______________________________________________________________________
                                            ___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
_______________________________________________________________________

    Wtorek, 16.01.1996          ISSN 1067-4020             nr 126
_______________________________________________________________________

W numerze:

        Norman Davies - Zle pojete zwyciestwo
     Maciej Siembieda - Wytwornia bohaterow
   Jurek Karczmarczuk - Francja Frangois Mitteranda, 1916 -- 1996
       Jerzy Waldorff - Bonsoir monsieur Chopin

_______________________________________________________________________


Szanowni Panstwo,


<> budza sie niesmialo z dlugiego letargu,
majacego wiele przyczyn, w tym jedna zasadnicza, czyli przeprowadzke
jednego z nas (J.K_ek) w okolice Zatoki Meksykanskiej. Nie, nie znalazl
sie zaden ksiaze, ktory pocalunkiem przywrocil je do zycia. Bylo
paru reflektantow, ale przestraszeni rozmiarem pracy (a moze szpetota
Spiacej Krolewny?) czym predzej podali tyly. Wznawiamy wiec nasz
periodyk dalej we dwojke, znaczy Jurek Karczmarczuk i Jurek Krzystek. Z
naturalnych powodow rezygnujemy z regularnosci ukazywania sie. Bedziemy
sie pojawiac wowczas, gdy w szufladzie redakcyjnej znajdzie sie dosc
materialow na nowy numer i akurat starczy sil i czasu do zredagowania
go.

Niniejszy numer zawiera sporo remanentow. Mamy nadzieje, ze
zajmujacych. W zeszlym roku uplynelo 50 lat od zakonczenia II Wojny
Swiatowej, zaczynamy wiec od artykulu Normana Daviesa z <> poswieconego temu tematowi. Ale jest i cos
aktualniejszego, a w kazdym razie aktualnego dla jednego z nas - kilka
slow o zmarlym przed paroma dniami Francois Mitterandzie.

Przy okazji: zyczymy wszystkim Czytelnikom i Autorom wspanialego Nowego
Roku. Oby sredni byl ten rok 1996: lepszy od 1995, ale gorszy od 1997.


                                                         J.K_ek i J.K_uk

________________________________________________________________________


The New York Review of Books 25.05.1995

Norman Davies

                         ZLE POJETE ZWYCIESTWO
                         =====================


Piecdziesiat lat to wydawaloby sie bardzo wiele, aby napisano
definitywna historie II Wojny Swiatowej, zas historycy osiagneli pewien
konsensus w intepretacji jej przebiegu. W rzeczywistosci nic takiego
nie nastapilo i piecdziesiata rocznica zakonczenia wojny obfitowala w
kontrowersje dotyczace takich wydarzen jak wyzwolenie Auschwitzu, nalot
na Drezno czy wystawa <> w Smithsonian Institute.
Nieporozumienia te sa szczegolnie widoczne w przypadku wydarzen we
wschodniej czesci Europy, a wiec tego regionu, w ktorym rozegraly sie
decydujace o wyniku wojny kampanie wojskowe i gdzie w szczegolnym
stopniu wystapil konflikt ideologii. Aby uwiecznic te wydarzenia nalezy
na nie spojrzec znacznie szerzej, a spojrzenia takiego jak dotad
brakuje.


Dlaczego niektore wydarzenia sa zapamietywane, a inne zapominane? Temu
problemowi chce sie poswiecic.

Nie powinnismy miec iluzji: centrum kofliktu nie bylo na Zachodzie, lecz
na Wschodzie kontynentu objawiajac sie rywalizacja na smierc i zycie
Trzeciej Rzeszy pod Hitlerem i Zwiazku Sowieckiego pod Stalinem.
Udzialem tych nieszczesliwcow, ktorzy znalezli sie w zasiegu wladzy
jednego z tych dwoch dyktatorow, staly sie olbrzymie cierpienia, duzo
ciezsze niz te poniesione przez mieszkancow Europy Zachodniej.
Niestety, nie oni zdominowali pismiennictwo o tych wydarzeniach.



Powstanie Warszawskie z sierpnia 1944 roku wybuchlo mniej wiecej w tym
samym czasie co w Paryzu. Cele powstancow byly mniej wiecej te same:
oswobodzic miasto przed przybyciem wojsk sojuszniczych: amerykanskich na
Zachodzie, sowieckich na Wschodzie. Gdy jednak okazalo sie, ze Sowieci
zatrzymali swa ofensywe na Wisle, kleska powstania stala sie oczywista.
Planowane na 2-3 dni, gora tydzien, trwalo 63 dni. Zginelo cwierc
miliona ludzi, pozostali zostali deportowani do obozow. Cala furia
Hitlera obrocila sie przeciw miastu, ktore nakazal zrownac z ziemia.
Zamiast bronic Niemiec, tysiace zolnierzy pozostalo w Warszawie
wysadzajac w powietrze i palac budynek po budynku.

Mozna by przypuszczac, ze tak metodyczne unicestwienie jak by nie bylo
jednej z historycznych stolic Europy stanie sie faktem znanym kazdemu,
kto liznal choc troche wiedzy o wojnie. Chyba jednak tak nie jest. Gdy
prezydent Niemiec zostal zaproszony na uroczystosc 50 rocznicy
Powstania, odpowiedzial listem, ktory brzmial mniej wiecej tak:
"Prezydent Republiki Federalnej Niemiec czuje sie zaszczycony udzialem w
obchodach rocznicy powstania w Warszawskim Getcie." Prezydent
sasiadujacego z Polska kraju, a w kazdym razie Biuro Prezydenckie, nie
ma pojecia, ze w Warszawie byly dwa powstania, jedno w kwietniu 1943
roku w Getcie, a drugie w sierpniu 1944. Prezydent Herzog wybrnal z tej
gafy bardzo dobrym przemowieniem, ale incydent ten ukazuje, jak wiele
faktow II Wojny pozostaje nieznanych szerszemu ogolowi.


<> prezydenta Niemiec sklonil mnie, aby podjac temat
selektywnosci, czyli dlaczego nasza wiedza o tej wojnie jest czastkowa,
niepelna i czesto znieksztalcona. Co wlasciwie przeszkadza, zeby o
wydarzeniach z lat 1939-45 mowic w pelni i otwarcie? Na swoj wlasny
uzytek zdefiniowalem ponizsze 9 kategorii selektywnosci. Prawdopodobnie
mozna by ich znalezc wiecej.


1.

Pierwsza kategorie stanowi cos, co nazywam selektywnoscia propagandy,
czyli swiadoma i celowa metoda prezentowania jedynie tych faktow i
przeklaman, ktore odpowiadaja danemu celowi politycznemu. Pomiedzy 1939
a 1945 propagandzisci dzialali po kazdej stronie frontu, rowniez w
Wielkiej Brytanii, ale nie ulega watpliwosci, ze prawdziwi specjalisci
pracowali gdzie indziej.



Jednym z tego przykladow jest mowienie w Rosji o "Wielkiej Wojnie
Ojczyznianej lat 1941-45" zamiast o II Wojnie Swiatowej. Mozna uwazac,
ze kazdy kraj ma prawo nazywac swe wojny jak chce, ale w tym przypadku
nalezy dostrzec, ze nazwa ta sugeruje nastepujace dwie rzeczy:  ze
mianowicie Sowieci nie czynili nic innego niz bohatersko bronili swej
ojczyzny, oraz ze nie byli w ogole zamieszani w wydarzenia poprzedzajace
atak niemiecki w 1941 roku. Jak czesto dane mi bylo czytac, ze ZSRR w
latach 1939-41 byl "neutralny". Gdy ktos mieszkal na terenach wschodniej
Polski, w Finlandii lub w Rumunii i widzial wkraczajace oddzialy Armii
Czerwonej, nigdy by nie przypuszczal, ze byly to akty neutralnosci.

Wspomnialem powyzej Powstanie Warszawskie. Nie kazdy zdaje sobie
sprawe, ze stalo sie ono po wojnie obiektem wyrafinowanej propagandy.
Komunistyczny rezim objawszy wladze utrzymywal, ze jedyna sila
walczaca z hitlerowcami byli komunisci. W istocie rzeczy sila ta byla
Armia Krajowa, po wojnie unicestwiona przez komunistow. Wielu sposrod
AKowcow trafilo do tych samych cel co hitlerowcy. Powojenny rezim
pierwszy raz zaczal pozytywnie wspominac o AK w latach 70-tych,
przedtem jednak AK przylepiono etykietke "kolaboranckiej" i
"antysemickiej".

2.

Kategorie druga nazwalbym selektywnoscia osobistych percepcji. Jest ona
skrajna przeciwnoscia wspomnianej uprzednio i polega na dobrowolnych i
bardzo czesto nieswiadomych preferencjach osobistych, ktore kazdy z nas
nosi w sobie. Pomimo, ze wielu z nas, szczegolnie historykow, udaje ze
sa naukowi i bezstronni, w mojej opinii nikt nie moze pretendowac do
miana w pelni obiektywnego.


Dwa sposrod dostepnych w jezyku angielskim opracowan dotyczacych
Powstania Warszawskiego napisane zostaly piorami historykow bedacych
jednoczesnie uczestnikami opisywanych przez siebie wydarzen. Jeden z
nich, Janusz  Zawodny, osiadl pozniej w USA; drugi, Jan Ciechanowski,
zostal profesorem w Londynie. Kazdy z nich mogl pisac co uwazal. Obaj
mieli dostep do tych samych zrodel. A jednak napisali dwie diametralnie
rozne analizy. Zawodny, w zasadzie przychylny Powstaniu, widzial je jako
grecka tragedie w ktorej Polacy, opuszczeni przez Aliantow, zostali
zmiazdzeni przemoca. Ciechanowski z kolei jest bardzo krytyczny wobec
przywodcow Powstania i ich decyzji podjecia walki bez uzgodnienia z
Sowietami. Ksiazka Zawodnego byla w Polsce zakazana przez cenzure;
dzielo Ciechanowskiego chwalone. Zaskakujace roznice miedzy obu
zrodlami musza lezec w roznicach percepcji autorow.


3.

Kategoria trzecia to selektywnosc geograficzna. Jesli sie chce, mozna ja
nazwac zasciankowoscia. II Wojna Swiatowa byla prowadzona na dwoch
zasadniczych teatrach dzialan: w Europie i na Pacyfiku. Oba te teatry sa
na ogol opisywane niezaleznie od siebie. Niewiele opisow wojny w Europie
na przyklad wspomina czynnik japonski, a jednak w niektorych momentach
okazywal sie on kluczowy. 1 wrzesnia 1939 roku, po podpisaniu tajnego
protokolu dzielacego Wschodnia Europe miedzy Niemcy i ZSRR, Niemcy
zaatakowaly Polske. Ale Sowieci sie wstrzymywali, co powaznie niepokoilo
dowodztwo niemieckie, liczace na szybsza pomoc. Nagle, 17 wrzesnia,
Armia Czerwona wkroczyla do Polski szybko kruszac wszelki opor. 28
wrzesnia podpisano z nazistami traktat przyjazni, wspolpracy i o
podziale terytorium.

Powstaje pytanie: dlaczego Stalin zwlekal z atakiem? Czy tylko dlatego,
ze zachowywal sie jak hiena? Byc moze. Ale najlepsze wytlumaczenie lezy
w Azji. Na poczatku wrzesnia trwaly w Mongolii walki miedzy Sowietami a
Japonczykami, w ktorych odznaczyl sie mlody general, Gieorgij Zukow.
Rozejm z Japonia zostal podpisany 15 wrzesnia. Stalin dal rozkaz inwazji
na Polske 16 wrzesnia, a 17-go wojska sowieckie przekroczyly granice.

W lutym 1945 roku rozpoczela sie konferencja jaltanska. Zadaje sie
czesto pytanie, dlaczego Roosevelt i Churchill, na progu zwyciestwa,
podali Stalinowi Wschodnia Europe "na polmisku". Znowu, najlepsze
wytlumaczenie lezy w Azji. Amerykanie nie mieli jeszcze bomby atomowej.
Desant na Okinawe kosztowal ich 50 tysiecy ofiar. Gdyby przyszlo do
inwazji glownych wysp japonskich, liczba ich bylaby duzo wyzsza;
niektore szacunki siegaly miliona. Aby ich uniknac, wygodniej bylo
wezwac na pomoc Armie Czerwona. Cena byla wolnosc Wschodniej Europy.


To przypomina mi szczegolny przypadek zonglerki nazwami geograficznymi,
w czym Rosjanie wykazuja wielka wprawe. Wszyscy Polacy znaja termin
"Kraj Nadwislanski", ktorym zastapiono po 1864 roku zlikwidowane
Krolestwo Polskie. Ale uwage zwraca jeden paragraf Umowy Jaltanskiej,
ktory upowaznia Zwiazek Sowiecki do zaanektowania Wysp Kurylskich, od
dawien dawna spornego terytorium miedzy Rosja a Japonia. W 1945 roku
Sowieci szybko zajeli "Kuryle Polnocne" i "Kuryle Poludniowe" a ponadto
cztery wysepki, ktore nigdy do Kuryli nie nalezaly. One to zostaly czym
predzej nazwane "Malymi Kurylami" i japonska ich ludnosc deportowana.
Gdy probuje sie wyjasnic, dlaczego rzad japonski nigdy nie pogodzil sie
z tym trickiem, nieodmiennie sie slyszy: "Przeciez Stalin zajal Kuryle
za zgoda Aliantow."


4.

Kategoria czwarta zawiera sie w selektywnosci stereotypow. Mysle, ze
jest powszechnie zrozumiale, ze jestesmy w stanie okreslac i rozumiec
dzialalnosc spoleczenstwa tylko przy uzyciu nazw zbiorczych i
stereotypow. Gdy opisujemy wielka wojne, nie mozemy w kazdym zdaniu
detalicznie wyszczegolniac jednostek, ktore braly udzial w danej akcji.
Bez uzywania nazw zbiorczych nie mozemy przetrawic calosci informacji.
Dla Aliantow, Niemcy byli "wrogiem", a wrogiem byli  "Niemcy". Ten
najwiekszy narod Srodkowej Europy byl nam prezentowany jako skladajacy
sie wylacznie z gorliwych sympatykow Hitlera.



Gdy jednak przyjrzec sie blizej, mozna znalezc duzo ciekawych
szczegolow. Znana jest np. historia Batalionu 101, jednostki policji
pomocniczej z Hamburga, jednego z miast niemieckich najmniej oddanych
ideologii hitlerowskiej (Christopher Browning, <>, Grove,
1993). Jeden ten maly oddzial wymordowal ponad 80 tysiecy ludzi, glownie
polskich Zydow na lubelszczyznie. Nikt jednak z jego czlonkow nie byl
nawet czlonkiem NSDAP, byli to "zwyczajni ludzie."

Inny przyklad dotyczy Waffen-SS, wojskowej elity partii nazistowskiej.
Poniewaz ogolowi znane sa nazwy takie jak <>
lub <>, mysli sie o nich w naturalny sposob jako
o najbardziej niemieckich i najbardziej ideologicznie umotywowanych
oddzialach wojskowych III Rzeszy. A jednak gdy sie blizej przyjrzy
pelnej liscie 39 dywizji Waffen-SS, mozna dostrzec, ze wiekszosc z nich
wcale nie byla niemiecka.


5.

Selektywne statystyki. Mark Twain pisal: "Lies, damned lies and
statistics." Aby zrozumiec pelen wymiar tak wielkiego wydarzenia jak
wojna swiatowa, zmuszeni jestesmy go skwantyfikowac. Musimy wiedziec,
ilu z grubsza zolnierzy, ile dywizji bralo udzial w walkach, jakie byly
straty wojskowe i ile poniesiono ofiar cywilnych.

Do niedawna powtarzano w kolko cztery dobrze znane i rownie dobrze
zaokraglone liczby. Pierwsza z nich to "20 milionow zabitych w czasie
wojny Rosjan", druga "6 milionow zamordowanych Zydow", trzecia "6
milionow zabitych obywateli Polski" i ostatnia, "4 miliony ofiar
Auschwitzu". Z tych czterech liczb jestem przekonany, ze tylko liczba
zamordowanych Zydow ostanie sie rewizji. Wszystkie inne sa poddawane
zmianom, w gore albo w dol. Liczba ofiar Auschwitzu zostala ostatnio
okreslona przez Panstwowe Muzeum w Oswiecimiu na pomiedzy 1.2 a 1.5
miliona.


Liczba "20 milionow Rosjan zabitych w wyniku wojny" pojawila sie pierwszy
raz w Moskwie po tym, jak ekstrapolacja danych uzyskanych ze spisu
ludnosci w roku 1959 wykazala w porownaniu z danymi przedwojennymi
"deficyt" 20 milionow obywateli. Liczba ta nie wyjasnia, ze
sposrod tych 20 milionow nienaturalnych smierci dobre 6 milionow mozna
przypisac Stalinowi. Czy sa to istotnie ofiary faszyzmu? Rowniez nie
wspomina sie, ze Rosjanie stanowili wowczas tylko 55% ludnosci ZSRR.
W dodatku, jesli sie spojrzy na mape, to latwo zauwazyc, ze okupacja
hitlerowska niemal nie dotknela wlasciwego terytorium Rosji. Okupowane
byly Republiki Baltyckie, Bialorus i Ukraina, ale nie Rosja. Jak czesto
sie slyszy teze, ktora ja uwazam za nader prawdopodobna, ze najwieksza
liczbe ofiar cywilnych wojny stanowili Ukraincy? Propaganda sowiecka i
jej zachodni nasladowcy zdolali generalnie rozpropagowac obraz Ukraincow
w roli kolaborantow SS i straznikow obozow koncentracyjnych.


6.

Nastepna kategoria, selektywnosc interesow specjalnych, wymaga byc moze
najwiecej uwagi. Jest naturalne, ze kazdy narod i kazda grupa etniczna
jest specjalnie zainteresowana swoim wlasnym losem. Zaczyna to byc
jednak niebezpieczne gdy dana grupa prezentuje swoje doswiadczenia w
izolacji od innych grup uczestniczacych w tych samych wydarzeniach.

W czasie wojny na terenach Wolynia i Galicji odbylo sie, jakbysmy
dzisiaj powiedzieli, <>. Setki tysiecy ludnosci
glownie polskiej (ale i ukrainskiej) zostalo zamordowane przez
ukrainskich nacjonalistow. Jest to jeden z zapomnianych epizodow wojny.
Prowincje, o ktorych mowa, byly zamieszkale przez ludnosc wymieszana
etnicznie. Przed wojna udzial Polakow, Zydow i Ukraincow byl w nich
mniej wiecej rowny. Po blizszym przyjrzeniu sie wydarzeniom okazuje sie,
ze wspomniana czystka ludnosci polskiej byla tylko jedna z szeregu
podobnych zbrodni. Represje i wywozki na wielka skale zaczely sie zaraz
po wcieleniu tych ziem w obreb ZSRR w 1939 roku. W latach 1941-42
ludnosc zydowska zostala starta z powierzchni ziemi przez nazistow.
Poczawszy od 1942 roku nacjonalisci ukrainscy mordowali na wielka skale
ludnosc polska, wraz z wieloma Ukraincami, ktorzy sie nawineli. Po
zakonczeniu wojny i powrocie Armii Czerwonej rozpoczely sie znowu masowe
represje pod haslem odwetu na "kolaborantach."


W wyniku tego wszystkiego nie bylo zadnej grupy etnicznej, ktora nie
odnioslaby straszliwych cierpien. Neutralni swiadkowie jednej operacji
stawali sie ofiarami nastepnej. Narodowosc, ktora byla ofiara jednej
zbrodni mogla z siebie wylonic sprawcow zbrodni nastepnej. Lokujac swoje
sympatie w jednej z grup etnicznych mijamy sie zasadniczo z prawda.


Podobne opowiadania mozna snuc o wschodnich terenach Niemiec. Zemsta,
ktora na bezbronnych cywilach niemieckich wywarli Czesi badz polskie
powojenne sily bezpieczenstwa byla zbrodnia wedlug wszelkich norm
zachowania.


7.

Z kolei moje ulubione poletko, selektywnosc profesjonalnych historykow.
Jak wspomnialem wczesniej, historycy czesto uwazaja siebie za
najbardziej bezstronnych komentatorow. Ja mam watpliwosci. Sa oni
podatni na szereg pokus i niebezpieczenstw. Jednym z nich jest
hiperspecjalizacja. Czesto sie zdarza, ze podejmuja jeden szczegolny
temat w ciagu jednego krotkiego okresu czasu i ignoruja wszystko, co
dzialo sie wokol niego. Ilosc wiedzy historycznej jest obecnie tak
przytlaczajaca, ze nie sa oni w stanie objac jej szerszym spojrzeniem.


Inna slaboscia jest przesadne poleganie na dokumentach i archiwach. Co
jednak robic, kiedy archiwa sa niekompletne, lub w ogole ich nie ma?
Najwiekszy uczestnik II Wojny Swiatowej, ZSRR, nigdy nie udostepnil
swoich archiwow poza nielicznymi wyjatkami niezaleznym badaczom. Dzis
okazuje sie, ze istnieja archiwa, o ktorych sie historykom nawet nie
snilo i sa one stopniowo udostepniane.


Na przyklad, istnieje w Moskwie archiwum zwane <> czyli
"Archiwum Specjalne." Bylo ono przez cale dziesieciolecia trzymane
osobno od odpowiednich zbiorow KC KPZR czy KGB i nikt nie mial pojecia,
co zawieralo. Teraz sie wydalo, ze obejmuje  ono olbrzymia kolekcje
dokumentow, ktore Armia Czerwona zrabowala w Niemczech po tym, jak
nazisci zlupili je w okupowanej przez siebie Europie. Jest to prawdziwy
skarb. Sa tam archiwa policji francuskiej z czasow III Republiki
(1871-1940) i archiwa polskiej "dwojki" czyli wywiadu wojskowego,
skonfiskowane przez Gestapo w 1939 roku. Sa takze archiwa Wielkiego
Ksiestwa Litewskiego jak rowniez dokumenty Armii Brytyjskiej
pozostawione na plazy w Dunkierce. Wszedzie gdzie wkraczala Armia
Czerwona, kradla ona zbiory uprzednio skradzione przez nazistow.


Wynikiem tej sytuacji bylo, ze historycy nader czesto dysponowali tylko
czastkowa dokumentacja. Znana debata nad <>, zapoczatkowana ksiazka A. J. P. Taylora, sprowadzila sie
wylacznie do motywow, priorytetow i planow Hitlera. Dyskutanci mieli do
dyspozycji wiele dokumentow, a zwlaszcza tzw. <> z
5 listopada 1937 r. Mimo, ze wiekszosc zgadzala sie, ze kryzys
przedwojenny tak czy inaczej skonczylby sie konfliktem miedzy III Rzesza
a ZSRR, nikt nie probowal analizowac celow, priorytetow czy planow
Stalina. Powody tego nie sa trudne do zrozumienia. Niewielu historykow
bylo sklonnych zapytac glosno, czy kraj, ktory odegral najwieksza role w
wygraniu wojny z Hitlerem, nie przyczynil sie przypadkiem do jej
wywolania. Wazniejsze jednak bylo, ze nie istnialy zadne dokumenty.
Jesli istnieje sowiecki odpowiednik <>, to nikt go
nigdy nie widzial.


8.

Selektywnosc zwyciezcow. Jest truizmem, ze historie pisza zwyciezcy, a
nie zwyciezeni. Zwyciestwo z 1945 roku zaowocowalo wiec czyms co ja
nazywam "Schematem historii wg. Aliantow." Schemat ten po dzis dzien
opisuje wydarzenia zgodnie z priorytetami okreslonymi przez Wielka
Koalicje, a w szczegolnosc przez "Wielka Trojke" - USA, W. Brytanie i
ZSRR. Priorytety te byly ustalone na podstawie ideologii antyfaszyzmu.
Kazdy, kto walczyl przeciw Hitlerowi byl automatycznie uznawany za
walczacego o wolnosc, demokracje i lepszy swiat. Wedlug tej zasady Jozef
Stalin byl wielkim bojownikiem o wolnosc i demokracje. Rownoczesnie III
Rzesza i jej sojusznicy zostali uznani za jedyne centrum zla. Ponadto,
poniewaz nasi sprzymierzency sowieccy przyczynili sie w decydujacym
stopniu do kleski III Rzeszy, ich wlasne niedostatki byly traktowane
zwykle poblazliwie i z wyrozumialoscia. Historycy zgadzaja sie, ze 3/4
strat Niemcy poniesli na froncie wschodnim, za cene horrendalnych strat
sowieckich. "Wujaszek Jozio" zarobil na nasza wdziecznosc. Pewnie, nie
byl on "naszym typem demokraty", ale w koncu jego instynkt byl
prawidlowy. Owszem, system sowiecki nie byl doskonaly, ale nie powinno
sie go oceniac wedlug  kryteriow stosowanych wobec wroga. To wlasnie
przywiodlo nas do tego, co moj dawny mistrz A. J. P. Taylor nazwal
"konsensusem norymberskim."

Ustanawiajac Trybunal Norymberski w 1945 r. Alianci przyjeli zasade, ze
sadzone beda tylko zbrodnie popelnione przez pokonanego wroga. Czyniac
to przyczynili sie do przekonania, ze zadne inne zbrodnie nie zostaly
popelnione. Oczywiscie, Trybunal ten ma wielkie zaslugi w
udokumentowaniu zbrodni hitlerowskich i nikt uczciwy tego negowac nie
bedzie. Watpliwosci jednak budza sie w przypadku faktow, ktore zostaly
pominiete milczeniem. Gdy tylko obrona wspominala o zbrodniach, w ktore
moglby byc zamieszany ktorys z Aliantow, przewodniczacy Trybunalu
przerywal jej mowe: "Nie jest celem tego Sadu oceniac postepowanie sil
alianckich."


Tak wiec na przyklad Trybunal Norymberski zgodzil sie poczatkowo
rozpatrywac sprawe dokonanej z zimna krwia masakry 26 tysiecy alianckich
oficerow, akceptujac bez protestu wersje sowiecka, ze byla to "zbrodnia
hitlerowska." Wkrotce jednak oskarzenie upadlo z hukiem i zostalo
wycofane. Nikt w Norymberdze nie uwazal za swoj obowiazek wyjasnienie
losu tych oficerow. I tak pozostalo przez 50 lat. Dopiero prezydent
Gorbaczow przyznal, ze zbrodni dokonalo NKWD i fikcja stworzona przez
Aliantow pekla jak banka mydlana.


9.

Wreszcie ostatnia kategoria, ktora nazywam selektywnoscia moralna. W
czasie wojny kazdy musi z koniecznosci byc uprzedzony. Walczy sie o
sluszna sprawe a przeciw zlej. Ale moznaby sie upominac o troche wiecej
dystansu w czasie pokoju. Niestety, bardzo tego dystansu brakuje.
Podwojny standard moralny dalej obowiazuje.

Wezmy dla przykladu sprawe przymusowej "repatriacji" do Zwiazku
Sowieckiego roznych grup Wschodnich Europejczykow, w tym takich, ktorzy
sluzyli w formacjach niemieckich. Niektorzy z deportowanych na niemal
pewna smierc, jak Brygada Kozacka i jej rodziny, nigdy w zyciu nie byli
poddanymi sowieckimi.

W tym miejscu wspomne zapomnianego bohatera o nazwisku Denis Hills.
Major Hills byl oficerem lacznikowym w brytyjskiej 8 Armii,
przydzielonym do Korpusu Andersa. Byl czlowiekiem niezwyklym, chocby
dlatego ze znal wiele jezykow z tamtego rejonu swiata. Potrafil on
wykazac niesubordynacje wobec przelozonych zezwalajac np. na nielegalny
wyjazd statkiem do Palestyny z portu  La Spezia grupy Zydow - incydent
uwieczniony w powiesci <>. Pod koniec wojny powierzono mu
zadanie zbierania uchodzcow i jencow wojennych i wreczania ich
Stalinowi.

Pierwszy rejs do Odessy z ladunkiem 5 tysiecy bylych sowieckich jencow
wojennych przekonal go, ze ludzie ci zaraz po przybyciu na miejsce byli
rozstrzeliwani. Od tego czasu znalazl sie w rozterce: niewykonanie
rozkazu bylo zdrada, wykonanie go - zbrodnia. Problem rozwiazal w ten
sposob, ze zostawial bramy obozu otwarte na noc. Wymyslal biurokratyczne
kruczki pozwalajace uniknac deportacji, podobnie jak to robili niektorzy
Amerykanie. W koncu pod jego piecza ostalo sie mniej niz dwustu ludzi.
Gdy oficer rosyjski, ktorego wraz z innymi w koncu wywozono do ZSRR,
czynil Hillsowi z tego powodu zarzuty, ten odparl: "Pan jest cena, jaka
trzeba zaplacic za to, ze inni uratowali zycie."

Incydent ten, moim zdaniem, dobrze ilustruje problem selektywnej
moralnosci. Nie jestesmy przyzwyczajeni do obrazu oficerow alianckich
otrzymujacych niemoralne rozkazy. Ale skoro nie bylo usprawiedliwieniem
dla Adolfa Eichmanna zaslanianie sie rozkazami, tak samo nie jest to
usprawiedliwienie dla oficerow brytyjskich. Hillsa bardzo szybko
wyrzucono z wojska. Jego wspomnienia nosza tytul <> (London: John Murray, 1992). Ilustruja one
wiele epizodow historii, ktore ciagle pozostaja nieznane ogolowi.



Trzy punkty na zakonczenie.


Po pierwsze, selektywnosc jest nie do unikniecia. Przeszlosc jest zbyt
obszerna, aby ja ogarnac w calosci. Czy nam sie to podoba czy nie,
jestesmy zmuszeni do dokonywania selekcji.

Po drugie, dobry historyk powinien zdawac sobie sprawe ze swych
ograniczen. Najgorszy jest taki, ktory uwaza sie za bezstronnego.

W koncu, uznajac swe ograniczenia jako historycy, powinnismy je
uwzglednic i zminimalizowac. Uzupelniajac fakty widziane z jednej
perspektywy wydarzeniami widzianymi z innej mozna miec nadzieje na
stworzenie calosciowego obrazu, ktory bedzie zarowno kompletny jak i w
miare dokladny, a przy tym zachowa wlasciwe proporcje.


II Wojna Swiatowa byla wydarzeniem, ktore uksztaltowalo nasze obecne
zycie. Przez 50 lat najwazniejszy uczestnik tej wojny prowadzil polityke
niemal calkowitej selektywnosci historycznej, podczas gdy inni zwyciezcy
plawili sie w blasku iluzorycznej bezstronnosci. Kraje, ktore niegdys
lezaly pomiedzy ZSRR i hitlerowskimi Niemcami byly pozbawione swojego
wlasnego glosu. Niedawne oswobodzenie Wschodniej Europy jest warunkiem
wstepnym rekonstrukcji wiarygodnego obrazu wojny.

W skrocie: nie mozna zapobiec selektywnosci pamieci, ale mozna sie
starac ja przezwyciezac. Kiedys, gdzies, ktos napisze uczciwa, dokladna
i kompletna historie II Wojny Swiatowej.



- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Cztery grosze tlumacza/skracacza dyzurnego (artykul jest skrocony mniej
wiecej o 1/4): niedawno minela 50 rocznica Norymbergi. Mamy przygotowany
artykul Istvana Deaka z <> na ten wlasnie
temat, dobrze sie pokrywajacy z opinia Daviesa. Czytajcie
<>!

Po drugie: Osoba Dennisa Hillsa nie jest calkiem nieznana. Polecam
nastepujace jego ksiazki: <>, <>, a zwlaszcza <> (London: Bodley Head,
1988). <> jeszcze nie znam. Z ksiazek tych, w
wiekszosci  autobiograficznych, wylania sie zaiste wizerunek czlowieka
niezwyklego. Nie przypadkiem np. zostal skazany na kare smierci w
Ugandzie za rzadow Idi Amina i cudem niemal uratowany interwencja
Krolowej Brytyjskiej.

Po trzecie: czytajcie <>, nie mylac go
przy tym z niedzielnym dodatkiem do <> znanym jako <>. Artykul Daviesa jest tylko jednym z wielu bardzo
ciekawych tekstow, ktore sie tam regularnie ukazuja.

Po czwarte wreszcie i ostatnie, manipulacje historia nie sa nieznane
nawet po uwolnieniu od cenzury. Patrz artykul ponizej.<>

________________________________________________________________________


Polityka nr 37/1995

Maciej Siembieda

                          WYTWORNIA BOHATEROW
                          ===================


Jest okres zbowidowskiej swietnosci. Od wielu lat zolnierze
Armii Krajowej nie sa juz wrogami ludu, a propaganda sciera z nich sline
karlow reakcji i masuje ubeckie siniaki. Wolno im ubiegac sie o prawa
kombatanckie, starac sie o renty i dodatki, polerowac medale. W czasie
gdy cala Polska przekonuje sie nawzajem, ze AK tez strzelalo "o wolnosc
i demokracje", w Opolu srodowisko jeszcze sie obwachuje. Taka geografia
polityczna: tu po wojnie osiadl rozny mul - chlopcy z wolynskich
puszcz, dawni rycerze UPA i szwolezerowie Goeringa. Przeniesli sie,
wtopili w tlo sztandarow haftowanych Honorem i Ojczyzna, sa nie do
odroznienia.

Siwiejacym oddzialom AK w Opolu przewodzi pulkownik "Zbigniew". Salutuje
mu kilku kresowych watazkow, wsrod nich "Grom" - dezerter z Wehrmachtu,
ktory wcielenie do armii niemieckiej zmazal bojowa chwala w 11
Karpackiej Dywizji AK. Spotykaja sie, wspominaja lesne czasy, na
harcerskich ogniskach budza jek zazdrosci, a w spoleczenstwie - podziw.

Blask ryngrafow i oficerek oslepia szczegolnie H., zamoznego opolskiego
rzemieslnika, a przy tym znajomego "Groma", ktory od miesiecy zabiega o
audiencje u "Zbigniewa". Jest natretny, dlatego "Grom" ustepuje i  H.
zostaje przyjety.

Po kilku tygodniach Grom ze zdziwieniem dostrzega H. na zebraniu
kombatantow 11 Dywizji. Rzemieslnik poklepuje po ramionach, porusza sie
jak zawodowy rotmistrz i od razu widac, ze to nie ten sam czlowiek.
Paru kolegow tytuluje go "Zbikiem".

Dziwna sytuacja w ulamku sekundy doprowadza do wrzenia partyzancka krew:
O co tu chodzi, do jasnej cholery? - pyta "Grom".  "Zbigniew"
kordialnie ujmuje H. pod ramie i podchodzi z nim do "Groma": Pozwol, ze
ci przedstawie...  major "Zbik"...  dowodca 148 Pulku Piechoty AK.



                        W "Groma" uderza piorun.
                        ------------------------


Z zebrania pamieta juz tylko tyle, ze H. uciekal ze wzrokiem, a koledzy
perswadowali:  Czego sie czepiasz? Jak pulkownik mowi, znaczy tak jest.
Potrzeba ci zadry na stare lata?  Potrzeba - odpowiada "Grom", bo nie
po to czlowiek walczyl, zeby teraz jakis kundel...  Twarze kolegow
tezeja.  No, uwazaj - mowia - bo diabel wie, jak to z twoim walczeniem
bylo.  Zanim przyszlo sie do nas, nosilo sie szwabski mundurek, nie?


Tak peka pierwszy granat.  A kiedy opadnie jego dym, beda juz po dwoch
stronach frontu: On - Wehrmacht. Oni: Armia Krajowa.

Oburzenie "Groma" zostaje wdeptane w pyl zolnierskimi butami 148 Pulku
Piechoty maszerujacego z opolskich Oleandrow mistyfikacji na wojne, o
ktorej malo, coraz mniej ludzi pamieta.

Kilku znawcom dziejow AK ze zdziwienia powiekszaja sie zrenice, ale dla
nich jest gotowe wyjasnienie:  Okupacyjna tradycja AK przewidywala
uzupelnienie walczacych oddzialow o ich rezerwowe formacje zamelinowane
w konspiracji i oznaczane dodatkowa jedynka z przodu.

Znawcy kiwaja glowami.  Sto czerdziesty osmy musial byc rzeczywiscie
sformowany


                    dyskretnie i z pelna perfekcja.
                    -------------------------------


Poza znawcami jest jeszcze wazny i surowy pulkownik z Warszawy, ktory -
owszem - bardzo jest rad, ze nowi koledzy dolaczyli do szeregu, ale
niepokoi go ten "Grom".  Dlaczego on tak, ten "Grom"? - pyta pulkownik,
ale adiutanci natychmiast melduja: To Wehrmacht, panie pulkowniku,



Aha.


"Wehrmacht" traktowany jest zatem jak czarna owca, a w Opolu rusza
wytwornia bohaterow.  H. nosi majorowskie dwie belki z gwiazdka i
starannie kompletuje sztab pulku, dbajac, aby znalezli sie w nim ludzie
lojalni i wplywowi.  W '148' bohaterami byli wszyscy.  Usiekli tysiace
Niemcow, rozbili duza czesc stalowego poglowia "tygrysow" i sporo z
produkcji Messerschmitta. Przeprowadzili setki akcji i dostarczyli
bezcennych materialow wywiadowczych, dzieki ktorym doszlo do szybszego
zakonczenia drugiej wojny swiatowej.

Rozpoczeto go od zwiadu, a zaraz potem poszlo do ministerstwa pisemko z
propozycja, aby z rekomendacji 148 pp AK przyznac pulkownikowi W. tytul
syna pulku. Stosowny dyplom przychodzi za trzy tygodnie i jest tak
wyzlocony, ze zacheca do natychmiastowej  nominacji pulkownika W. na ...
kawalera Virtuti Militari. To juz mniej wiarygodne, ale


                     ministerstwo daje sie nabrac.
                     -----------------------------


W., ktory w dniu zakonczenia wojny mial 13 lat, przypina order w blasku
fleszy. Wkrotce Virtuti otrzyma "Zbik" i jeden z jego zolnierzy, a na
pulk spadnie deszcz laurow. Szarza 148-go na MON dystansuje brawure
Somosierry.


"Grom" tez ma Virtuti. Kupione krwia, nie oszustwem. Chce je oficjalnie
zwrocic w gescie protestu, ale nikt go nie slucha. Dla srodowiska jest
juz tylko wehrmachtowska wtyczka, szpiclem, jedynym nie poleglym wrogiem
148 pulku.

Wtedy do akcji wkracza "Gryf". Byly podkomendny i zaciekly wrog "Groma"
zaczyna gromadzic przeciw niemu osobliwe dossier. Zaglada "Gromowi" pod
pache szukajac tatuazu SS, zbiera relacje swiadkow opowiadajacych o jego
zbrodniach: kainowym mordowaniu kolegow z partyzantki podczas snu i
judaszowym sprzedawaniu ich hitlerowskim mocodawcom. W swietle zbiorow
"Gryfa" - "Grom" okazuje sie jedna z najczarniejszych postaci II Wojny.


Wcielenie do Wehrmachtu odbija sie mu czkawka kilku dziesiecioleci.
Zaden sad nie chce sluchac jego wyjasnien, wladze zalecaja uspokojenie,
akowskie szarze zapominaja raptem o jego partyzanckiej glorii i "w tej
chwili nie maja czasu", a koledzy zadaja bol jeszcze dotkliwszy: Wiesz
"Grom", tyle lat minelo, kto by tam pamietal, jak to wtedy bylo...

On pamieta wszystko. "Grom" idzie za ciosem. Do Opola przyjezdzaja
umundurowani kontrolerzy.  Efektem ich wizyty jest powierzchowne
rozpoznanie sprawy, ale nawet ono wystarczy, aby pulkownik W. -
najmlodszy heros II wojny, swiezo odznaczony Virtuti Militari -
wylecial z wojska z dobrze tlumionym hukiem. W tym samym czasie MON
zakreca 148 pulkowi kran zaszczytow.

Wytwornia bohaterow zaczyna wydzielac coraz mocniej odczuwalny swad.
Prokuratura wszczyna sledztwo, akowskie szarze "teraz to juz naprawde
nie maja czasu", a historycy, ktorzy zachowali dotad klopotliwe
milczenie, zaczynaja przebakiwac, ze 48 pp AK nigdy nie mial rezerwowego
rzutu, a taka formacja z jedynka z przodu raczej nie istniala. Zanim
jeden z autorytetow powie to na tyle glosno, aby stwierdzone znalazlo
sie w akcie oskarzenia, w opolskim sadzie urosnie juz sterta akt wysoka
jak partyzancki okop.

Kilka dni przed rozprawa

                     niespodziewanie umiera "Zbik".
                     ------------------------------


Nie ma dowodcy pulku oskarzonego o fikcje - nie ma procesu.
Kilkadziesiat osob oddycha z wyrazna ulga i natychmiast schodzi do
podziemia. 148 pp AK idzie w rozsypke. W wydanej w 1992 roku monografii
11 Dywizji Karpackiej nie ma o nim ani slowa.

Na froncie opolskim pozostaje "Gryf", ktorego pseudonim brzmi coraz
glosniej w gluchej ciszy po nieistniejacym pulku. Oprowadza pod reke
lokalne osobistosci, u boku wladz wojewodzkich uczestniczy w rocznicach
pod Pomnikiem Bojownikow, blyska medalami, wacha czerwono-biale
gozdziki, cieszy sie estyma i dotacjami na kombatanckie uroczystosci.

W lasku pod Strzelcami, gdzie prokuratura bada zagadkowa sprawe jeszcze
bardziej zagadkowego mordu - "Gryf" jest codziennym gosciem. Marszowym
krokiem przemierza wykopy prowadzone przez zolnierzy, mowi o tysiacach
akowcow rozstrzelanych i spalonych tu przez NKWD. Splendor "Gryfa" jest
elementem psychologicznej wojny z "Gromem", ktory od czasu ochrzczenia
"Wehrmachtem" opuszcza srodowisko weteranow i nie chce miec nic
wspolnego z AK. Wycofuje sie, ale z "Gryfem" walczy wedlug strategii
Hammurabiego: kompletuje dokumenty i relacje demaskujace tamtego, zbiera
fotografie, zmudnie rekonstruuje prawde, rozsyla kserokopie.

Od poczatku 1991 roku uroczystosci patriotyczne odbywaja sie juz bez
udzialu "Gryfa", a latem "Grom" moze zlozyc bron. 11 czerwca 1992 roku
Urzad ds. Kombatantow i Osob Represjonowanych decyzja nr 20/150 pozbawia
"Gryfa" uprawnien kombatanckich ze wzgledu na przynaleznosc do NKWD, KBW
i ORMO. Balon peka.


PS. Pseudonimy i inicjaly zostaly zmienione.

________________________________________________________________________


Jurek Karczmarczuk

               FRANCJA FRANCOIS MITTERANDA, 1916 -- 1996
               =========================================



Francja pozegnala z honorami i nieudawanym smutkiem bylego
prezydenta. Byl aktywny na tutejszej scenie politycznej przez 50 lat, z
pewnoscia wycisnal niezacieralny przez wiele dziesiecioleci slad na
historii Francji i Europy. Dziwne mial troche zycie, kontrowersyjna
polityke, niezupelnie oczywista role w roznych aferach, wrogow co
niemiara, ale jak usiasc i sie zastanowic, to mozna stwierdzic, ze byl
<> politykiem francuskim, ktory - bez wspomozenia wzgledami
czysto protokolarnymi - zasluzyl na dzien zaloby narodowej. Prawie
polowa Francuzow uwaza, ze goruje nad de Gaullem, ale 64 proc. sadzi, ze
ma na sumieniu istotne grzechy. Trudno powiedziec co kraj rzeczywiscie
mu zawdziecza, co bez niego by nie powstalo. Byl jednak glowa panstwa
przez 14 lat, i nadal krajowi pewien styl, pewna atmosfere, ktora
wiekszosc Francuzow chwali. Ja tez.

Nie potrafie pisac biografii, nie dysponuje materialami i niniejszy
tekst jest pisana jednym ciegiem niekompletna impresja, w dodatku bez
odpowiedniego dystansu czasowego. Nie jest zadna laurka, ale byc moze
gdyby nie otwartosc kulturowa Francji, jej sympatyczne promieniowanie w
kierunku Polski od poczatku lat osiemdziesiatych, nie jezdzilbym tak
czesto tutaj i w koncu bym nie zostal na nieco dluzej. A byla to Francja
Mitteranda...


Francuzi maja do smierci ludzi znanych stosunek wieloznaczny,
jest to mieszanina pompatycznosci i wisielczego humoru. Gdy umarl
general de Gaulle, jakas gazeta w stylu <> czy <> wydrukowala grubymi literami na pierwszej stronie: "Tragiczny
wypadek w Colombey les Deux Eglises: jedna ofiara smiertelna...". A
teraz bylo to jakos inaczej. W jednym bezceremonialnym marionetkowym
programie TV, kpiacym z absolutnie wszystkiego, przedstawiono Langa,
Rocarda i Fabiusa, wiernych adiutantow Mitteranda, rozpaczliwie
placzacych. Zblizyl sie do nich Jospin, aktualny przywodca Partii
Socjalistycznej i zaczal ich pocieszac: "Nie placzcie, wiem, Tonton
odszedl, trudno, ale przeciez ja tu jestem z wami!". Tamci umilkli,
popatrzyli na niego i dopiero w rozdzierajacy tragiczny szloch!...

(Choc po paru dniach obrazki ulegaja zmianie i teraz marionetka-duch
Mitteranda chwali z ekranu Kohla za wspaniale aktorstwo i skrupulatne
przestrzeganie scenariusza, ktory zmarly prezydent napisal juz pare
tygodni temu dla tych wszystkich durni. Dowodzi, ze przeciez ta pompa
pogrzebowa, gdzie obok siebie stoja jego zona i nieslubna corka, gryzacy
siebie zwykle po nogach polityczni "przyjaciele" itp., to jest
wyrezyserowany przez niego teatr, bo oni wszyscy byli za glupi, zeby
sami wpasc na taki happening. A marionetki Fabiusa i Jospina na pytanie
co teraz socjalisci planuja na przyszlosc stwierdzaja, ze maja wspanialy
pomysl, mianowicie aby uczcic dwa septenaty dwiema minutami ciszy, tylko
ze wzruszenia zapominaja wlaczyc stopery i ciagnie sie to po dzis
dzien.)

Mitterand byl socjalista. Ale na uroczystosci pogrzebowej w Notre Dame
Helmuth Kohl mial naprawde lzy w oczach. Prawicowi politycy, jak
prezydent Chirac, powyglaszali rozne godne sentencje pogrzebowe
pozbawione trywialnych elementow krytycznych, za to komunisci nie
omieszkali wypomniec, ze zawiodl on lud pracujacy (kto by pomyslal?), a
czolowa dzialaczka ekologistow stwierdzila, ze woli nie pamietac jak to
sluzby specjalne francuskie zatopily <>. Wyobrazam
sobie jak nieboszczyk w zaswiatach skreca sie za smiechu gdy de
Villiers, drugi od prawej po Le Penie i zajadly przeciwnik Chiraca w
ostatnich wyborach, teraz sumituje prezydenta w imieniu tych, ktorzy na
niego glosowali, zeby za bardzo nie korzystal z dziedzictwa Mitteranda!
Tak, prosze panstwa, pogrzeby to okazja nie tylko, aby widziec duchy na
cmentarzu, mozna tez zobaczyc kilka kolysek i stwierdzic, ze u wezglowia
tego, czy owego Minerwa z cala pewnoscia nie stala...

Do ostatniej chwili o nim mowiono, glownie ze wzgledow osobistych.
Sledzono postepy raka prostaty i przerzuty kostne, troche przypominalo
to ekshibicjonizm krolow francuskich, ktorzy publiczna czynili sfere
zyciowa zwykle przez normalnych smiertelnikow uwazana za intymna.
Ostatnie Boze Narodzenie spedzil w Egipcie, w towarzystwie swojej
nieslubnej corki Mazarine, oficjalnie wprowadzonej w publiczna aureole
prezydenta w zeszlym roku. Publiczne ujawnienie tej tajemnicy
poliszynela zostalo przyjete przez Francuzow praktycznie bez zadnych
ech. W odroznieniu od niektorych innych krajow, tutaj politykom w
zasadzie pod lozka sie nie wlazi; czesciej juz gdzie indziej (mam na
mysli portfele).


Koniec mandatu mial bardzo trudny, ale i troche optymistyczny.
Dozyl zalazkow pokoju w Bosni, gdzie Francuzi sie byli mocno
zaangazowali, w duzej mierze dzieki niemu, gdyz nie brakowalo i innych
glosow, dozyl porozumien izraelsko-palestynskich i zarowno obecni na
jego pogrzebie Arafat i Perez pewnie nie zapomnieli, ze byl pierwszym
prezydentem europejskim przyjetym w Izraelu po 1967, i ze wykorzystal
trybune Knessetu do wezwania obu stron do ugody.

Zaczyna sie nadawanie jego imienia roznym obiektom. W Lille jest to
olbrzymi plac zwany Placem Europy, przed dworcem kolejowym, ktorego
ambicja jest byc jednym z nowych europejskich wezlow komunikacyjnych. W
Paryzu nadal mysla. Za jego kadencji powstalo wiele dziel architektury i
instytucji. Np. Wielki Luk na esplanadzie La Defense, ktory zamyka os
Luwr - Concorde - Luk Triumfalny, Miasteczko Nauki w La Villette,
Opera na Placu Bastylii, Miasteczko Muzyki, czy nowe oddzialy Luwru ze
slynna Piramida autorstwa Pei, po wybudowaniu ktorej zaczeto prezydenta
nazywac Mitteramzesem albo Tonton-khamonem. Przede wszystkim jednak nowa
Biblioteka Narodowa, oczko w glowie Mitteranda, ktory byl fantastycznie
oczytanym bibliofilem i znawca literatury (co go zbliza do Pompidou). W
kazdym razie jesli tej biblioteki nie nazwa imieniem Mitteranda, to
przez wiele lat zadnym innym, bo bylby to skandal.



We francuskim systemie politycznym prezydent ma aktywny, determinujacy
wklad do polityki zagranicznej i w ogole duzy wplyw na rzad, o ile
oczywiscie proporcje parlamentarne mu na to pozwola. Z 14 lat
prezydentury Mitterand mial 10 lat "realnych rzadow", przez 4 lata
funkcjonowala tutaj <>, ostatnio z Balladurem, a wczesniej
jeszcze z Chirakiem jako premierami. Okazalo sie, ze to jakos dziala,
nie bylo zlosliwosci ani publicystycznej walki na noze, nie bylo
beznadziejnego wetowania, czy sprzecznych deklaracji. Mitterand
nienawidzil wszelkich akcji destabilizujacych kraj i swiat. Stad tez
wyrazal sie bardzo powsciagliwie na temat rozpadu Jugoslawii, co
nieprzyjazni mu publicysci, np. Finkielkraut uznali - dosc bezsensownie
- za wyraz poparcia dla wielkomocarstwowej polityki Serbii. Mial
watpliwosci, czy wprowadzanie w Rosji kapitalizmu z dnia na dzien metoda
ukazow Jelcyna, czy lokalnych wladykow jest rzeczywiscie sposobem na
szybkie ekonomiczne odbicie od dna. W obu przypadkach mial duzo racji, w
obu przypadkach nie mialo to znaczenia; zarowno tendencje odsrodkowe na
Balkanach, jak i nowa polityka ekonomiczna na Wschodzie byly toczacymi
sie lawinami, ktorych nikt zatrzymywac nie mogl i nie chcial. Ale
Mitterand przewidzial dobrze, ze Rosja sie zdestabilizuje politycznie,
ze komunisci zaczna wracac razem z politykami pokroju Zyrinowskiego, ze
beda klopoty.

Mitterand nie byl takze na poczatku zachwycony zjednoczeniem Niemiec,
gdyz bal sie, ze nowe Niemcy otorbia sie, zeby sie wzmocnic wewnetrznie,
ze konstrukcja europejska na tym ucierpi, a tendencje nacjonalistyczne
niemieckie znowu zaczna zagrazac sasiadom. Pomylil sie, jak mozna
(<>) uwazac, pomylke uznal szybko i jego wspolpraca i przyjazn z
Kohlem staly sie dosc archetypiczne, mimo odmiennych orientacji
politycznych. Rosjan w ogole lubil, ale publicznie poparl zainstalowanie
Pershingow w RFN gdy ujawniono stanowiska SS-20 w NRD. Powiedzial wtedy,
ze "tak, na Zachodzie jest duzo pacyfistow, ale rakiety sa na
Wschodzie... ".



Polityka ekonomiczna Mitteranda podczas drugiego septenatu byla dosc
konserwatywna, choc na poczatku mial liczaca sie wiekszosc w
parlamencie, a wybory z Chirakiem w r. 1988 wygral znaczaco, 8%-owa
przewaga. Ale w momencie wyboru Mitterand mial ponad 70 lat, jak dlugo
mozna byc radykalem? Francja umocnila swoja pozycje zagraniczna, ale nie
poszla za bardzo do przodu. W kraju kontynuowal polityke
decentralizacyjna. Inflacja pozostala mala, bezrobocie powoli roslo,
przecietna konsumpcja nieco szybciej, w ogole byl to okres dosc
stabilny, mimo narastajacych klopotow z imigracja i przedmiesciami.
Frank byl i pozostaje dosc silny, bilans handlu zagranicznego dodatni.
Ale, ze Francuzi lubia zmiany, choc, gdy politycy je oglaszaja <> wtedy sie burza, jak dwa miesiace temu, wiec ostatnie dwa
lata juz byly zdominowane polityka nie socjalistow, a RPR/UDF, ugrupowan
Chiraka i Balladura. Mitterand mial juz w tym wzgledzie doswiadczenie,
po przegranej przez lewice wyborach w 1978 musial mianowac premiera z
prawej strony sceny, co pozwolilo Chirakowi zywic zludne nadzieje, ze
wygra tamte wybory prezydenckie...

Poza krotkim okresem, o ktorym za chwile, socjalizm Mitteranda byl nader
malo podobny do tego, co kojarzy sie przecietnemu Polakowi. Owszem,
ochrona socjalna sie wzbogacala, panstwo inwestowalo jak moglo, nacisk
na wyrownywanie szans edukacyjnych mlodziezy byl bardzo znaczny, ale juz
nie bylo zadnych nacjonalizacji, zadnego przykrecania sruby podatkowej
bogatszym. Mitterand okazal sie mniejszym radykalem niz de Gaulle! Nie
tknal na przyklad Senatu, ktory nadal pozostaje dosc feudalna,
zaskorupiala instytucja, nie odwazyl sie na reforme armii, ktora wedlug
niektorych by sie przydala. Ale Mitterand nie cierpial formalnych
kompromisow, konczenia dyskusji ustalaniem protokolow rozbieznosci i
kresleniem linii demarkacyjnych. Zawsze wierzyl, ze mozliwe sa
rzeczywiste uzgodnienia. Gdy nie mogl nic osiagnac, wycofywal sie, albo
wycofywal innych, jak np. ministrow komunistycznych z jednego ze swych
wczesnych rzadow. Od 1983 r. socjalizm francuski stal bardzo
ograniczony, pieniadze i prawa rynku wykazaly swoj prymat nad ideologia.
Socjalisci zgodzili sie na dezindeksacje plac zeby walczyc z inflacja, i
na poglebianie nierownosci spolecznych w imie efektywnosci dzialania.

Ale gdy zdobyl swoj pierwszy mandat, w 1981, otrzymujac niecale 52%
glosow i pokonujac Giscarda d'Estaing, jego ambicje spoleczne byly
znacznie wieksze, a polityka lewicowa o wiele bardziej zaakcentowana.
Byly i ostre nacjonalizacje i fiskus dzialal inaczej. Nie byl to etatyzm
socjalistyczny, wrecz przeciwnie, decentralizacja i duze swobody. To
Mitterandowi, a nie de Gaulle'owi Francja zawdziecza unowoczesnienie i
demokratyzacje calego <> prasowego i audiowizualnego.
Wstrzasnal na poczatku zaskorupiala Francja i bylo to dosc ozywcze, ale,
jak wspomnialem, Francuzi terapii szokowej nie lubia w ogole, i te lata
nie sa najlepiej wspominane.

Nie zapomnieli mu jednak i nie zapomna reformy prawnej, skasowania kary
smierci i trybunalow wyjatkowych. Ten wklad do wspolczesnej liberalnej
demokracji pozostanie trwala zasluga Mitteranda.

Francuzi wiedzieli kogo wybieraja. Widzieli jak w 1977 nastapilo
ostateczne rozdarcie miedzy socjalistami i komunistami w kwestiach
aktualizacji wspolnego Programu i juz nie bylo mowy o zadnej zasadniczej
wspolpracy. Mieli okazje poznac program Mitteranda po kongresie w
Epinay w 1971, gdzie powstala pod jego przywodztwem nowa, duza partia
socjalistyczna. Od tej pory zreszta slowo "socjalizm" we Francji
przestalo byc obelzywe i nadal traktuje sie je dosc racjonalnie. To
przydaloby sie w niektorych innych krajach tez, bo walka na inwektywy
bywa srednio skuteczna, czego Polakom tlumaczyc nie trzeba.

Wybor na sekretarza generalnego socjalistow przypieczetowal pozniejsza
droge zyciowa Mitteranda, ale znany byl wczesniej. Powrot de Gaulle'a w
1958 zepchnal go na dwadziescia pare lat do opozycji, wiadomo, ze nie
darzyl V Republiki specjalna sympatia. Przedtem jednak byl jedenascie
razy ministrem IV Republiki, w tym i ministrem Spraw Wewnetrznych i
ministrem Sprawiedliwosci. Dobrze poznal arkana polityki.

A polityce sie poswiecil bez reszty juz w 1946, gdy zostal deputowanym z
ramienia <>, centro-prawicowej
(tak, tak!) partii, ktora swoja nazwa deklarowala odciecie sie od
sasiadow z prawa. Ten wybor kariery byl oczywiscie uwarunkowany
wczesniejszymi doswiadczeniami, Mitterand zmuszony z koniecznosci
dziejowej do wspolpracy z de Gaullem, ktorego spotkal w Londynie, a
wczesniej w Algierze, zauwazyl, ze general jest jego naturalnym
oponentem politycznym, i z tej wspolpracy obaj wyniesli duza niechec do
siebie. Moze de Gaulle nie mogl wybaczyc Mitterandowi, ze ten byl
urzednikiem Vichy, a nawet w 1943 dostal od Petaina order la Francisque?
Ale Mitterand wtedy dzialal juz aktywnie w Ruchu Oporu, pod pseudonimem
Morlanda. Nawet jego najwieksi przeciwnicy nie moga mu zarzucic zadnych
konkretnych plamiacych czynow. Mitterand pracowal w Komisariacie Jencow
Wojennych i dzieki niemu wielu bylych jencow znalazlo sie w Resistance.
Za to glownie zywil duzy szacunek dla Petaina - Petain niewatpliwie
robil co mogl, aby Niemcy uwolnili szybko wszystkich Francuzow, a
Mitterand sam mial jenieckie doswiadczenia, do Francji wrocil w grudniu
1941 po trzeciej, wreszcie udanej ucieczce ze stalagu, gdzie dostal sie
po odniesieniu ciezkiej rany i wzieciu go do niewoli pod Verdun w
czerwcu 1940.



Trudno uwierzyc, ze ten sztandarowy przedstawiciel klasycznej lewicy
francuskiej, zadeklarowany republikanin i Europejczyk, za mlodu, w
latach trzydziestych, kontaktowal sie raczej z dosc skrajna, w kazdym
razie ewidentnie antyrepublikanska prawica, pochodzil zreszta z dosc
zamoznej rodziny prawicowej i katolickiej. (<> przypomina to nieco droge polityczna Victora Hugo). A ludzie
niezaleznie od pogladow politycznych nadal skladaja bukiety kwiatow
przed domem w Jarnac, na poludniu Fracji w rejonie Cognac, gdzie 26
pazdziernika 1916 r. na swiat przyszedl Francois.

________________________________________________________________________


Polityka nr 37/1995

Jerzy Waldorff

                        BONSOIR MONSIEUR CHOPIN
                        =======================


Mamy juz za soba kolejny atak schizofrenii, ktora pozwala
kazdemu rodakowi stawac sie doskonalym znawca muzyki, chocby -
wczesniej i pozniej - nic zgola nie mial z nia do czynienia. Atak zwany
jest powszechnie "Konkursem Chopinowskim", a ten byl XIII z rzedu, tyle
ze o mniejszym nieco nasileniu, bo do konkurencji z nim wystapila inna
choroba, o drugim dopiero nawrocie, pod nazwa <>.


Warto przypomniec muzycznego schorzenia poczatki, bo to juz nawal czasu
i malo kto pamieta, jakkolwiek sprawy dawne i te dzisiejsze sa nieco
podobne.  - Bylo po I wojnie swiatowej, ktora nie tyle przetrzebila
fizycznie, ile zubozyla kulturalna inteligencje miejska tudziez
arystokracje.  Sale koncertowe i teatralne zaczely pustoszec, bo swiezo
wzbogaconej na wojennych szwindlach warstwie spoleczenstwa nie sztuka,
jeno kabarety zaczely byc potrzebne tudziez sport, no i calkiem swiezo
gromadzaca ludzi przy stolikach czworkami zaraza z angielska zwana:
bridge.

W pieknie zbudowanej i w Roku Panskim 1901 otwartej Filharmonii
Warszawskiej jedna czwarta zapelnionej (na 2 tysiace miejsc!) sali
uchodzila za frekwencje nie najgorsza, a zreszta muzycy orkiestry
dorabiali sobie gra w nocnych knajpach fokstrotow, o ilez piekniejszych
niz dzisiaj:




        Jadz do Mahagone, hen do Afryki,
        Patrz, jak caly plone, mam apetyt lwi.
        Tam spelnisz moje sny, gdy na cy-cy-cy-cy-
        trze zagram ci!



Przygladajac sie temu wszystkiemu ze zgroza profesor Wyzszej Szkoly
Muzycznej im. Fryderyka Chopina - Jerzy Zurawlew wpadl na pomysl walki
z meczami sportowymi za pomoca imprez o podobnej konstrukcji i
atrakcyjnosci. Dotychczas mialo to forme turniejow muzycznych.  W tym
czy innym miescie zjezdzali sie dwaj slawni wirtuozi i dawali kolejne
wystepy, a krytycy (u nas ze znakomitym Mochnackim na czele) tudziez
publicznosc przyznawaly palme pierszenstwa jednemu lub drugiemu. Tak
bylo w Warszawie w 1829 r., kiedy staneli ze smyczkami do rywalizacji
Paganini z Lipinskim, obwolani obaj za jednako znakomitych.

Zurawlew pomyslal rzecz nowoczesniej: wieksza grupa rywalizujacej
mlodziezy, kilkunastoosobowe jury i szereg nagrod przyznawanych kolejno
mlodym wedle stopnia umiejetnosci. Gra mialaby sie odbywac w sali
Filharmonii Warszawskiej, ze zas Szkola Chopina nalezala do
Warszawskiego Towarzystwa Muzycznego, na ktorego czele stal ks.
Czetwertynski, zaprzyjazniony z prezydentem Moscickim, wiec uzyskal
wkrotce patronat Glowy Panstwa i potrzebne pieniadze, a za pole
konkurencji przyjeto utwory Chopina, co dawalo jednoczesnie kulturalna
reklame swiezo z martwych powstalemu Panstwu.

Rezultatem takich zabiegow byl I Konkurs Chopinowski w styczniu 1927, z
jury wylacznie polskim i ledwo 26 kandydatami z 8 krajow, a na dobro
jurorow trzeba zapisac, ze choc nasze stosunki z ZSRR byly raczej
ozieble, laureatem I nagrody zostal moskwiczanin Lew Oborin.

Przelecialo lat wiele i calkiem swiezo wrocil z USA jeden z naszych
raczej przecietnych krytykow muzycznych, zeby - oszolomiony blaskiem
Stanow - obwiescic wszem wobec, ze dzisiaj Konkurs Chopinowski jest w
skali swiatowej impreza trzeciorzedna, co nieprawda i dosc latwo uda sie
tego dowiesc.

Przede wszystkim jest najstarszym konkursem podwojnie monograficznym, bo
majacym za przedmiot utwory jednego kompozytora, a ponadto na jeden i
ten sam instrument.  W naszej nowej Encyklopedii Powszechnej PWN, o
ktorej niedawno wyrazalem sie na tych lamach jak najgorzej, sa przecie
miejsca godne pochwaly (jak nad lozkiem kokoty rozaniec).  Mam na mysli
spis ponad 60 najwazniejszych na swiecie konkursow muzycznych na
swiecie.  Coz ze spisu wynika, ze 1. warszawski chopinowski jest
najstarszy, 2. nalezy do rzadkich konkursow monograficznych, 3. mial w
jury (co wazne)  najslawniejszych pianistow tego wieku, zeby wspomniec
tylko z minionych bez mala 70 lat:  Paula Weingartena, Margerite Long,
Emila Suaera, Harry Neuhausa, Artura Benedetti-Michelangeli, Artura
Rubinsteina, Brunona Seidelhoffera, Nadie Boulanger, Mieczyslawa
Horszowskiego, Witolda Malcuzynskiego.

Nazwiska blyszczace w koronie imprezy, ale czy realnie potrzebne az w
takiej ilosci?...  Z okazji VII Konkursu, w ktorym gralo 76
kandydatow z 30 krajow, jurorzy musieli wysluchac juz na pierwszym
etapie przez 10 dni: po 36 razy Poloneza-Fantazje, 23 razy Andante
Spianato; po 15 razy Poloneza As i 13 razy Poloneza fis. Czy w takiej
sytuacji mozna jeszcze przypuszczac, ze jurorzy za kazdym przesluchaniem
zdobywali sie na swiezosc uwagi i wrazliwosci?...  Raczej tylko belfrzy
nawykli do codziennego sluchania po wiele razy tych samych utworow
zdolni byc mogli do niejako automatycznych reakcji na palcowe pomylki
sluchanej mlodziezy, bo zreszta wszyscy juz w swoich krajach
przygotowane mieli ogolne koncepcje dziel bardzo starannie.

Stad, ze sprawy toczyly sie w chronicznie wojowniczej Warszawie -
jurorzy mieli, poza wyjatkami, jak zgodnosc w ocenie Marthy Argerich czy
Krystiana Zimermana, w publicznosci zacieklych, gotowych wzniecic jedno
powstanie wiecej, nieprzyjaciol. Oto kilka przykladow:  w II konkursie z
1937 r. grala moja sliczna przyjaciolka, jeszcze ze studiow paryskich,
Japonka Chieko Hara, ktora zachwycila publike tym w dodatku, ze
wystepowala w barwnym kimonie, alisci nieczule jury przyznalo jej ledwo
drugi dyplom uznania, co tak rozwscieczylo sluchaczy, ze byliby wzieli
sie do okladania sedziow, gdyby nie grupa bogatych melomanow (bywali
jeszcze tacy, bywali... ), ktora z miejsca ufundowala dla Chieko tak
wysoka "Nagrode Publicznosci", ze piekna dziewczyna juz bez lez w oczach
grala w salonie mojej Matki, gdzie poznali sie i rozkochali w sobie
Witek Malcuzynski z Colette Gaveau.

Druga awantura wybuchla stosunkowo niedawno, gdy jury w ogole nie
dopuscilo do finalow bardzo dziwacznie uzdolnionego, ale fascynujacego
Jugoslawianina Ivo Pogorelica, co doprowadzilo do wscieklosci nie tylko
publike, ale i czesc jury:  Martha Argerich i angielski juror - Louis
Kentner z miejsca opuscili Warszawe, wszystkie zagraniczne psy wieszajac
na polskiej imprezie.  A Pogorelic?  Zrobil na porazce fantastyczna
kariere.


Trzeci i jak dotychczas ostatni skandal wybuchl po ogloszeniu werdyktu
XIII Konkursu, moca ktorego I nagrody nie przyznano w ogole, a dwie
drugie dostali Francuz - Philippe Giusiano i Rosjanin Aleksiej Sultanow
i on tym razem obrazil sie na jury, odmowil przyjecia nagrody, a takze
grania na popisie laureatow.  Publicznosc raczej sie rozpytywala:


- Jak pan mysli? Wygra Walesa, czy nie wygra?


Siedzac w aucie przypominalem sobie jeszcze ten moment, gdy mlodziez na
sali po grze Sultanowa szalala z zachwytu, a kamera TV przerzucila sie
na podnoszace sie z foteli smutne panie z jury: mialy tluste pupy we
lzach, ze u nich w klasach tak Chopina sie nie gra; grac nie wolno!

Otoz i problem! Kazde pokolenie ma prawo do ksztaltowania dziel sztuki
na miare swoich gustow. Giusiano i Sultanow grali Chopina rownie dobrze,
tylko zupelnie inaczej. Giusiano z wykwintna elegancja, jak pewno grywal
sam Fryderyk na wieczorkach u pani Sand, gdy goscie pod jego dyktando
tanczyli niektore mazurki i walce. Sultanow zas szalal po klawiaturze,
jak zeby ujezdzal Chopina w kozackim siodle na stepach Kirgizji.

Czy wiec dla potrzeb wspolczesnosci tworzyc dwa odrebne jury: jedno
zlozone z konserwatywnych dam wytrwale trzymajacych sie stylu
salonowego, a drugie z dzokejow ze Sluzewca?


Doprawdy nie wiem, sam nie wiem! Jedno zdaje mi sie pewne, ze jesli
warszawskie jury przed nastepnym konkursem nie zostanie poddane
gruntownym zabiegom geriatrycznym: odmlodzone w skladzie, co osiadzie za
pulpitami ze zrewidowanymi regulaminami przed soba, wowczas - niesforny
krytyk co wrocil z Ameryki bedzie mial racje twierdzac, ze imprezy
warszawskie z poteznych ogarow zeszly na lekcewazone skowyrki (tak sie u
nas w poznanskim nazywalo byle jakie psy w obejsciach).

Wyszedlszy z audutorium Filharmonii musialem jeszcze przejsc przez foyer
zamienione - zgodnie z zaleceniami III RP handlowej - na targowisko
przeroznych towarow opatrzonych monogramami Fryderyka. Byly tam
pierniczki, czekoladki, butelki z roznymi trunkami, koszulki. Brakowalo
jeno z podobiznami Frycka nocniczkow, co przy uzyciu gralyby Etiude
Rewolucyjna, gwoli popedzenia siusiajacych.

Dojezdzajac poznym wieczorem do domu, myslalem sobie jeszcze, ze mnie
osobiscie - cokolwiek stanie sie wokol - Chopin zawsze bedzie wzruszal
do lez, nawet jesli nie sama muzyka, to poetyckim konterfektem
utrwalonym przez K. I. Galczynskiego:





        Dobry wieczor, monsieur Chopin.
        Jak pan tutaj dostal sie?
        Ja przelotem z gwiazdki tej.
        Byc na ziemi to mi lzej:



        Stary szpinet, stary dwor,
        Ja mam tutaj cos w C-dur
        (taka drobnostke prosze pana),
        w starych nutach stary spiew,
        jesien, leca liscie z drzew.



        Pan odchodzi? Hm. To zal.
        Matko Boska, w taka dal!
        Rekawiczki. Merci bien.
        Bon soir, monsieur Chopin.






- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -


Trzy nutki dyzurnego melomana:  Co decyduje o randze konkursu
muzycznego? Chyba nie nazwiska jurorow. Duzo bardziej
decydujacym czynnikiem sa dalsze losy laureatow glownych nagrod. I tu
Konkurs Chopinowski wydaje sie potwierdzac swa renome. Przyjrzyjmy sie:
laureaci pierwszych nagrod: Bella Dawidowicz (1949, ex aequo), Maurizio
Pollini (1960), Martha Argerich (1965), Garrick Ohlson (1970) czy
Krystian Zimerman (1975) porobili kariery wielkiej klasy i sa dzis
gwiazdami na skale miedzynarodowa. Podobnie sporo laureatow
dalszych nagrod, jak chocby Vladimir Ashkenazi (1955, bodaj trzecia
nagroda) czy Mitsuko Uchida (1970, druga nagroda). W tym swietle mocno
niepokoi, ze juz drugi konkurs z rzedu nie wylonil zdobywcy pierwszej
nagrody. Wyrzadza sie w ten sposob mlodym artystom krzywde, gdyz nagroda
taka jest niejako katapulta umozliwiajaca pionowy niemal start zawodowy.

Nie znaczy to oczywiscie, ze ktos, kto nie wygra zadnego konkursu, nie
ma szans na kariere. Estrada zna wielu czasem wybitnych artystow, ktorzy
zadnego wspolzawodnictwa nie wygrali, a mimo to kariery zrobili.
Wygranie konkursu jednak bardzo pomaga, a im wazniejszy konkurs, tym
lepiej.


Konflikty, a ktorych pisze Waldorff, sa znane i w innych konkursach.
Pianistyka jest jednak sztuka i efekty sa tu podobne jak w sportach
niewymiernych, chocby lyzwiarstwie figurowym. Sam pamietam jeszcze
wiecej skandali, chocby w roku 1960, kiedy to Artur Rubinstein
faworyzowal pewnego Meksykanina, a jury go nie uznalo (jury chyba
mialo racje, bo o artyscie owym sluch zaginal, ale gdyby wygral
konkurs, to kto wie...) Z kolei w roku
1970 zaistnial inny skandal, gdy samemu Rubinsteinowi polskie MSW
odmowilo wizy wjazdowej. Coz, taki byl wowczas <>;
marzec 1968 byl tylko dwa lata wczesniej.

Mysle jednak, ze skandale maja znaczenie najwyzej drugorzedne.
Czekam wiec zawsze na to, czy nazwiska znane z Konkursu
Chopinowskiego wyplyna na powierzchnie, czy tez nie. Obawiam sie, ze
ostatnim byl Pogorelic, a od tego czasu glucha cisza. Laureat
I nagrody z 1980 r., narodowosci wietnamskiej znikl tak skutecznie
z horyzontu, ze sam zapomnialem jego nazwiska. A ciszej nawet jakby o
zdobywcy tej samej nagrody z 1985 r., ostatnim jak dotad,
Rosjaninie Stanislawie Buninie. Cos tu nie tak.<>

________________________________________________________________________

Redakcja "Spojrzen":spojrz@k-vector.chem.washington.edu, oraz
                    spojrz@info.unicaen.fr

Serwery WWW:
http://k-vector.chem.washington.edu/~spojrz,
http://www.info.unicaen.fr/~spojrz

Adresy redaktorow:  krzystek@magnet.fsu.edu (Jurek Krzystek)
                    karczma@info.unicaen.fr (Jurek Karczmarczuk)

Stale wspolpracuja: mickey@ruby.poz.edu.pl (Michal Babilas)
                    bielewcz@io.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz)
                    zbigniew@engin.umich.edu (Zbyszek Pasek)

Copyright (C) by Jurek Krzystek (1996). Copyright dotyczy wylacznie
tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem
zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu.

Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji.

Numery archiwalne dostepne przez WWW i anonymous FTP z adresu:
k-vector.chem.washington.edu, IP # 128.95.172.153. Tamze wersja
PostScriptowa "Spojrzen".
_____________________________koniec numeru 126_________________________