______________________________________________________________________
                                            ___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
_______________________________________________________________________

    Piatek, 17.02.1995          ISSN 1067-4020             nr 118
_______________________________________________________________________

W numerze:

       Stanislaw Janecki,
       Roman Strzemiecki - Swiadectwo niedojrzalosci
    Tadeusz K. Gierymski - Halina Poswiatowska - Non omnis moriar?
           Ludwik Stomma - Mityczne urazy
     Krzysztof Charchula - Internet dla Szkol
_______________________________________________________________________

Myslelismy, aby w zeszlym numerze poswiecic troche wiecej miejsca
obchodom rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau, ale troche nam
odwagi zabraklo. Wszyscy wiedza jakie to spowodowalo nieprzyjemnosci.
Dla ludzi, ktorzy nie chca sie ostro angazowac przeciwko komukolwiek kto
nie mial zlych intencji, nie ulega jednak watpliwosci, ze ze strony
polskiej doszlo do zmarnowania okazji poprawienia atmosfery wokol
problemow polsko-zydowskich. Typowe tytuly we francuskiej prasie byly
raczej ostre, niezbyt poblazliwe dla polskich organizatorow: "Pamiec
Polakow nadal zgrzyta", "Polska przywlaszcza sobie Shoah", itp. Krotka
notatke o aktualnej atmosferze wokol Zydow w Polsce opatrzono tytulem:
"Ponad 30% Polakow *nie chce sie przyznac* do antysemityzmu"
(podkreslenie moje, JK).

Nasze wladze rozegraly przygotowanie tej ceremonii bardzo zle. Odlozenie
kaddyszu na czesc ceremonii po wyjezdzie oficjalnych gosci, zwlekanie z
zaproszeniami i eksponowanie w Krakowie przez prezydenta wszystkiego,
tylko nie holokaustu zydowskiego, itp. zaakceptowac nie sposob.
Potwornie zepsulismy sobie znowu opinie. Pytanie: czy jednak naprawde
mielismy jakas szanse? My jako nacja, a nie tylko nasze ulubione wladze?
(Nb.: wiadomo, ze delegacja grecka nie przyjechala, gdyz sprawdzili, ze
gdzies tam miala wisiec flaga macedonska. Kto na tym zyskal?)

Trzeci tydzien mija, a w prasie szum jeszcze nie wygasl. Jeden z
czolowych gosci, laureat nagrody Nobla Elie Wiesel udzielil kilku
wywiadow. W pierwszym mowil o koniecznosci pamietania, roznicy miedzy
zemsta a pamiecia, skrytykowal organizacje obchodow, ale z naciskiem
podkreslil, ze jest przeciw odpowiedzialnosci zbiorowej i nie zyczy
sobie, aby teraz znowu przyklejano etykietki narodom, tak jak kiedys
przyklejono Zydom. W nastepnym wywiadzie stwierdzil jednak, ze Walesa
pewnie antysemita nie jest, tylko tak sie zachowuje, bo musi dbac o swoj
elektorat. Zbaranialem... A gdy stwierdzil, ze nie ma co sie dziwic,
bo w 1988 r. Walesa mu wyznal prywatnie, ze w jego rodzinie byli
antysemici, dalem sobie spokoj, gdyz nie sadze, aby nawet laureat
nagrody Nobla mial prawo do zdradzania zaufania swoich rozmowcow.
Jeszcze przeczytalem zdanie, ze owszem, i Polacy byli ofiarami nazistow,
ale oni, Zydzi byli w takim razie ofiarami ofiar, po czym zmienilem
lekture.

Wiadomo bylo, ze grupa ludzi zwiazana z rabinem Weissem od poczatku byla
przeciwna polskim obchodom i rownolegla manifestacja byla planowana od
dawna. Moze w ogole trzeba bylo to rozdzielic na spokojnie i ugodowo?
Nie bylo by teraz malo przekonywujacych oskarzen, ze to przez tamtych. A
niejaki Pierre Weiss (nikt z rodziny) pisze w tutejszej prasie, ze od
samego poczatku byl przeciw tej "tragifarsie" i nawet namawial Simone
Veil i Wiesela, aby zrezygnowali. Ze nie ma zadnych obchodow wyzwolenia,
bo cmentarza sie nie wyzwala.

Prosze Panstwa, mysle, ze walczyc z niczyja utarta opinia sie nie da.
Nie tak dawno mialem w rece ksiazke - zbior krotkich pamietnikow Zydow
ocalalych z pogromu, z polnocnej czesci Polski. Rozne, wstrzasajace
rzeczy pisali. Jeden wspomina, jak wracal do kryjowki w lesie i juz z
daleka slyszal jeki mordowanych, wrzaski i strzaly. To AKowcy "zabawiali
sie" z jego rodzina, nikt nie ocalal. I teraz on juz jest stary i mgla
mu to zachodzi, ale jedna mysl od tych czasow pozostala niezmienna:
<<zemscic sie na Polakach>>. Nie mam najmniejszego zamiaru komentowac
tego tekstu, zwracam tylko uwage, ze i to nalezy do pamieci pewnego
pokolenia ocalalego z wichury.

Co robic? Na pewno nie bawic sie w idiotyczny ping-pong. Chyba tylko
skorzystac ze slow Wiesela: jedyna bronia niech bedzie pamiec. Ale moze
dobra pamiec, a nie pamietanie, ze jakis prezydent cos prywatnie
chlapnal? Dokumentowac. Wspaniala role odegral Marek Halter, pisarz,
filmowiec i dzialacz polityczny, mieszkajacy we Francji Zyd z Polski.
Jego ostatni film <<Tzedek>>, dokument o tych co ratowali Zydow w czasie
wojny zainaugurowal festiwal berlinski, ale od Lanzmanna doczekal sie
tylko slow pelnych nienawisci.

Bo pamiec bywa rozna. Jak wiadomo, obchodzi sie teraz takze
piecdziesiaciolecie bombardowan Drezna, gdzie w ciagu paru godzin
zginelo kilkadziesiat tysiecy ludzi, nikt nie wie ilu, bo bylo tam
mrowie uciekinierow ze wschodu. Ewakuowanym dzieciom zawiazywano oczy,
zeby nie widzieli zwalow trupow i rozpaczy zywych. Ale na obchodach byla
delegacja z Coventry zniszczonego w 1940 i byli duchowni ze wschodu.
Ogolna atmosfera byla spokojna, organizatorzy chcieli zwrocic takze
uwage, ze wspolczesna generacja jest raczej ofiara Hitlera niz jego
spadkobierczynia. Podkreslili, ze te obchody maja sie zupelnie nijak do
problemu oswiecimskiego. Ale byla i skrajna prawica, ktora zada procesu
o ludobojstwo autorow nalotow na Drezno, a takze lewacy, ktorzy
maszerowali z haslami "nie mylmy katow z ofiarami".

Tzvetan Todorow napisal kiedys: "Przyslowie mowi, ze kto zapomina
historie jest skazany na jej powtorzenie. Ale problem w tym, ze
znajomosc tej historii niczego pod tym wzgledem nie zmienia!"

Czasami mam wrazenie, ze jestesmy (wszyscy, niezaleznie od przynaleznosci
etnicznej) pokoleniem tych, co wyszli z Egiptu. Zaden z zyjacych nie
doczeka Ziemi Obiecanej i pojednania. Tymczasem robimy co mozemy, by te
Ziemie zatruc naszym wnukom i przygotowujemy ich moralnie, aby i oni w
przyszlosci pastwili sie nad naszymi zwlokami.


                                                                  J.K_uk
________________________________________________________________________

<<Wprost>>, 1.01.1995.

Stanislaw Janecki, Roman Strzemiecki

                       SWIADECTWO NIEDOJRZALOSCI
                       =========================

    Na kazdego z ponad 100 tys. mlodych Chinczykow studiujacych w USA
    czeka w kraju miejsce pracy. Kazdego z kilku tysiecy mlodych Polakow
    studiujacych w panstwach zachodnich czeka w kraju niewiadoma


- Kiedy uslyszalem, ze w Polsce jest dwukrotnie mniej studentow na 10
tys. mieszkancow niz w rozwinietych krajach Zachodu, a amerykanski
dyplom uchodzi za przepustke do przyszlosci, skoczylem na gleboka wode.
Dzis nie wiem, czy bylo warto - mowi studiujacy w Miami Piotr
Goszczynski.

Jego sceptycyzm bierze sie stad, ze zarowno Amerykanie jak i Polacy z
amerykanskimi dyplomami, ktorzy przyjezdzaja do Polski, napotykaja
bariere niekompetencji oraz niemoznosci. Wlasciwie nikt ich nie chce,
przynajmniej nie za pieniadze, ktore zainwestowali w wyksztalcenie.
Goszczynskiemu udalo sie zapisac na amerykanski uniwersytet dzieki
dobrej znajomosci angielskiego i pomyslnie zdanemu testowi GRE
(<<Graduate Record Examination>>), wymaganemu na studiach magisterskich.
Musi placic rocznie ok. 16 tys. USD, z czego prawie polowe pokrywaja
stypendia. Studia na uniwersytetach stanowych kosztuja 12,7-20,6 tys.
USD, zas na uczelniach prywatnych trzeba zaplacic 15,3-27,6 tys. USD.

Uczelnia nie przyjmie kandydata, ktory nie ma zapewninych srodkow na
studia. Mozna je zdobyc w Polsce, uzyskac stypendium jedenj z prywatnych
fundacji w USA lub ubiegac sie o wsparcie finansowe ze strony
uniwersytetu.

          Studenci nie moga liczyc na to, ze zarobia na nauke w
                 trakcie pobytu w Stanach Zjednoczonych,

poniewaz musza uczestniczyc we wszystkich zajeciach. Prace moga podjac
tylko wtedy, gdy jest ona nadzorowana przez uczelnie, na ktorej
studiuja. Kiedy juz ma sie pieniadze, studiowac mozna praktycznie na
dowolnym roku, zdajac wczesniej odpowiednie testy. Z dyplomem
renomowanej uczelni w kieszeni mozna w Ameryce bez trudu otrzymac dobrze
platna posade. Swiadczy on bowiem o tym, ze kandydat wykonal mordercza
robote, czesto pracujac po czternascie godzin na dobe.

"Jezeli nie zmienimy systemu finansowania nauki, za kilka lat Polska
moze sie stac odizolowanym od cywilizacji skansenem" - powtarzal
wielokrotnie minister edukcji Aleksander Luczak. Praktyka dowodzi, ze
dramatycznym apelom o zdobywanie wyksztalcenia towarzyszy na ogol
mizerna wiedza na temat rynku pracy.

- W Ameryce slowa traktuje sie powaznie: kiedy ktos zacheca do
przyjezdzania do Polski, gdyz jest tu tyle do zrobienia i potrzeba wielu
fachowcow, to zainteresowany ma prawo sadzic, ze uslyszal prawdziwa
informacje i przyjezdza - mowi Goszczynski. W Polsce okazuje sie, ze
nie wiadomo nawet, jaka wartosc ma amerykanski dyplom. Zatrudnienie
mozna znalezc niemal wylacznie w przedsiebiorstwach zagranicznych. Nie
jest to zreszta wylacznie polski "wynalazek". Do stolicy Czech
przyjechalo ok. 30 tys. mlodych Amerykanow, ktorzy szybko sie
przekonali, ze nie ma tam zadnej pracy odpowiadajacej ich kwalifikacjom.
Do Polski - na szczescie - przybylo ich nie wiecej niz siedmiuset.

Paradoks sytuacji polega na tym, ze Polska rzeczywiscie potrzebuje
wyksztalconych na Zachodzie fachowcow i ze uzyskany tam dyplom ma duza
wartosc. Nie udaje sie tylko tych dwoch rzeczy polaczyc. Tymczasem od
poczatku lat 90, kazdego roku

       w Stanach Zjednoczonych studiuje ponad 100 tys. mlodych
       Chinczykow, 40 tys. Koreanczykow, wielu Japonczykow, przybysze z
       Indonezji, Filipin, Chile, Argentyny czy poludniowej Afryki.

Oni rowniez sami placa za nauke (w Chinach czesc kosztow pokrywa
panstwo), ale po powrocie czekaja na nich miejsca pracy wymagajace
najwyzszych kawlifikacji. Praktycznie caly <<establishment>> krajow
poludniowo-wschodniej Azji ksztalcil sie na uczelniach amerykanskich.
Fidel Ramos, prezydent Filipin, absolwent akademii wojskowej West Point,
uwaza to za zrozumiale i naturalne.

Tymczasem Polak, ktory zda mature albo ukonczy studia nie w Nowym Jorku,
ale np. w Tadzykistanie, moze wracac do Polski z przekonaniem, ze
posiada swiadectwa lub dyplom w pelni uprawniajacy go do zdobycia
interesujacej pracy. Polak powracajacy z amerykanskim dyplomem takiego
przekonania nie ma. Nie podpisalismy dotychczas ze Stanami Zjednoczonymi
stosownej umowy dwustronnej. Polska ratyfikowala natomiast konwencje
praska z 1972 r. (o uznaniu dyplomow, tytulow i stopni naukowych),
podpisana z owczesnymi panstwami RWPG. Z krajami tymi zawarlismy pozniej
umowy dwustronne o rownowaznosci dokumentow. ZSRR przeszedl juz do
historii, zas panstwa, ktore sie z niego wylonily, przestrzegaja
radzieckich umow do czasu podpisania nowych - dwustronnych.

- W USA system edukacyjny jest bardzo zroznicowany - zaleznie od
stanu. Nieco na innej zasadzie, ale rownie zroznicowana jest struktura
ksztalcenia w Wielkiej Brytanii, ktora zreszta nie kwapi sie do
podpisywania umow dwustronnych. Londyn uwaza, ze sprawe zalatwia
konwencja paryska - mowi Waldemar Kowalewski, doradca ministra
edukacji. Konwencja ta, podpisana pod patronatem UNESCO w 1979 r. w
wyniku ustalen Konferencji Bezpieczenstwa i Wspolpracy w Europie, mowi
co prawda o "uznaniu dowodow wyksztalcenia", ale do uznania ich
rownowaznosci wciaz jeszcze daleko.

Co wiec robic z dyplomem, ktory jest wazny, ale nie w Polsce? Jesli na
ktorejs polskiej uczelni wyszczegolniony w dokumencie kierunek nauczania
istnieje, wowczas - zgodnie z rozporzadzeniem MEN sprzed trzech lat -
nostryfikacji dokonuje odpowiednia rada wydzialu, a jesli w Polsce tego
kierunku nie ma, wowczas taka rade wyznacza ministerstwo. Jak juz
wspomniano, wiekszych trudnosci nie maja absolwenci uczelni z dawnych
panstw RWPG. Tyle, ze gwaltownie spada liczba ksztalcacych sie w tych
panstwach Polakow. - Jest mniej chetnych niz miejsc - mowi Boguslaw
Szymanski, dyrektor Biura Ksztalcenia Zagranicznego. W tej chwili

      w krajach bylej RWPG studiuje ok. 800 polskich studentow.


Kilkanascie procent z nich to dzieci dyplomatow, ktorzy sami oplacaja
nauke. Dzieki stypendiom rzadu polskiego na studia do wspomnianych
krajow wyjezdzalo w ostatnich latach nie wiecej niz po 60-65 osob.
Prywatnie w panstwach tego obszaru studiuja doslownie jednostki.
Polskich naukowcow uzupelniajacych na Wschodzie wyksztalcenie jest nie
wiecej niz stu.

Tak naprawde Polakow moga zainteresowac tylko niektore kierunki
ekonomiczne w Budapeszcie i szkoly artystyczne w Pradze. Ale Czesi i
Wegrzy zmieniaja system ksztalcenia i nie chca przyjmowac przybyszow z
centralnej Europy na pelne studia. Jest to zreszta zjawisko powszechne:
- kazde panstwo, kazda uczelnia chcialaby zarabiac na czesnym -
zauwaza Waldemar Kowalewski. W rezultacie MEN opowiada sie za wysylaniem
stypendystow na studia czesciowe - po drugim, trzecim roku nauki w
kraju, kiedy sa oni juz do studiowania przygotowani.

W krajach zachodnich nie ma w ogole obywateli polskich, ktorzy odbywaja
pelbe studia na koszt panstwa. Miroslaw Kownacki z Almaturu, najwiekszej
polskiej firmy posredniczacej w zdobywaniu przez polskich licealistow
(prywatnie) wiedzy w USA (ok. 100 osob; koszt 6 tys. dolarow za rok
szkolny), ocenia, ze 20-25 proc. "jego" uczniow potrafi oplacic swoje
studia w USA, korzystajac ze stypendiow uczelnianych badz kredytow
publicznych. Wedlug Kownackiego, Amerykanie maja doskonaly system
wylapywania ludzi zdolnych i pracowitych, a nasi licealisci z reguly
dosc szybko doszlusowuja do amerykanskiej czolowki szkolnej.

Od 1990 r. dziala szeroko zakrojony program wspomagania naszych uczelni
wyzszych - "Tempus", uruchomiony przez Unie Europejska, a finansowany z
funduszu PHARE. Na stypendia indywidualne (roczne) w latach 1990-1991 i
1991-1992 wyjechalo 1574 studentow (glownie do Wielkiej Brytanii,
Francji i Niemiec), a w ramach wspolpracy miedzyuczelnianej - 3796.
Zaliczaniem tego okresu nauki zaj,uja sie rady wydzialow na delegujacych
ich uczelniach. Ocenia sie, ze w krajach zachodnich uczy sie lacznie od
3 do 5 tys. mlodych Polakow.

Latwego zycia nie maja natomiast licealisci legitymujacy sie
amerykanskimi swiadectwami. W niektorych stanach szkoly srednie wydaja
cos na ksztalt odpowiednika swiadectwa dojrzalosci (matury tam nie ma),
ale z zaznaczeniem, ze uprawnia ono do studiowania tylko w danym stanie.

       Od konca 1993 r. obowiazuje rozporzadzenie MEN gwarantujace
               zaliczenie uczniowi okresu nauki w USA.


Jeszcze w 1994 r. zdarzalo sie jednak, ze dyrektorzy liceow nakazywali
uczniom powracajacym ze Stanow powtarzanie roku. - To zawisc i rzucanie
klod pod nogi - komentuje Kownacki.

Bywa tez, ze dyrektor uznaje okres nauki za granica (z wyjatkiem
polskiego i historii - egzaminy z tych przedmiotow trzeba zdac
eksternistycznie), ale nauczyciel stara sie wtedy udowodnic uczniowi, ze
zmarnowal w Ameryce czas. Odczula to na wlasnej skorze jedna z
licealistek z malego miasta na poludniu Polski. Przed wyjazdem byla
prymuska, po powrocie okazalo sie, ze jej wiedza matematyczna
kwalifikuje sie tylko "na jedynke".

- Strona polska przygotowuje sie do zawarcia umowy dwustronnej o
rownowaznosci dyplomow, tytulow i stopni naukowych z Niemcami. Powinna
ona miec charakter umowy wzorcowej przy podpisywaniu innych porozumien
tego typu - mowi Waldemar Kowalewski. - Najpewniej w styczniu
podpiszemy umowe dwustronna z Austria. Niemcy i Austriacy zastrzegaja
sobie, ze wzajemne uznawanie dyplomow nie daje podstaw do uzyskania
pracy. Tak moze stac sie dopiero, gdy wstapimy do Unii Europejskiej.
Warunki ku temu stwarzaja konwencje Rady Europy, ktore wlasnie
podpisalismy.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Ten bardzo wazny dla naszego rozwoju cywilizacyjnego temat zostal ujety
dosc chaotycznie i o jakies konkretne wnioski trudno. Moze Czytelnicy
zechcieliby podzielic sie wlasnymi doswiadczeniami? Jak dalece wazna
jest sprawa umow miedzynarodowych? Czy rzeczywiscie wazniejsze sa
ustalenia formalne, czy dobre dopasowanie ludzi uczacych sie za granica
do warunkow w kraju?

Zazdrosc i rzucanie klod pod nogi przyjezdzajacym uczniom to fakty.
Jesli jednak tylko to ma do powiedzenia przedstawiciel Almaturu,
instytucji, do ktorej ze wzgledow historycznych nie mam za grosz
zaufania, to spytalbym gdzie oni wysylaja tych uczniow? Z czym naprawde
tamci wracaja?

Czasami mam wrazenie - obym sie mylil - iz pewien procent polskiej
mlodziezy powracajacej z pachnacym zachodnim dyplomem uwaza, ze
wystarcza, aby to byl dyplom amerykanski, jakikolwiek amerykanski, czy
powiedzmy dyplom jakiejs szkoly inzynierskiej francuskiej, aby w Polsce
wszyscy sie w pas klaniali, aby to polska strona, np. przedsiebiorstwo,
w ktorym szuka pracy, sie dostosowalo do jego ambicji i kwalifikacji. A
tego po prostu sie nie da, niezaleznie od tych kwalifikacji.

W ten sposob, paradoksalnie, mlodziez studiujaca w krajach bylego RWPG
moze miec wieksze szanse, bo miala okazje tam niezle dostac w skore.
Choc uwaga o znakomitej pozycji kogos, kto przyjezdza z Tadzykistanu
jest chyba rzewna bzdura. J.K_uk.

________________________________________________________________________


Tadeusz K. Gierymski (tkgierym@k-vector.chem.washington.edu)

                HALINA POSWIATOWSKA - NON OMNIS MORIAR?
                ========================================


W dostepnych mi wierszach Haliny Poswiatowskiej, jak na przyklad:

	
     jestem zaczadzona pieknem mojego ciala.
     patrzylam dzisiaj na siebie twoimi oczyma. Odkrylam
     miekkie zagiecie ramion znuzona okraglosc piersi ktore
     chca spac i powoli na przekor sobie staczaja sie w dol.
     Moje nogi rozchylajace sie oddajace bezmiernie az po
     krance ktorych nie ma to co jest mna i poza mna
     pulsuje w kazdym lisciu w kazdej kropli deszczu.
     widzialam sie jakby przez szklo w twoich oczach
     patrzacych na mnie czulam twoje rece na cieplej napietej
     skorze moich ud i posluszna twojemu rozkazowi
     stalam naga naprzeciw wielkiego lustra.
     a potem zaslonilam oczy twoje zeby nie widziec i nie czuc
     samotnosci mojego rozkwitlego toba ciala.

uderza mnie jej lapczywy erotyzm, kult ciala, ped do intensywnego
przezycia zmyslowego jako afirmacji wlasnego zagrozonego i
efemerycznego istnienia. Oddech smierci stale ja ziebil do szpiku kosci.


     ja mine
     ty miniesz
     on minie
     mijamy
     mijamy
     woda liscie umyla olszynie

     nad woda
     olszyna
     czerwona
     zmarzla moknie
     mijam
     mijasz
     mija
     a zawsze tak samotnie

     minales
     minelam
     juz nas nie ma
     a ten szum wyzej
     to wiatr
     on tak bedzie jeszcze wiecznosc wial

     nad nami
     nad woda
     nad ziemia

Zwrocmy uwage na granice jej zycia: 1935 - 1967; urodzona w Czestochowie
i tam, mlodziutka, pochowana. Ciezko chora byla na serce, a poslubila
kogos jeszcze bardziej schorowanego i owdowiala szybko.

     jestem zapiety
     cierpka agrafka
     nie mam ust
     w sztywnym przescieradle
     przedmiot z krzyczaca noga
     piec palcow
     pod winda
     rzucony na lup.
     (...)

Trudna operacja w Nowym Jorku dala jej kilka lat zycia; kolejna w Polsce
zgasila je. A w miedzyczasie? Chce trwac, probuje ucieczki w
rzeczywistosc milosci:

     w twoich doskonalych palcach
     jestem tylko drzeniem
     spiewem lisci
     pod dotykiem twoich cieplych ust

     zapach drazni - mowi: istniejesz
     zapach drazni - roztraca noc
     w twoich doskonalych palcach
     jestem swiatlem

     zielonymi ksiezycami plone
     nad umarlym ociemnialym dniem
     nagle wiesz - ze mam usta czerwone

     - slonym smakiem nadplywa krew -

Pisze, jak gdyby zyc i kochac to bylo to samo, ale jakos nie wydaje  sie
sama wierzyc, ze w milosci znalezc mozna odpowiedz na groze  niebytu:

     Jestem Julia
     mam lat 23
     dotknelam kiedys milosci
     miala smak gorzki
     jak filizanka ciemnej kawy
     wzmogla
     rytm serca
     rozdraznila
     moj zywy organizm
     rozkolysala zmysly
     (...)

     milosc
     tak ona jedna
     nie podlega uplywowi czasu
     trwa -
     jesli jest - jest wieczna
     a jesli jej nie ma
     klepsydry oceanow tocza ziarna piasku
     ksiezyc nieustannie odmienia zlota twarz
     pociemnialym swiatlem ciagnie ogromny wiatr

     Nie ma zmilowania
     nie ma odkupienia
     nie ma nas
     nie ma
     nie ma

     Niestety

     kto potrafi
     pomiedzy milosc i smierc
     wplesc anegdote o istnieniu
     zgarniam brunatne plastry ksiazek
     nasluchuje brzeczenia slow
     pomiedzy milosc i smierc
     wplesc
     nikt nie potrafi
     (...)

a sama milosc o smaku gorzkim jak filizanka ciemnej kawy

     odeszla

     jestem Julia na wysokim balkonie
     zawisla
     krzycze wroc
     plamie
     przygryzione wargi
     barwa krwi

     nie wrocila

     Jestem Julia
     mam lat tysiac
     zyje -

W wiersze, w siebie obraca rzeczy, rzeczy od niej trwalsze, (jak te
upiorne rzeczy w upiornym poemacie Szlengela o Zydach).

     nie potrafie byc tylko czlowiekiem
     jest we mnie sploszona mysz
     i lasica weszaca zapach krwi
     i przestrach i poscig
     porosle wlosem mieso
     i mysl
     (...)

     ciekawoscia nacielam kore
     oszlifowalam zastygle zywiczne krople
     zywa tkanke zmieniam codziennie
     na swiecace prochno slow
     (...)

I nie mozna sie oprzec wrazeniu, ze pisze w koncu z rezygnacja,
jak osoba, ktora juz wie dlaczego nie widzi swego odbicia w lustrze.


     Czasem
     steskniona okrutnie
     pojawiam sie ludziom
     w mojej dawnej twarzy
     ide na moich dawnych stopach
     i dotykam ich usmiechem
     dawnymi rekoma

     ale zdradza mnie przejrzystosc skory
     przypominajacej strukture papieru
     i nieruchomosc cienia
     i po przejsciu moim
     brak najlzejszego sladu na sniegu

     i nagle porazeni wiedza
     rozsuwaja sie wyleknieni
     ofiaruja mi wielka biala przestrzen
     bez horyzontu

Ponizszy wiersz, wydany posmiertnie, pochodzi z 1958 r.

     Halina Poswiatowska to jest podobno czlowiek
     podobno ma umrzec jak wielu przed nia ludzi
     Halina Poswiatowska wlasnie teraz sie trudzi
     nad wlasnym umieraniem.

     ona jeszcze nie wierzy ale juz podejrzewa
     i kiedy w sen zaglebia lewa reke to w prawej
     zaciska mocno gwiazde - strzepek zywego nieba
     i swiatlem poprzez ciemnosc krwawi.

     potem gasnie za soba wlokac warkocz rozowy
     ciemniejacy na wietrze nocy groznej i chlodnej
     Halina Poswiatowska - te troche garderoby
     i te rece - i usta co juz nie sa glodne

(...)

                                                                     tkg
________________________________________________________________________

Polityka, 26.11.1994

Ludwik Stomma

                             MITYCZNE URAZY
                             ==============

W <<Gazecie Wyborczej>> z 11.11 artykul Michaila Krasenkowa, rosyjskiego
szchisty mieszkajacego w Polsce, o wrogosci i pogardzie Polakow dla
Rosjan. Pod nim komentarz Wojciecha Maziarskiego ktory stwierdza, ze
Polacy korzystaja na handlu z Rosjanami, a w polnocno-wschodniej Polsce
"goscie zza wschodniej granicy to po prostu zyla zlota. Gdziez wiec ta
pogarda i niechec Polakow do Rosjan, ktora widzi Krasenkow? Chyba w jego
podswiadomosci..."

Doprawdy! - Co ma piernik do wiatraka? Za uroczych czasow kolonializmu
sprzedawalo sie dzikusom perkaliki i swiecidelka w zamian za
najcenniejsze surowce. To dopiero byla zyla zlota! I coz? - Czy z tego
powodu szanowalo sie kontrahenta? - Moja studentka i przyjaciolka,
Beatrice, jest Murzynka dobrze (a to dziwo?) mowiaca po polsku, mogaca
wiec rozumiec uliczne o sobie komentarze. Przy czym jest Beatrice
dziewczyna dewizowa. Zyla zlota! - Czy z tego jednak powodu  przestaje
byc "asfaltem", "malpa", "bambusem" etc.... - A moglaby
opowiedziec barwniejsze sformulowania na swoj temat.

Wrogosc, pogarda, ksenofobia i im podobne nie sa zjawiskami
racjonalnymi, wiec tez nie mozna ich przekupic ani rublami, ani nawet
dolarami. Sa wynikiem wielopokoleniowej edukacji spolecznej i to akurat
(strasznie mi przykro, ale raz sie czegos nie da w calosci zwalic na
komuchow) niekoniecznie wyniesionej z socjalistycznej szkoly.

Przyklad pierwszy: swiadkowie Jehowy. Podczas paru lat badan na wsi
polskiej [<<Stomma jest z wyksztalcenia etnografem - przyp. J.K_ek>>]
spotykalem sie na ich temat wylacznie z reakcjami zawartymi miedzy
pogarda ("kocia wiara"), i stezona nienawiscia. Tymczasem jakie sa
realia!? Owszem, potrafia byc jehowici upierdliwi do granic bolu.
Dzwonek do drzwi - znowu oni! Skad jednak trudnosc we wrzasnieciu i
trzasnieciu drzwiami? - Stad wlasnie, ze sa to goscie, acz zupelnie
nieproszeni, wszelako grzeczni, schludni i slowem sie tylko starajacy
walczyc. Podlug statystyk francuskich, sa swiadkowie Jehowy najmniej
kryminogennym srodowiskiem w kraju. Coz za frajda miec tak spolegliwych
sasiadow. - I coz? - Wolimy ich nienawidzic...

Przyklad drugi: Cyganie. Nie ma zadnej wiarygodnej statystyki, ktora
wykazywalaby jakiekolwiek szczegolne zagrozenie kryminalne czy chocby
- zawezmy temat - zlodziejskie z ich strony. Ale raz jeszcze - co nas
fakty obchodza - Cygan "cygani", porywa dzieci, zreszta jest i
"brudny", i kompletnie niezrozumialy, wiec winny.

Dobrze, dobrze, teraz mozemy juz przejsc do Rosjan. W niektorych
srodowiskach, przyznaje, utrwala sie juz rozroznienie miedzy
bolszewikami i Rosjanami. Rozroznienie, ktorego Jozef Czapski, Gustaw
Herling-Grudzinski, Barbara Skarga czy Jozef Hen dokonali juz iles tam
lat temu, ale jeszcze musza tlumaczyc, ze to Rosjanie wlasnie byli
pierwszymi ofiarami Gulagu. Przenosi to powoli, mozna miec nadzieje,
poza margines animozji narodowych kwestie leninowskich i stalinowskich
zbrodni. Coz jednak dzialo sie wczesniej? - Historia stosunkow
polsko-rosyjskich sprowadza sie, w swietle naszych podrecznikow, do
martyrologii kolejnych powstancow, rzezi Pragi i ciaglego parcia
barbarzyncow na nasze heroiczne przedmurze. Zas smakowity obraz Matejki
<<Batory pod Pskowem>> pokazuje nam bojarow w sobolich futrach na
kleczkach przed naszymi. Azja w prochu, a my juz wchodzimy do NATO.

Nie przypominamy jakos uczniom o zbrodniach popelnionych przez naszych,
kiedysmy panowali nad Moskwa, o niszczeniu cerkwi, o przynoszeniu
uniactwa na ostrzach kopii... Cytuje zawsze i do znudzenia slowa
Teodora Szeremietiewa z poselstwem w Warszawie w 1616 roku: "Rozwiezly
zolnierz wasz nie znal miary w obelgach i zbytkach: zabrawszy wszystko,
co tylko dom zawieral, zlota, srebra, drogich zapasow mekami wymuszal.
Niestety! Patrzeli mezowie na gwalty lubych zon, matki na bezwstyd corek
nieszczesnych! Rozpust i wyuzdan waszych zachowujemy pamiec (...)
Jatrzyliscie serca nasze najobrazliwsza pogarda, nigdy ordak nasz nie
byl przez was nazwany inaczej, jak psem Moskalem, zlodziejem,
zmiennikiem. Od swiatyn nawet Boskich nie umieliscie rak waszych
powsciagnac. W popiol obrocona stolica, skarby nasze, dlugo przez carow
zbierane, rozszarpane sa przez was, panstwo cale ogniem i mieczem
okropnie zniszczone...". - Ale polska mlodziez nie bardzo bedzie
mogla slowa owe zrozumiec. W naszej narodowej lekturze (tak, wiem, ze
nie o Rosjanach sensu stricto, ale przeciez u nas wszystko, co na
wschodzie, to kacapy) ukazuje sie przeciez masakrowanie prawoslawnej
"czerni" jako w pelni moralnie uzasadniony czyn rycerski; Chmielnicki i
jego pulkownicy sa pijanymi paranoikami; zas jedyny ambiwalentny Bohun
przegrywa cywilizacyjnym walkowerem z polskim zawodowym zoldakiem...

Czy sa to stare dzieje? - Otoz nie, niestety. Z winy natury nie zyje
juz zaden z zeslancow 1863 r. Podobnie skarzyc sie nie moga Rosjanie
zamordowani przez polskich kondotierow w 1605 czy 1611 r. Innymi slowy,
nie ma tu kwestii doraznego doswiadczenia jednostkowego. Sa tylko, i one
decyduja, spetryfikowane wyobrazenia zbiorowe. Owe zas prezentuja
Polakom Rosjanina jako pijaka (przyganial kociol garnkowi), Azjate i
nieokrzesanca z nihilistyczna domieszka dziwacznego sentymentalizmu.
Rosjanie z kolei (czego Dostojewski najlepszym przykladem) postrzegaja
Polakow jako uwazajacych sie Bog wie za co paniczykow, klotliwych i
wiecznie niezadowolonych kabotynow. Takie sa mity, ktore determinuja
wystarczajaco liczne postawy indywidualne, ze smialo mozna mowic o
zjawisku spolecznym. Michail Krasenkow ma racje.

Oczywiscie aktualna sytuacja ekonomiczno-polityczna rzeczy nie ulatwia.
Wiesci o gangach, bandytyzmie na drogach, niekoniecznie estetyczne
kontakty z handlarzami ze Wschodu, jakkolwiek bylyby wyolbrzymiane i
zdemonizowane, odzwierciedlaja realne uciazliwosci spoleczne. Jak
wytlumaczyc opinii publicznej, by ich nie uogolniac?

Otoz wytlumaczyc nie sposob. Co nie znaczy, ze tlumaczyc nie nalezy.
Wyobrazenia zbiorowe maja przeciez swoja dynamike i ulegaja
przeksztalceniom. Bardzo to bylo trudne w warunkach PRL-u, kiedy zarowno
obiektywna sytuacja geopolityczna, jak tez nachalna i nietaktowna
propaganda powodowaly antyrosyjski odruch wymiotny (ktory z maturzystow
po osmiu latach obowiazkowego nauczania potrafil choc jako tako wyslowic
sie po rosyjsku? - z moich kolegow zaden!). Rok 1989 dal nam jednak
nowa szanse. Nie te, by publicznie i nieskrepowanie wylewac mityczne
urazy. Te natomiast, ze tylko w warunkach partnerstwa i wolnosci mozliwe
jest korygowanie nienawistnych stereotypow.

Nie, zadne tam slodkie kluchy, slogany i przekonywania. Moze by jednak
wiecej miejsca znalezli w polskich szkolach: Blok, Wysocki, Chlebnikow,
Lermontow, Cwietajewa, Babel, Tymianow...  Jest w czym wybierac. Wiec
moze od tego zacznijmy.

Zas gangami niech sie zajmie policja. Kazdy orze jak moze na swoim
sektorze.

________________________________________________________________________

P. K. Charchula rozeslal po wielu listach dyskusyjnych i periodykach
elektronicznych parowierszowa informacje o tym projekcie, z prosba o
zamieszczenie. Uwazamy, ze temat jest wazny, poprosilem wiec o
szczegoly, za ktore niniejszym bardzo dziekujemy. Mamy nadzieje, ze
sprostaja wyzwaniu zarowno sternicy naszej edukacji jak nasza mlodziez.
Skrocil nieco J.K_uk

Krzysztof Charchula (Krzysztof.Charchula@fuw.edu.pl)

                           INTERNET DLA SZKOL
                           ==================

             program edukacyjny realizowany na Wydziale Fizyki
                       Uniwersytetu Warszawskiego


                           Informacje ogolne
                           -----------------

Grupa naukowcow rozpoczela jesienia 1994 roku na Wydziale Fizyki
Uniwersytetu Warszawskiego prace nad systemem umozliwiajacym polskim
szkolom korzystanie z podstawowych uslug miedzynarodowej sieci
komputerowej Internet.

W wielu krajach swiata z sieci Internet aktywnie korzystaja szkoly. Siec
komputerowa jest  bowiem dla uczniow idealnym narzedziem zaspokajajacym,
tak naturalna w tym wieku, potrzebe poznania swiata i wzajemnego
porozumiewania sie. W sieci mozna znalezc prawie kazda informacje,
porozumiec sie z milionami ludzi na calym swiecie oraz znalezc osoby o
zblizonych zainteresowaniach i interesujacych pogladach.
	
W wielu specjalistycznych bazach danych zebrano informacje interesujace
z dydaktycznego punktu widzenia (zarowno dla uczniow jak i dla
nauczycieli). Autorzy tych tekstow celowo tworza te bazy w taki sposob,
aby zdobywanie wiedzy bylo wyzwaniem intelektualnym odpowiadajacym
psychice mlodego czlowieka. Wielosc informacji, multimedialny sposob ich
prezentacji, latwosc przerzucania sie z jednego konca swiata na drugi
sprawia, ze sieci szybko znajduja coraz szersze grono zwolennikow.
Czesciowo tylko zamierzonym, ale tym cenniejszym skutkiem ubocznym tych
"wirtualnych" kontaktow miedzyludzkich jest mimowolna nauka jezykow
obcych.

Rowniez w Polsce od paru lat w niektorych szkolach, nieraz posiadajacych
juz niezle wyposazone pracownie komputerowe i prowadzacych intensywne
szkolenie informatyczne, potrzeba wlaczenia sie do sieci komputerowej
zostala juz dawno zauwazona. Grupy nauczycieli i uczniow, korzystajac z
przyzwolenia srodowisk naukowych, w wielu przypadkach uzyskaly
ograniczona, fizyczna lacznosc z sieciami komputerowymi. Byly to jednak
inicjatywy jednostkowe, rozproszone i nie powiazane z realizacja
programu szkolenia informatycznego. Jednoczesnie rozwiazania te byly
drogie i uciazliwe w eksploatacji oraz nie zawsze do konca formalne.

Na calym swiecie goraco dyskutowana jest wizja tzw. "globalnego
spoleczenstwa informatycznego". Sieci komputerowe, ktore wyrosly z
potrzeb srodowisk naukowych czy wrecz militarnych, w ostatnich czasach
gwaltownie ogarniaja swoim zasiegiem niemalze wszystkie srodowiska.
Wprowadzenie technik multimedialnych, a w szczegolnosci rozwoj <<World
Wide Web>>'u  uczynilo z sieci idealne narzedzie w swiecie reklamy,
handlu, bankowosci i administracji. Tzw. raport Bangemanna, powstaly na
zlecenie Wspolnoty Europejskiej, przewidujacy nieuchronnosc realizacji
powyzszej wizji  i analizujacy potrzebne do jej zrealizowania warunki,
zostal niedawno przekazany odpowiednim wladzom polskim.

Jednym z warunkow realizacji tej wizji jest budowa tzw. Infostrad, tj.
laczy komputerowych o  wysokiej przepustowosci uzywanych wspolnie przez
uzytkownikow ze wszystkich sfer (naukowej, edukacyjnej, biznesu,
administracji panstwowej). Specjalisci z Naukowej i Akademickiej Sieci
Komputerowej (NASK) w porozumieniu z przedstawicielami innych srodowisk
dyskutuja obecnie nad realizacja Infostrad w warunkach polskich.

Drugim, rownie waznym, a byc moze ze spolecznego punktu widzenia nawet
najwazniejszym,  warunkiem jest wyksztalcenie pokolenia
"Info-kierowcow" tj. uswiadomienie szerokim rzeszom  mlodziezy, jakie
mozliwosci otwieraja przed nimi sieci komputerowe, jak sie po nich
poruszac i jakie  w tym wirtualnym swiecie istnieja reguly postepowania.

                             Cele programu
                             -------------

Wychodzac naprzeciw temu wyzwaniu grupa naukowcow z Wydzialu Fizyki
Uniwersytetu  Warszawskiego zaproponowala zbudowanie i wdrozenie systemu
umozliwiajacego polskim szkolom  dostep do sieci drog Internetu,  a
polskiej mlodziezy  zdobycie Internetowego prawa jazdy. Podstawowe  cele
programu o nazwie *Internet dla Szkol* to:

1. Realizacja systemu podlaczenia szkol do sieci Internet:

   projekt systemu wraz z dokladna  specyfikacja wymaganego sprzetu oraz
   otoczenia,

   instalacja  systemu oraz jego utrzymywanie w dzialaniu,

   opracowanie i  wyposazenie szkol w oprogramowanie potrzebne do
   korzystania z uslug sieci.

2. Szkolenie w zakresie mozliwosci, jakie oferuje Internet:

   poczta komputerowa (e-mail) - mozliwosc blyskawicznej wymiany listow
   z ponad 16 milionami  uzytkownikow sieci z 70 krajow swiata,

   dostep do WWW - mozliwosc korzystania z zasobow  informacyjnych np.:
   biblioteki Watykanskiej,  Kongresu USA, muzeum w Luwrze,
   specjalistycznych  baz danych (np. Biuro Patentow, prognozy pogody),
   itp.,

   przesylanie plikow (ftp) - mozliwosc np. wymiany oprogramowania z
   calym swiatem, listy dyskusyjne (Usenet) - mozliwosc prowadzenia
   dyskusji w ponad 6000 grupach hobbystow o  najrozniejszych
   zainteresowaniach,

   pogawedki sieciowe (irc) - mozliwosc rozmawiania "na zywo" z
   tysiacami ludzi na swiecie, cos w rodzaju CB radio o zasiegu
   swiatowym.

3. Aktywne wykorzystanie mozliwosci sieci Internet:

   wspoluczestniczenie w projektach miedzyszkolnych i miedzynarodowych
   oraz w zyciu spolecznym mlodych Internautow,

   kontakty z uczniami innych krajow, kultur i jezykow, propagowanie
   postaw <<otwartych na swiat>>, poszukiwanie osob o wspolnych
   zainteresowaniach i dyskusja z nimi, prezentacja wlasnych osiagniec i
   przemyslen,\nl wzbogacanie swojej wiedzy poprzez czerpanie z zasobow
   informacyjnych, wzbogacanie mozliwosci swoich systemow komputerowych
   poprzez ciagla aktualizacje  oprogramowania.

4. Wspomaganie nauczania:

   stworzenie zestawu przykladowych lekcji z roznych przedmiotow
   szkolnych wzbogaconych  wiadomosciami z Internetu,

   opracowanie dla nauczycieli instrukcji tworzenia takich lekcji i
   wskazowek metodycznych dla ich  opracowania,

   stworzenie katalogu tych lekcji opracowywanych przez nauczycieli
   roznych szkol.

Program ten bedzie realizowany etapami. Pierwszy etap (pilotazowy) rusza
w pieciu miastach w marcu 1995 roku. W ramach tego etapu zostanie
podlaczonych do sieci Internet kilkanascie szkol srednich, ktore
posiadaja dobra baze komputerowa oraz zostana przeszkoleni
zainteresowani nauczyciele z tych szkol. Czesc z tych szkol uczestniczy
w programie ASPNet realizowanym przez Polski Komitet ds. UNESCO. Nabyte
doswiadczenie z realizacji tego etapu pozwoli na lepsze rozpoznanie
potrzeb i problemow przy realizacji programu na wieksza skale
(regionalna, krajowa). Etap pilotazowy pozwoli rowniez na lepsze
sprecyzowanie zakresu i zasad podlaczania kolejnych szkol. Struktura
realizacji programu na terenie calego kraju oparta bedzie na wezlach
regionalnych (podobnych do pierwszego: warszawskiego), ktore obslugiwac
beda szkoly swojego regionu. Czas i skala realizacji kolejnych  etapow
programu *Internet dla Szkol* uzaleznione sa od srodkow finansowych
programu.

Realizacja programu IdS wymaga znacznych nakladow - oprocz sprzetu do
wyposazenia  wezlow regionalnych i szkol potrzebne sa rowniez srodki na
biezaca dzialalnosc programu (oplaty telefoniczne, szkolenia, serwis).
Zespol realizujacy program IdS liczy na srodki finansowe z roznych
zrodel: od sponsorow polskich i zagranicznych ze sfery szeroko pojetego
biznesu, z organizacji miedzynarodowych, z dotacji rzadowych, itp.
Niezbedne jest wsparcie materialne, zarowno w formie darowizn pod
postacia sprzetu czy oprogramowania, jak rowniez w formie dotacji
pienieznych. Program uzyskal juz pierwsza pomoc zarowno w postaci wplat
pienieznych jak i w postaci sprzetu i uslug.

Realizacja programu IdS od strony merytorycznej kierowac bedzie Rada
Programowa, w sklad  ktorej wchodza m.in. przedstawiciele instytucji
zajmujacych sie edukacja (UW), przedstawiciele  nauczycieli, uczniow
oraz kierownik zespolu realizujacego program IdS od strony technicznej.

Zadaniem Rady bedzie rowniez opiniowanie i sugerowanie kierunkow rozwoju
programu zarowno jesli chodzi o zakres geograficzny jak i przyznawanie
dotacji poszczegolnym osrodkom regionalnym. Rada Sponsorow zas
nadzorowac bedzie prawidlowosc wykorzystania darowizn na cele programu
IdS.

Program *Internet dla Szkol* zostal podczas I-go Kongresu Informatyki w
Poznaniu (1-3  grudzien 1994) oficjalnie objety patronatem  premiera
Rzeczpospolitej Polskiej. Dzialajacy prototyp  systemu zostal po raz
pierwszy publicznie zaprezentowany na wystawie <<Czlowiek i komputer>>
(Warszawa, 12-15 grudzien 1994). Pelna wersja systemu zostala pokazana
na wystawie Komputer Expo 95 (24-27 stycznia 1995, Warszawa).

Autorzy programu sa zwiazani z Wydzialem Fizyki Uniwersytetu
Warszawskiego i posiadaja bogate, wieloletnie doswiadczenie w
dziedzinie sieci komputerowych oraz korzystania z uslug sieci Internet,
ktora wykorzystuja w swojej codziennej pracy naukowej. Wydzial Fizyki
UW byl jedna z pierwszych placowek, ktore uzyskaly w Polsce polaczenie
z siecia Internet kilka lat temu. Na Wydziale Fizyki powstal pierwszy,
wychodzacy do chwili obecnej polski dziennik elektroniczny DONOSY oraz
zostal uruchomiony pierwszy w Polsce serwer w multimedialnym systemie
Swiatowej Pajeczyny Informacyjnej (WWW).

                          Koncepcja techniczna
                          --------------------

Na podlaczenie szkoly do sieci Internet skladaja sie dwa glowne
elementy:  polaczenie szkoly z dostarczycielem Internetu i koncowka
pozwalajaca uzytkowac siec w szkole. Dostarczycielem Internetu w
ponizszym projekcie jest grupa "Internet dla Szkol", dla zwiezlosci
nazywana dalej operatorem.

Koncowka w najprostszej konfiguracji moze byc komputer klasy IBM PC 386
z MS Windows i odpowiednim oprogramowaniem sieciowym, i modemem. Jezeli
zezwola na to mozliwosci w szkolach, zamiast konfiguracji najprostszej
mozna tez myslec o bardziej rozbudowanych: PC 386/486  pracujacy pod
ktoryms z wielu dostepnych na IBM PC systemow Unix, lub tez nawet
router, podlaczajacy do sieci szkolna siec lokalna (LAN). Pozostanmy
jednak przy konfiguracji najprostszej i w najblizszej przyszlosci
najbardziej powszechnej. Zestaw oprogramowania sieciowego pracujacego
pod MS Windows korzystal bedzie z Internetowych protokolow TCP/IP i
bedzie obejmowal programy  realizujace nastepujace funkcje: poczta
komputerowa (e-mail) w standardzie SMTP,

a. dostep do Pajeczyny Informacyjnej WWW, za pomoca programu
   Mosaic,
b. dostep do plikow na odleglych komputerach za pomoca FTP,
c. udzial w forach dyskusyjnych Usenetu,
d. udzial w "sieciowych pogawedkach" (IRC).

Na polaczenie komputera PC w szkole z operatorem skladaja sie z kolei:
modem podlaczony  do szkolnego komputera i linia telefoniczna laczaca
ten modem z modemem operatora. W wiekszosci wypadkow bedzie to linia
komutowana, czyli kazdorazowo szkola bedzie sie musiala dodzwonic do
operatora w celu nawiazania polaczenia sieciowego. Modemy operatora beda
pracowaly w trybie "call- back", co oznacza, ze to operator poniesie
koszt polaczenia. Polaczenie bedzie przerywane natychmiast  po
zaprzestaniu uzywania programow sieciowych. Tam, gdzie zezwola na to
wzgledy ekonomiczne i techniczne, mozna jednak bedzie zaoferowac szkole
linie dzierzawiona i polaczenie przez 24 godziny na dobe. Liniami
telefonicznymi przesylane beda miedzy operatorem, a szkola pakiety IP
przy uzyciu  jednego z protokolow do transmisji po liniach szeregowych,
np. SLIP, PPP.

Operator bedzie ze swej strony dysponowal kilkunastoma lub
kilkudziesiecioma liniami (numerami) telefonicznymi, do ktorych beda sie
mogly dodzwaniac szkoly. Linie te beda zakonczone modemami, ktore z
kolei beda podlaczone do serwera komunikacyjnego. Serwer komunikacyjny
bedzie transferowal pakiety IP pomiedzy liniami telefonicznymi, a
lokalna siecia operatora, skad przez odpowiedni gateway beda one mogly
powedrowac dalej w globalny  Internet. Obok niego operator bedzie
rowniez utrzymywal komputer zawierajacy serwer poczty  elektronicznej
(czyli np. skrzynki pocztowe uzytkownikow programu), serwer WWW,
Usenetu, oraz  serwer FTP. Wszystkie powyzsze serwery beda zawieraly
materialy specyficznie dobrane, by sluzyc  potrzebom srodowiska
szkolnego.  Pierwszy serwer programu IdS znajduje sie na Wydziale Fizyki
Uniwersytetu Warszawskiego. W kolejnych etapach planuje sie powstanie
serwerow  regionalnych, ktorych lokalizacja bedzie wynikala z aktywnosci
srodowisk w regionach.

Reasumujac *Internet dla Szkol* zapewni szkolom pelny dostep do
globalnego Internetu, a  takze specjalnie dla szkol zaprojektowane
serwisy informacyjne.

                         Koncepcja ekonomiczna
                         ---------------------

W zwiazku z proponowanym zastosowaniem serwera komunikacyjnego
pracujacego w rezimie <<call- back>>, wiekszosc biezacych kosztow
polaczen telefonicznych pokrywana bedzie ze srodkow  programu, ktorymi w
tym zakresie rozporzadzac bedzie operator systemu. Zalozono, ze:

a. wszelkie koszty zwiazane z utrzymaniem serwerow i oplaceniem laczy
   sieci komputerowych ponosi operator systemu,

b. w miare posiadanych srodkow szkola otrzyma srednio 2 godziny dziennie
   bezplatnego (tj. oplaconego  przez operatora systemu), telefonicznego
   polaczenia z serwerem komunikacyjnym, koszty jednorazowego,
   krotkotrwalego polaczenia sie z serwerem (w celu sprawdzenia
   identyfikatora i hasla) ponosic bedzie szkola,

c. po wyczerpaniu miesiecznego limitu oplaconych godzin szkola moglaby
   nadal korzystac z serwera oplacajac tylko koszt polaczenia
   telefonicznego z serwerem (tzn. bez <<call-back>>). Sytuacja taka
   moze nastapic np. w przypadku aktywnych dzialan kolka zainteresowan.
   Jesli takie kolko podejmie sie  okreslonych dzialan o zasiegu
   miedzyszkolnym(np. elektroniczna gazetka szkolna) szkola moglaby sie
   ubiegac o zwiekszenie limitu <<call-back>>,

d. szkoly powinny doprowadzic na wlasny koszt linie telefoniczna do sali
   komputerowej i wytypowac  komputer, ktory bedzie pelnil role
   gateway'a do Internetu,

e. szkoly (o ile nie posiadaja) otrzymaja bezplatnie od operatora
   systemu modem, a w szczegolnie uzasadnionych przypadkach, program
   moze wspolfinansowac zakup jednego komputera dla szkoly,

f. koszty serwisu i napraw pogwarancyjnych sprzetu przekazanego szkole
   ponosi szkola,

g. nauczyciele informatyki, jak rowniez nauczyciele innych przedmiotow
   (ktorzy w swoich zajeciach zdecyduja sie korzystac z zasobow
   Internetu) zostana przeszkoleni i otrzymaja kilka kopii  "Elementarza
   Internetu" i wskazowek metodycznych. Koszty szkolenia i materialow
   drukowanych pokryte zostana ze srodkow programu.

Tak wiec w skali miesiaca obciazenie finansowe szkoly bedzie minimalne,
ok. 3 zlotych - natomiast znakomita wiekszosc biezacych kosztow
dzialania systemu ponoszona bedzie ze srodkow programu.

Zalozona struktura powinna pozwolic na zrealizowanie programu
powszechnej nauki korzystania z podstawowych uslug Internetu (ok. 4
godziny zajec) oraz na dokladniejsze zaznajomienie sie z dzialaniem
sieci komputerowych przez wybrane grupy uczniow w trakcie zajec
fakultatywnych i  kolek zainteresowan.

Zespol realizujacy program *Internet dla Szkol*:

  Marek Car
  Krzysztof Charchula
  Jacek Ciborowski
  Jacek Gajewski (kierownik programu)
  Maciek Krzyzanowski
  Krzysztof Muchorowski
  Andrzej K. Wroblewski (Przew. Rady Programowej).

.....................................................................

Dla srodowisk chcacych uruchomic Regionalny Wezel  programu *Internet
dla Szkol*:

Intencja autorow programu jest oczywiscie, by program IdS  nie
ograniczyl sie  tylko do Warszawy i okolic, ale zeby dostep do Internetu
uzyskaly  szkoly srednie w calej Polsce. Rozszerzanie sie akcji zalezy
jednak przede wszystkim  od inicjatyw i aktywnosci srodowisk
regionalnych - to one wlasnie beda musialy zbudowac wezly regionalne.

Jezeli  jestescie Panstwo zainteresowani idea "Internetu dla Szkol" i
chcielibyscie miec jego  wezel "u siebie" prosimy o kontakt:


dr Krzysztof Charchula,
Wydzial Fizyki, Uniwersytet Warszawski,
ul. Hoza 69, 00-681 Warszawa,
tel/fax 0 - 22 - 29-43-09.

*Internet dla Szkol*
Wydzial Fizyki, Uniwersytet Warszawski,
e-mail:  ids@fuw.edu.pl

________________________________________________________________________

Redakcja "Spojrzen":spojrz@k-vector.chem.washington.edu, oraz
                    spojrz@info.unicaen.fr

Adresy redaktorow:  krzystek@k-vector.chem.washington.edu (Jurek Krzystek)
                    karczma@info.unicaen.fr (Jurek Karczmarczuk)

Stale wspolpracuja: mickey@ruby.poz.edu.pl (Michal Babilas)
                    bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz)
                    zbigniew@engin.umich.edu (Zbigniew J. Pasek)

Copyright (C) by Jurek Karczmarczuk (1995). Copyright dotyczy wylacznie
tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem
zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu.

Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji.

Numery archiwalne dostepne przez anonymous FTP z adresu:
k-vector.chem.washington.edu, IP # 128.95.172.153. Tamze wersja
PostScriptowa "Spojrzen".
_____________________________koniec numeru 118_________________________