc, hygiene, szkolnictwo, cywilizacje i Zydow. Marzy o szubienicy na rynku kazdego miasta i miasteczka, na ktorej powiesi sie wszystkich idealistow. Odgrzebac chce kosci Gutenberga i Edisona i spalic je na popiol. Glosi ewangelie morderstwa, gwaltu i rzezni krwawej; nalezy sie sposobic do wyganiania ofiar z ich domow, rabowania i palenia ich, by w triumfie rozkoszowac sie widokiem ich popalonych domow i cial, milionow zweglonych cial. Na dwa lata przed przyjsciem Hitlera do wladzy. Na osiem przed poczatkiem Zaglady, jakzez jasno wyraza Korczak co sie dzieje, co sie stanie. Inny szaleniec, restaurator, srodki przeczyszczajace z potrawami chce podawac. Niedoszly morderca, kobiete postrzelil w tramwaju. Zabic ja chcial, bo niegrzeczna byla. Gieldziarz porownuje ludzi do lalek-zabawek. Wszyscy sa tacy sami, jeden jest w srodku drugiego, jak te lalki-zabawki. Tak wyraza swa opinie, ze wszyscy zarazeni sa wspolnym szalenstwem. A Bog? Maly Janek, jeden z normalnych mieszkancow tego domu wariatow, dowiaduje sie, ze Bog czul sie niepotrzebny, uciekl, schowal sie. Zdesperowani ludzie oglaszali w gazetach nagrode za wiadomosc o miejscu pobytu Boga. Trudny byl do znalezienia, bo ani fotografii, ani odciskow palcow Boga nie mieli. Chodzily plotki, ze byl tu, ze tam karmil ptaki, ze jeszcze gdzie indziej z ladacznicami rozmawial. Znalazla Go mala dziewczynka w gniazdku skowronka. Zgodzil sie, odziany w gronostaje, byc uroczyscie wystawiony w swiatyni ze zlota i marmuru, ale uciekl po drodze, zamieniajac sie w jagode, by sie przespac spokojnie, potem jechal furmanka rozmawiajac z Zydem-woznica, a gdy go agent wywiadu przylapal, wzniosl sie w powietrze i spadl kaskada perelek w serca dzieci. Bo w dzieciach widzial Korczak przyszlosc i zbawienie swiata, dziecko bylo prawdziwa wartoscia ludzkosci. Dlatego jest tak Bogu drogie. Dziecko, pewny jestem - mowil - odegra decydujaca role w duchowym odrodzeniu swiata. Nie potrafie stwierdzic, jak Jaracz zapoznal sie z tekstem sztuki Korczaka. Wedlug jednej wersji byl obecny podczas czytania jej w mieszkaniu jakiejs aktorki. Ja przychylam sie do wersji Hanny Mortkowicz Olczakowej, corki wspomnianego powyzej Jakuba Mortkowicza. Ona twierdzi, ze Korczak sam przyniosl Jaraczowi sztuke do Ateneum. Wiemy, ze Korczak szanowal Jaracza. Pisal o nim w listach do przyjaciol w Palestynie, ze stara sie go naklonic, by pojechal tam z wizyta. Pisal im, ze Jaracz jest wielkim artysta, ze oni sa godni jego, a on ich. W czasie prob, czytalem, Korczak palil papierosa po papierosie. Aktorzy, jak wyrazil to jeden z nich, zdziwieni byli niedbalym ubraniem Korczaka. Wszystko wygladalo tandetnie: marynarka, buty robotnika, nawet metalowa oprawka jego okraglych okularow. Oczy mial zaczerwienione, jakby nie dosypial. Korczak mial im powiedziec, ze tylko dzieci i oblakani sa interesujacy. Zaproponowal im wizyte w Tworkach, gdzie natkneli sie na katatonikow, co tak przygnebilo Jaracza, ze podczas powrotu do Warszawy slowa z siebie nie wydal. Proby mialy zaczynac sie o godzinie 23, po normalnym przedstawieniu. Czesto czekac musieli na Jaracza. Korczak siedzial na ciemnej widowni, godzine, poltorej... Bo podobno Jaracz kobietom i butelce oprzec sie nie potrafil. Premiera "Senatu szalencow" odbyla sie 1 pazdziernika 1931 roku. Korczak siedzial w ostatnim rzedzie na balkonie z Igorem Newerlym, by moc lepiej obserwowac reakcje widzow. Jaracz-Korczak blogoslawil i przebaczal ludzkosci na proscenium: Przyjaciele, dalecy i bliscy, dobrze znani i nieznani, kuzyni siostry, bracia, slabi, smutni, glodni, spragnieni, popelniliscie bledy, nie grzechy. Nie wiedzieliscie, jak sie zachowac, ale na zgubienie nie poszliscie. Klade ma reke na wasze zmeczone glowy. Na scenie obraca sie na swe krzywej osi globus. Jest sklecony ze skrzynek na owoce, oklejony gazetami i obracajac sie prezentuje widowni naglowki ich artykulow. Zegar, ze wskazowka w formie miecza, tyka, wpierw jak rozchorowane serce, przyspiesza sie, tyka, tyka jak bomba z zapalnikiem czasowym. Po przedstawieniu widzowie domagaja sie Korczaka, wolaja "autor, autor". Niesmialy Korczak ukazuje sie z Jaraczem i cala trupa na scenie. Przychylna mu inteligencja warszawska bije brawa. Recenzje jednak byly, mowiac bardzo oglednie, nie wszystkie pelne entuzjazmu. Groteskowa farsa, pisano. Slonimski, renomowany krytyk teatralny: Mamy tu dobra trupe aktorow, Ateneum, wysmienitego aktora, Jaracza i uroczego autora, Korczaka. Razem, niestety, zgotowali nam niefortunny zakalec. Korczak chce rozwiazac wszystkie problemy swiata w dwu godzinach gadaniny. Jasna wydaje sie byc proweniencja krytyka, ktory drwil i skarzyl sie, ze: Janusz Korczak (Goldszmit) twierdzi, ze wiekszosc wariatow wysmiewa nasze spoleczenstwo. Krytykuje wojsko, wypowiada sie przeciw rzadowi. Sztuka splajtowala. Przygnebiony tym Korczak mowil, ze bedzie ja przerabiac. Byla takze mowa o napisaniu, przy pomocy Jaracza, dalszego ciagu "Senatu szalencow". Nic z tych zamierzen nie wyszlo. A zwariowany zegar nad globusem tykal, tykal coraz predzej, tykal nieublaganie... tkg _________________________________________________________________________ Izabella Wroblewska PREISNER PRYWATNIE ================== Po ogloszeniu przez Zbigniewa Preisnera zamiaru wyjazdu z Polski w lokalnej prasie krakowskiej zawrzalo. Pojawily sie wypowiedzi znanych tworcow kultury komentujacych ta decyzje kompozytora. Opublikowano tez wypowiedzi niektorych osob znajacych blizej Preisnera, jego sasiadow i znajomych. Przeniesmy sie na chwile na podkrakowska wies, gdzie mieszka kompozytor. Do Maszyc w gminie Ojcow wioda wyboiste boczne drogi. Oddalona o kilkanascie kilometrow od Krakowa niewielka wioska moze pochwalic sie jednym sklepem, dwoma telefonami i zastraszajaca liczba dziur przypadajacych na metr kwadratowy jezdni. Ale Maszycami mozna sie tez zachwycic. Jak magnez przyciaga w nich cisza i jurajski krajobraz. Ten krajobraz przyciagnal do wsi Zbigniewa Preisnera. Kilka lat temu kupil on we wsi stary zabytkowy dworek i postanowil tam zamieszkac. Wtedy nikt nie spodziewal sie, ze kompozytor nagle zmieni zdanie. Anna Szulc opisuje w Gazecie Krakowskiej wiejskich sasiadow Zbigniewa Preisnera. Przeprowadza tez z nimi rozmowy. Sprobujmy przesledzic najwazniejsze watki tych wypowiedzi, charakteryzujace sylwetke i prywatne zycie kompozytora na wsi. Najblizszym jego sasiadem jest Marian Rudowski, mocno juz schorowany czlowiek starej daty. Z lekkim niedowierzaniem slucha sie jego opowiadan o kompozytorze: Takich ludzi jak pan Zbyszek jest w okolicy mniej, niz palcow u jednej reki. U nas wies jest zabiedzona, ludzie ledwo wiaza koniec z koncem. Sa tacy, ktorzy nie maja co do garnka wlozyc. Najgorzej jest w zimie, kiedy nawet na opal brakuje. Wtedy mozna sie juz tylko do Boga modlic, albo isc do pana Preisnera. Jeszcze nikomu ten czlowiek pomocy nie odmowil. Ja nigdy go o nic nie prosilem, ale wszyscy tu wiedza, ze kobiecie, ktora meza stracila, kupil kilka ton wegla. Do drogi sie dolozyl. Teraz zalatwia nam telefony. Gdyby nie on, Maszyce bylyby gluche do konca swiata. Rzeczywiscie Zbyszek Preisner, sam juz dawno zaopatrzony w telefon komorkowy, wydal niedawno kilka tysiecy zlotych na kupno kabla, dzieki ktoremu byc moze jeszcze w tym roku w Maszycach pojawia sie telefony. Sporo pieniedzy podarowal tez pobliskiemu "Caritasowi" i miejscowej szkole. Inny sasiad Lucjan Cieslik, ktory pomagal kompozytorowi przy remoncie domku, do dzisiaj kosi trawe w ogrodzie Preisnera. Jest rolnikiem, stalym bywalcem we dworze i zdeklarowanym fanem kompozytora. Wie, ze w wolnych chwilach zabiegany kompozytor lubi w spokoju poczytac sobie ksiazki, albo nawet sam pokosic sobie trawe. Wtedy zawsze zastrzega, ze kawalek trawnika nalezy do niego. Pan Cieslik mowi: Niewielu w swoim zyciu widzialem ludzi, ktorzy by tak malo dbali o siebie i tak wspomagali innych. To samo mozna powiedziec o jego zonie. Takich ludzi nie mozemy stracic. Maszyce bez nich, to juz nie beda Maszyce. Kiedy w zimie wpuszczal do siebie malych kolednikow, to nie dosc, ze ich suto wyprawil, to jeszcze na odchodne poprosil, zeby za rok znow sie u niego pojawili. A ten czlowiek, prawde mowie, nie zlamal nigdy danego slowa. Mam kasety z jego muzyka. Jasne, ze jej slucham. Filmy tez lubie. Najbardziej Kieslowskiego, ktory stale tu kiedys do nas przyjezdzal. A juz najbardziej "Niebieski". Ja to nie wierze, zeby nasz muzyk rzucil nas na zawsze. Te wasze krakowskie wladze powinny wreszcie pojsc po rozum do glowy. Wielkich ludzi trzeba po prostu szanowac. Trzeba dzien po dniu dbac o ich spokoj. Czestym gosciem Preisnera jest tez Grzesiu Cieslik, syn pana Lucjana. Chwali sie: Najfajniej jest w lecie, kiedy pan Preisner otwiera przy domu basen. Mozemy sie wtedy ile wlezie kapac z chlopakami. To on nauczyl nas plywac. We wsi nie ma przeciez zadnego kapieliska. Sam pokazywal nam zabke i crawla. Po drugiej stronie drogi w starej, rozwalajacej sie chalupince mieszka poruszajaca sie o kulach, Zofia Klimczak, ktorej syn Stanislaw zmarl w czerwcu. To wlasnie on byl sklepikarzem, ktory kompozytorowi dowozil do domu zywnosc. Pani Zofia wspomina: Syn wrocil ze sklepu po poludniu. Powiedzial, ze cos go boli przy szyi i ze musi sie polozyc. Po godzinie przyleciala do mnie z krzykiem synowa, ze Staszek sie nie rusza. Pokustykalam do Staszka, a synowa pobiegla po pana Preisnera. On migiem wezwal karetke i natychmiast przybiegl do Staszka. Z calych sil, a przeciez to potezny czlowiek, zaczal robic to sztuczne oddychanie. Trwalo to chyba z pol godziny. Ratowal go tak jakby to byl dla niego ktos najdrozszy na swiecie. Potem przyjechala karetka, ale okazalo sie, ze bez zadnych przyrzadow. Wiadomo, zycie wiejskich ludzi niewiele jest warte. A pan Preisner tak strasznie na tych lekarzy nakrzyczal. Tak strasznie, ze w koncu wezwali te "erke". Ale bylo juz za pozno. Umarl moj Staszek. Ale pan Zbyszek o nas nie zapomnial. Synowej dal pieniadze na zime, bo by sobie sama rady nie dala. Ja bym tak bardzo chciala mu kiedys podziekowac, ale nigdy nie moge zdazyc, bo pan Preisner zawsze tak szybko jedzie tym samochodem. Marian Rudowski z Maszyc, ktory jak sam mowi przywykl nazywac rzeczy po imieniu, powiedzial Annie Szulc: Tak juz bywa, ze na wsi ludziska nigdy nie polubia obcego. Nie dogadasz sie z takim, bo zawsze ma jakies swoje obce interesy. Nie wiadomo po co przyjechal i czego szuka. Nic dobrego z takiego przybysza. Kilku zreszta udalo sie nam przeczekac. Niedlugo tu wytrzymali. Ale pan Preisner? On jest zupelnie inny. Zycie naszym ludziom ratowal. Wegiel na zime biedakom kupowal. Nadzwyczajny czlowiek, prawde wam mowie. Wypowiedzi wiejskich sasiadow kompozytora przytoczyla Izabella ------------------------------------ Anna Szulc: "Nie odchodz kompozytorze", Gazeta Krakowska, 21 kwietnia 1997, str. 12. _________________________________________________________________________ Tadeusz K. Gierymski JOZEF GAWLINA ============= Padlo pytanie o dane o ks. biskupie polowym Jozefie Gawlinie. Zorientowalem sie wtedy, jak niewiele moge o nim powiedziec, mimo ze byl bardzo widoczna osoba w Polskich Silach Zbrojnych, kapelanem Drugiego Korpusu, ktorego mundur sam przeciez nosilem, i dzialaczem emigracyjnym. Napisze to, co wiem i co moge o nim zebrac z moich zrodel. Urodzil sie Jozef Gawlina w 1892, a zmarl w 1964 roku. Od 1933 roku byl biskupem polowym Wojsk Polskich. Warszawe opuscil 8 wrzesnia 1939 r. idac sladem naczelnego dowodztwa, a wpierw mianujac ks. mjr. Stefana Kowalczyka wikariuszem generalnym Kurii Polowej WP. 11 wrzesnia ranny zostal odlamkiem bomby Luftwaffe w Lucku. Ks. Gawlina przez cala wojne sluzyl jako biskup polowy w Polskich Silach Zbrojnych na Zachodzie, od tworzenia sie ich we Francji pod dowodztwem gen. Sikorskiego. Tak np. 9 lutego 1940 r. zaczeto formowac w Coetquidan Samodzielna Brygade Strzelcow Podhalanskich. 10 kwietnia, po zmianie miejsca postoju brygady, na polach Malestroit w podnioslej uroczystosci wreczono brygadzie jej sztandar ufundowany przez ks. Gawline i zaprzysiezona ja. W lutym 1943 r. na wniosek gen. "Grota" i po uzgodnieniu tego z arcybiskupem Sapieha, biskup Gawlina mianowal ks. plk. prof. Tadeusza Juliana Jachimowskiego (ps. "Budwicz") Szefem Sluzby Duszpasterskiej KG AK i Naczelnym Kapelanem AK. Od maja 1943 r. ksiadz Jachimowski mianowany byl takze Wikariuszem Generalnym i zastepca Biskupa Polowego Wojsk Polskich. "Grot", Stefan Rowecki, znal biskupa Gawline jeszcze przed wojna i szukal nawet u niego pomocy w umieszczeniu corki w innej szkole, blizej Warszawy. Biskup Gawlina polecil takze ks. Jachimowskiemu zorganizowanie Kurii Polowej AK (NaKaSz, Nakasz czyli naczelny kapelan sil zbrojnych). Ks. Jachimowski zamordowany zostal na Woli w powstaniu warszawskim przez wojska niemieckie 7 lub 8 sierpnia. Byl on swego czasu wicerektorem kosciola sw. Anny w Warszawie i duszpasterzem mlodziezy akademickiej. Zastapil go wyzej wymieniony ks. Kowalczyk, ktory byl faktycznie naczelnym kapelanem oddzialow powstanczych. Wspomne, ze w powstaniu zginelo okolo 40 kapelanow AK. Warto tez przypomniec, ze przedwojenna Polska podzielona zostala na szesc obszarow i kazdy obszar mial swego dziekana. Pozniej dziekanow dostaly okregi, inspektoraty i obwody, a cala siec duszpasterska miala wszystkie przywileje nadawane przez Stolice Swieta kapelanom armii regularnych. Ks. Gawlina odwiedzil, wraz z gen. Sosnkowskim i gen. Kopanskim, 3 Dywizje Strzelcow Karpackich w styczniu 1944 r. na obsadzonym przez nia odcinku nad rzeka Sangro; przyjechal z Anglii do 2go Korpusu podczas walk o Monte Cassino, gdzie kazal sobie pokazac ks. kapelana Malinowskiego, opisanego przez Wankowicza w felietonie w "Wiadomosciach Polskich", mowiac: A pokazcie no mi tu tego ze skrzetnie zachowanymi oznakami stanu kaplanskiego. Na roznych odcinkach odprawial msze swieta, czasem nawet o drugiej w nocy, na intencje walczacych lub idacych do walki, pomagal grzebac zabitych. Jerzy Giedroyc uwazal go za bardzo inteligentnego czlowieka i rozsadnego ksiedza. Ukraincy, by moc wyjechac z wojskiem Andersa z Rosji, deklarowali sie jako rzymsko-katolicy. Pozniej, juz we Wloszech, jako zolnierze 2go Korpusu, dostali pozwolenie na ewidencyjne poprawki, deklarujac sie jako grekokatolicy. Gen. Anders, pisze p. Giedroyc: zgodzil sie bez zastrzezen na wydanie modlitewnika greckokatolickiego po ukrainsku, do czego przekonalem biskupa Gawline, ktory byl bardzo inteligentnym czlowiekiem. Ks. Gawlina odwiedzal po wojnie paryska "Kulture". Tak o nim pisze p. Giedroyc: Nasze kontakty z klerem ograniczaly sie do arcybiskupa Gawliny i ojca Bochenskiego. Poznalem go w Drugim Korpusie, gdy zaczalem pracowac w Propagandzie. Po wojnie, ilekroc byl w Paryzu, zajezdzal do nas. Uzyskal, widocznie, krytyczna i trudna do uzyskania aprobate p. Zofii Hertz. Wiem, ze bral zywy udzial w zyciu spolecznym i religijnym emigracji, pisal listy pasterskie, sluzyl w roznych komitetach. Pochowany jest jako gen. Jozef Gawlina, biskup polowy PSZ, na polskim cmentarzu wojskowym pod Monte Cassino obok gen. Andersa. MONTE CASSINO Turysci przyjechali zwiedzac Somo-Sierra, Pytaja/, czy nie mozna kupic polskich kosci, I szybko obejrzawszy, chca/ nowej wznioslosci I nowego ogla/dac jada/ bohatera. Jeszcze widza/, jak czako plynie z pra/dem rzeki, I slysza/ okrzyk "Honor!" stlumiony przez fale, Wie/c stana/wszy na brzegu, wolaja/: "Wspaniale! Jakze zgina/l wspaniale! Pokoj mu na wieki!" I teraz do Wloch jada/. Zakupili kwiaty, Chca/c na groby je rzucic poetyczna/ dlonia/, Lecz noca/ pe/kly groby i Polacy z bronia/ Ruszyli, aby za/dac za swa/ krew zaplaty. Jan Lechon ("Aria z kurantem", 1945) tkg _________________________________________________________________________ Katarzyna Zajac DOROTA SEGDA ============ Chociaz juz prawie polowa kwietnia, w Krakowie paskudna pogoda; silny wiatr i deszcz. Zajrzyjmy wiec do krakowskiego teatru i wezmy na tapete kogos z artystow. Dorota Segda jest moja ulubiona krakowska aktorka mlodego pokolenia. Pracuje w Teatrze Starym, czasem gra rowniez w filmach i dosc rzadko w teatrze telewizji. Obecnie mozna ja zobaczyc w polskich filmach "Faustyna", "Tylko strach" i "Tato", oraz w filmie wegierskim "Moj XX wiek". Ostatnio dostala od Jerzego Grzegorzewskiego propozycje udzialu w "Nocy listopadowej" na inauguracje duzej sceny Teatru Narodowego. Ma tam zagrac piekna role Joanny. Dorota przyjela te propozycje, a to jest dla niej rownoznaczne z wzieciem bezplatnego urlopu w Teatrze Starym przynajmniej na rok. Niestety, nie bedziemy mieli okazji ogladac jej przez ten okres w Krakowie. Nie tak dawno dostala Zlota Kaczke, czyli nagrode dla najpopularniejszego aktora roku. Teraz zartuje, ze po otrzymaniu Zlotej Kaczki przez kilka miesiecy nie dostawala zadnej propozycji filmowej. To jest podobno w ogole jakis staly syndrom nagrody dla najpopularniejszego polskiego aktora. Tak bylo rowniez z poprzednimi laureatami. Pierwszym jej mistrzem w zawodzie byl, jak wspomina, Jan Peszek. Potem najwiekszy wplyw wywarl na nia Jerzy Jarocki. Natomiast Stanislaw Radwan, ktory jest uwazany za dobrego ducha Teatru Starego, jest dla niej najwiekszym autorytetem. Dorota to bardzo ladna dziewczyna, ale w filmach grywa osoby dosyc dziwne. W filmie "Tylko strach" grala na przyklad role alkoholiczki, a w filmie "Tato" byla chora psychicznie matka. Obie te role byly zwiazane z przekazywaniem widzowi pewnych stanow ekstremalnych, z czym dala sobie doskonale rade. Pytana o to twierdzi, ze w takich rolach musi dotykac stanu swojej duszy i jakos sie czasami troche w nia podrapac... Potem musi szybko o tym zapomniec i wyrzucic z siebie to cale rozedrganie. Nie zawsze jest to proste. O wiele latwiej sie odreagowuje takie role, jezeli jest sie zadowolonym z tego co sie zrobilo. Wtedy wszelkie napiecia szybko przechodza i na zewnatrz nie widac po niej tych wszystkich problemow. Wegierski film "Moj XX wiek", w ktorym Dorota Segda grala glowna role, byl reklamowany w Stanach mniej wiecej tak: "w roli glownej Dorota Segda, pierwsza seksbomba polskiego kina". To musialo byc bardzo zabawne, poniewaz Dorota na pewno nie jest seksbomba. Jej uroda jest bardzo delikatna. Z wygladu kojarzy sie raczej z rolami, ktore niosa w sobie swego rodzaju czystosc, wrazliwosc, cieplo i prawde. Sama aktorka zdaje sobie z tego sprawe i nie chce burzyc tego wlasnego wizerunku. Otrzymuje jednak dosc regularnie oferty od polskiej edycji "Playboya". Takie typowe kuszenie. Odrzuca te propozycje nie z pruderii, ale wlasnie dlatego, zeby utrwalic ten swoj wizerunek. Uwaza, ze od szokowania sa inni, na przyklad Madonna. Sama lubi ciagle zmiany i na pewno nie wytrzymalaby dlugo jako kura domowa, jak niektorzy chcieliby ja widziec. Zobaczymy, jak rozwinie sie jej talent. Kasia _________________________________________________________________________ Izabella Wroblewska NAGRODY MINISTRA KULTURY ZA 1996 ROK ==================================== W sobote w Sali Balowej Zamku Krolewskiego, po raz pierwszy od osmiu lat wreczono nagrody Ministra Kultury i Sztuki. Tym razem za 1996 rok. Lista nagrodzonych liczyla 13 nazwisk. Laureaci zostali wylonieni przez jury zlozone z prezesow zwiazkow i stowarzyszen tworczych, pod kierownictwem prezesa ZASP - Kazimierza Kaczora. Nagrody odebrali: - Tadeusz Chruscicki - muzealnik, - Leszek Czapski - konserwator zabytkow, - Andrzej Hiolski - spiewak operowy, - Helena Kamieniarz - koronczarka, - Eugeniusz Knapik - pianista i kompozytor, - Jerzy Nowosielski - malarz, - Joanna Papuzinska - literatka, - ks. Jan Twardowski - poeta, - Zbigniew Zapasiewicz - aktor. Na warszawski Zamek Krolewski nie przybylo trzech nagrodzonych: - malarz i popularyzator kultury Andrzej Matuszewski, ktorego zmogla choroba, - poeta Tadeusz Rozewicz, ktory przebywa za granica, - oraz rezyser filmowy Jerzy Kawalerowicz. "Czy zamiast mistrza moze byc Malgorzata?" - spytala zona Jerzego Kawalerowicza, ktora odebrala nagrode dla rezysera. Jerzy Jarocki, rezyser teatralny, ktory nie przybyl na ceremonie wreczenia nagrod, pojawil sie dopiero na bankiecie. Laureaci otrzymali po 15 tys. zlotych, wazace po 4 kg statuetki stylizowanych drzew, zaprojektowane przez prof. Adama Myjaka z warszawskiej ASP, oraz dyplomy. "Z radoscia odbieram te nagrode. Kazde takie wyroznienie pochodzi przeciez z nieba" - powiedzial ks. Jan Twardowski. Ksiadz pracuje teraz nad powiescia humorystyczna, zawierajaca anegdoty z zycia zwyklych ludzi. "Przypomnieli sobie, ze trzeba artystow nagradzac" - stwierdzil w rozmowie z dziennikarzami Jerzy Nowosielski - "to bardzo potrzebna inicjatywa. Nasze spoleczenstwo jest szalenie surowe i niewyrobione, interesuje sie przede wszystkim disco polo. Tworca czuje sie dzis osamotniony. Tego rodzaju nagrody troszeczke pomagaja, wzmacniaja jego kiepskie samopoczucie". Zainteresowanie gosci zgromadzonych na sobotniej uroczystosci wzbudzila Helena Kamieniarz, koronczarka z Koniakowa w woj. bielskim. Wystapila ona w stroju ozdobionym misternymi koronkami wlasnego wyrobu. "Ojciec byl rzezbiarzem, synowie tez rzezbia, corka i wnuczki robia koronki" - mowila laureatka. Duzym zainteresowaniem dziennikarzy cieszyl sie tez, nie znany szerszej publicznosci, inzynier budowlany Leszek Czapski, ktory od prawie 30 lat jest swietnym ekspertem w dziedzinie konserwacji zabytkow. Minister Podkanski podkreslil satysfakcje z dzisiejszego stanu polskiej kultury i wspomnial o projekcie nowej polityki kulturalnej panstwa. Potem odbyl sie krotki koncert Kwartetu Slaskiego. Uroczystosc nie spelnila oczekiwan pana ministra. Przybylo znacznie mniej gosci niz sie spodziewano. Pan minister punktualnie, nie czekajac na reszte gosci wniosl toast. O nagrodach poinformowala Izabella _________________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen":spojrz@k-vector.chem.washington.edu, oraz spojrz@info.unicaen.fr Serwery WWW: http://k-vector.chem.washington.edu/~spojrz, http://www.info.unicaen.fr/~spojrz Adresy redaktorow: krzystek@magnet.fsu.edu (Jurek Krzystek) bielewcz@io.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz) Copyright (C) by M. Bielewicz (1997). Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Numery archiwalne dostepne przez WWW i anonymous FTP z adresu: k-vector.chem.washington.edu, IP # 128.95.172.153. _____________________________koniec numeru 147___________________________