_________________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| _________________________________________________________________________ Wtorek, 22.04.1997 ISSN 1067-4020 nr 146 _________________________________________________________________________ W numerze: Izabella Wroblewska - Ksiaze Kosciola Tadeusz K. Gierymski - Jan Bytnar "Rudy" Piotr Walicki - "Rudy" odbity Tadeusz K. Gierymski - Tadeusz Zenczykowski nie zyje Jurek Krzystek - Wagner i jego "Pierscien" Maria Ziemianin - Z alfabetu Jerzego Ludwika Kerna Malgorzata Zajac - Tara Lipinski _________________________________________________________________________ [Od red. Przypominamy, ze "Spojrzenia" opieraja sie w wiekszosci na materialach listy dyskusyjnej "Papirus". Informacje o tej ostatniej do uzyskania od jej opiekuna, Tadeusza Gierymskiego - adres: tkgierymski@stthomas.edu>] _________________________________________________________________________ Izabella WroblewskaKSIAZE KOSCIOLA =============== W przededniu 130 rocznicy urodzin kardynala Adama Stefana Sapiehy, przypadajacej 14 maja, ukazala sie w serii biografii Ossolinskich praca Jacka Czajowskiego o Ksieciu Kosciola. Wczesniej, bo w latach osiemdziesiatych, zostaly wydane dwie "Ksiegi Sapiezynskie" (tom I w 1982 r., a tom II w 1986 r.), ale oczywiscie jeszcze z ingerencjami cenzury, widocznymi w tomie drugim. Te dwa tomy byly, jak na owe czasy i mimo ocenzurowania, duzym osiagnieciem wydawcow, w tym glownego redaktora ks. Jerzego Wolnego i wspolpracujacego z nim Romana Zawadzkiego. Na blisko poltora tysiacu stronic przedstawiono wyczerpujaco i sumiennie postac, zycie i dzialalnosc kardynala. Ksiaze Kardynal byl jedna z wielkich indywidualnosci w historii polskiego Kosciola, ponadto byl postacia nieprzecietna i warto, by jego dzialalnosc poznalo mlode pokolenie, ktore, jak sama widze, wie o nim niewiele. Z ust dziadkow, pamietajacych dobrze jego dostojna sylwetke, dowiaduja sie czasem o tym, ze kardynal byl dla nich legenda juz w czasie okupacji. Starsi mieszkancy Krakowa opowiadaja o jego nieugietej postawie wobec okupanta, kiedy np. osmielil sie odmowic przybycia na Wawel zapraszajacemu go tam Generalnemu Gubernatorowi Hansowi Frankowi w dniu urodzin Hitlera w 1940 roku. Biograf kardynala - Jacek Czajowski tak pisze o tym zdarzeniu : Sapieha powiedzial niemieckiemu urzednikowi: nie! "Oni i tak nic nie zmienia, natomiast sfotografuja mnie i napisza w dziennikach, ze polski biskup w dniu urodzin Hitlera przybyl z zyczeniami. Prosze mu powiedziec, ze nie przyjde." Jozef Duzyk w swoim artykule "Ksiaze Kosciola" opublikowanym niedawno w "Dzienniku Polskim" przypomnial tez, ze znane sa szeroko szczegoly przyjecia Franka w palacu biskupim przydzialowym stechlym chlebem i marmolada. Z wszystkich wymienionych wyzej publikacji wynika, ze biskup Sapieha ostro protestowal przeciwko hitlerowskiemu terrorowi i okrucienstwom wystepujac oficjalnie jako biskup i rzadca archidiecezji krakowskiej. Juz we wrzesniu 1939 roku apelowal do duchowienstwa o udzielanie pomocy Zydom. Jak w latach pierwszej wojny, tak i wtedy zajal sie gorliwie organizacja pomocy dla potrzebujacych, inicjujac zorganizowanie Obywatelskiego Komitetu Pomocy, a nastepnie wspolpracujac z powstala Rada Glowna Opiekuncza. Jak pisze Jacek Czajowski, biskup Adam Sapieha mimo niepowodzen na frontach od poczatku wierzyl w kleske Niemcow ...juz 3 listopada 1939 roku poprosil papieza o "glos protestu i nagany ze strony Stolicy Swietej". Napisal do papieza, ze "swiat katolicki oczekuje tej obrony sprawiedliwosci nawet gdyby ona nie zmienila sposobu postepowania rzadu niemieckiego". Przywrocmy jednak porzadek chronologiczny. Ostatni biograf kardynala opisuje oczywiscie dawne lata kilkuletniej sluzby ksiedza Adama Sapiehy w najblizszym otoczeniu papieza Piusa X, w roli 'cameriere segreto partecipante', ktora to funkcje okreslal swojsko, mowiac, ze jest papieskim podkomorzym, bedac jednoczesnie doskonalym informatorem o wydarzeniach w Polsce. Pobyt ten zakonczyl sie konsekracja biskupia w 1911 roku w dostojnych wspanialych murach Kaplicy Sykstynskiej. Potem powrocil do Krakowa, aby objac stolice biskupia na dwa lata przed wybuchem wojny. W czasie wojny zorganizowal Ksiazeco-Biskupi Komitet Pomocy dla Dotknietych Kleska Wojny, obejmujacy zasiegiem swojego dzialania nie tylko Krakow i Galicje, ale rowniez ziemie pozostajace pod zaborem rosyjskim i pruskim. W poczatkowych dniach sierpnia 1915 roku zajal sie organizacja ruchomych kolumn sanitarnych wyruszajacych do Galicji srodkowej i wschodniej, aby ratowac tamtejsza ludnosc przed epidemiami. Na ten wazny cel przeznaczyl cala nagrode jaka otrzymal w Akademii Umiejetnosci z fundacji sp. Anny i Erazma Jerzmanowskich. W ksiazce Jacka Czajowskiego szeroko omowiona jest powojenna akcja biskupa Adama Sapiehy prowadzona w obronie polskich praw do Slaska. Czajowski opisal jego interwencje w Watykanie bezposrednio u papieza Benedykta XV, co nie przynioslo pozytywnych rezultatow. Czajowski uwaza, ze interwencje te przeszkodzily w rozwoju dalszej kariery biskupa krakowskiego. Narazil sie on bowiem nuncjuszowi apostolskiemu w Polsce Achillesowi Rattiemu, ktory wraz z pralatem Giovannim Battista Ogno Serra byl komisarzem do spraw plebiscytu. Biskup Adam Stefan Sapieha ocenial wtedy dzialalnosc obu dostojnikow negatywnie. Jak wiadomo, pierwszy z owych komisarzy niedlugo potem mial zostac papiezem Piusem XI. Druga sprawa, w ktorej biskup krakowski roznil sie w swych ocenach z Achillesem Rattim, ale juz jako Piusem XI, byla sprawa konkordatu. Adam Sapieha od poczatku do konca byl przeciwny temu konkordatowi. Krytykowal miedzy innymi koncepcje zakladajaca kontrole panstwa nad Kosciolem, a w szczegolnosci postanowienia dajace panstwu mozliwosc wplywu na zycie wewnetrzne Kosciola. Sapieha uwazal potem, ze decyzja o ulozeniu stosunkow pomiedzy panstwem i Kosciolem w Polsce zapadla bez znaczacego udzialu biskupow polskich. Tymczasem papiez Pius XI byl zwolennikiem szybkiego zawarcia konkordatu. Zupelnie osobnym, bardzo szeroko uwypuklonym przez autora ksiazki problemem, byl wywolujacy w swoim czasie olbrzymie emocje konflikt, jaki wybuchl wokol pochowania marszalka Jozefa Pilsudskiego na Wawelu. Jak wiadomo, chodzilo o przeniesienie trumny marszalka z krypty sw. Leonarda do odnowionej krypty Srebrnych Dzwonow, w ktorej znajduje sie do dzis. Czajowski pisze, ze: Sapieha bronil sakralnego charaktru Katedry, zagrozonego w jakims stopniu nie tyle swiadomie - ile ze wzgledu na stan faktyczny, jaki tam zaistnial po pochowaniu Marszalka w krypcie sw. Leonarda. Bronil w swym przekonaniu swej funkcji straznika krolewskich grobow przed mniej lub bardziej wyimaginowanymi zakusami ze strony 'tych panow'. Bronil wreszcie swej dumy i honoru, bo w sposobie zalatwienia calej sprawy dostrzegl okazywane mu lekcewazenie. Jacek Czajowski zwrocil tez w swej pracy uwage na stosunek papieza Piusa XII do tego, co rozgrywalo sie w Europie na jego oczach podczas drugiej wojny. O tym, co dzialo sie wowczas w Polsce, informowal papieza biskup Adam Sapieha, przedstawiajac mu cala groze sytuacji. Pius XII przezywal to wszystko, bolal, wspolczul, dodawal odwagi, ubolewal nad wybuchem wojny polsko-niemieckiej i potepil ja, aczkolwiek w jego wypowiedziach obie strony traktowane byly tak samo. Nie ma agresora, odpowiedzialnosc wiec za zlo, jakim jest wojna, spada na obie strony. Biskup Adam Sapieha krytycznie wypowiadal sie w listach pasterskich o powojennej rzeczywistosci, piszac na przyklad 16 lipca 1945 roku o powszechnym zaklamaniu, rozpasaniu, niesprawiedliwosci, zawisci, szukaniu zemsty. W 1946 roku, po pamietnym stlumieniu przez UB manifestacji trzeciomajowej w Krakowie i aresztowaniu kilkunastu studentow, wyslal telegram do Bieruta z zadaniem wstrzymania represji. Juz jako kardynal mial trudny moment zalamania, kiedy w 1949 roku pisal do biskupa Jozefa Gawliny, ktory z gen. Andersem i czescia zolnierzy pozostal na obczyznie, slowa gorzkie i przygnebiajace: "brak czegos, co by dawalo nadzieje na przyszlosc, przygniata". Protestowal, podpisujac miedzy innymi memorial skierowany do Bieruta, domagajacy sie polozenia kresu represjom w stosunku do zolnierzy Armii Krajowej, co partia oczywiscie uznala za wyraz krytyki istniejacych w kraju stosunkow, a podpis dostojnika Kosciola za "usilowanie metropolity, oraz zwiazanych z nim sfer klerykalnych, wywierania wplywu na bieg wydarzen" w Polsce. Staral sie o zapewnienie pomocy prawnej wiezionym zolnierzom AK. W 1950 roku kardynal poprosil wladze o wstrzymanie likwidacji szpitala oo. bonifratrow, a niedlugo przed smiercia, w kwietniu 1951 roku, rowniez w liscie do Bieruta, protestowal przeciw planowanej akcji wysiedlen z Krakowa, co podaje ks. Jerzy Wolny w "Polskim Slowniku Biograficznym". Przewidujac, ze moze stac sie obiektem bezposrednich represji, napisal w dniu 6 marca 1950 r. oswiadczenie, ze w razie aresztowania "wszelkie moje tam zlozone wypowiedzi, prosby i przyznania sie sa nieprawdziwe. Nawet, gdy one byly wyglaszane wobec swiadkow, podpisane, nie sa one wolne i nie przyjmuje je za swoje" Kardynal Adam Stefan Sapieha zmarl 23 lipca 1951 roku. W swoim artykule Jozef Duzyk zauwazyl, ze autor ostatniej biografii Adama Stefana Sapiehy nie dotarl do dokumentow, ktore by wyjasnily wreszcie sprawe oczekiwania przez niego przez tyle lat na purpure kardynalska. Przypomnijmy, ze otrzymal ja dopiero u schylku zycia w 1946 roku. Jozef Duzyk pamieta ten dzien marcowy i tlumy krakowian przed kosciolem Mariackim, oczekujace na przybycie wracajacego z Rzymu kardynala. Przypomina tez, ze juz dawno, bo w 1919 roku, spodziewano sie tej nominacji, zwlaszcza ze tradycja wiazala z krakowska stolica biskupia godnosc kardynalska. Jozef Wierusz-Kowalski, ktory byl wowczas poslem polskim przy stolicy apostolskiej, pisal do swego ministra Wladyslawa Skrzynskiego, ze sprawa kapelusza kardynalskiego dla biskupa Sapiehy jest "tylko kwestia kilku miesiecy". Jacek Czajowski uwaza, ze dopiero dotarcie do wszystkich archiwow watykanskich umozliwi uzyskanie odpowiedzi na pytanie "dlaczego?". Jozef Duzyk spekuluje, ze rozne moga byc powody braku tej decyzji. Pozniejszy arcybiskup poznanski - Antoni Baraniak, przebywajacy w czasie wojny wraz z kardynalem Augustem Hlondem w Rzymie, pisal, ze sprawa kardynalatu Sapiehy byla przegrana jeszcze w 1915 roku. Na czym dokladnie polegalo to "przegranie" trudno powiedziec. Podobno kardynal Hlond kilkakrotnie interweniowal u papieza Piusa XII i jego zasluga bylo w koncu otrzymanie purpury przez biskupa Sapiehe. O popularnosci postaci kardynala Adama Stefana Sapiehy najlepiej swiadczy wypowiedz ze stycznia 1965 roku, ktorej udzielil owczesny arcybiskup Karol Wojtyla, kiedy wspominajac audiencje u papieza Pawla VI w dniu 30 listopada 1964 roku napisal: Niemal zaraz przeszedl Ojciec sw. do wspomnien o Ksieciu Kardynale. To jest rzecz naprawde wielka; gdziekolwiek sie czlowiek w Rzymie znajdzie i z kimkolwiek zacznie rozmowe, to prawie kazdy slyszac "Krakow" przypomina Ksiecia Kardynala. O nadchodzacej 130 rocznicy urodzin kardynala Sapiehy przypomniala Izabella _________________________________________________________________________ Tadeusz K. Gierymski JAN BYTNAR "RUDY" ================== Jan Bytnar, urodzony 6 maja 1921 roku w Kolbuszowej, zmarl, z obrazen zadanych Mu przez katujacych go Niemcow na przesluchaniach w Alei Szucha, wsrod swoich, 30 marca 1943 roku w Warszawie. Byl uczniem i absolwentem Liceum im. Stefana Batorego i tam czlonkiem 23-ej Warszawskiej Druzyny Harcerskiej zwanej "Pomaranczarnia". I Batory i "Pomaranczarnia" daly Szarym Szeregom i Wielkiej Dywersji wielu wspanialych ludzi. Tablica w holu szkoly wymienia chyba 300 nazwisk, nauczycieli i uczniow, poleglych w latach wojny. Jest na niej Mieczyslaw Radwanski, ostatni przedwojenny dyrektor szkoly, a pozniej kierownik tajnego nauczania, jest trojka przyjaciol z jednej klasy, Tadeusz Zawadzki ("Zoska"), Aleksy Maciej Dawidowski ("Alek") i Jan Bytnar ("Rudy"). Jest tam Krzysztof Baczynski ("Krzysztof"), jest Andrzej Zawadowski ("Gruby"). Podczas okupacji Jan Bytnar byl wczesnym i bardzo czynnym dzialaczem i zolnierzem podziemia. Juz od pazdziernika 1939 r. byl czlonkiem Polskiej Ludowej Akcji Niepodleglosciowej, a od grudnia tegoz roku byl lacznikiem w komorce wieziennej Zwiazku Walki Zbrojnej. W 1940 r. przyjechal do dziadkow Rechulow w Kolbuszowej nawiazujac w Mielcu kontakt z Wladyslawem Jasinskim ("Jedrus"), by omowic mozliwosci zorganizowania komorek "Odwetu" w Warszawie. Z Mielca razem udali sie do Kolbuszowej, do mieszkania Wladyslawa Niezgody, wuja Janka Bytnara, skad wrocil on do Warszawy. Od marca 1941 byl w Szarych Szeregach, od lata 1942 roku dowodzac hufcem "Ochota", a od listopada tegoz roku jako dowodca hufca "Poludnie", pozniej "Sad". Oba nalezaly do Grup Szturmowych Szarych Szeregow. "Rudy" wspolorganizowal akcje Malego Sabotazu "Wawra", bral udzial w akcjach bojowych, byl dobrym kolega, przykladem i dowodca. 17 stycznia 1943 r. zjechal po linie z drugiego pietra mieszkania rodzicow przy Alei Niepodleglosci 159 umykajac tak gestapowcom. Niestety przyszli tam gestapowcy ponownie w nocy z 22 na 23 marca i ujeli go, aresztujac takze jego ojca, Stanislawa Bytnara, ktory byl legionista, harcerzem i nauczycielem. Ojciec zginal podczas ewakuacji Oswiecimia. Matka i siostra nie byly wtedy w Warszawie i to je uratowalo. 26 marca przyjaciele, w pietnastominutowj akcji, odbili go pod Arsenalem. Jesli sie nie myle, w calej operacji wzielo udzial 28 zolnierzy pod dowodztwem Stanislawa Broniewskiego ("Stefan"). "Zoska" dowodzil grupka "Atak". On to powzial decyzje odbicia "Rudego", gdy tylko dowiedzial sie o aresztawaniu, on domagal sie tego u przelozonych, on byl spiritus movens calej akcji. Szczegoly akcji pod Arsenalem, poniesione straty i jej wynik sa wszystkim znane. Opisane one byly wiele razy, byl chyba nawet film o tym. tkg _________________________________________________________________________ Piotr Walicki, artykul z "Zycia Warszawy", 26 marca 1997 "RUDY" ODBITY ============= DZIS 54 ROCZNICA AKCJI POD ARSENALEM ==================================== Przed 54 laty, 26 marca 1943 r. Szare Szeregi przeszly swoj bojowy chrzest. Akcja pod Arsenalem zakonczyla sie sukcesem, mimo ze odbity z rak Gestapo Janek Bytnar ps. Rudy zmarl kilka dni pozniej. Czy oprocz harcerzy ktos jeszcze pamieta o "Rudym", "Zosce", "Alku"? W odbijaniu "Rudego" z rak gestapowcow bralo udzial dwudziestu osmiu szturmowcow Szarych Szeregow. Choc wlasciwie uczestnikow bylo wiecej. Akcja pod Arsenalem nie bylaby mozliwa, gdyby nie Zygmunt Kaczynski - "Wesoly". Na Szucha sprzedawal gestapowcom wedlowskie czekoladki. Rownoczesnie byl wywiadowca. Niemcy znali go dobrze, na tyle dobrze, ze mogl skorzystac z telefonu w dyzurce siedziby Gestapo. - Towar musi byc dzisiaj odebrany - rzucil w sluchawke czekajacemu na sygnal Andrzejowi Wolskiemu "Jurowi". "Wesoly" wiedzial, ze "Rudy" musi byc odbity. Wczesniej mineli sie na schodach w katowni na Szucha. Kaczynski zdawal sobie sprawe, ze Bytnar nastepnego przesluchania moze juz nie przetrzymac. Zdecydowala zapalka - Kiedy do lokalu, gdzie siedzielismy, wpadl "Alek" - Aleksy Dawidowski - z wiadomoscia ze ruszamy - mowi Stanislaw Jastrzebski "Kopec" - bylo nas pieciu. W akcji moglo wziac udzial tylko trzech. Losowalismy zapalki. Ja wyciagnalem te z lebkiem. "Kopec" ze stenem w reku zabezpieczal akcje na Dlugiej, od strony Starego Miasta. - Na ulicy oprocz nas bylo pelno ludzi - mowi Jastrzebski. - Kiedy zaczely sie strzaly, wszyscy przechodnie pochowali sie. Stalem troche z tylu. Ktos pytajaco spojrzal w moja strone przez okno restauracji. Udawalem, ze nie wiem, o co chodzi. "Co tu sie dzieje?" - wyprzedzilem jego pytanie. "Pan wie lepiej ode mnie. Inaczej nie stalby pan na ulicy" - uslyszalem w odpowiedzi. Przebieg akcji jest swietnie znany, chocby z kart "Kamieni na szaniec" Aleksandra Kaminskiego. Trwala wszystkiego 15 minut. Jej zyjacy do dzis uczestnicy potrafia wiernie, ze szczegolami ja odtworzyc. Wiadomo: w kierunku wieziennego wozu, w ktorym znajdowal sie Bytnar, dwukrotnie i nieskutecznie rzucali butelkami z benzyna. Dopiero po rzucie Tadeusza Chojko "Bolca" woz staje w ogniu. Granatowy policjant, ktory przypadkiem znajduje sie na miejscu, zaskoczony siega po bron. Raniony, strzela lezac. Zanim zostanie dobity, rani smiertelnie Tadeusza Krzyzewskiego "Buzdygana". Podczas odwrotu w bramie kolo Arbeitsamtu, niemieckiego urzedu pracy, w rece gestapowca wpada Hubert Lenk "Hubert". Zginie pozniej zameczony podczas sledztwa. Umrze tez, smiertelnie ranny w brzuch "Alek". Nie przezyje rowniez ten, dla ktorego wszyscy sie narazali - Janek Bytnar "Rudy". Jego stan byl tak ciezki, ze zmarl po czterech dniach wolnosci. Pochowano go pod fikcyjnym nazwiskiem Jana Domanskiego w wojskowej kwaterze Cmentarza Powazkowskiego. Po wojnie w tym samym grobie spoczely szczatki "Alka". Wiezienne wczasy Akcja pod Arsenalem - pierwsza od wrzesnia 1939 r. walka zbrojna na ulicach Warszawy, po wojnie staje sie legenda. Zyzna jej gleba sa "Kamienie na szaniec" Kaminskiego, pierwszy raz wydane jeszcze w czasie okupacji. Dzis ksiazka jest szkolna lektura, doczekala sie 15 wydan. Jednak od zakonczenia wojny musialo minac sporo czasu, zeby ci spod Arsenalu mogli opowiadac o "Rudym" i "Alku" dzieciom szkolach. - Zwiazek Inwalidow Wojennych zafundowal mnie i jeszcze paru innym z "Parasola" wczasy w Szklarskiej Porebie - mowi Stanislaw Jastrzebski. Byl tam tez Jan Mazurkiewicz "Radoslaw" z dowodztwa Kedywu AK. Z tego, a takze z udzialu w ekshumacjach grobow powstanczych, bezpieka zrobila sprawe. Wczasy potraktowano jak zjazd spiskowcow. Stanislaw Jastrzebski spedzil w wiezieniu 3 lata, od 1950 do 1953 r. Gorszy los czekal Jana Rodowicza "Anode". Zamordowano go w styczniu 1949 r. - O jakichs obchodach, harcerskich rajdach, mozna mowic dopiero gdzies od lat 60. Dokladnie kiedy to sie zaczelo nie pamietam - mowi Jastrzebski. O wiele lepiej pamieta, jak wtedy na Dlugiej kryl Jozefa Saskiego "Katode", kladac strzalem grubego SA-mana, ktory skads sie napatoczyl. - Stworzylismy srodowisko, wystepowalismy z prelekcjami w szkolach, ktorym nadawano imiona bohaterow spod Arsenalu. W stolicy jedna z ulic na Mokotowie nosi imie "Rudego" - Jana Bytnara. Jest on tez patronem szkoly podstawowej w al. Niepodleglosci. Pamiec o nim i o jego przyjaciolach - "Alku" i "Zosce" jest kultywowana w szkole, do ktorej chodzili - liceum Batorego przy Mysliwieckiej. * * * Zapytalismy ludzi mieszkajacych przy ul. Jana Bytnara, czy znaja historie "Rudego". Starsza pani byla wyraznie zdziwiona. - Janek Bytnar? Wiem, to ten, co go nazywali "Rudy", ale wiecej to specjalnie nic nie pamietam. On chyba byl harcerzem, albo kims takim... - Panie, a co mnie to obchodzi kto to byl Bytnar. To prawda, ze mieszkam na ulicy jego imienia, ale chyba nie musze znac kazdego - odburknal inny jegomosc. - Wiem, ze w 1943 roku zostal aresztowany i byl torturowany przez gestapo. Potem odbili go zolnierze Szarych Szeregow, ale zmarl wskutek obrazen odniesionych podczas sledztwa. No i oczywiscie chodzil do tej samej szkoly co ja - honor uratowal licealista z Batorego. Przekazal tkg ___________________________________________________________________________ Tadeusz K. Gierymski TADEUSZ ZENCZYKOWSKI NIE ZYJE ============================= Czytamy: DONOSY, nr 2038 Sroda, 2 kwietnia 1997: Zmarl Tadeusz Zenczykowski (przez Z z kropka) oficer AK, byly wicedyrektor Rozglosni Polskiej RWE. Mial 90 lat. Tadeusz Zenczykowski (1907-1997) byl dzialaczem politycznym i publicysta. Gdy wybuchla "sprawa" Milosza, czyli jego wybranie wolnosci i zjawienie sie w paryskiej "Kulturze" w 1951 r., p. Zenczykowski prowadzil dzial informacji politycznych w "Dzienniku Polskim". Poinformowal go o tym Jerzy Giedroyc. Reakcje podam w slowach p. Giedroycia: Potraktowal mnie ostro. Odpowiedzial i napisal to potem w "Dzienniku", ze jest to przyjmowanie zdrajcy. Bylo to jeszcze przed artykulem "Nie!". Byla to wiec reakcja na samo wybranie wolnosci przez Milosza i jego zjawienie sie u nas. Emigracja londynska zajmowala wtedy wrogie stanowisko wobec kazdego, kto byl zwiazany z wladzami PRL, a potem zostal na Zachodzie. Milosz wywolywal jednak wieksze namietnosci niz ktokolwiek. Byly po temu dwa powody. Jednym bylo to, ze byl urzednikiem w ambasadzie. Drugim byl artykul "Nie!", w ktorym oswiadczyl, ze nie jest emigrantem i nigdy nim nie bedzie. Gdyby Milosz ukorzyl sie przed emigracja, gdyby bil sie w piersi, to prawdopodobnie stosunek do niego bylby zupelnie inny. Ale on z miejsca zajal stanowisko antyemigracyjne. Mnie rowniez artykul "Nie!" bardzo sie nie podobal, ale uwazalem, ze musi byc zamieszczony, zeby Milosz mogl sie wypowiedziec i sprecyzowac swe stanowisko. Wrocilem wtedy z Dublina do Londynu, pamietam, choc troche juz jak przez mgle, te nagonke na Milosza i na "Kulture". Tadeusz Zenczykowski byl od jesieni 1943 roku do 1944 r. kierownikiem Wydzialu "R" w Biurze Informacji i Propagandy Komendy Glownej AK. Nie bylo to jedyne stanowisko podziemne kpt. Zenczykowskiego, ktory uzywal takze nazwiska Tadeusza Zawadzkiego i psudonimow "Kania", "Kowalik", "Krawczyk" i " Wladyslaw Nalecz". Juz w 1940 roku zorganizowal p. Zenczykowski komorke "N" propagandy dywersyjnej i kierowal nia az do Powstania. Przyprowadzala ona Niemcow do wscieklosci. Prowadzil podwydzial "Antyk" i mial jeszcze inne funkcje. Bral udzial w Powstaniu Warszawskim, po niewoli wrocil do konspiracji redagujac w Krakowie podziemny "Glos Wolnosci", opuscil Kraj w listopadzie 1945 r., sluzyl w drugim Korpusie gen. Andersa. RIP * * * Urodzil sie 2 stycznia 1907 roku w Warszawie, gdzie ukonczyl studia na Wydziale Prawa UW w 1930 r., byl podprokuratorem w Ministerstwie Sprawiedliwosci, a od 1936 r. radca w Ministerstwie Skarbu. Dzialal w Zwiazku Strzeleckim, redagowal przez wiele lat tygodnik "Strzelec". Zalozyl i redagowal dwutygodnik wojskowy "Podchorazy", byl prezesem Zwiazku Polskiej Mlodziezy Demokratrycznej, a od 1937 roku prezesem Zwiazku Mlodych Prawnikow, i szefem Oddzialu VI Propagandy w sztabie Obozu Zjednoczenia Narodowego. Posel do Sejmu w 1938 r., wybrany z ramienia OZN. We wrzesniu bronil Warszawy w 21 pp. W pazdzierniku 1939 r. zorganizowal i objal komende Zwiazku Odbudowy Rzeczypospolitej (ZOR), redagowal dwutygodnik "Wolna Polska", a od 1944 r. dzialal w Zjednoczeniu Demokratycznym. Wspomnialem juz jego dzialalnosc w AK, BiPie, Powstaniu, i po wojnie - w kraju, we Wloszech, na emigracji w Londynie. W latach 1954-72 byl redaktorem, a nastepnie zastepca dyrektora Rozglosni Polskiej Radia "Wolna Europa" w Monachium. Byl kawalerem Orderu Virtuti Militari V klasy. Jemu i wszystkim, znanym mi i nie znanym, kolegom z konspiracji, z tych lat okropnych wojny i okupacji, ten wiersz Krzysztofa Baczynskiego przytaczam: POKOLENIE Do palcow przymarzly struny z cienkiego krzyku roslin. Tak sie/ dorasta do trumny, jakesmy w czasie dorosli. Stane/ly rzeki ognia scie/te krwia/ purpurowa/; po nocach sen jak pochodnia straszy obcie/ta/ glowa/. Czegoz ty jeszcze? W mrozie swiat jest jak z trocin sypki. Oczu ste/zalych orzech. To snieg, to nie serce tak skrzypi. Kazdy - kolumna/ jestes, na grobie piesni wlasnych zamarzly. Czegoz ty jeszcze? To smierc - to nie wlosy blasku. To soli kulki z nieba? Czy lzy w w krzemien twarzy tak wrosly? Czy ziemia tak bolem dojrzewa, jakesmy w czasie dorosli? listopad 1941 * * * tkg _________________________________________________________________________ Jurek Krzystek WAGNER I JEGO "PIERSCIEN" ========================= Slowo sie rzeklo i chcecie, czy nie chcecie, bedzie o Nibelungach i ich Pierscieniu. Zaczelo sie w Wielka Sobote, kiedy to lokalna stacja, wiecie jaka, jedna z tych, co do nich doplacaja podatnicy, nadala transmisje z Metropolitan Opera "Zlota Renu", czyli Prologu do "Pierscienia Nibelunga". Caly "Pierscien" sklada sie z tegoz Prologu i trzech Wieczorow, kolejno: "Walkirii", "Zygfryda" i "Zmierzchu Bogow". Sa ludzie, ktorzy nie moga tego sluchac; ja sie im specjalnie nie dziwie - owe cztery opery to lacznie okolo 18 godzin czystej, a wcale nie latwej w odbiorze muzyki. Samo "Zloto" jest wprawdzie najkrotsze, trwa dwie i pol, ale za to bez zadnej przerwy. "Zmierzch" natomiast okolo szesciu. Wiec zeby to wytrzymac, trzeba miec jakas glebsza motywacje. Znalezienie jej mnie osobiscie zajelo okolo 15-20 lat. A wiec sam czasem siebie samego pytam, co jest takiego fascynujacego w "Pierscieniu", czego nie znajduje w takiej dawce w innych dzielach Wagnera, nie mowiac juz o wiekszosci innych oper. Mitologia: ---------- Mitologia germanska nie jest nam specjalnie znana. Ot, imiona poniektorych bogow, ktorzy nadali nazwy dniom tygodnia w jezyku niemieckim czy angielskim: Thor/Donner, Freya, czy tez bodaj najwazniejszy z nich, Odyn/Wotan. Oryginalnych sag niemieckich nigdy nie czytalem, nie ciagnely mnie. A jednak w wydaniu Wagnera zaczelo byc to fascynujace. Nie pamietam, na ktorej wersji Sagi o Nibelungach oparl sie on; jest ich wiele, rozniacych sie calkiem znacznie jedna od drugiej. Sa w nich zarowno elementy basniowe, jak i historyczne, np. pojawia sie tam Attyla wodz Hunow (musial zdrowo zalezc za skore Germanom), pojawiaja sie historyczne krolowe Frankow Brunhilda i Krymhilda i jeszcze inne fakty. Wagner dodal do tego elementy nie-germanskie, w tym z cala pewnoscia elementy tragedii greckiej. Wyszlo w kazdym razie cos gleboko przejmujacego, byc moze wlasnie z powodu zaniechania 'germanskosci' i nadania dramatycznej uniwersalnosci. Nie jestem przy tym pewien, czy bylo to zamierzeniem kompozytora i librecisty w jednej osobie, bo zachowane jego pisma wskazuja, ze 'niemiecka esencja' byla jego sercu najcenniejsza. Istotnie, "Spiewacy Norymberscy" sa jej tak pelni, ze sluchac ich libretta specjalnie sie nie daje, w odroznieniu od muzyki. Z "Pierscieniem" jest jednak inaczej. Mala dygresja: Wagner procz tworzenia muzyki i pisania libretta nastawal rowniez na dawanie wskazowek scenograficznych. Jak ladnie podsumowal te zapedy jeden z wspolczesnych krytykow muzycznych, w tej dziedzinie, w przeciwienstwie do muzyki, nowatorem w zadnym wypadku nie byl. Dziewiec Walkirii cwalujacych na prawdziwych rumakach po scenie, brr... Dzis resyserzy zwykle rozstawiaja je w roznych punktach sceny, w polkolu albo innej formacji I zakazuja jezdzic konno, ani nawet udawac. Co mnie zawsze, od pierwszego sluchania, fascynowalo, to rola Bogow w tej tragedii. Przywyklismy do widzenia monoteistycznego jednego Boga wzorem Zydow, choc znana nam jest na ogol mitologia grecka z calym ich panteonem. Bogowie greccy sa juz, powiedzmy, bardziej 'ludzcy', maja swoje slabosci, ale Zeus jest dalej niesmiertelnym panem swiata. A u Wagnera jest zupelnie inaczej: Bogowie (Walsungowie) sa tylko jednym z rodow zamieszkujacych Ziemie. Obok nich zyja inne rody: tytulowi Nibelungowie, zdecydowanie negatywni bohaterowie sagi, karly zyjace w podziemiach i wprawne w sztuce kowalstwa. Dwaj przedstawiciele tego rodu, Alberich i Mime to najbardziej odrazajace postacie "Pierscienia". Jeszcze dalej mieszkaja Giganci: Fafner i Fasold. To tez jest potezny rod - nad zadnym z nich Bogowie nie sprawuja automatycznej wladzy, musza sie ukladac, targowac, jak trzeba to i walczyc. Gdy w ramach rozwijania sie tragedii jasnym jest, ze na pierscieniu Nibelungow spoczywa klatwa, nawet naczelny Bog, Wotan (Odyn) jest bezradny i nie potrafi zapobiec nieuchronnej klesce, ktora konczy sie w Trzecim Wieczorze Tetralogii "Zmierzchem Bogow" i ich ostatecznym upadkiem. Nie jest jasne, czy jest to rowniez koniec swiata, raczej nie, bo Ren jak wczesniej plynal, tak plynie dalej. W kazdym razie to zrownanie Bogow z innymi rodami, pokazanie ograniczonosci ich wladzy i sily, bezradnosci w obliczu Fatum (niczym w tragedii greckiej) jest chyba niespotykane w innych mitologiach, nawet w greckiej. Opera: ------ Ostateczne zerwanie z modelem opery wloskiej, ktora dla mnie przynajmniej w polowie XIX wieku byla juz nie do sluchania. To ciekawe, bo estetyka, powiedzmy, srodziemnomorska jest mi duzo, duzo blizsza niz germanska. Tym niemniej choc uwielbiam 18-wieczna opere wloska - nawet jesli najwieksze jej arcydziela zostaly stworzone przez Niemca, Mozarta - to Verdiego sluchac juz musze w pewnym wysilkiem, a ogladac na scenie nie lubie. Trudno, jedna rzecza jest trzymanie sie konwencji buffo, o ktorej wiadomo, ze jest konwencja i nikt jej nie bierze powaznie, a co innego odgrywanie na scenie np. "Trubadura", w ktorej to operze dzieja sie takie rzeczy jak z ta Cyganka, jak jej na imie [Azucena - przyp. M.B_cz], rzucajaca w ogien swoje wlasne dziecko, bo sie pomylila i myslala, ze to dziecko rywalki. A wszystko to w rytm bardzo ladnego skadinad walczyka: um-pa-pa, um-pa-pa. Nie, ja zdecydowanie wole powrot do basni i metafory u Wagnera i w 19-wiecznym konflikcie Wagner - Verdi stanalbym po stronie pierwszego z nich. Konflikt zreszta byl wywolany nie przez samych kompozytorow, z ktorych Verdi szanowal Wagnera, a Wagner nie szanowal Verdiego, co raczej przez ich 'fanow'. Muzyka: ------- Konsekwencja zerwania z modelem opery wloskiej byla rezygnacja ze struktury opery polegajacej na przeplatajacych sie ariach, scenach zbiorowych i recytatywach. Wagner buduje swoje 18 godzin muzyki na zestawie motywow przewodnich ('Leitmotiv'), ktore przewijaja sie przez cala Tetralogie, a kazdy z nich ma okreslone znaczenie i jest przypisany temu znaczeniu. Rozpoznawanie tych motywow jest jedna z wiekszych atrakcji w sluchaniu "Pierscienia", a nie jest to bynajmniej zadanie latwe, gdyz po pierwsze jest ich duzo, po drugie podlegaja one ciaglej transformacji. Niektore tylko, jak motyw Zygfryda czy Zlota Renu sa rozpoznawalne od pierwszego momentu. Calosc splata sie nierozlacznie z tekstem i stanowi "Gesamtkunst" czyli Polaczona Sztuke wedlug ideologii wagnerowskiej. Kompozytor: ----------- Co jeszcze mnie fascynuje, co kontrast pomiedzy niewatpliwym geniuszem Wagnera, ktory zreszta byl samoukiem i nigdy nie studiowal metodycznie ani komponowania, ani literatury, a maloscia, mozna rzec nikczemnoscia jego samego jako czlowieka. Na ten ostatni temat pisac nie bede, jest dostatecznie duzo przykladow w dowolnym opracowaniu na jego temat. W kazdym razie byla to jedna z wiekszych kanalii epoki. No ale coz, nikt mi nie kaze Wagnera kochac jako czlowieka, moge sie zachwycac samym jego dzielem. I jak znowu bede mial okazje wysluchac "Pierscienia" (bedzie nadawany przez najblizsze 4 tygodnie w co druga sobote na NPR), to wyslucham. A byc moze kiedys znowu zobacze go na scenie, bo do tej pory widzialem komplet tylko 4 razy. Jesli ktos chce poczytac o Wagnerze na WWW, to pare odnosnikow: http://www.utu.fi/~hansalmi/wagner.spml Wagner Home Page http://www.ddc.com/~decoy/wagn.htm : good synopsis of Wagner's life. JK _________________________________________________________________________ Maria Ziemianin, artykul z "Gazety Krakowskiej", 11 kwietnia 1997 Z ALFABETU LUDWIKA JERZEGO KERNA ================================ Bodzio - Bogdan Brzezinski - byl jednym z piatki trzymajacych sie razem krakowskich satyrykow. Pozostali to: Karol Szpalski, Marian Zalucki, Witold Zechenter i ja. Podobnie jak Zechenter, byl najbardziej krakowski z nas, chociaz pochodzil z Sosnowca. Obaj juz przed wojna pracowali w wielkim koncernie IKAC-a. Zechenter specjalizowal sie glownie w parodiach, Brzezinski byl natomiast fachowcem od humoresek i monologow. Debiutowal bardzo wczesnie. Podobno nie mial jeszcze 14 lat, kiedy zaczal drukowac w dosc mizernych i nieco podejrzanych pisemkach, jak "Wolne zarty", czy "Bocian". Teksty posylal poczta. Drukowal, drukowal, a kiedy w koncu poszedl sie przedstawic redaktorom, ci pospadali z krzesel, widzac autora w krotkich spodenkach. Mocno niepelnosprawny, wlasciwie kaleka, ledwo poruszal sie na iksowatych nogach. Byla to pozostalosc po chorobach z dziecinstwa. Mimo to oblednie kibicowal zawodom sportowym. Kiedy ktorys z naszych biegaczy zajal na olimpiadzie ostatnie miejsce, Bodzio powiedzial: - Mogli przeciez wyslac mnie. Tez bylbym ostatni. Nie chadzal na pogrzeby, co bylo zupelnie zrozumiale. Motywowal to dosc specyficznie: - Co bede szedl na jego pogrzeb. On na moj na pewno nie pojdzie. Procz tych nieszczesnych iksow, w oczy rzucaly sie jego uszy: glempowsko-urbanowsko-holoubkowskie, tylko dwa razy takie. Mimo to byl jednym z najpogodniejszych ludzi, jakich znalem. Mial kasliwy i blyskawiczny dowcip, ktorym uratowal nas kiedys od ideologicznego koszmaru. A bylo to tak: W pierwszej polowie lat piecdziesiatych, kiedy jeszcze zylo wasate sloneczko, co sobote ukazywal sie dodatek satyryczny do "Gazety Krakowskiej", zwany "Miotla". Robilismy go w piatke, jako wolni strzelcy, etatowo nie zwiazani z redakcja. Alisci, jak mawia Waldorff, owczesny naczelny "Gazety Krakowskiej" Arnold Mostowicz zazadal, abysmy takze brali udzial w szkoleniu ideologicznym dziennikarzy. Poszlismy wiec w piatke na pierwsze zebranie. Instruktor z Komitetu Wojewodzkiego Partii usiadl za stolem i powiedzial: - Od dzis zaczynamy przerabiac krotki kurs WKPb. I wtedy rozlegl sie nagle glos Bodzia: - Ja bym tego nie przerabial. - Slucham? Co takiego? - towarzysza zamurowalo. - Ja bym tego nie przerabial - powtorzyl Bodzio w kompletnej juz ciszy. - A czemoz to? - zapytal zlowrogo ewangelista WKPb. - A temoz, ze to jest juz i tak dobrze napisane. Juz wiecej nie proponowano nam udzialu w szkoleniach. Smialismy sie i dalej smiejemy z jego powiedzonek, czesto zapominajac nawet czyj to wyrob. Hanka Bielicka nadal wykonuje wiele monologow, ktore pisal specjalnie dla niej. Podala: Katarzyna Zajac _________________________________________________________________________ Malgorzata Zajac TARA LIPINSKI ============= W dwa tygodnie po tym, jak stracila ostatni mleczny zab, Tara Lipinski zostala najmlodsza mistrzynia swiata w historii lyzwiarstwa figurowego. Gdy niedawno siegala w Lozannie po zloty medal i 50 tysiecy dolarow premii, miala dokladnie 14 lat, 9 miesiecy i 12 dni, czyli jak obliczyl moj dziadek, o 32 dni mniej niz legendarna Sonia Henie, gdy w 1927 roku zdobywala pierwszy ze swoich dziesieciu tytulow. Nowa gwiazdka lyzwiarstwa figurowego reprezentuje USA. Jej pradziadkowie pochodzili jednak z Polski, z okolic Warszawy. Sama urodzila sie w Filadelfii, a mieszka w Detroit. Po polsku podobno umie tylko kilka slow: "czesc, babcia, pierogi, faworki". Ogladalam na zywo jej program dowolny i siedem potrojnych skokow, w tym bardzo rzadko ogladana kombinacje dwoch rittbergerow. Przypomnijmy, ze rok temu debiutowala w mistrzostwach swiata i zdobyla 15 miejsce. Nasi komentatorzy w telewizji uwazali przed zawodami, ze Tara bedzie bohaterka drugiego planu. Az tu na raz wyskoczyla na najwyzsze podium. Najsmieszniejsze jest to, ze w ogole nie powinna startowac w Lozannie. Czytalam, ze zgodnie z regulaminem Miedzynarodowej Federacji Lyzwiarskiej Tara jest za mloda, by uczestniczyc w mistrzostwach swiata. Uratowalo ja to, ze wystapila juz w ubieglym roku, a dla takich zrobiono wyjatek. Tara ma zaledwie 146 cm wzrostu i wazy 35 kg (prawdziwa kruszynka). Ale trzeba przyznac, ze fantastycznie skacze i prawie caly czas sie usmiecha, i na lodzie, i poza nim. To chyba jest tak, jak z najlepszymi gimnastyczkami. Niektorzy mowia o tym, ze za wczesnie zostaly wyrwane z piaskownicy. Tara jest jedynaczka. Tata, Jack, pochodzi z polskiej rodziny Lipinskich, i jest wlascicielem kilku szybow naftowych w Teksasie. Mama jest z pochodzenia Irlandka. Tara trenuje 3-4 godziny dziennie, od czasu do czasu jezdzi konno i gra w tenisa. Ma piatke psow, a ten najmilszy nazywa sie Coco. Nie lubi latania samolotem. Ma indywidualny tok nauczania. Rodzicow stac na to, zeby nauczyciele przychodzili do niej do domu. Ale to z drugiej strony musi byc smutne nie chodzic do szkoly z rowiesnikami. Tara ma juz tytul mistrzyni swiata. Teraz marzy juz o olimpijskim zlocie w Nagano lub Salt Lake City. Malgorzata _________________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen":spojrz@k-vector.chem.washington.edu, oraz spojrz@info.unicaen.fr Serwery WWW: http://k-vector.chem.washington.edu/~spojrz, http://www.info.unicaen.fr/~spojrz Adresy redaktorow: krzystek@magnet.fsu.edu (Jurek Krzystek) bielewcz@io.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz) Copyright (C) by M. Bielewicz (1997). Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Numery archiwalne dostepne przez WWW i anonymous FTP z adresu: k-vector.chem.washington.edu, IP # 128.95.172.153. _____________________________koniec numeru 146___________________________